Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wiosna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wiosna. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 25 maja 2020

Wiosna, nie taka jak miała być, ale ciągle wystarczająco dobra

Pięknie kwitnie akacja


















Czekałam na nią z utęsknieniem i wreszcie przyszła, nawet trochę wcześniej niż zapowiadały ją kalendarze. Cudnie zielona, ukwiecona narcyzami, konwaliami, żonkilami, tulipanami, , kolorowymi bratkami. Zasypana płatkami forsycji, magnolii, jabłonek. Rozśpiewana głosami setek ptaków. Pachnąca cudnie wiatrem niosącym zapach ziemi, bzu, akacji, kasztanowców, owocowych drzew i pierwszej skoszonej trawy. WIOSNA, taka jaką kocham.
 
Ale też niespodziewanie i boleśnie inna, bo to pierwsza wiosna z ukoronowanym wirusem. Przyroda bierze wysokie „C”, a tu nie ma jak podziwiać, bo życie przerosło ją o głowę. Ludzie przemykają zamaskowani, przygięci do ziemi strachem o to, jak będzie wyglądało ich życie po epidemii. A to, że nie będzie dobrze, wiadomo już dziś. I jak tu cieszyć się z wiosny, jak namawiać na podziwianie cudów natury? Zestresowany człowiek ma gdzieś kwiatki i ptaszki, gdy życie mu się sypie. Ja jednak namawiam, bo natura leczy nie tylko ciało, ale przede wszystkim duszę. Nasze korzenie są w naturze i natura uczy mądrości, więc tak jak ona mamy siłę, żeby się odradzać. Na świecie dzieje się coraz gorzej, ale „co pan zrobisz, jak nic pan nie zrobisz”. W pojedynkę wielkiego świata nie zmienisz, ale swój mały możesz. W każdym razie ja nie odpuszczam i próbuję.

Cieszę się cudownością małych rzeczy, żeby mieć siłę mierzyć się z tymi niezbyt cudownymi dużymi. Einstein mawiał, że „Życie można przeżyć tylko na dwa sposoby: albo tak, jakby nic nie było cudem, albo tak, jakby cudem było wszystko.” Zgadzam się z nim i stanowczo wybieram ten drugi sposób. Nie stać mnie na nic innego. Tylko tak mam szansę zachować choć trochę radości. Zdaję sobie sprawę, że będąc na emeryturze mam pewien komfort, bo nie martwię się o pracę. Co najwyżej mogę przeżywać, że inflacja zżera mi oszczędności, ale nie przeżywam, bo to nic nie zmieni. Martwienia się o córkę i jej rodzinę nie mogę zwalić na Covid-19, bo mam tak od zawsze, to moja wada konstrukcyjna i wiele matek ją ma. Ale cierpkość martwienia się rekompensuję sobie radością, jaką mam z kontaktów z nimi, co prawda na odległość i przez ekran laptopa, ale może już niedługo to się zmieni. Póki co, jest wiosna i jest dobrze. I dzisiaj to by było na tyle.

Ładujemy w lesie akumulatory


 

































Rozłożysty, piękny symbol matur, ale nie tej wiosny

Na wietrze tańczą gałązki brzozy

Pięknie kwitną kasztany
Drzewko, które kapie  złotem i cieszy oczy
Delikatnie i pięknie się nam rozkwieciło 
Cudnie pomarańczowy krzaczek

Ach jak malinowo i na trzech nóżkach
































































































Te drzewka wyglądają, jakby popiły denaturatu

piątek, 27 marca 2015

Na spacerach ładuję akumulatory i łuskam fasolę z Myśliwskim


Pogada piękna, słonecznie i ciepło, więc próbuję reanimować swoje przyszłe zwłoki i wyprowadzam się na spacery. Odbieram Daniela z przedszkola i chodzimy sobie wespół w zespół podziwiając budzącą się do życia przyrodę. To bardzo nieskomplikowany sposób na osłodzenie sobie życia a ja coraz bardziej potrzebuję słodyczy. Ponieważ, albowiem, gdyż - poziom energii życiowej spadł mi do dolnych rejestrów stanów niskich i normalnie żyć się nie da. Budzę się rano i już jestem zmęczona jakbym przez noc taszczyła na własnych plecach ciężary całego świata. I jak tu wykrzesać z siebie choćby odrobinę entuzjazmu do życia? Jak? - pytam retorycznie.


Nie ja jedna tak mam po zimie, oj nie ja jedna, ale jakieś wątpliwe to pocieszenie. Zima zimą, ale poza tym, coraz bardziej dokuczają mi „siątki”, więc... żyje się trudniej. I chociaż nie składam broni, to walczyć ze sobą i światem też nie mam ochoty. A tu bez walki ani rusz, bo to, co kiedyś robiłam mimochodem, teraz wydaje się wyzwaniem przerastającym moje obecne możliwości. 


Myśliwski, którego czytam teraz ciurkiem, świetnie wyraził to, co ostatnio dość często czuję: "Chociaż powiem panu, kiedy sobie uprzytomnię, że cały świat razem ze mną wstaje, myje się, ubiera, nieraz chce mi się z powrotem do łóżka położyć i przynajmniej ten raz nie wstać czy już nie wstać w ogóle. Jakby jakieś przekleństwo wisiało nad człowiekiem, że każdego dnia musi wstać, umyć się, ubrać. Od tego samego miałby prawo czuć się zniechęcony do całego dnia, mimo że dzień się dopiero zaczyna, i do wszystkiego, co się w tym dniu zdarzy czy nie zdarzy. A teraz niech pan sobie wyobrazi, że przez całe życie tak. Ile to razy nawstawaliśmy się, namyli,naubierali i po co?" 
Bożeszszszty mój, jakby z ust mi wyjął te słowa. A tak na marginesie, to za „Traktat o łuskaniu fasoli” zabierałam się kilka lat, ale widocznie dopiero teraz przyszła odpowiednia pora. Cóż, czytam i pieję z zachwytu.


A wracając do meritum, świat pięknieje w oczach, więc głupio tak się poddawać marazmowi i bezsilności, dlatego jeszcze spróbuję, jeszcze powalczę, pójdę na bolących nogach na spacer... Co mam do stracenia? Skisnąć i zdziadzieć zawsze zdążę. A przecież nie ma gwarancji, że po zdziadzieniu będę równie urocza jak ten dziadek na zdjęciu poniżej, więc nie ma co, trzeba się starać.




































obrazki złowione w sieci

czwartek, 21 marca 2013

Szła, szła i przyszła. Na razie jest w kalendarzu.

















Wiosna szła szła i przyszła 20 marca o godzinie 2013 roku. Jest!!! Na razie tylko w kalendarzu. Ale tylko patrzeć, jak wszystko w przyrodzie zacznie się odradzać. Spod zbutwiałych liści wychylą się główki kwiatów, drzewa pokryją się lepkimi pąkami, ptaki uwiją nowe gniazda a niebo stanie się bardziej błękitne. Cieszę się na to wszystko i już nie mogę się doczekać.

Póki co zbieram siły i marzę jak to będzie, gdy wreszcie przyjdzie prawdziwa wiosna. Mam zamiar się nią cieszyć, więc pośpiesznie robię porządki, pozbywając się zimowych smętów z głowy i zimowych ciuchów z szafy. Nowe potrzebuje miejsca. 

Przy okazji wietrzenia szafy pozbędę się paru ciuchów, które już mi się opatrzyły, może posłużą komu innemu. Na maszynie do szycia czeka na przeróbkę sukienka, więc jeżeli chcę się w nią ubrać na świąteczne śniadanie, to najwyższa pora wziąć się szycie. Dla podrasowania garderoby kupiłam sobie dwa kołnierzyki, bo kołnierzyki lubię od zawsze a teraz znów są modne. Jak przyjdzie przesyłka, to pochwalę się wiosenną stylizacją.

