Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wybory. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wybory. Pokaż wszystkie posty

sobota, 11 listopada 2023

Miejmy nadzieję i życzmy sobie szczęśliwej Polski


Zapisuję w tym miejscu rzeczy dla mnie ważne, więc w tym szczególnym dniu mam życzenia dla moich Rodaków i mojej Ojczyzny. Mam nadzieję, że się spełnią i przed Polską prawdziwie dobry czas. Może jestem naiwna, ale ostatnie wybory dały mi nadzieję, że Polacy potrafią się zjednoczyć i dać szansę sobie i Polsce. 

Bo już był najwyższy czas, żeby PiS przestał decydować jakim krajem jest Polska, kto jest patriotą, a kto nie, kto ma prawo czuć się Polakiem, a komu odbiera się polskość. Niech wreszcie skończy się ten czas nienawiści, kłamstwa, hipokryzji, kolesiostwa, siermiężnej propagandy i degradacji wszelkich wartości.

poniedziałek, 13 lipca 2020

Przez ludzi zmanipulowanych oraz tych, którzy za kasę sprzedali honor i przyzwoitość, Polska znowu przegrała. I po co nam to było?


Jakby ktoś miał jeszcze wątpliwości, dlaczego i gdzie jesteśmy, to zdjęcie poniżej ilustruje  doskonale sytuację.


Uprzedzam, że obelżywe komentarze, które pojawiły się na blogu w ilościach hurtowych, będę usuwała, bo jak coś zasługuje na śmietnik, to tam ląduje. Śmieci nie zbieram. Za normalne komentarze, nawet te krytyczne, dziękuję i postaram się odpowiedzieć.

Informuję też, że demokrację szanuję, ale do szanowania ludzi, których można kupić, nikt mnie nie zmusi. Nawet jakby się zapluł na śmierć.  

czwartek, 9 lipca 2020

Tak się robi kampanię wyborczą


Dobra wiadomość. Może się udać. Koleżanka, której córka pracuje w firmie zajmującej się badaniami rynku powiedziała, że PiS zleca codzienne badanie preferencji wyborczych. Ostatnie wyniki są bardzo niepokojące dla PiS. To by się zgadzało, bo dzisiaj TVP pobiło wszelkie rekordy w atakowaniu Trzaskowskiego. W internecie też wysyp pisowskich trolli, więc coś jest na rzeczy. Jeżeli tylko nie będzie fałszerstw, to Trzaskowski powinien wygrać. Oby mocno Trzasnęło. I na dzisiaj to by było na tyle.
 

środa, 8 lipca 2020

Wybory prezydenckie. Wybieram człowieka, odrzucam marionetkę


















Miałam już nie zajmować się polityką, bo przez nią strasznie psuje mi się charakter, ale muszę, bo inaczej się uduszę. Dlatego notuję tu kilka ciekawostek związanych z wyborami. Kilka, bo wszystkich nie dam rady, tak wiele jest tego wyborczego badziewia, które psuje mi charakter i język.

Po pierwsze, żona rezydenta pałacu prezydenckiego Agata Duda przemówiła i to jest pierwszy wyborczy cud. Zachęcała kobiety do badania piersi. Brawo. Szkoda tylko, że przez 5 ostatnich lat (że tak polecę pisowskim leitmotivem) ani razu nie poparła kobiecych spraw, ani organizacji walczących o prawa kobiet. Na wstępie odgrażała się, że ona prezesa Kaczyńskiego się nie boi, ale zobaczyła, jak bardzo mąż się boi, więc siedziała cicho. Teraz się odezwała, może ze strachu, bo jak Andrzejek nie wygra, to z czego będą płacić te raty za apartament w Krakowie.

Po drugie. Mateusz Morawiecki, słusznie zwany Mateuszkiemkłamczuszkiem, traktuje ludzi, jak idiotów, którym można wcisnąć każdą głupotę. Emerytów, szczególnie tych ze wschodu Polski, namawia, żeby koniecznie poszli na wybory, bo już nie trzeba się bać  zakażenia, ponieważ epidemia jest w odwrocie. Ciekawe, bo Sanepid podaje średnio 300 nowych przypadków zakażenia dziennie. Ale przecież nie chodzi o fakty. Chodzi o głosy ciemnego ludu, więc niech wszystkie staruchy lecą kurcgalopkiem głosować na Dudę, jak się pozarażają to ZUS będzie miał lżej.
Samorządom, jako kiełbasę wyborczą, Morawiecki rozdaje promesy na pieniądze, które nigdy do samorządów mogą nie trafić, bo dotychczas obie izby parlamentu nie uchwaliły jeszcze stosownego prawa. Ale przecież, jak należy się do partii, która w nazwie ma prawo i sprawiedliwość, to można postępować bezprawnie, można też wzorem różnych mafiozów przepisać cały majątek na żonę. Ważne, żeby nie jeść ośmiorniczek i w stosownej chwili pomachać przed kamerą czekiem, który może ogłupić wyborcę. 

Morawiecki zarzuca Trzaskowskiemu, że ten ostatni zmienił zdanie w sprawie wieku emerytalnego i 500+. A ja jestem ciekawa, jak Morawiecki czuje się z tym, że był doradcą PO i popierał konieczne dla ekonomii cięcia wydatków. To Trzaskowski zmienił zdanie, a Morawiecki nie? No, czegoś tu nie rozumiem. Zapomniał, czy próbuje zakłamać? Szkoda, że oklaskujący go ludzie nie zadają sobie takich pytań.

Wciąż  nie wiemy, jak wygląda sytuacja budżetowa państwa, bo rząd milczy na ten temat, jak zaklęty. Wiadomo, że w związku z Covid-19 wpływy do budżetu zmalały, ale społeczeństwo dopiero po wyborach dowie się, że na nic nie ma pieniędzy. I wtedy samorządowcy będą sobie mogli tymi promesami co nieco podetrzeć.

