Szukaj na tym blogu

piątek, 11 marca 2022

Może dobrze, może źle. Kto to wie...

Czas mamy trudny, więc trzeba szukać nadziei i się jej trzymać. Próbuję oswoić rzeczywistość co nie jest sprawą łatwą. Skupiam się na wszystkim co pozytywne, bo ludzkie nieszczęście, wojna, widmo kryzysu humanitarnego i gospodarczego, same pchają się przed oczy, nie trzeba ich wypatrywać.

Smutek i poczucie bezradności towarzyszy mi każdego dnia. Bo co ja mogę. Moja pomoc dla ludzi, których skazano na tułaczkę, którym odebrano ich normalne życie, jest bardzo ograniczona. Fizycznie się nie zaangażuję, bo ledwie ogarniam swoją rzeczywistość. Finansowo pomogłam, ale ta moja pomoc to wielkie nic w stosunku do skali potrzeb. Czy stać mnie, żeby  dać dużo więcej pieniędzy? Nie. Mam przykrą świadomość, że jednak nie kupię nikomu spokojnego życia. Moja chęć pomocy jest ograniczona przez moje możliwości. Pomagać czy nie, to pytanie z gatunku retorycznych. Wiadomo, jak tylko możesz to pomóż. Jednak, gdy w grę wchodzi fakt, że dysponujemy ograniczonymi środkami, to nie powinniśmy tego faktu ignorować. W pomaganiu należy mierzyć siły na zamiary i pomagać w miarę swoich możliwości. Chociażby po to, żeby nie oczekiwać później od tych, którym się pomogło, dozgonnej wdzięczności. Ja to robię. Nie czuję się winna, że nie mogę więcej. To na co mnie stać i co mogę dawać bez ograniczeń to moja życzliwość, uśmiech, okazywanie szacunku i zrozumienia. Zaprowadzenie Ukrainki, która błądziła po osiedlu w poszukiwaniu sklepu, to pomoc która się liczy? To przecież takie nic, ale ta kobieta poczuła, że kogoś obchodzi. Kiedy odprowadziłam ją z powrotem do szkoły, gdzie zakwaterowani są uchodźcy, serdecznie mnie uściskała. Łamanym rosyjskim przekazałyśmy sobie nadzieję i dobre życzenia. Obie poczułyśmy bliskość człowieka z człowiekiem. Ona odczuła, że ktoś rozumie jej sytuację, współczuje i chce pomóc. Ja ucieszyłam się, ze mogę zrobić cokolwiek, żeby było jej lżej. Mam nadzieję, że jej mąż przeżyje wojnę, a ona z synem będzie mogła wrócić do niego i reszty rodziny, że zostanie w niej chociaż trochę zaufania do ludzi.

Mam nadzieję, że to zło, które rozlewa się teraz po świecie wstrząśnie nami na tyle, żebyśmy porzucili stare podziały i zaczęli walczyć o nowy ład, w którym najważniejsze będzie to, że jesteśmy ludźmi, że możemy się szanować i wspierać.   

Tuż po wybuchu konfliktu byłam pełna nadziei, że tragedię wojny da się choć trochę zrównoważyć dobrocią płynącą z ludzkich serc. Byłam dumna, że polskie społeczeństwo okazało solidarność i dało ogromne wsparcie uchodźcom. Ale już widać, że kryzys humanitarny staje się coraz większym obciążeniem. Ludzie, którym żyło się ciężko i bez wojny za naszą granicą, zaczynają okazywać niezadowolenie. Boję się, że coraz większa bieda i coraz więcej problemów, odbije się negatywnie na uchodźcach, którzy szukali u nas ratunku. Że to co mogło wypłynąć dobrego z fali pomocy zostanie zmarnotrawione.

Kiedy zastanawiałam się nad tym co może wyniknąć z obecnej sytuacji przypomniała mi się buddyjska przypowieść, która pokazuje, że w życiu strata może okazać się zyskiem, że nic nie jest do końca takie jak  nam się wydaje. Chcę podzielić się Wami tą historią. Może też da Wam trochę nadziei. Spisałam z pamięci, bo nie pamiętam, gdzie ją czytałam.

