Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą izolacja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą izolacja. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 9 sierpnia 2011

Nie zawsze chcę i mogę być słuchawką

Poniedziałkowy wieczór przyszedł z deszczem i przyniósł ze sobą jesienny chłód, chociaż do jesieni jeszcze daleko. Zawinęłam się w mięciutki kocyk i z kubkiem gorącej herbaty zaległam na łóżku. Pół dnia spędziłam na roztrząsaniu spraw, którymi zajmować się nie miałam chęci, więc relaks należał mi się jak psu miska.

W ramach relaksu wzięłam się za czytanie książki Marii Nurowskiej pt. „Powrót do Lwowa”. Nie jestem specjalnie romantyczna, ale książki Nurowskiej zawsze mnie ciekawią i wzruszają. Co tu dużo gadać, pięknie pisze o miłości i nie tylko o miłości.

Zwiedzałam właśnie z główną bohaterką unicką katedrę Świętego Jerzego, gdy w ucho wpadła mi melodyjka z mojej komórki. Spojrzałam na wyświetlacz, ale nie znałam tego numeru. Odłożyłam telefon przekonana, że to jakaś pomyłka i wróciłam do książki. Jednak telefon nie przestawał dzwonić, więc chciał nie chciał odebrałam.

- Słucham.
- Cześć Basiu, co robisz? Bo wiesz ja mam straszny kłopot i muszę z kimś pogadać. Już dłużej nie wytrzymam z tą bandą kretynów …......, itd.

Przez następne pół godziny słuchałam cierpliwie, pretensji jakie moja koleżanka ma do świata i współpracowników. Kiedy już wyrzuciła najgorętsze emocje, przypomniała sobie, że zmieniła operatora i nie dzwoni już do mnie za darmo, więc szybko skończyła rozmowę.

Wróciłam do Lwowa, ale nie było mi dane dowiedzieć się co Elizabeth przeżywa w chłodnych murach katedry, bo ślubas odczuł potrzebę podzielenia się ze mną swoimi przemyśleniami. Usiadł naprzeciw mnie i rozpoczął monolog.
- Wiesz, ja tak tego nie zostawię, dowiedziałem się, że............, itp.

Ślubas, podobnie jak koleżanka, nie pomyślał, że mogę nie mieć ochoty na słuchanie, co też on wymyślił i czego nie daruje. Przecież tak się utarło, że ja jestem od słuchania i nie trzeba mnie pytać, czy mam ochotę robić za życzliwe ucho.

Ponieważ sama jestem nad wyraz rozmowna, więc rozumiem potrzebę wygadania się, ale ostatnio gorzej znoszę bycie słuchawką. Dlatego coraz częściej wyłączam telefony.

W ramach ćwiczenia się w byciu asertywną mam taką informację: Koleżanki moje drogie, jak nie możecie się do mnie dodzwonić, to nie martwcie się – prawdopodobnie jeszcze żyję, tylko chcę pobyć w swoim świecie. Pogadamy innym razem, bo teraz słucham deszczu, wędruję po papierowych światach, marzę, albo robię cokolwiek innego, w czym nie chcę sobie przeszkadzać.
Buziaczki i piękna piosenka Kofty w prezencie specjalnie dla Was.

* * *
Wy mnie słuchacie, a ja śpiewam tekst z muzyką.
Taka konwencja, taki moment, więc tak jest.
Zaufaliśmy obyczajom i nawykom,
już nie pytamy, czy w tym wszystkim jakiś sens.
A ja zaśpiewać dzisiaj chcę w obronie ciszy,
choć wiem: nie pora, nie miejsce i nie czas

Lecz gdy się milczy, milczy, milczy,
to apetyt rośnie wilczy
na poezję, co być może drzemie w nas
Bo gdy się milczy, milczy, milczy,
to apetyt rośnie wilczy
na poezję, co być może drzemie w nas

Przecież dosyć już mamy huku i jazgotu.
Ale gdy cicho, to źle i głupio nam,
jakby się zepsuł życia niezawodny motor,
coś nie w porządku, jakbyś był już nie ten sam.
Cisza zagłusza, sam już nie wiesz, jaki jesteś,
więc szybko włączasz wszystko, co pod ręką masz.

Bo gdy się milczy, milczy, milczy,
to apetyt rośnie wilczy
na poezję, co być może drzemie w nas
Bo gdy się milczy, milczy, milczy,
to apetyt rośnie wilczy
na poezję, co być może drzemie w nas

Gdy kiedyś nagle łomot umrze w dyskotekach,
do siebie nam dalej będzie niż do gwiazd.
Zanim coś powiesz, tak jak człowiek do człowieka,
cisza zgruchocze i wykrwawi wszystkich nas.
Dlatego uczmy się ciszy i milczenia.
To siostry myśli świadomości przednia straż.

Bo gdy się milczy, milczy, milczy,
to apetyt rośnie wilczy
na poezję, co być może drzemie w nas
Bo gdy się milczy, milczy, milczy,
to apetyt rośnie wilczy
na poezję, co być może drzemie w nas
na poezję, co być może drzemie w nas

sobota, 23 lipca 2011

Nie chcę widzieć i słyszeć

Nie chcę widzieć i słyszeć – to druga myśl, jaka mi przyszła do głowy, gdy usłyszałam o zamachach w Norwegii. Pierwszą myślą było stwierdzenie, że świat oszalał, skoro młody mężczyzna, uważający się za człowieka z zasadami, pozbawił życia kilkadziesiąt osób. Nienawiść degeneruje i prowadzi do szaleństwa, bez względu na to z czego wynika. Ten człowiek podobno był wyznawcą tradycyjnych wartości, przedstawiał siebie jako konserwatystę i chrześcijanina. To przerażające, jak bardzo można się pogubić.

Coraz częściej mam ochotę odizolować się od świata i zamknąć się w bezpiecznej przestrzeni mojego domu. Nie mam już siły na te wszystkie tragedie, kataklizmy, wielkie i małe nieszczęścia innych ludzi. Poczucie bezsilności odbiera mi chęć do życia, więc wolę nie wiedzieć. Wiem, że to paskudne i krótkowzroczne, wiem, ale nie stać mnie na nic innego.

Okopuję się na swojej grządce, bo tu jest to, na co mam jakiś wpływ – moje życie. Egoistycznie się cieszę, że pewne sprawy są daleko ode mnie, że to nie mnie dotknęło naprawianie świata przez fanatycznego szaleńca.

Chociaż, jak widzę reklamę „prawych i sprawiedliwych”, gdzie wódz z lisim uśmiechem na twarzy stwierdza, że: „Czas na odważne decyzje”, to tego ostatniego nie jestem już taka pewna. Mam jednak nadzieję, że ludzie nie są aż tak odważni (czyt. naiwni i głupi), żeby dać się przekonać człowiekowi, który zachowuje się przyzwoicie tylko „oszołomiony lekami”, bo bez leków jest nienawistnym oszołomem.
Ponarzekałam a teraz oddalam się do przyjemniejszych zajęć, żeby naładować akumulatory.