Szukaj na tym blogu

sobota, 6 sierpnia 2022

Każdy ma swoją pieśń

źródło : internet
Jak już wielokrotnie pisałam, często zastanawiam się nad sobą, nad swoim życiem, nad swoimi wyborami i ich przyczynami. Urodziny to dobra okazja do podsumowań, ale także wspomnień. I tak przypomniała mi się pewna historia opisana przez afrykańskiego poetę, który nazywa się Tolba Phanem. Przypowieść tę czytałam wiele lat temu, ale bardzo zapadła mi w pamięć, więc często do niej wracam. Powtórzę ją, bo może przyda się komuś do jego własnych analiz, podsumowań i planów.  Oto ta historia.

„Kiedy kobieta z plemienia Ubuntu dowiaduje się, że jest ciąży, idzie do lasu wraz z innymi kobietami, aby tam wspólnie modlić się i medytować do czasu, aż odkryją „Pieśń Dziecka”. Wiedzą, że każda dusza ma swoją własną wibrację, która wyraża swoją wyjątkowość i cel. Kobiety odnajdują tę pieśń i śpiewają ją.
Potem wracają do swego plemienia i uczą jej innych.
Kiedy rodzi się dziecko, cała społeczność znów zbiera się razem i śpiewa ową pieśń. Kiedy dziecko rozpoczyna naukę, wioska znów się jednoczy i śpiewa jego pieśń. Gdy dziecko staje się dorosłym, wszyscy znów wspólnie się spotykają i ją śpiewają. W dniu zawarcia małżeństwa, młody człowiek ponownie słyszy swoją pieśń. A gdy nadchodzi dzień jego odejścia z tego świata, rodzina i przyjaciele zbierają się przy nim – jak w dniu jego urodzin – i śpiewają jego pieśń, towarzysząc mu w ostatniej podróży.
W tym afrykańskim plemieniu jest jeszcze inna okazja, kiedy śpiewa się ową pieśń: jeśli jakaś osoba popełniła przestępstwo lub naruszyła społeczną normę, zabierana jest na środek wioski, a cała wioska tworzy wokół niej okrąg i… śpiewa jej pieśń. Plemię wie, że korygując czyjeś antyspołeczne zachowanie nie powinno się karać, lecz okazać miłość i przypomnieć o prawdziwej tożsamości tej osoby.
Kiedy odkryjesz swoją własną pieśń, ustanie w Tobie chęć krzywdzenia kogokolwiek. Twoi przyjaciele znają „Twoją Pieśń” i śpiewają Ci ją, kiedy Ty o niej zapominasz. Ci, którzy Cię kochają, nie dadzą się zwieść ani błędom, które popełniłeś, ani ciemną stroną swojego ja, którą pokazujesz innym. Pamiętają o Twoim pięknie, kiedy Ty czujesz się brzydkim, o tym, że tworzysz całość, kiedy jesteś w rozsypce, o Twojej niewinności, kiedy czujesz się winnym, oraz o celu Twojego życia, gdy czujesz się zagubionym."

Lubię żyć świadomie i lubię się uczyć, dlatego korzystam z mądrości innych ludzi. Praktykuję buddyjską zasadę traktowania każdego spotkanego człowieka jak nauczyciela. Im dłużej żyję tym bardziej dociera do mnie, że choć na pierwszy rzut oka ludzie bardzo się różnią, to jak się dokładnie przyjrzeć wszyscy jesteśmy do siebie bardzo podobni. Po przeczytaniu cytowanej przypowieści zaczęłam się zastanawiać nad moją pieśnią.


I muszę przyznać, że zrobiło mi się trochę smutno, bo uświadomiłam sobie, że byłam bardzo samotnym dzieckiem, za którym nie stał żaden wspierający chór. Od wczesnego dzieciństwa musiałam polegać na sobie i sama układać swoją pieśń. Nie sądzę, żeby rodzice i rodzeństwo wiedzieli jak bardzo czułam się samotna, nierozumiana i niezaopiekowana. Nie dopominałam się bardzo o to czego mi brakowało, bo uważałam, że to ze mną jest coś nie tak jeżeli nie wystarcza mi to co dostaję i wśród tylu ludzi czuję się osamotniona.

Pogodziłam się, że jest jak jest i radziłam sobie z tą sytuacją najlepiej jak umiałam. A że byłam mądrym dzieckiem to dość szybko doszłam do wniosku, że jeżeli mi na czymś zależy to sama muszę się postarać, żeby to dostać. Chciałam miłości, uwagi, opieki, więc sama dawałam, to za czym tęskniłam. Starałam się zasłużyć na swoje miejsce w rodzinie i wśród otaczających mnie ludzi. Niestety z powodu braku życiowego doświadczenia  bardziej byłam dla innych niż dla siebie. To była wtedy moja pieśń.

Taka postawa nie była dobra. Lekceważenie swoich potrzeb i branie na siebie całej winy za wszystko co się wokół dzieje, brak równowagi w tym co dajemy a co otrzymujemy nikomu nie wychodzi na dobre. No chyba że ktoś chce być sfrustrowaną męczennicą. Ja nie chciałam, ale długo, za długo innych stawiałam przed sobą. Nie żałuję swojego zaangażowania w życie rodziny, w opiekę nad siostrzeńcami, w pomoc ludziom, z którymi zetknął mnie los, ale dziś wiem, że nie powinnam była godzić się, żeby postrzegano mnie tylko przez pryzmat mojej przydatności. Niestety, nie stawiałam granic, więc było jak było, poniekąd na moje własne życzenie.

Teraz widzę więcej i wiem, że nie można chcieć za bardzo, bo to zawsze kończy się rozczarowaniem i żalem. Dzisiaj nie postawiłabym siebie na końcu kolejki. Dzisiaj nie muszę już zabiegać o chór. A choć dojrzałam do tego, żeby śpiewać solo, to stoi za mną wiele osób, które zawsze mnie wspierają. Tak po prostu, bez specjalnego starania się z mojej strony. I to jest moje największe szczęście. Jednak czasami mam pretensje do siebie, że tak długo trwało zanim dotarłam tu, gdzie jestem teraz.
 

Patrzę na moje stare zdjęcia.



 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
To siedmioletnie dziecko wie czego chce,  widać to w spojrzeniu. Patrzy uważnie, w oczach ma odwagę, uśmiecha się do świata, nie czekając aż ten odwzajemni uśmiech. Dlaczego więc tak długo tłamsiłam  potencjał tego dziecka i przymierzałam go do innych, nie pozwalając mu rozwinąć skrzydeł? Myślę, że działo się tak, bo pragnienie bycia kochaną i akceptowaną przez innych długo ustępowało przed umiejętnością kochania i akceptowania siebie. Świadomość, że gdyby nie te wszystkie poprzednie doświadczenia nie byłabym tym kim jestem teraz, łagodzi żal, że tak długo szukałam właściwej drogi i swojej pieśni.  W moim życiu wciąż brzmią nuty pomocy, bo nadal lubię pomagać, ale zmieniły się proporcje i motywacja. Czuję, że już nie muszę zasługiwać, że jestem dobra taka jaka jestem i wcale nie muszę do nikogo pasować, że jestem wolna w swoich wyborach i bez fałszywej skromności mogę powiedzieć, że taka jaka jestem jestem wystarczająco dobra żeby mnie kochano. 
 
Lubię się dzielić, więc podzieliłam się z Wami piękną przypowieścią i moją refleksją. Może komuś przydadzą się te słowa, żeby szybciej odnalazł swoją pieśń i wiódł szczęśliwsze życie. I na dzisiaj to by było na tyle.  

9 komentarzy:

  1. Chyba wielu z nas przezywa takie rozterki, miewa podobne refleksje.
    Przedkładanie potrzeb innych nad własne wynika nie tylko z rodziny, w jakiej się wychowujemy, ale także z naszej osobowości, która zmienia się przez lata.
    sama przekonałam się także, że wiele uczymy się od osób, które spotykamy na swej drodze i zgadzam się z cytatem, ze to nie świat się zmienia, to inni ludzie nas zmieniają.
    Wszystkiego pięknego urodzinowego!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, ludzie i doświadczenia uczą nas nie tylko życia, ale i nas samych. To dzięki ludziom na naszej drodze poznajemy siebie i uczymy się dokonywania własnych wyborów. Nie żałuję tego co dawałam, bo każde dobro przynosi zysk. Jeżeli czegoś mi żal (choć wiem, że nie trzeba żałować) to tego, że nie umiałam dbać tak samo o siebie jak dbałam o innych. Teraz już to potrafię i teraz jest uczciwiej, bo daję z chęci dawania, a nie po to, żeby mnie lubiano. Moja Mama wciąż dawała, była rasową pomagaczką, ale nie umiała brać. Przez lata na nią patrzyłam i zachowywałam się podobnie, ale ja zdążyłam się zmienić, ona nie. Myślę, że z upływem lat człowiek jest bardziej skłonny do refleksji i ma więcej czasu na grzebanie się w sobie. Chociaż ja zawsze byłam grzebiąca))) Jotko pięknie dziękuję za życzenia.

      Usuń
  2. "...dziś wiem, że nie powinnam była godzić się, żeby postrzegano mnie tylko przez pryzmat mojej przydatności."
    A może tak: dziś wiem, że postrzegałam siebie tylko przez pryzmat mojej przydatności.
    niewielka różnica, ale jaka ważna.
    I ja czasem żałuję, że późno. Że byłam ślepa na siebie ponad 40 lat. Ale już wiem, że po prostu byłam za silna i źle używałam swojej siły :) Odwrotnie. Na zewnątrz, a nie do środka. I tak miało być, bo inaczej nie byłoby AB takiej, jaką zaczynam lubić :) Abasiu, wszystkiego NAJ :)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, jak Cię poznałam to od razu wiedziałam, że my obie z jednej parafii. Rzeczywiście moje postrzeganie siebie jako tej, która ma znaczenie tylko wtedy kiedy jest przydatna wyszło ode mnie, bo czułam wtedy, że jak nie będą mnie kochali to w ogóle mnie nie będzie. Inni tylko korzystali z tej mojej hojności w byciu pomagaczką. Ja nie umiałam wykorzystywać swojej siły dla siebie, bo sama byłam dla siebie za mało ważna, żeby się o siebie starać. Teraz już umiem kochać i lubić siebie tak samo jak innych bliskich mi ludzi, teraz jestem dla siebie ważna. Ale i tak bardzo się cieszę, że zaczynasz mnie lubić. Zastanawiam się tylko dlaczego dopiero teraz)))

      Usuń
    2. A tu my się nie dogadałyśmy :D
      Bzikową zaczynam lubić, bo Abasię polubiłam jak tylko trafiłam na twój blog i wrzuciłam do obserwowanych :))))

      Usuń
  3. Przede wszystkim - Basiu droga! Z całego serca, życzę Ci wszystkiego najlepszego z okazji Twych Urodzin!:-) To takie banalne i mało wylewne zyczenie, ale po pierwsze Ty sama wiesz najlepiej, czego Ci potrzeba, a po drugie zawiera ono w sobie życzliwosc i szczerą sympatię dla Ciebie oraz pragnienie byś mogła sie spełniać w poczuciu spokoju, świadomości, że kroczysz dobrą drogą.
    Piękna ta opowieśc o przewodniej pieśni, o tym, że inni pomagają nam byc soba, nawet, gdy my od siebie odchodzimy. Myslę, że pomagają nawet wtedy, gdy zdaje sie nam, iż przeszkadzają. Bo wszelkie przeszkody na drodze, wszelkie kamienie są po coś, czegos nas uczą, do czegos pozwalaja dojrzeć, coś zrozumieć.Aż w koncu z poczwarki rodzi sie motyl. I frunie wolny tam gdzie chce i jak chce. I jeszcze innych do lotu inspiruje swoją pieśnią, której nie boi sie śpiewać, ale która jest kwintesencją jego "ja", jego energii i przeznaczenia.
    Serdeczne uściski Ci zasyłam, Basiu!:-)***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oleńko serdecznie dziękuję za te pełne mądrości i życzliwości słowa. Przy czytaniu komentarza wskoczył mi pod grzywkę ten wers: "Lawina bieg od tego zmienia, Po jakich toczy się kamieniach." To nasze życie jak lawina i ludzie w nim obecni ociosują nas i wygładzają, więc chyba powinniśmy mieć dla nich choć trochę wdzięczności, że w ogóle byli. Ja, mimo wszystko, mam dla nich serce, bo oni też mieli swoje ograniczenia, też coś ich bolało, też się potykali i upadali, więc trochę wyrozumiałości im się należy. Zawsze powtarzam, że każdy przyjaciel pokazuje nam jacy chcemy być, a każdy wróg uczy czego powinniśmy unikać. Oleńko ze mnie teraz jest prawie diwa operowa i motylica w jednym))) Dzięki że jesteś i darzysz mnie sympatią. Buziaki.

      Usuń
  4. Wszystkiego co najlepsze życzę z okazji urodzin:)))Pozdrawiam serdecznie:)))

    OdpowiedzUsuń