Król pojechał na polowanie i obchodząc się nieostrożnie z bronią skaleczył się w palec. Medyk, który mu towarzyszył, opatrzył królewski palec. 

- Teraz już będzie dobrze? - upewniał się król.

- Może dobrze, może źle, kto to wie - odpowiedział medyk. Król machnął ręką i pojechał polować dalej. Po powrocie do zamku okazało się, że królewski palec spuchł i zrobił się czerwony. Medyk zdjął opatrunek, nasmarował palec maścią i założył nowy. Kiedy skończył król znowu go spytał.

- Teraz już będzie dobrze?

- Może dobrze, może źle, kto to wie - odpowiedział znowu medyk.

Sytuacja powtarzała się kilka razy, ale leczenie nie przynosiło pożądanego skutku, a medyk wciąż tak samo odpowiadał na pytania króla. Z czasem okazało się, że palec trzeba amputować. Król obwinił za to medyka i wtrącił go do lochu, żeby ten do końca swojego życia mógł pokutować za swoją winę.

Po kilku latach król znowu miał pecha na polowaniu, bo zapędził się za zwierzyną i się zgubił. Kiedy błąkał się po lesie został pojmany przez tubylców i zabrany do ich wioski. Wódz plemienia zdecydował, że król zostanie złożony w ofierze ich bóstwu. Rozpalono stos ofiarny. Kiedy miano już wrzucić króla w ogień, wódz zauważył, że król jest kaleką.

- Jak możecie składać naszemu bóstwu ofiarę z kaleki?! - krzyknął wódz - nasze bóstwo zasługuje na coś doskonalszego.

Następnie kazał rozwiązać króla i wygonić go z powrotem do lasu. Szczęśliwie dworzanie króle odnaleźli i zawieźli do zamku. Gdy król doszedł do siebie kazał wezwać medyka.

- Muszę cię przeprosić, niedobrze się stało, że wtrąciłem cię do lochu - powiedział król.

- Może dobrze, może źle, kto to wie - jak mantrę powtórzył medyk.

- Wiedz, że przez to, że nie miałem palca, to uratowałem życie - powiedział król. 

- Panie, nie masz mnie za co przepraszać. Gdybyś nie wtrącił mnie do lochu, to musiałbym jechać na polowanie z tobą i wtedy mogliby pojmać nas obu. Ciebie by nie złożyli na stosie ofiarnym, bo jesteś kaleką, ale ja mam wszystkie palce, więc mogliby mnie spalić. Tak, może dobrze, może źle, kto to wie, zamyślił się medyk. Król poprawił koronę i powtórzył za medykiem: może dobrze, może źle, kto to wie.

Także odłóżmy na bok nasze strachy i końce świata, bo tak naprawdę nie wiemy, jak się życie potoczy, co będzie stratą, a co okaże się zyskiem. Trzymajmy się nadziei i tej chwili, która trwa właśnie teraz. 

Często powtarzam sobie wiersz ks. Jana Twardowskiego.

Nie płacz w liście
nie pisz, że los Ciebie kopnął
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
Kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno
Odetchnij, popatrz
Spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij, że jesteś, kiedy mówisz, że kochasz

Nikt z nas nie chce nawet małych nieszczęść, ale one i tak przychodzą. Życie jest sinusoidą, więc zawsze jest nadzieja, że po łzach przyjdzie uśmiech, po burzy zaświeci słońce. Uczmy się spokoju. Zawsze jest może dobrze, może źle, kto to wie.

I na dzisiaj to by było na tyle.