Po trzecie. Rezydent pałacu prezydenckiego (powtarzam rezydent, bo w stosunku do tego człowieka słowo prezydent nie przechodzi mi przez usta), Andrzej Duda wziął udział w kolejnej debacie. Brawo. A nawet brawo bis. Szkoda, że ta debata była zorganizowana w formie wiecu poparcia. Szkoda, że Duda odpowiadał jedynie na pytania ułożone przez Kurskiego, które zadawali podstawieni sługusi pisowskiej nomenklatury. Ja nawet rozumiem, że Duda woli odpowiadać na pytania, do których się przygotował. Rozumiem, że woli być przepytywany przez swoich, ale, jak go nie daj Boże wybiorą, to będzie reprezentował też tych "nie swoich". Dlatego należałoby odpowiedzieć też na pytania tych, których akurat nie lubi, bo oni nie lubią jego. Niestety, Duda jest tchórzem, więc nie zaryzykuje. Zawsze to łatwiej ogłupić głupich niż przekonać mądrych. Duda za mądry nie jest, chociaż ma doktorat, ale widocznie u niego inteligencja ma przebieg bezobjawowy, jak to mówią dowcipni ludzie. 

Żeby się przekonać, jak Duda jest beznadziejnie miałki, wystarczy przytoczyć, jakich używa argumentów przeciwko kontrkandydatowi. Zdaniem Dudy za wypadek warszawskiego autobusu, którego kierowca był pod wpływem narkotyków, odpowiada prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. Kto to kupi? Chyba tylko idiota. Mam za złe Trzaskowskiemu, że nie pojechał na tę ustawkę do Końskich, chociażby po to, żeby pokazać, że to była propagandowa ustawka za publiczne pieniądze.

Ostatnio głośna była sprawa ułaskawienia pedofila. To, że prezydent skorzystał z prawa łaski dla pedofila, to jedno. To, że powiedział, że ułaskawił, bo tam gwałtu nie było i to sprawa rodzinna, więc przychylił się do prośby konkubiny skazanego i jej córki, to drugie. Ale to, jak zapierał się własnych słów, gdy jego zachowanie zostało mu wytknięte przez opozycję, to trzecie. Ten człowiek nie ma krztyny honoru i sam już chyba nie wie, co może powiedzieć i co powinien myśleć. Cóż. Prezes Kaczyński znowu zszedł do podziemia, więc tam może nie być zasięgu i Andrzejek taki pozostawiony sam sobie, bez telefonicznych instrukcji plącze się biedaczyna i potyka o własne nogi.

A tak na marginesie, to za prezydentury poprzednich prezydentów, lista osób ułaskawionych była jawna, teraz jest wszystko tajne przez poufne. Jak dziennikarze nie wyśledzą, to społeczeństwo nic nie wie. A przecież prezydent prawa łaski udziela w imieniu narodu. Niestety, jak naród się kupuje, to potem można mieć naród w dupie.

Trzeba być ślepym, żeby nie widzieć tej oślizgłej propagandy, finansowanej ze wspólnej kasy, tego traktowania wyborcy jak przekupnego dziada, ale, jak widać po sondażach, w Polsce jest wielu ślepców i głupców, jak wygra Duda będzie więcej dziadów.  Głosowanie na Dudę, to głosowanie na PRLbis, gdzie I sekretarzem będzie dalej Jarosław Kaczyński. Nie rozumiem, jak można tego nie widzieć i jak można tego chcieć.

Ja na pewno na Dudę nie zagłosuję, bo kłamliwych hipokrytów, bez kręgosłupa moralnego, popierać nigdy nie będę. Z historii wiem, że to źle się kończy. Polska miała już kiedyś prezydenta, który był taką samą wydmuszką jak Duda. Różnica jest tylko taka, że Duda ma instrukcje od Kaczyńskiego, a Bierut słuchał sekretarzy z ZSRR. Jednak podobieństw jest więcej. Bierut też podlizywał się tym najmniej wykształconym i z całym aparatem partyjnym atakował inteligencję. Też był populistą i podpisywał specustawy. Też kupował ludzi za ich własne pieniądze i straszył ich tymi "nie swoimi".

Ja wolę na stanowisku Prezydenta Polski człowieka, który posługuje się swoim sumieniem, który patrzy w przyszłość. Mam już dość odniesień do przeszłości i mantry: "PO przez 8 ostatnich lat" w odpowiedzi na każdy zarzut pod adresem obecnej władzy. Bo przez 5 ostatnich lat cofnęliśmy się o lat 50. Stawiam na zmianę i uśmiechniętego prezydenta, który nie budzi demonów przeszłości i nie ma problemów z kręgosłupem. Stawiam na Rafała Trzaskowskiego, bo wierzę, że on będzie prezydentem wszystkich Polaków, a nie tyko swoich Wolaków. 
I na dzisiaj to by było na tyle.


















piątek, 3 lipca 2020

Słów kilka o tym, co przeszkadza Dorocie


Moja koleżanka Dorota przez całe swoje nie najkrótsze życie była bardzo grzeczna.  Mama skutecznie wbiła jej do głowy, że dziewczynki zawsze są miłe, ładnie ubrane i nie powinny się brzydko wyrażać. Dorota, która walczyła z matką na wielu innych polach, w kwestii nieużywania brzydkich wyrazów była zgodna. Nie używała. Jednak wszystko się zmienia i bywa, że na gorsze, że tak filozoficznie zagaję.

Dorota odwiedziła mnie, żeby trochę pogadać o tym, co nas cieszy i gniecie. A, że życie lekkie nie jest, to tematów nam nigdy nie brakuje. Poza tym strasznie długo się nie widziałyśmy, więc trzeba było się spotkać. Tym razem umówiłyśmy się na powietrzu, na pięknym skwerku na moim osiedlu. Obie zadeklarowałyśmy, że jesteśmy na diecie, więc przyniosłam skromny poczęstunek tj. słone paluszki i sałatkę wielowarzywną z dodatkiem fety oraz herbatę w termosie.
- O polityce dzisiaj nie rozmawiajmy, bo to nie na moje nerwy - zastrzegła na wstępie Dorota.
- Zgadzam się z tobą, też mam polityki po kokardkę i kucyki - określiłam swoje stanowisko.
- No to jeden problem z głowy - skwitowała Dorota i nawet się uśmiechnęła.
- To co u ciebie dobrego - zagaiłam z nadzieją na jakiś fajny temat do obgadania. 
- Tak właściwie u mnie to niewiele się dzieje, ale za to w pracy - powiedziała konspiracyjnie Dorota.
Ja nadstawiłam uszu i rzuciłam się na paluszki, bo ta dieta jest strasznie okrutna.
- Wiesz, mnie nie zwolnią, bo mam pół roku do emerytury - zaczęła w miarę optymistycznie koleżanka. Jednak szybko poszukała problemów nie swoich, ale zawsze. 
- Ale ci moi to bardzo się boją. Iza sama wychowuje synka i mieszka kątem u rodziców, więc jak straci pracę to nie będzie miała z czego żyć - powiedziała Dorota.
- Może nie będzie tak źle skoro ma rodziców. Pomogą jej - starałam się znaleźć coś pozytywnego, bo ja tak mam, że ciągle szukam pozytywów, zamiast przykładem większości mojego narodu szukać dziury w całym. Inna sprawa, że ten mój naród to sam te dziury w całym robi, żeby później miał czego szukać. Ale tak tylko pomyślałam, Boże broń nie powiedziałam.
- Nie pomogą, bo nie mają z czego, oboje emeryci - wyjaśniła Dorota, która z Izą pracuje od kilku lat i zna sytuację dziewczyny od podszewki.
- To dupa blada -  skwitowałam krótko, bo ja, w przeciwieństwie do Doroty, się wyrażam, chociaż mama też mi mówiła, że to nie ładnie.
- No tak. Za to w telewizji to tylko się seksują i seksują. Oszaleć można - powiedziała Dorota smętnie. 
Nie złapałam wątku, więc czekałam aż się rozwinie.
- Kamil ma nie lepiej, bo ma mieszkanie z hipoteką i jak straci pracę, to bank mu wszystko zabierze - snuła czarne wizje koleżanka, tym razem współczując koledze. Chłopak z nerwów wypija czajnik melisy. Ale przecież nikt się tym nie przejmuje, że ludzie tracą podstawy bytu. W telewizji seksują na całego, a ty człowieku sam sobie radź - powiedziała jeszcze bardziej smętnie i zamilkła.

Już chciałam powiedzieć, że może nie będzie tak źle, ale ugryzłam się w język, bo po minie Doroty było widać, że takie pocieszenie może ją co najwyżej zdenerwować. Czasami człowiek ma fazę na narzekanie i wtedy nie trzeba mu przeszkadzać. Nurtowało mnie jednak, co ona ma do tego "seksowania", bo jak znam Dorotę, to nigdy specjalnie kochliwa nie była, a o polityce miałyśmy nie mówić. Poza tym, trzeba było coś powiedzieć, bo Dorota zasępiła się na dobre i straciła cały zapał do rozmowy.
- Dorota, a co ty tak o tym seksowaniu gadasz?- spytałam. 
Dorota spojrzała na mnie z lekkim zdziwieniem w oku.
- A co? Nie mam racji? - rzuciła zaczepnie.
- No nie wiem, czy masz, bo nie bardzo rozumiem, co ma seks w telewizji do problemów twoich współpracowników - wyjaśniłam.
- Pewnie, że ma. Co ty telewizji nie oglądasz?- spytała ona z umiarkowanym nadęciem.
- Czasami oglądam, ale jakoś nie zauważyłam, żeby było tak, jak mówisz. Zawsze można zmienić kanał i mieć spokój - odpowiedziałam grzecznie i zgodnie z prawdą.
- Co ty głupią ze mnie robisz? Umiem używać pilota. O wiadomościach mówię - powiedziała Dorota mniej grzecznie, za to bardziej napastliwie.
- Aha, o wiadomościach. Wiesz ja ostatnio staram się nie oglądać- przyznałam się bez bicia. Ale też zdziwiłam się, że w biały dzień jest seks w wiadomościach.
- Coś tam usłyszę przez ścianę od głuchego sąsiada, ale nie skupiam się, bo to "Wiadomości", więc wiadomo ile tam prawdy. To, po co się denerwować? - skończyłam retorycznym pytaniem.
- Zacznij oglądać, to zobaczysz. Tam na okrągło pierdolą i pierdolą od rzeczy. Słuchać się tego nie da, nadają jakby żyli na innej planecie - powiedziała zirytowana Dorota, która przestała szyfrować niecenzuralne słowa.
- Nie denerwuj się - powiedziałam, po raz kolejny. 
- Nie da się - zaprotestowała ona - banda nieuków prowadzi nas na manowce, a społeczeństwo bawi się w imponderabilia, czy ktoś pokazał całą dupę, czy pół. Ten szczekający Duda, który pluje na wszystko  co nie po jego myśli, który przymila się do popapranych narodowców, którzy faszyzują, uffff, fujj. I ten Hołownia, robiący taniec gejszy, zamiast jasno powiedzieć, że trzeba ratować Polskę, żeby kraj nie poszedł w ręce autorytarnego Kaczyńskiego, który spowoduje, że wywalą nas z Unii i znowu pójdziemy na dziady. Bo chyba nikt rozsądny nie myśli, że dupa ma coś do powiedzenia,
 - Duda Dorotko- przerwałam jej na pięć minut przed zawałem.
- Co Duda? - trzeźwiała koleżanka.
- Powiedziałaś dupa zamiast Duda - wyjaśniłam. Zamrugała i chwilę zastanawiała się nad tym co powiedziałam.
- Ach tak, no przejęzyczyłam się, ale przecież to żadna różnica skoro Duda to taka dupa, że przez pięć lat robi za podnóżek kulawego prezesa. Popierdolony facet i hipokryta jakich mało - rozkręcała się na nowo Dorota
- Pogadajmy o czymś innym - zagaiłam.
- O czym? - bez entuzjazmu rzuciła  Dorota.
- No to może o diecie - podrzuciłam temat.
- Co ty? Chcesz, żebym znowu się denerwowała? To już lepiej opowiem ci o pogrzebie naszej prezeski - nabrała chęci na opowiadanie Dorota.
Miałam nadzieję, że o polityce już nie będzie, chociaż nic nie wiadomo, bo wcześniej też miało nic nie być.

Wystarczyło tylko wygodnie usiąść i słuchać, ale bez nadziei na coś optymistycznego, bo co może być optymistycznego w pogrzebie. Dorota trochę posmęciła o ceremonii pogrzebowej szefowej, ale na koniec znów wróciła do tego, o czym miała nie mówić. 
- I powiem ci jeszcze, że moja prezeska ciągle podlizywała się tym pisuarom. Na każdej firmowej imprezie był jakiś gamoń z województwa. Jak zmarła, to na regionalnej nawet najmniejszej informacji nie było, a to przecież była znacząca osoba dla regionu. Także widzisz, kogo teraz zatrudnia się w tej telewizji. Buractwo i wieśniactwo -  dodała, chociaż ja od razu się domyśliłam, jaką telewizję miała na myśli.

Ale, że Dorota tak się  wyraża, to jednak się zdziwiłam. Bożeszsz, co ta polityka robi z ludźmi, strach się bać. Mam nadzieję, że to się jej nie utrwali, bo opowiadając o pogrzebie prezeski, głównego celebransa nazwała złamanym chujem. I na dzisiaj to by było na tyle.


Rysunek złowiony w sieci - Dorota jak malowana

wtorek, 30 czerwca 2020

Niestety, znowu będzie o polityce

Przed nami druga tura wyborów prezydenckich, a ja jeszcze nie przetrawiłam pierwszej. Trzasnęłam z nadzieją, że zamkną się choć jedne drzwi, dla takich co rozmontowują państwo i prowadzą nas do drugiej Turcji, Białorusi, Rosji, a może nawet KRLD. Jak zobaczyłam sondażowe wyniki, to rączki z lekka mi opadły i nastrój siadł, bo okazało się, że znowu jestem w mniejszości. 
- Nie przejmuj się, mądrych ludzi zawsze jest mniej - wystąpił w roli pocieszyciela mąż. 
Nie pomogło. Ja to jednak jestem naiwna i ciągle wierzę w ludzi, więc tak było i tym razem. A ludzie niestety za nic mają moje nadzieje i oczekiwania, więc, jakby kto pytał, to czuję się zawiedziona.  43,5 % wierzy człowiekowi, który od pięciu lat manifestuje brak charakteru i posłusznie wykonuje polecenia demiurga z Żoliborza. Na domiar złego, od jakiegoś czasu z przylizanego Plastusia zmienił się w kieszonkowego Mussoliniego i pokrzykuje zamiast mówić. I już nie wiem, czy on krzyczy do mnie czy na mnie. Niestety, nie brakuje tych, którzy mu wierzą, co nie najlepiej świadczy o mądrości ludzi.

Z jedną taką wyznawczynią Dudy i jedynie słusznej partii miałam do czynienia  przed lokalem wyborczym. Stała przede mną w kolejce i zapluwała się, że trzeba koniecznie zagłosować na Dudę, bo tylko on gwarantuje, że Polska będzie szła na przód. Chwilę wytrzymałam, ale tego nie dało się słuchać.
- Niech pani nie agituje, jest cisza wyborcza -  powiedziałam. Pani mrugnęła, sapnęła, złożyła usteczka i odpowiedziała. 
- Pani to pewnie jest z tych, co popierają komuchów i zboczeńców - rzuciła się na mnie z zaciętością godną praktykującego wyznawcy.
- Nie, ja  popieram mądrych i wykształconych, dlatego głosuję na Trzaskowskiego. Jakbym popierała komuchów i zboczeńców, to bym głosowała tak jak pani, na Dudę - odpowiedziałam grzecznie. Trzeba było widzieć jej minę. Już chciała rzucić mi się do gardła, ale zawołali ją, żeby wchodziła do lokalu, bo była jej kolej. Ale nie darowała mi jak z lokalu wychodziła.
- Pierdolnięta baba -  warknęła głośno w moim kierunku.
- Pani nie musi mi się przedstawiać, bo ja z takimi ludźmi jak pani to się nie zadaję - powiedziałam spokojnie. 
Nie wiem, jak dalej potoczyłby  się nasz dialog, bo weszłam do lokalu zanim ona złapała kontakt z tym, co tam ma w głowie, ale nie sądzę, żeby to był rozum. Ta kobieta była w moim wieku, a może nawet była starsza, czyli należała do tej grupy wyborców wśród której Duda ma największe poparcie. Ta sytuacja potwierdza to, co zawsze mówię, starość nie równa się mądrość, czasem wręcz przeciwnie. Wiem co mówię, też jestem stara.

Wracając do rezydenta pałacu prezydenckiego, to podczas wystąpienia na wieczorze wyborczym wyjątkowo mało krzyczał, ale za to bardzo wylewnie dziękował. Boże, jak on dziękował, aż mnie zemdliło na te oślizgłe i nieszczere, nieustające podziękowania. Tylko swojej Agatce nie podziękował.
No, ale przecież on tak dziękował, bo prędziutko starał się wleźć elektoratowi innych kandydatów w to, co każdy ma poniżej krzyża. Bał się, że inni go ubiegną. Agatka to tylko jeden głos, więc mógł się zapomnieć. Trzaskowski też podziękował, ale tak jak należy to robić, bez płaszczenia się. Był też zabawny akcent. Kiedy już po wieczorze wyborczym Duda został zapytany przez dziennikarza o Trzaskowskiego, to powiedział, że Trzaskowski nie gwarantuje, że będzie samodzielnym prezydentem, bo jest zależny od aparatu PO. No uśmiałam się. Jak to każdy sądzi wg siebie.

No nic, trzeba czekać na tę drugą turę, może coś się odmieni. Póki co, można obserwować, jak rządzący obóz polityczny wyłazi ze skóry, żeby pomóc długopisowi. W poniedziałek muskułki prężył sam premier. Tego dnia nad Warszawą przeszła ogromna ulewa i miasto dosłownie popłynęło, ale Mateuszek zamiast złapać za wiaderko i wybierać wodę, to zorganizował naradę wszystkich służb. Bo przecież należy przygotować podkład pod reportaż dla wiadomej telewizji, jak to stolica się topi, władze miasta nie dają sobie rady, a Rafał Trzaskowski robi kampanię wyborczą zamiast wybierać wodę ze studzienek. I na pewno jakaś część widzów to kupi. Idiotów nie brakuje. Zobaczymy co będzie się działo dalej. Jednego można być pewnym. Duda jeszcze nie jedno obieca. Morawiecki jeszcze nie raz skłamie. Na koniec podam jeszcze jeden przykład pokazujący wiarygodność obu tych panów. Jakby na bloga przez czysty przypadek zapuścił się jakiś zwolennik Dudy, to będzie mógł zobaczyć komu wierzy. Jezu, ja to jednak naiwna jestem, głupio naiwna. Trudno, napisałam niech zostanie.

Podczas wieczoru wyborczego Duda złożył obietnicę skierowaną do strażaków z Ochotniczej Straży Pożarnej. Jest ich w Polsce prawie 700 tys. Obiecał, że za swoją służbę mogą liczyć na 400 zł dodatku miesięcznie do emerytury.
"Niech się bierze do roboty, a nie tylko gada. Przecież w Sejmie od trzech lat znajduje się projekt ustawy w tej sprawie. PiS skierował go do konsultacji w trzech komisjach, czyli sejmowej zamrażarki", odpowiedział na to Janusz Konieczny, wiceprezes zarządu głównego ZOSP. Dodał też, że nie ma wątpliwości, że deklaracja Dudy była spowodowana głównie tym, że Trzaskowski ma w swoim programie 5% dodatek do emerytury dla strażaków.

Rząd Morawieckiego, który teraz jest skłonny rozważać przyznanie takiego dodatku, bo przecież te kwestie nie leżą w prerogatywach urzędu prezydenta, w 2017 roku odrzucił projekt, bo stwierdził, że byłoby to przyznanie członkom ochotniczej straży pożarnej nieuzasadnionych przywilejów. Czyli kiełbasa wyborcza ponad wszystkim, ponad przyzwoitością i budżetem również. Jednak typowy wyborca PiS nie zadaje sobie trudu, żeby sprawdzić, czy partia, na którą głosuje, nie jest przypadkiem gorsza od tej, na którą pluje. 

Żeby nie było, że ja tak ciągle na nie, to już się poprawiam Mam hasło dla sztabu Andrzeja Dudy. Od razu mówię, że oddam za darmo, proszę kopiować i używać. 
Hasło brzmi:
Polsce się w przepaść skoczyć uda, 
jak prezydentem zostanie Andrzej Duda.
Można to jeszcze zmodyfikować i podać dialogowo. 
- Kiedy Polsce w przepaść skoczyć się uda? - pyta wynajęty animator aplauzu społecznego.
- Jak prezydentem zostanie Andrzej Duda - odpowiada chóralnie tłum.
I na dzisiaj to by było na tyle.


Zdjęcie złowione w sieci.

piątek, 18 grudnia 2015

O tym co robi PRZEWODNIA SIŁA NARODU i kto ją wybrał





Miałam odciąć się od polityki, ale strasznie kiepsko mi to wychodzi. Dzisiaj z rana, kiedy otworzyłam swoje piękne oczy i z życzliwością spojrzałam na świat, starając się realizować wczorajsze postanowienia, mój mąż szybko sprowadził mnie na ziemię.

- Słuchaj, Macierewicz wziął się za NATO.
- Nie rób jaj, zrób na śniadanie jajecznicę. Proszę.
- Nie żartuję. Znowu była „nocna zmiana”, tym razem w Centrum Eksperckim Kontrwywiadu NATO. - uściślił mąż.


Włączyłam laptopa i dowiedziałam się, że w asyście żandarmerii wojskowej urzędnicy Macierewicza o godzinie 1.30 w nocy dokonali zamiany urzędników na swoich – prawdziwie pisowskich i jedynie prawych.


Centrum nie jest jeszcze akredytowane przy NATO, więc szczęśliwie uniknęliśmy zatargu z tą międzynarodową organizacją, ale polityczna hucpa trwa w najlepsze dalej. Zamiast działać normalnie, racjonalnie, w dzień, robi się jakieś nocne akcje. Po co to komu? No chyba tylko po to, żeby zastraszyć ludzi, żeby nie znali dnia ani godziny. Jeżeli rządowi chodzi o udowodnienie, że może być jeszcze bardziej nieprzewidywalny i bolszewicki w sprawowaniu władzy, to dobrze mu idzie. Jednak społeczeństwo już przejrzało na oczy, więc nie ma co na siłę udowadniać tego co oczywiste.
 
Domyślam się że PiS, wyjaśniając wczorajsze nocne działania, znowu będzie mówił o wyższej konieczności, naprawie państwa i mandacie społecznym danym przez Polaków. To zatrzymajmy się przy tym mandacie społecznym, bo już mnie mdli jak słyszę, że PiS reprezentuje demokratyczną większość, więc ma prawo robić to co robi. Pisałam już o tym, ale jeszcze się powtórzę.
 
Na stronie PKW podano, że uprawnionych do głosowania w wyborach parlamentarnych było 30 629 150, zagłosowało 15 595 335, głosów ważnych było 15200671, głosów nieważnych 394 664, a 15033815 nie opowiedziało się za żadną partią. Na PIS zagłosowało 37,58% co daje 5869727 głosów, a to co stanowi tylko 19,16 % uprawnionych do głosowania Polaków.
 
Z rachunków wynika więc niezbicie, że PiS i jej urzędników popiera mniej niż 1/5 wyborców co znacznie osłabia legitymizację społeczną do robienia przez władze tego co robią.
 

4/5 to, zgodnie z pisowską nomenklaturą, gorszy sort Polaków, bo albo nie głosowali na PiS albo nie poszli w ogóle na wybory.
 

A teraz mamy co mamy i strach się bać co będzie dalej. Przy szumie wokół Trybunału prawie niezauważona przepychana jest ustawa o służbie cywilnej, która pozwoli bez konkursów obsadzać stanowiska w administracji państwowej znajomymi Królika, przepraszam kaczki. Demontaż Państwa trwa w najlepsze i tu naprawdę nie ma się z czego śmiać, chociaż to co robi władza wygląda tragikomicznie.
 

Ale ja się jednak pośmieję z moją ulubioną Stasią Celińską i pokażę Wam zrobionego przeze mnie mema.





niedziela, 29 marca 2015

Niedzielna prasówka

Przy porannej herbatce zajrzałam na bloga „TRZECIE DNO” i przeczytałam ostatni wpis zatytułowany „Pętla życia”. Autor bloga lubi oglądać życie od podszewki a ja lubię czytać jego teksty, ale... ten ostatni jakoś mnie zdołował. Cóż, przyznaję się bez bicia, że trudno mi zdobyć się na wyrozumiałość, gdy widzę, że ktoś tkwi w schemacie, który mu szkodzi i nie próbuje z niego wyjść. W moim życiu też pewnie są jakieś pętle, których dotychczas nie zobaczyłam, ale staram się żyć świadomie, udowadniając tezę, że życie bywa trudne, ale nie beznadziejne. Dlatego ciągle się uczę, bo: 

„Warto rozumieć życie – zarówno innych ludzi jak i swoje własne. Warto rozwijać się, zmieniać i poszerzać własną samoświadomość. I otwierać przed sobą możliwości innych życiowych wyborów. To prawda, że stare schematy i wypracowane niegdyś mechanizmy obronne są generalnie pozytywne i chronią nas przed dezintegracją. Ale mimo wszystko stanowią pewną pętlę życia. Zwykle nie warto jej gwałtownie rozrywać, a raczej delikatnie poluzowywać. Powoli otwierać przed sobą inne drogi rozwiązywania starych problemów. Aktywnie uczyć się, jak coraz lepiej wykorzystywać swój życiowy potencjał, zamiast biernie pozwalać, aby ta pętla stopniowo zaciskała się na szyi.” 

Dla relaksu przeczytałam wywiad z Marcinem Prokopem, który okazuje się być bardzo fajnym człowiekiem. Podoba mi się jego podejście do życia i stosunek do ludzi. Miło wiedzieć że wśród tzw gwiazd show-biznesu są też wartościowi ludzie, którzy w głowie mają mózg (a nie plastik i metki znanych projektantów) i sprawnie go używają. Co prawda, telewizji śniadaniowej nie oglądam, programów rozrywkowych, które prowadził, też nie widziałam, więc nie bardzo mogę ocenić pracę pana Marcina, ale felietony, które czytałam potwierdzają, że facet ma klasę. Miłej niedzieli Wam i sobie życzę.


















obrazki złowione w sieci

sobota, 29 listopada 2014

Obrazek z dedykacją

Dla rządzących, którzy zajmują się głównie działaniami marketingowymi na rzecz swojej partii, dla opozycji, która zajmuje się głównie tym, jak dorwać się do koryta i dowalić rządzącym, dedykuję ten obrazek – bo bardzo pasuje, bo mam taki kaprys, bo jestem sfrustrowana.






Chciałabym jeszcze dodać, że chociaż głosowałam (wypełniając zasrany obywatelski obowiązek) dyskusję o „problemie z wyborami” i rzekomym zamachu na demokrację, mam centralnie w dupie. Podejrzewam, że tak samo ma większość zwyczajnych ludzi, oczywiście poza politykami i mediami. Wiem, że dla rządzących mój „głos” jest ważny tylko przy urnie wyborczej, bo poza okolicznością wyborczą moje zdanie zupełnie ich nie interesuje, ale lubię mówić, co myślę...

A myślę, że ci którzy sprawują władzę powinni w końcu zauważyć, że w Polsce dobrze się żyje tylko w statystykach, bo w rzeczywistości 70 % społeczeństwa jedzie na rezerwie. Ci co mają pracę, nie mają nic prócz pracy, bo żeby ją utrzymać wypruwają sobie flaki, a reszta szuka jakiegokolwiek zajęcia, byle przeżyć.

Dlatego istnieje całkiem realne niebezpieczeństwo, że ci ludzie doprowadzeni do ostateczności znowu upomną się o swoje, ale zamiast kartek wyborczych użyją skuteczniejszych metod. Szczególnie, jak przypomną sobie, że z osławionych postulatów „Solidarności” ostała się tylko niedzielna msza w środkach masowego przekazu. Bo reszta, z przyzwoleniem solidarnościowej władzy, już dawno zginęła w odmętach tzw. wolnego rynku, który dziwnie szybko przybliża nas do krwiożerczego kapitalizmu rodem z XIX wieku. A wiadomo, że w trudnych czasach ludzie stają się nieprzewidywalni, podatni na wpływy, także przywódców oszołomów różnej maści, jak było np. osiemdziesiąt lat temu. I bida gotowa.

środa, 27 marca 2013

Puszczam pędy

 
znalezione w sieci

Wiosny nie ma, zima trzyma, a ja zakorzeniam się w życiu i puszczam pędy.  Mimo nie najlepszej passy chce mi się żyć. Znowu mam parę pomysłów na to, co i jak będę robić, żeby życie było więcej niż znośne. W sferze niematerialnej pomysły są prostsze do zrealizowania, wystarczy bardzo chcieć. Trochę inaczej wygląda sprawa z  bardziej przyziemną stroną życia. Nie jestem materialistką, ale bez kochanych pieniążków trudno żyć, więc staram się co nieco dorobić, a to niełatwe zadanie. Sama nie wiem dokładnie, jak to się dzieje, że wciąż znajduję w sobie siłę, żeby co dzień rozpoczynać życie na nowo, z nadzieją, że będzie dobrze.

Nie staram się zaczarować rzeczywistości, nie napędzam się udawanym optymizmem, nie bagatelizuję problemów, bo wiem, że takie zachowania pozbawione sensu. Zamiast tego biorę z życia co się da, nie płaczę nad rozlanym mlekiem i godzę się z tym, na co zupełnie nie mam wpływu. 

Jak to wygląda w praktyce? Pierwszy z brzegu przykład. Nie mogę pracować zawodowo, bo jestem chora, ale jak trafia się okazja, to w miarę moich możliwości dorabiam. Skoro nie muszę gonić za robotą, to mam więcej czasu dla siebie i bliskich. Dzięki temu, że mogę cieszyć się bliskością, czuję zadowolenie z życia i mam siłę, żeby cierpliwie znosić kuksańce losu i mierzyć się z nim jak równy z równym. Dzięki temu, że wyszłam już z wielu trudnych sytuacji, wiem że jakoś dam sobie radę, więc próbuję zmieniać to, co zmienić mogę. I dlatego biorę z życia co się da. I tu koło się zamyka. Proste? Nie zawsze najprostsze, ale możliwe. Wiem, bo sprawdziłam na sobie. O rany, znowu gadam jak ciotka dobra rada. Trudno, uprzedzałam, że każdy, kto czyta bloga, robi to na swoją odpowiedzialność.

A dzięki temu słodziakowi mój świat jest piękniejszy.

Daj, to ci dam kwiatka


Na pierwsze imię mam Daniel, na drugie amant


piątek, 24 lutego 2012

O tym co powiedział Sartre a co moja koleżanka

Sartre powiedział:” Nie to jest ważne, co ze mną zrobiono, lecz to, co ja sam zrobiłem z tym, co ze mną zrobiono.” I co wy na to, ma rację? Sądzę, że tak. Bo co by się w naszym życiu nie zadziało, to i tak na nas ciąży odpowiedzialność za to, co z tym zrobimy. Ta prawidłowość dotyczy zarówno rzeczy małych jak i dużych.

Wczoraj miałam nieprzyjemną sytuację z moją skądinąd bardzo lubianą koleżanką, która poczuła się dotknięta czymś, co teoretycznie jej zrobiłam a co tak naprawdę sobie wymyśliła. Ot po prostu, zwykłe nieporozumienie. Jednak koleżanka poszła dalej i opierając się na swoim wyobrażeniu dot. tej jednej sprawy, oceniła mnie jako człowieka w ogóle. Oczywiście jak najbardziej negatywnie, tak żeby wystarczająco mocno zajaśnieć na moim tle.

Na początku poczułam się głupio, bo nie lubię robić ludziom przykrości i starałam się wyjaśnić sytuację. Jednak teraz myślę, że to koleżance powinno być głupio a nie mnie. Dlaczego? A choćby dlatego, że kierując się wyłącznie swoim przeczuleniem a nie faktami, potępiła mnie za coś czego nie zrobiłam. I w ten oto sposób dokonała zmiany miejsc. Z osoby, która teoretycznie została jakoś przeze mnie pokrzywdzona, stała się kimś, kto bezpodstawnie skrzywdził mnie swoją oceną.

Rozumiem, że jej postawa skądś wynika, że może kiedyś źle ją potraktowano i teraz jest przeczulona i podejrzliwa, ale to jej nie tłumaczy. Od początku miała wybór, mogła przecież zwyczajnie mnie zapytać, o co mi chodziło zamiast wyciągać nieuzasadnione wnioski. Jednak ona wolała postawić się w roli ofiary a mnie przykleić łatkę na dziurę, której nigdy nie było. Mówi się trudno. Jeżeli wygodniej jej żyć z pretensjami do ludzi, to jej sprawa.Nie jestem pierwszą osobą, na którą się śmiertelnie obraziła. Ma w tym wprawę, więc nie muszę się o nią martwić.

Ja nauczyłam się wyjaśniać sprawę u źródła. Nie szukam na siłę powodów do obrazy. A nawet jeżeli ktoś rozmyślnie nas obraził, to nie ma co hodować w sobie niechęci. Bo, to po pierwsze niezdrowe a po drugie utrudnia życie.

Na koniec mądrość z Talmudu.

„Bacz na twoje myśli, albowiem te staną się słowami,
Bacz na własne słowa, albowiem zmienią się w działanie,
Bacz na to jak działasz, albowiem z działania rodzą się
przyzwyczajenia,
Bacz na twe przyzwyczajenia, albowiem tworzą twój charakter,
Bacz na swój charakter, albowiem ten będzie twoim przeznaczeniem!”

wtorek, 26 lipca 2011

Zamiast destrukcji może być dezintegracja pozytywna

Po wczorajszym zakręconym dniu dzisiaj zwolniłam. Zrobiłam sobie legowisko na balkonie i tam wyniosłam obolałe kości. Wzięłam ze sobą książkę, ale czytanie jakoś mi nie szło, więc poszłam w Dyzia. Jednak obserwowanie nieba też mi nie pasowało, bo chmury trwały w bezruchu i nic ciekawego się w górze nie działo. Przymknęłam oczy i zatopiłam się w myślach, bo ta czynność nigdy mnie nie nudzi. Zawsze coś jest do przemyślenia.

Tym razem zjawiła się myśl o Amy Winehouse. Depresja, nałogi i niepogodzenie ze sobą, to straszny korkociąg, który wyrwał z życia tę młodą, utalentowaną dziewczynę. To smutne i straszne. Destrukcja , dążenie do samounicestwienia, to droga, którą Amy szła od dawna i z której nikt jej nie zawrócił.

W młodych ludziach jest dużo niepewności, dużo niezgody na siebie i świat, to nic nowego, zawsze tak było. Tyle, że teraz bunt owocuje przede wszystkim ucieczką przed odpowiedzialnością za własne życie. Narkotyki, alkohol i wszelkiej maści hedonizmy mają dać trochę szczęścia a są prostą drogą do samozniszczenia. To prawda, że obecnie, chyba trudniej niż kiedyś, sprostać wymaganiom świata. Stąd tylu rozgoryczonych i pogubionych ludzi, którzy nie radzą sobie ze sobą.

W tym miejscu przypomniała mi się teoria prof. Kazimierza Dąbrowskiego o dezintegracji pozytywnej, w której szukałam (gdy byłam młoda) wskazówek, jak sobie radzić ze swoją niezgodą na siebie i świat. Amy Winehouse też chciała uciec od swoich problemów, ale zamiast szukać klucza sięgnęła po narkotyki, alkohol. Nie udało się, bo nie mogło się udać. Od siebie uciec się nie da, ze sobą trzeba się dogadać.

czwartek, 3 marca 2011

Anty politycznie

Włączyłam sobie okno na świat i obejrzałam wiadomości. Od dłuższego czasu unikam interesowania się życiem publicznym, ale dzisiaj z powodu bólu głowy nie nadawałam się do niczego innego, więc gapiłam się w telewizor. Efekt był taki, że do bólu głowy doszły jeszcze mdłości.

Stanowczo nie podoba mi się to, co dzieje się wokół mnie a moja wątroba, wystawiona przez polityków na próbę, produkuje coraz więcej żółci.

Dzisiaj załapałam się na kawałek dyskusji o dwudniowym głosowaniu i trafił mnie jasny szlaczek. Dla większości społeczeństwa jeden dzień głosowania to aż za dużo, bo ludzie mają świadomość, że są potrzebni tylko jako maszynki do oddania głosu na zbawiciela z partii „A” albo”B”. Dlatego większość wyborców nie chodzi głosować i ma państwo tam, gdzie państwo ma wyborcę pomiędzy wyborami. Jednak politycy nie chcą tego zauważyć. Od siebie mogę powiedzieć, że nie po to poszłam z obywatelskiego obowiązku na wybory, żeby patrzeć na bezradność państwa, a patrzę.

Przypomina mi się Gombrowicz, który napisał, cyt. z pamięci: Nic nie poradzisz, choćbyś się zesrał, to i tak masz głos.
No właśnie. Miał rację, bo tak właśnie się czuję ile razy idę głosować. Mam głos, jestem odpowiedzialna, więc muszę wykazać się obywatelską postawą i dokonać wyboru.

Najczęściej do wyboru mam mniejsze zło, więc wybieram między dżumą a cholerą. I co dalej? Ano nic. Dżuma szaleje, cholera siedzi cicho, obserwując słupki poparcia i czeka kiedy kadencja przeleci.

Wracając do wyborów, to Jarosław Kaczyński walczy o jednodniowe wybory, podobno ze względu na oszczędność, ale trzeba mieć duże problemy z percepcją, żeby uwierzyć w jego czyste intencje. Uwierzyć nie daję rady, więc dziwuję się, jak wiejska baba na jarmarku, że są tacy co jednak wierzą. Gołym okiem widać, co tak naprawdę dla Jarosława Kaczyńskiego jest najważniejsze i jak wiele jest w stanie zrobić dla władzy i zaspokojenia chorobliwych ambicji. Nie ma dla niego świętości, której by się nie sprzeniewierzył i ceny której by nie zapłacił, żeby postawić na swoim.

Jakby ktoś, z fanatycznie wpatrzonych w tego polityka obywateli. wymagał dowodów, to jest ich aż za wiele. Ale jak się wyłączy logiczne myślenie, to żadne argumenty nie mają szansy. Dlatego cyniczne wykorzystywanie tragedii smoleńskiej i używanie jej jako paliwa do rozpalania stosów, na których powinni ginąć wszyscy odmiennie myślący, nie otwierają oczu zwolennikom PiS. Manipulowanie najsłabszą częścią społeczeństwa (prostymi ludźmi, którym brak wykształcenia, życiowych perspektyw) w podsycaniu fanatyzmów religijnych i endeckich (żeby nie rzec: faszystowskich), też ich nie zniechęca.

Normą stało się zawłaszczanie przez Kaczyńskiego, prawa do racji, patriotyzmu i polskości, z jednoczesnym działaniem wbrew interesom społeczeństwa i państwa. Patrząc na poczynania Prezesa i stojących za nim ludzi, cisną mi się na usta słowa: WITAJ OD NOWA POLSKO LUDOWA.
Mam świadomość, że te słowa w odniesieniu do prawicowego polityka i konserwatywno-religijnego zaplecza partii, której przewodzi, mogą brzmieć paradoksalnie, ale oddają istotę tego co obserwuję.

Mam wystarczająco wiele lat, żeby pamiętać tamte czasy i obowiązującą wtedy retorykę. Nie mam za to sklerozy, więc nie mogę nie dostrzegać analogii: powoływanie się na wolę ludu podczas gdy traktuje się ten „lud”jak ciemną masę do ulepienia, przeżucia i wyplucia, łamanie obowiązującego prawa i przekonania że cel uświęca środki.

Trzeba mieć bardzo zdrowy żołądek, żeby strawić to co serwuje Jarosław Kaczyński, ale zastanawiam się po co jeść tę żabę. Nie należę do amatorów jedzenia zdechłych żab, więc jeść nie zamierzam a i innym odradzam, bo po co się narażać na odbijanie bajorem.

Niestety, alternatywą dla PiS-u jest PO, które zamiast rządzić, zachowuje się w myśl zasady „poczekamy-obaczymy- to się nie narazimy”. Może to i politycznie korzystne, ale mało odpowiedzialne i zupełnie niepatriotyczne. Rządzący, którzy panicznie boją się rządzić i idą w marketing, powinni oddać władzę. Pan Prezydent Komorowski tak sobie chyba wziął do serca swoje hasło wyborcze: Zgoda buduje”, że teraz zgadza się nic nie robić. Nie ma chętnych do zrobienia porządku z problemami, których przybywa lawinowo, bo Premier Tusk ciągle robi za mistera otrzęsin.

A ludzie mają tego wszystkiego dosyć. Tyle że politycy zajmują się głównie swoimi partyjnymi sprawami i zbliżającym się terminem wyborów, więc na jakieś radykalne działania nie ma co liczyć. Można za to posłuchać o obywatelskim przywileju i powinności, jakim jest udział w wyborach. Bo przecież ktoś musi zagłosować, żeby ktoś inny dopchał się do korytka i mógł się poświęcać, dla narodu rzecz jasna.