Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ładowanie akumulatorów. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ładowanie akumulatorów. Pokaż wszystkie posty

piątek, 27 marca 2015

Na spacerach ładuję akumulatory i łuskam fasolę z Myśliwskim


Pogada piękna, słonecznie i ciepło, więc próbuję reanimować swoje przyszłe zwłoki i wyprowadzam się na spacery. Odbieram Daniela z przedszkola i chodzimy sobie wespół w zespół podziwiając budzącą się do życia przyrodę. To bardzo nieskomplikowany sposób na osłodzenie sobie życia a ja coraz bardziej potrzebuję słodyczy. Ponieważ, albowiem, gdyż - poziom energii życiowej spadł mi do dolnych rejestrów stanów niskich i normalnie żyć się nie da. Budzę się rano i już jestem zmęczona jakbym przez noc taszczyła na własnych plecach ciężary całego świata. I jak tu wykrzesać z siebie choćby odrobinę entuzjazmu do życia? Jak? - pytam retorycznie.


Nie ja jedna tak mam po zimie, oj nie ja jedna, ale jakieś wątpliwe to pocieszenie. Zima zimą, ale poza tym, coraz bardziej dokuczają mi „siątki”, więc... żyje się trudniej. I chociaż nie składam broni, to walczyć ze sobą i światem też nie mam ochoty. A tu bez walki ani rusz, bo to, co kiedyś robiłam mimochodem, teraz wydaje się wyzwaniem przerastającym moje obecne możliwości. 


Myśliwski, którego czytam teraz ciurkiem, świetnie wyraził to, co ostatnio dość często czuję: "Chociaż powiem panu, kiedy sobie uprzytomnię, że cały świat razem ze mną wstaje, myje się, ubiera, nieraz chce mi się z powrotem do łóżka położyć i przynajmniej ten raz nie wstać czy już nie wstać w ogóle. Jakby jakieś przekleństwo wisiało nad człowiekiem, że każdego dnia musi wstać, umyć się, ubrać. Od tego samego miałby prawo czuć się zniechęcony do całego dnia, mimo że dzień się dopiero zaczyna, i do wszystkiego, co się w tym dniu zdarzy czy nie zdarzy. A teraz niech pan sobie wyobrazi, że przez całe życie tak. Ile to razy nawstawaliśmy się, namyli,naubierali i po co?" 
Bożeszszszty mój, jakby z ust mi wyjął te słowa. A tak na marginesie, to za „Traktat o łuskaniu fasoli” zabierałam się kilka lat, ale widocznie dopiero teraz przyszła odpowiednia pora. Cóż, czytam i pieję z zachwytu.


A wracając do meritum, świat pięknieje w oczach, więc głupio tak się poddawać marazmowi i bezsilności, dlatego jeszcze spróbuję, jeszcze powalczę, pójdę na bolących nogach na spacer... Co mam do stracenia? Skisnąć i zdziadzieć zawsze zdążę. A przecież nie ma gwarancji, że po zdziadzieniu będę równie urocza jak ten dziadek na zdjęciu poniżej, więc nie ma co, trzeba się starać.




































obrazki złowione w sieci