Wszystkich, którzy zaglądają na bloga namawiam, żeby tej wiosny znaleźli siłę, chęci i mądrość aby uczyć się życia od natury.






czwartek, 15 marca 2012

Czas egzekutor i moje przyjemności
















Życie w realu mnie przegoniło, więc nie miałam czasu na pisanie bloga ani surfowanie w internecie. Czas jest jak nieubłagany egzekutor. Nie ważne jak bardzo się starasz on pędzi i zabiera ci okazje do zrobienia różnych rzeczy. A im jestem starsza tym bardziej czasu mi brakuje. Życie jest takie bogate a doba ma tylko 24 godziny.

Na dworze już widać wiosnę i czuć ją w powietrzu. Robię sobie coraz dłuższe spacery i cieszę się przyjemnością, jaką daje ruch. Na spacery zwykle zabieram wnuka, a to podwaja przyjemność. Mały patrzy na wszystko z zachwytem a ja mam olbrzymią frajdę, że mogę pokazywać mu świat. Dużo bym dała, żeby dowiedzieć się, o czym myśli ta mała główka. Jedno jest pewne, coraz więcej kojarzy. Bardzo lubi obserwować ptaki, szczególnie podobają mu się wielkie, czarne wrony. Na ich widok wydaje dźwięki podobne do krakania i bardzo się tym cieszy. Nie wiem, może podobnie jak ja, po prostu lubi wrony.

Na koniec wklejam piosenkę mojego ulubionego tekściarza W. Młynarskiego pt. Lubię wrony.

czwartek, 21 kwietnia 2011

Święta coraz bliżej

Święta coraz bliżej, ale nie dotyka mnie przedświąteczna gorączka, bo tkwię sobie spokojnie w swojej codzienności. Może coś ze mną nie tak. A może nareszcie zmądrzałam i dlatego nie przeprowadzam świątecznych manewrów. Sama nie wiem. Planuję jutro udekorować świątecznie dom, pokręcić się po kuchni, żeby coś upichcić. Ale wszystko bez spinania się i na luzie, bo na nic innego mnie nie stać. Jeżeli chcę przyjemnie spędzić świąteczne dni, to muszę rozkładać siły na zamiary. Ustaliłyśmy z córką, że te święta przygotowujemy tak, żeby nie dojadać przez następny tydzień świątecznych dań.

Same Święta nie będą odbiegały od tych z poprzednich lat – rodzinne śniadanie, obiad, niedzielna msza, wizyta na grobach bliskich, spacer. Cieszę się, że zapowiada się ładna pogoda, bo można będzie dłużej pobyć na dworze, przyjrzeć się wiośnie.

Święta to czas na życzenia. Kiedyś były kartki, teraz częściej sms, mms, maile. Rozesłałam już swoje życzenia i otrzymałam życzenia od innych. Część z nich była w formie zabawnych wierszyków.
*
Niech Ci jajeczko dobrze smakuje,
bogaty zajączek uśmiechem czaruje,
mały kurczaczek spełni marzenia,
wiary, radości, miłości, spełnienia.

*

Wczoraj kury tak gdakały,
nasze jajka oszalały.
Malowały się w paseczki
i w kółeczka i wstążeczki.
Teraz wszystkie krzyczą - hura hura
wesołego Alleluja!

*
Wesołego zająca,
co śmieje się bez końca,
szczerbatego barana,
co beczy od rana,
pisanek w koszyku
oraz mokrego ubrania w dzień polewania

*
Marzeń spełnienia, Serca zatracenia, Pisanek kolorowych, Zawsze w chmurach głowy, Pieniędzy bez liku, Pysznej szynki w koszyku, Radosnego śniadanka, Zabawy do białego ranka, Zajączka bogatego, Przyjaciela niezawodnego, A w poniedziałek wielkanocny, niech Dyngus zmyje wszystkie troski, Gdyby smutki pozostały życzę litra porządnej gorzały

*
Jaj przepięknie malowanych,
Świąt wesołych, roześmianych.
W poniedziałek kubeł wody.
Szczęścia, zdrowia oraz zgody.
Wesołego Alleluja!


Wszystkim czytającym mojego bloga, życzę z okazji Świąt Wielkanocnych radosnego, wiosennego nastroju, miłych spotkań w gronie rodziny i przyjaciół oraz wielu niespodzianek od zajączka.

piątek, 15 kwietnia 2011

Cieszę się z wiosny, ale złoszczą mnie wiosenne gile

Znowu piątek. Szybko mi zleciał ten tydzień. Wyglądając dzisiaj przez kuchenne okno, zobaczyłam że na jarzębinie już pękają pąki i widać młode listki, a jeszcze wczoraj były zamknięte. Zazieleniły się gałązki wierzby płaczącej. Na trawniku przed blokiem zakwitła na żółto forsycja. Nie ma wątpliwości, wiosna idzie szybkim krokiem.

Gile, ptaki kojarzące się z zimą, odleciały budować gniazda, ale ja mam pod nosem swoje gile, wiosenne. Kicham, smarkam, kaszlę i charczę, bo złapałam jakiegoś wirusa. Zapakowałam się do łóżka, żeby jak najszybciej wypocić paskudztwo, które się do mnie przyczepiło. I rzeczywiście pocę się i trzęsę, tylko nie wiem, czy z gorączki czy ze złości. Ale jak mam się nie złościć, kiedy dopiero co wylazłam z jednej dolegliwości a już trafiła mi się druga. Oczy mi łzawią, głowę mam jak bania i boję się, że jak tak dalej pójdzie, to wysmarkam resztki mózgu. Na domiar złego, mam szlaban na kontakty z Niutkiem, więc omija mnie dużo radości.

Na pocieszenie i poprawę humoru włączyłam sobie nagranie ze spektaklu mojego ulubionego kabaretu „Potem”. Pośmiałam się i trochę mi lepiej. Wklejam tekst piosenki, z którą teraz się identyfikuję najbardziej.

* * *
A-psik, a-psik!
A-psik, a-psik!

Ma niedola się zaczęła
W samym środku lata,
Na przeciągu jadłem loda
I złapałem katar.
Moja mama mi zrobiła
Napar z różnych ziółek,
Jak po ziołach tych kichnąłem,
Książki zwiało z półek.

Wzdycham groźnie, nos mi rośnie,
Kicham coraz głośniej,
Mamma mia, lato mija,
Ale katar coś nie...

Auu...
Batko świenda!
Auu...
Nie wytrzbab...
Auu...
Katar to ogrobny żywioł...

A-psik, a-psik!
A-psik, a-psik!

Zaraziłem już rodzinę,
Kota oraz ryby,
Kicha mama, kicha tata,
Wylatują szyby.
Od kichania lecą szyby,
Stąd przeciąg co chwilę,
Od przeciągu katar rośnie:
Perpetuum mobile...

Wredny żywioł atakuje,
Męczy niesłychanie,
Nie dość, że zdrowie rujnuje,
Niszczy nam mieszkanie...

Auu...
Batko świenda!
Auu...
O bój losie!
Auu...
Mam go już po dziurki w nosie!

Mamma mia! Mamma mia!
Już znajomych nie mam prawie!
Mamma mia! Mamma mia!
Nie mam kumpli i dziewczyny!
Mamma mia! Mamma mia!
Tylko mam te oczy łzawe!
Mamma mia! Mamma mia!
Tylko nos mam bardziej siny!

Bab chusteczkę zasbarkadą
Wszystkie cztery rogi,
Kto bnie kocha, kto bnie lubi,
Kto bnie pocałuje?

A fu!