Pogoda dziś była piękna. Ciepło, słonecznie i prawie bezwietrznie a ja, zamiast łapać ostatnie pogodne dni, cały dzień przesiedziałam przy komputerze. Na moje szczęście robotę skończyłam i od jutra mam wolne. Hurraaaa
Przy okazji zastanawiałam się nad pracowitością i lenistwem. Wiadomo, pracowitość to cnota a lenistwo wada. Ale czy aby na pewno? Kiedyś miałam pewność dziś już nie, bo wszystko jest względne, zaleta może ciążyć, wada może pomagać.Przykład?
Pracowita mrówka taszczy na grzbiecie ciężary większe od niej samej, lata jak poparzona w pośpiechu i nie ma czasu pomyśleć, po co żyje i czy na pewno robi to, co chce. Bez mrowiska traci sens życia, więc tyra dla innych, nie oglądając się na siebie.
A taki np. leniwiec siedzi sobie na drzewie, grzeje się w słońcu albo schodzi w cień, żuje sobie liście i obserwuje niebo, ruszając się tylko tyle ile musi. Nie lata z drzewa na drzewo w poszukiwaniu lepszych liści, bo mu się nie chce i zadowala się tym, co ma. Sam sobie wystarcza, więc poświęca się tylko dla swoich młodych.
Gdybym miała wybierać, to wolałabym być leniwcem aniżeli zaganianą mrówką, której życie mija z nosem przy ziemi. Szkoda mi życia na robienie rzeczy, bez których mogę się obejść.
Kiedyś bardzo podziwiałam ludzi pracujących od świtu do nocy a teraz mi przeszło. Człowiek nie powinien za ciężko pracować, bo wtedy brakuje mu czasu by żyć. Harować ponad siły kosztem zdrowia, kosztem rodziny, to naprawdę żadna cnota. A jak się weźmie pod uwagę, że część tych ciężko pracujących ludzi wypruwa sobie żyły, żeby kupić nowy dom, w którym nie ma czasu mieszkać, czy nowy samochód, którym nie ma gdzie jeździć, to taka pracowitość jest po prostu głupia.
Stanowczo wolę mieć czas na życie niż życie w rzekomym dobrobycie, i tego będę się trzymać. Niestety, ponieważ życie kosztuje, to trzymać się będę do następnej okazji na zarobek. Z tej niekonsekwencji tłumaczy mnie tylko to, że nie pracuję na markowe ciuchy czy inne bzdety, ale na rzeczy potrzebne do codziennego funkcjonowania, bez których trudno się obejść. C’est la vie!
Jestem kobietą, która ma już życia popołudnie, ale starość ignoruję na ile się da. Tytuł bloga odnosi się do tego, że jeżeli popatrzymy na życie jak na górę, to ja już schodzę ze swojej góry, a kto chodził po górach wie, że schodzi się trudniej. Jednak smęcę umiarkowanie, bo wolę się śmiać. A że potrafię się śmiać również z siebie to powodów do śmiechu mi nie brakuje. Na blogu piszę o swoich i nie swoich potyczkach z życiem.
Szukaj na tym blogu
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz