Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Amy Winehouse. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Amy Winehouse. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 26 lipca 2011

Zamiast destrukcji może być dezintegracja pozytywna

Po wczorajszym zakręconym dniu dzisiaj zwolniłam. Zrobiłam sobie legowisko na balkonie i tam wyniosłam obolałe kości. Wzięłam ze sobą książkę, ale czytanie jakoś mi nie szło, więc poszłam w Dyzia. Jednak obserwowanie nieba też mi nie pasowało, bo chmury trwały w bezruchu i nic ciekawego się w górze nie działo. Przymknęłam oczy i zatopiłam się w myślach, bo ta czynność nigdy mnie nie nudzi. Zawsze coś jest do przemyślenia.

Tym razem zjawiła się myśl o Amy Winehouse. Depresja, nałogi i niepogodzenie ze sobą, to straszny korkociąg, który wyrwał z życia tę młodą, utalentowaną dziewczynę. To smutne i straszne. Destrukcja , dążenie do samounicestwienia, to droga, którą Amy szła od dawna i z której nikt jej nie zawrócił.

W młodych ludziach jest dużo niepewności, dużo niezgody na siebie i świat, to nic nowego, zawsze tak było. Tyle, że teraz bunt owocuje przede wszystkim ucieczką przed odpowiedzialnością za własne życie. Narkotyki, alkohol i wszelkiej maści hedonizmy mają dać trochę szczęścia a są prostą drogą do samozniszczenia. To prawda, że obecnie, chyba trudniej niż kiedyś, sprostać wymaganiom świata. Stąd tylu rozgoryczonych i pogubionych ludzi, którzy nie radzą sobie ze sobą.

W tym miejscu przypomniała mi się teoria prof. Kazimierza Dąbrowskiego o dezintegracji pozytywnej, w której szukałam (gdy byłam młoda) wskazówek, jak sobie radzić ze swoją niezgodą na siebie i świat. Amy Winehouse też chciała uciec od swoich problemów, ale zamiast szukać klucza sięgnęła po narkotyki, alkohol. Nie udało się, bo nie mogło się udać. Od siebie uciec się nie da, ze sobą trzeba się dogadać.