Nie chcę widzieć i słyszeć – to druga myśl, jaka mi przyszła do głowy, gdy usłyszałam o zamachach w Norwegii. Pierwszą myślą było stwierdzenie, że świat oszalał, skoro młody mężczyzna, uważający się za człowieka z zasadami, pozbawił życia kilkadziesiąt osób. Nienawiść degeneruje i prowadzi do szaleństwa, bez względu na to z czego wynika. Ten człowiek podobno był wyznawcą tradycyjnych wartości, przedstawiał siebie jako konserwatystę i chrześcijanina. To przerażające, jak bardzo można się pogubić.
Coraz częściej mam ochotę odizolować się od świata i zamknąć się w bezpiecznej przestrzeni mojego domu. Nie mam już siły na te wszystkie tragedie, kataklizmy, wielkie i małe nieszczęścia innych ludzi. Poczucie bezsilności odbiera mi chęć do życia, więc wolę nie wiedzieć. Wiem, że to paskudne i krótkowzroczne, wiem, ale nie stać mnie na nic innego.
Okopuję się na swojej grządce, bo tu jest to, na co mam jakiś wpływ – moje życie. Egoistycznie się cieszę, że pewne sprawy są daleko ode mnie, że to nie mnie dotknęło naprawianie świata przez fanatycznego szaleńca.
Chociaż, jak widzę reklamę „prawych i sprawiedliwych”, gdzie wódz z lisim uśmiechem na twarzy stwierdza, że: „Czas na odważne decyzje”, to tego ostatniego nie jestem już taka pewna. Mam jednak nadzieję, że ludzie nie są aż tak odważni (czyt. naiwni i głupi), żeby dać się przekonać człowiekowi, który zachowuje się przyzwoicie tylko „oszołomiony lekami”, bo bez leków jest nienawistnym oszołomem.
Ponarzekałam a teraz oddalam się do przyjemniejszych zajęć, żeby naładować akumulatory.
Jestem kobietą, która ma już życia popołudnie, ale starość ignoruję na ile się da. Tytuł bloga odnosi się do tego, że jeżeli popatrzymy na życie jak na górę, to ja już schodzę ze swojej góry, a kto chodził po górach wie, że schodzi się trudniej. Jednak smęcę umiarkowanie, bo wolę się śmiać. A że potrafię się śmiać również z siebie to powodów do śmiechu mi nie brakuje. Na blogu piszę o swoich i nie swoich potyczkach z życiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz