Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lenistwo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lenistwo. Pokaż wszystkie posty

sobota, 3 grudnia 2011

Dopadł mnie dzisiaj leniwiec, ale .....

Dopadł mnie dzisiaj leniwiec i o wszystkim, co powinnam zrobić, myślę z wielką niechęcią. Niestety jutro mam imieniny, więc muszę się ruszyć i coś przygotować. Jednak póki, co ograniczam się do jęczenia, że muszę wziąć się za robotę. Najchętniej przełożyłabym imieninową okazję, na kiedy indziej, ale nie mam jak tego zrobić.

Mój „entuzjazm” podziałał na nerwy ślubnemu, który lubi celebrować wszystkie świąteczne okazje a mojego jęczenia nie lubi.
- Skoro nie chce ci się nic przygotowywać, to weź przykład ze swojej ulubienicy – powiedział.
W tym miejscu muszę wyjaśnić, że ulubienicę mam jedną a stawianie mi jej za przykład, to duża złośliwość ze strony ślubnego. Chociaż sposób na zniechęcania gości, stosowany przez przywołaną przez męża osobę, rzeczywiście jest bardzo skuteczny. Gdyby ktoś chciał wypróbować, to przepis jest w tej rodzinnej anegdocie.

W rodzinie męża były imieniny. Kupiłam prezent i wieczorem planowaliśmy osobiście złożyć życzenia solenizantowi. Niestety z naszych planów nic nie wyszło. Mąż musiał dłużej zostać w pracy, więc gdy wrócił było późno a ja byłam w zaawansowanej ciąży, więc ostatnia rzecz, na którą miałam ochotę, to tłuc się po nocy autobusem na drugi koniec miasta. Stanęło na tym, że mąż złożył życzenia telefonicznie i przeprosił solenizanta, że nie przyjechaliśmy na uroczystość. Solenizant nie był obrażony i zaproponował, żebyśmy wpadli następnego dnia.

Zgodnie z umową, dzień po imieninach, stawiliśmy się u solenizanta. Po złożeniu życzeń usiedliśmy za stołem a urocza gospodyni poczęstowała nas herbatą i postawiła na stole słone paluszki. A następnie przez godzinę raczyła nas opowieściami, jakie to pyszne dania serwowała wczoraj imieninowym gościom. Wyliczała dokładnie, co było do zjedzenia i jak smakowało.

Patrzyłam smętnie na słone paluszki, piłam lurowatą herbatkę i zastanawiałam się, o co kobicie chodzi. Nie miałabym jej za złe, że poczęstunek byle jaki, ale... po co ta wyliczanka jakich rarytasów nie skosztujemy. To nie tylko było zbędne, ale też zwyczajnie niegrzeczne. W końcu byliśmy jednak zaproszeni, nie wpadliśmy niespodziewanie, więc mogła stworzyć chociaż pozory gościnności. Poza tym, skoro poprzedniego dnia była taka uczta, to dziwne, że nie został z niej choćby kawałek ciasta czy trochę jakiejś sałatki. O ile ja nie byłam bardzo rozczarowana brakiem czegoś do zjedzenia, to mój ślubny bardzo, bo po powrocie z pracy zjadł tylko zupę licząc na jakieś imieninowe smakołyki. Niestety się przeliczył, więc znudzony i głodny zaczął mnie namawiać żebyśmy szli do domu. Nie opierałam się, bo też miałam dosyć.

Po wyjściu ślubny tak posumował wizytę: „ Halina jest taką świetną gospodynią, że do końca życia będę pamiętał, jak dobre było to, czego nie jadłem.” Ze swojej strony dodałam, że nikt nie zarzuci jego bratowej, że przesadza z gościnnością, dobrym wychowaniem i nie umie się zareklamować.

Czas kończyć, biorę się za robotę, bo jednak nie chcę robić konkurencji swojej ulubienicy.

niedziela, 6 listopada 2011

Nie jestem konsekwenta w lenistwie

Pogoda dziś była piękna. Ciepło, słonecznie i prawie bezwietrznie a ja, zamiast łapać ostatnie pogodne dni, cały dzień przesiedziałam przy komputerze. Na moje szczęście robotę skończyłam i od jutra mam wolne. Hurraaaa

Przy okazji zastanawiałam się nad pracowitością i lenistwem. Wiadomo, pracowitość to cnota a lenistwo wada. Ale czy aby na pewno? Kiedyś miałam pewność dziś już nie, bo wszystko jest względne, zaleta może ciążyć, wada może pomagać.Przykład?

Pracowita mrówka taszczy na grzbiecie ciężary większe od niej samej, lata jak poparzona w pośpiechu i nie ma czasu pomyśleć, po co żyje i czy na pewno robi to, co chce. Bez mrowiska traci sens życia, więc tyra dla innych, nie oglądając się na siebie.

A taki np. leniwiec siedzi sobie na drzewie, grzeje się w słońcu albo schodzi w cień, żuje sobie liście i obserwuje niebo, ruszając się tylko tyle ile musi. Nie lata z drzewa na drzewo w poszukiwaniu lepszych liści, bo mu się nie chce i zadowala się tym, co ma. Sam sobie wystarcza, więc poświęca się tylko dla swoich młodych.

Gdybym miała wybierać, to wolałabym być leniwcem aniżeli zaganianą mrówką, której życie mija z nosem przy ziemi. Szkoda mi życia na robienie rzeczy, bez których mogę się obejść.

Kiedyś bardzo podziwiałam ludzi pracujących od świtu do nocy a teraz mi przeszło. Człowiek nie powinien za ciężko pracować, bo wtedy brakuje mu czasu by żyć. Harować ponad siły kosztem zdrowia, kosztem rodziny, to naprawdę żadna cnota. A jak się weźmie pod uwagę, że część tych ciężko pracujących ludzi wypruwa sobie żyły, żeby kupić nowy dom, w którym nie ma czasu mieszkać, czy nowy samochód, którym nie ma gdzie jeździć, to taka pracowitość jest po prostu głupia.

Stanowczo wolę mieć czas na życie niż życie w rzekomym dobrobycie, i tego będę się trzymać. Niestety, ponieważ życie kosztuje, to trzymać się będę do następnej okazji na zarobek. Z tej niekonsekwencji tłumaczy mnie tylko to, że nie pracuję na markowe ciuchy czy inne bzdety, ale na rzeczy potrzebne do codziennego funkcjonowania, bez których trudno się obejść. C’est la vie!

poniedziałek, 28 lutego 2011

"Nie chcem", ale jednak zrobię

Mam dzisiaj dzień z mottem przewodnim: Nie chce mi się. Zaczęło się od rana. Na śniadanie piłam ledwie ciepłą herbatę, bo nie chciało mi się czekać na wrzątek. Po śniadaniu powinnam zacząć załatwiać zaplanowane sprawy, ale tak mi się nie chciało, że dałam sobie trochę czasu na przyjemniejsze zajęcia.

Z książką przeleżałam kilka godzin, śledząc pracowite życie głównego bohatera. Dzwonek telefonu przywrócił mnie rzeczywistości. Zegarek pokazywał, że najwyższa pora wziąć się za robotę, bo moje sprawy same się nie załatwiły. Pomyślałam, że może część rzeczy odłożę na jutro skoro dziś tak mi się nie chce nic robić.

Z przyjemnością bym uległa swojemu nie chciejstwu, gdyby nie to, że przypomniało mi się hiszpańskie przysłowie - „Jutro jest najbardziej zajętym dniem roku.” No właśnie. Moje jutro też jest bardziej zajęte niż dziś, więc jednak muszę się przemóc i załatwić co trzeba. Że też zawsze coś mi się przypomina. I to całkiem nie w porę.