28 komentarzy:

  1. Basiu! Piękna ta buddyjska przypowieść. Dziękuję Ci za nią ogromnie. Podziałała na mnie uspokajająco i uświadomiła, że choć zdaje mi się, że los bawi sie nami jak zabaweczką, to tak naprawdę nie wiemy wszystkiego, nie możemy przewidzieć, co z tej niby okrutnej zabawy moze wyniknąć.
    I w zwiazku z tym przypomniała mi sie baśń Andersena.O matce, która chciała wybłagać u śmierci by nie zabierała jej małego synka. A śmierć pokazała owej matce, co wyrośnie z jej synka, o ile pozwoli mu przezyć i co z tego wyniknie dla świata. I chyba wówczas biedna matka pogodziła sie z wyrokiem losu. Bo okazuje się, że choć nam wydaje sie często okrutny i niesprawiedliwi, bo może być i tak, że on wie, co robi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ciebie też trochę wyciszyły te słowa. Interesuję się buddyzmem od wielu lat. Miejmy nadzieję, że może tym razem da się zło dobrem zwyciężyć, że to co się teraz na świecie dzieje powstanie jakieś nowe otwarcie, że wyskoczymy ze starych niszczących ludzkość schematów.
      Na buddyzm nie patrzę na niego z perspektywy religijnej, ale tej psychologicznej. Buddyzm ma wiele stycznych z chrześcijaństwem. Bardzo podoba mi się buddyjskie ćwiczenie się w życzliwości, wybaczaniu, nieocenianiu innych. Staram się naśladować, ale jak wiesz z różnym skutkiem. Najwięcej problemów mam z nieocenianiem, bo niektórzy ludzie są tak głupi, napastliwi, nienawistni, że trudno ich ominąć.

      Usuń
  2. To prawda, pomagajmy na miarę sił i środków i bez oczekiwania wdzięczności czy rozgłosu.
    Jakoś nie bardzo mam nadzieje, ze ludzkość się zmieni, ileż to razy mieliśmy taką możliwość, a koszty okazywały się zbyt wielkie?
    Czas pokaże, czy sytuacja wyzwoliła w nas dobre czy złe moce...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, czas pokaże. Ja bardzo chcę mieć nadzieję, że może teraz świat wyskoczy ze starych kolein i zacznie się coś nowego. Walka o hegemonię jest wyniszczająca, płacą za nią narody. Politycy działają nie dla dobra obywateli, ale dla własnej kariery i powiązanych z nim grup interesów. Może w obliczu wojny nuklearnej, która może zniszczyć nas wszystkich, ludzie pójdą po rozum do głowy. Tylko społeczeństwo obywatelskie może dać odpór wszelkiej maści dyktatorom, którzy chcą, żeby ludzie żyli pod ich dyktando. Zauważ, że dużo mówi się o demokracji, a mamy jej coraz mniej. Politycy zamykają nam usta i wciskają na siłę jak mamy żyć. Niestety nie tylko oni. Wśród społeczeństwa nie brakuje ludzi, którzy gorliwie im pomagają, bo przecież są najmądrzejsi i na wszystko mają najlepszą receptę. Człowiek, który śmie wątpić i zadawać niewygodne pytania jest płaskoziemcą, foliarzem, idiotą . To dlatego nie znoszę ciotek rewolucji, które chcą cenzurować każdego i sprzedawać swoją jedynie słuszną prawdę. Kończę już bo odchodzę od tematu. Miłego dnia Jotko.

      Usuń
  3. Dzięki za ten mądry tekst. Trzeba przyznać że w buddyzmie jest wiele opowieści, które uczą nas, że nasza ludzka wiedza bywa ograniczona, a wnioski wyciągane przez nas często błędne.
    A pomaganie to też stan umysłu, a nie tylko możliwości materialne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię buddystów także za to, że zadają wiele pytań i nie narzucają swoich prawd objawionych. Poza tym, uczą radości życia.
      Masz rację, że pomaganie to stan umysłu. Jak lubisz pomagać, to nie oczekujesz wdzięczności, nie potrzebujesz oklasków, radość czerpiesz z tego, że mogłaś komuś ulżyć. W moim mieście i przed wojną było dużo Ukraińców. Zawsze odnosiłam się do nich z sympatią i życzliwością, ale widziałam, jak wiele osób taktuje ich z góry albo wręcz pogardliwie. Co ciekawe niektóre z tych osób są teraz pierwsze do atakowania tych, którzy się zastanawiają jak ogarniemy ten kryzys humanitarny. Za przykład mogę podać moją sąsiadkę, która narzekała, że Ukraińcy zabierają nam miejsca pracy, Ukrainki się puszczają i polują na polskich mężczyzn, a teraz na fali pomocowego wsparcia kreuje się na pierwszą szlachetną. Dla mnie takie zachowania są obrzydliwe.

      Usuń
    2. Czytałam gdzieś buddyjską opowieść z podobnym morałem, ale innymi dekoracjami. Była to historia o koniu, którego ktoś ukradł. A potem się odnalazł.

      Mocne słowo, "obrzydliwe". Jednakowoż na miejscu. Dla mnie takie zachowania są również zadziwiające. Ciekawe, co taka osoba ma w głowie i w sercu i jakie mechanizmy tam działają.

      Usuń
    3. Jest jeszcze inna z podobnym morałem o synu, który został kaleką i dzięki temu nie musiał iść na wojnę.
      Agniecha ja nie znam się aż tak na ludziach, żeby wiedzieć, dlaczego sąsiadka potrafi tak się zachowywać, ale przyznam, że bardzo nie lubię ludzi jej pokroju. Używam też mocnych słów, czasami za mocnych, ale taka już moja uroda. Nie przerobiłam jeszcze wystarczająco buddyjskiego:"nie oceniaj".

      Usuń
  4. Pomoglas tej ukrainskiej kobiecie i sie usciskalyscie, mysle, ze to wiecej warte niz pieniadze, a poczucie winy powinni miec jedynie ci, ktorzy rozpetali to cale barbarzynstwo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomoc była niewielka, ale wydaje mi się, że obie doceniłyśmy tę bliskość, która się przez tę parę minut między nami wytworzyła. Chciałabym zrobić coś więcej, ale mogę się podzielić tylko tym co mam. Nie karmię się pychą, że oddam potrzebującemu ostatnią koszulę. Nie nie oddam, bo nie będę świecić gołym tyłkiem i nie mam zapotrzebowania na świecenie przykładem.

      Usuń
  5. Dziekuje Basiu za te przypowiesc, niby wiem, ze nie mozna skupiac sie tylko na tu i teraz, ale czasem ciezko ogarnac szerszy obraz.
    My mamy na to takie polskie przyslowie "nie ma tego zlego, coby na dobre nie wyszlo".
    Wierze, ze damy rade.
    I jeszcze mie sie Mlynarski przypomnial i jego teksty.
    Robmy swoje!

    OdpowiedzUsuń
  6. Kity, Tobie trudniej się oderwać, bo na bieżąco śledzisz wszystkie informacje. Ja nie mam Twojej wiedzy geopolitycznej, ale też nie czuję się na siłach, żeby ją zdobywać. Parę lat temu odpuściłam sobie duże zainteresowanie polityką. Wyszłam z założenia, że skoro nic nie mogę zmienić, to zajmę się bardziej tym na co mam wpływ. Teraz interesuję się umiarkowanie. Docierają do mnie informacje o wojnie i posunięciach polityków, ale bardzo sobie je racjonuję, żeby się nie zadławić. Mamy rożne podejście, różne zdania, ale szanujemy się wzajemnie, bo jesteśmy mądrymi kobietami, które nie mają klapek na oczach, które cenią sobie wolność i nie pozwalają jej sobie odbierać. Bardzo chcę wierzyć, że to co tak źle wygląda może się okazać początkiem nowej drogi.
    Młynarskiego kocham od lat. Jego teksty są piękne, ale te śpiewane felietony to majstersztyk. Trzymaj się kochana tych samych chmur co ja i róbmy swoje.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję Ci za ten tekst- był mi bardzo potrzebny. We mnie jest wiele wątpliwości i nie umiałam ich rozwiać. Twoja notka zdjęła ze mnie trochę ciężaru...
    A buddyjską przypowieść znałam, ale w nieco innej wersji- o gospodarzu, któremu uciekł najpiękniejszy koń... itd, itd. Wymowa ta sama. Sporo nadziei w Twoim tekście- raz jeszcze dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę bardzo. Cieszę się, że Tobie morał płynący z przypowieści też dał trochę nadziei. Wszyscy znamy stare prawdy, ale jakoś je pomijamy,gdy musimy się konfrontować z trudnymi rzeczami. Dlatego ja spisuję sobie w osobnym folderze, to co powinnam dobrze zapamiętać i w miarę możliwości stosować. Czasami czytam hurtem rożne mądre myśli i wtedy czuję, że wracają mi siły. Koleżanka przysłała mi zdjęcie Ukrainki, która uciekała na naszą granicę. Ta kobieta wiele kilometrów niosła na plecach dużego, starego psa, który nie miał już siły iść. Dopóki są tacy piękni ludzie świat nie zginie. Spokoju i pogody ducha Ci życzę.

      Usuń
  8. Dobrze jest czerpać mądrość z takich opowieści:)))ja też mam nadzieję że będzie dobrze i że trzeba żyć tu i teraz:))))bardzo lubię Twoje posty:)))Pozdrawiam serdecznie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się Reniu, że do mnie wpadasz i dziękuję za dobre słowo. Miłego weekendu.

      Usuń
  9. Bardzo lubie madrosc buddyzmu i byl czas jak mieszkalam w NYC to chodzilam na ichne wyklady, bardzo mi pomogly po smierci mojego Taty.
    Tak czy inaczej, ja naleze genralnie do tych co planuja, wola wiedziec bo wtedy jest sie latwiej ustawic:)) wiec szukam, ale tez kieruje sie ZAWSZE jakims wewnetrznym glosem mojego ciala/serca (wstawic co kto woli) i w wiekszosci sa to celne decyzje. Moze nie od razu, ale z czasem okazuje sie, ze mialam racje.
    Juz gzies pisalam, ze u nas to maz ma doktoraty ale ostateczna decyzja w kazdej sprawie nalezy do mnie:))) Jakos tak jest, ze on tez ma zaufanie do mojego "gut feeling" jak to mowia Amerykanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz Star, ja to się boję, że Ty możesz mieć rację. Niestety. Twoje poprzednie diagnozy w dużej mierze się sprawdziły.
      Moja strategia na dziś jest taka, że wojną interesuję się umiarkowanie, bo potrzebuję energii na to co trudne i nieznane. Nie mam wpływu na wiele rzeczy, polityka jest teraz jedną z nich. Nawet jeżeli można mi zarzucić, że zachowuję się jak struś, to uważam, że w obecnej sytuacji taka taktyka jest dla mnie najlepsza. Muszę mieć siłę na to co mogę zmieniać, więc nie skupiam się na tym, na co nie mam żadnego wpływu.
      Tego miedzy innymi nauczyłam się od buddystów. Ajahn Brahm, którego książki czytałam, w jednej z nich nauczał, żeby wyjść ze swojej głowy i skupić się na działaniu. Jeżeli nie masz na coś wpływu, nie możesz czegoś zmienić na lepsze, to odrzuć analizowanie i zamartwianie się tym, bo takie zachowanie cię tylko osłabia.
      Intuicyjnie czułam to od dawna, ale dopiero po lekturze jego wykładów zaczęłam praktykować. Ty jesteś kobietą czynu i zwierzęciem politycznym, więc jakoś sobie radzisz. Ja widzę, że im więcej czasu poświęcam na informacje o wojnie, tym gorzej się czuję. Dlatego raz dziennie pytam męża, co tam nowego się dowiedział i na tym zwykle poprzestaję.

      Usuń
    2. Basiu wcale nie odbiegasz daleko od mojej strategii:)))
      Ja chce wiedziec, ale w sumie ta wojna daleko, wiec moglabym sobie darowac, prawda? Niby tak, tyle, ze to nie jest istotne jak daleko jest wojna. Istotne jest co robia ci na gorze, bo ich dzialania maja i beda miec wplyw na zycie nas wszystkich tak tych co mieszkaja blisko jak i tych co mieszkaja daleko.
      Ja np. widze jak swiat sie podnieca sankcjami nalozonymi na Putina... fajnie, to tak ladnie brzmi: nie chcemy jego ropy, nie chcemy jego zboza, nie chcemy NIC co putinowe:)))
      Podobnie bylo dwa lata temu jak sie zaczela "pandemia" ludzie na lewo i prawo, blisko i daleko krzyczeli: zamknac wszystko i wszystkich, nie wypuszczac, omaskowac, zacementowac, zagrodzic....... itp.
      Poltora roku pozniej juz ci sami ludzie zaczynali nieco innym glosem, nagle nauczycielki, ktore sobie doskonale radzily zdalnie zaczely oskarzac niedouczenie dzieckow nieudolnoscia rodzicow... nagle niektorym zaczynalo brakowac pieniedzy na ogrzanie chalupy, nagle niektorym nie starczylo emerytury na zwykle jedzenie, ktore przeciez jest podstawa.
      A ja sie dziwilam, bo przeciez zamiast narzekac powinni sie cieszyc, ze owszem zimno i o golym pysku ale BEZPIECZNIE.
      To samo bedzie teraz, dokladnie to samo. Bo malo kto mysli/wie/zdaje sobie sprawe z faktu, ze te sankcje to sa nalozone na NAS wszystkich na calej kuli ziemskiej.
      Poniewaz ja o tym wiem, rozumiem jak to dziala to skupilam sie na ogrodku warzywnym a nie ozdobnym cebulek krokusa nie zezre, wiec stawiam na zwykla cebule. W tym roku juz mamy plan powiekszenia ogrodka... niewiele ale w koncu jest nas tylko dwoje (OK z tesciem troje) wiec wiele nam nie potrzeba. Bedziemy znow robic przetwory, tym razem juz madrzejsi o doswiadczenia ubieglego roku, bo mamy kilka bubli, ktore nam sie przytrafily w ubieglym roku.
      I znow cierpliwie poczekam jak zaczna sie glosy ze jedzenie, leki, uslugi, transport itd. za drogie, a przeciez to mialo byc drogie dla Putina a nie dla nas. Te glosy beda, bo juz zaczynja gdzie niegdzie sie wylaniac.

      Jak widzisz to nie jest skupianie sie na wiadomosciach, staram sie wykorzystac wiedze tychze wiadomosci na moj osobisty uzytek.

      Usuń
    3. Star, rzeczywiście korzystam z informacji. Kiedy zaczął się cyrk pandemiczny wiedziałam, że kroi się coś niedobrego. Wcześniej już było widać, że gospodarka siada, a dodruk pieniędzy nie zatrzyma kryzysu na długo. Pandemia tylko przyspieszyła ten proces. Dlatego zabezpieczyłam się więc finansowo, żeby uratować kasę przed galopującą inflacją. Niestety ogródka nie mam, więc nie mogę tak jak Ty być bardziej samowystarczalna. W domu nie mam cennych rzeczy, więc w razie czego handel wymienny odpada. Także wiele zrobić nie mogę.

      Jeżeli chodzi o to co myślą i robią ciotki rewolucji, to mam wyrobione zdanie i żadnych złudzeń, że u nich działa myślenie przyczynowo-skutkowe. Czas coraz trudniejszy, więc ciotkom rewolucji nie zabraknie frontu do działań. Dalej będą wylewały hektolitry jadu i mnóstwo nienawiści do ludzi z "kraju tutejszego", okrywając się płaszczykiem szlachetności, mądrości i wyższości. Na szczęście nie muszę mieć z nimi do czynienia, więc niech się same macerują w swojej lepszości. Na zdrowie im to nie wyjdzie, ale to nie mój problem.

      Usuń
    4. Basiu najwazniejesze, za kazda z nas robi co moze we wlasnym zakresie. Nasza decyzja o przeprowadzce na wies byla podyktowana wlasnie sytuacja ekonomiczna kraju. Mialo sie to odbyc kilka lat wczesniej ale szyki pokrecila nam moja choroba, uznalismy, ze trzeba odczekac 5 lat po chorobie w NYC gdzie mialam najlepsze mozliwosci leczenia. I dlatego to sie przedluzylo. Na szczescie udalo nam sie zrealizowac plan juz co prawda w czasie "pandemii" wiec to bylo jak wygrana w lotka.
      Mamy dzieci mieszkajace ciagle w NYC ale oni jakos chyba nie bardzo zdaja sobie sprawe z sytuacji wiec tam sa bo lubia. Ja sie nie dziwie, bo tez lubilam i byl nawet czas kiedy nie wyobrazalam sobie zycia poza NYC. Milosc do tego miasta zostanie w moim sercu juz na zawsze.
      A teraz kocham wies i spokojne zycie z tym, ze oczy mamy ciagle szeroko otwarte.
      Ciotki rewolucji niech sobie robia co chca, niech im bedzie na zdrowie w sumie jestem im niezmiernie wdzieczna, ze poswiecaja mi tak duzo czasu:))))
      Jestem w tym wieku, ze kazde zainteresowanie sie liczy :P

      Usuń
    5. Star, zazdroszczę Ci domu, bo to moje niespełnione marzenie. Miałam nadzieję, że sprzedamy dwa mieszkania, trochę dołożymy i kupimy jakiś mały dom. Niestety życie się nam pokomplikowało i nici z planów. Tobie się udało, chociaż nigdy nie chciałaś kupować chałupy na własność. Mieszkasz w pięknej okolicy w wygodnym domu, więc nie dziwię się, że jesteś zadowolona. Ja też nie narzekam, bo umiem cieszyć się z tego co mam.Co do ciotek, to wiesz, strasznie im działasz na nerwy, bo one chcą jaśnieć i wskazywać maluczkim drogę jak ta Gwiazda Betlejemska, a Ty błyszczysz intelektem i dowcipem. Zarzucają Ci, że gwiazdorzysz, a same wyłażą że skóry, żebyś była bardzo popularna na blogowisku. No, mądre to to nie jest, ale one jakieś takie niezbyt mądre są. Braki nadrabiają zadęciem. W tym ich nie dogonisz i nie sądzę, żebyś chciała.

      Usuń
  10. Ciężki czas... Też się czepiam każdej pozytywnej rzeczy, jaka się trafi. Śmieję się z głupot, czytam coś lekkiego.. A nawet zebrałam siły na poskakanie przed aparatem...
    Musi być dobrze! W końcu!
    Damy radę Basiu!
    Przesyłam słoneczne pozdrowionka!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Też liczę na to, że damy radę. Podobnie jak Ty szukam radości i wszystkiego co pozytywne. Komedii romatycznych nie trawie, ale wszystkie inne oglądam w ilościach hurtowych. Uwielbiam angielski humor i mogę po kilka razy oglądać stare seriale. Ostatnio oglądałam "Co ludzie powiedzą" i "Hotel Zacisze", śmiałam się do rozpuku. Zamartwianie się jest bezproduktywne. Nie rozumiem tych egzaltowanych bab, które mają za złe, że ktoś chce normalnie żyć. Twoje skakanie przed aparatem niezmiennie mnie zachwyca. Bije od Ciebie taka pozytywna energia, że robi się ciepło. Też serdecznie i słonecznie Cię pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo mądra historia...SPOKÓJ i dystans do życia to ogromna wartość niestety tak bardzo trudna do wykonania.Ludzie z byle powodu krzyczą,denerwują się,obrażają innych i wszystko chcą mieć natychmiast albo jeszcze szybciej ;))).Mnie czas uczy pokory...Serdecznie Cię pozdrawiam Basiu i proszę pisz dalej i nie przestawaj bo lubię Cię czytać :)))

    OdpowiedzUsuń
  13. Dziękuję bardzo za komentarz. Miło mi, że moja pisanina czemuś służy. Wciąż uczę się ważnych rzeczy i staram się dzielić tym z innymi, bo to daje mi radość. Wpadaj tak często jak czas Ci pozwoli, ja będę pisała. Również serdecznie Cię pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń