Szukaj na tym blogu

środa, 30 listopada 2011

Z drugiej strony metki

Mikołajki za parę dni, więc w drodze na jogę, zaszłam do paru sklepów w poszukiwaniu prezentów. 

Sklepy pękają w szwach pełne towarów a ¾ metek ma skośne oczy. Nie żebym miała coś przeciwko Chińczykom, oni mi nie wadzą, jeżeli coś mi przeszkadza, to świadomość, że za każdym towarem sprzedawanym za grosze kryje się ciężka i słabo wynagradzana praca, a tym co teraz kupują za grosze kiedyś pracy zabraknie. 


Nikt mi nie każe kupować, mogę ustawić swoje morale na wysokim „C” i zbojkotować  wyzyskiwaczy, którzy goniąc za mamoną, robią z ludzi jedynie wytwórców, zabierając im czas na normalne życie. Mogę, ale czy mnie na to stać? Jak przytłaczająca większość ludzi, cienko przędę i szukam okazji na tanie zakupy. Zastanawiam się, czy moja zakupowa wstrzemięźliwość wiele by zmieniła. Co może jednostka, wiele czy nic? Dlaczego tak chętnie się rozgrzeszamy, że niewiele od nas zależy, że inni też tak robią? Brak solidarności mści się na nas wszystkich, ale zemsta bywa odroczona w czasie, więc nie chcemy tego widzieć. 

Humor mi się zepsuł, więc darowałam sobie zakupy. Generalnie świat jest parszywy, słabszy w naturze ginie, a w świecie ludzi jest wykorzystywany.

Dopiero zajęcia jogi poprawiły mi nastrój, bo w grupie są sympatyczni, życzliwi ludzie, którzy robią coś dla siebie i innych, po to, żeby ten świat był lepszy. Była fajna rozmowa, dobra medytacja a wieczorny spacer dopełnił listę przyjemności.    

Wewnętrzne światy w złotej barwie jesieni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz