Koniec tygodnia. Reset. Od
tej chwili biorę sobie wolne, nie ma mnie. Obowiązki, problemy, zmartwienia - od tej chwili ta rubryka mnie nie dotyczy. Wszyscy bliscy i dalsi - radźcie sobie kochani sami, bo ja zmieniam stan skupienia. Spokojnie,
nie odparuję i nie zmienię się w sopel lodu. Po prostu (ulubione
wyjaśnienie mojego wnuka) od teraz skupiam się wyłącznie na
sobie, przynajmniej do poniedziałku. Udało mi się przeżyć
mijający tydzień i nie zwariować (co uważam za swoisty sukces), więc teraz święty spokój, należy mi się - jak psu miska.
A`propos sukcesu, wklejam
artykuł autorstwa Joanny Wilguckiej, bo warto go przeczytać i
przemyśleć. Życzę Wam miłej lektury, pięknej niedzieli i wielu,
wielu prawdziwych sukcesów szytych na Waszą miarę.
* * *
Czym jest sukces dla Ciebie?
Na prawo i lewo szasta się słowem sukces jako czymś pożądanym, wartościowym i do czego wypada dążyć za wszelką cenę (nawet po trupach). Czym jednak jest ten sukces i czy rzeczywiście warto zapłacić każdą jego cenę? Czy on przesądza o wartości człowieka?
Najgorzej sytuacja ma się wtedy, gdy przyjmiemy definicję sukcesu, która nie jest nasza, tak naprawdę nasza – zgodna z tym, jacy jesteśmy, właściwa dla nas, naszych przekonań, zgodna z sumieniem, pragnieniami. Gdy damy się wtłoczyć w schemat sukcesu narzucony nam przez innych… i trwamy w nim, jak w zbyt małym/dużym ubraniu.
Łatwo
jest się dać wciągnąć w wyścig szczurów – bo
przecież tak wielu z nas swoje poczucie wartości buduje
zdobywając „sukcesy”. To one stają się w wielu środowiskach
miernikiem wartości człowieka – nie liczy się już on sam –
ale to, czy może poszczycić się dopiętymi do siebie łatkami
„sukces” (właściwymi dla definicji sukcesu w danej
grupie) i jak długo udaje mu się je utrzymać
(prędzej czy później pojawia bowiem ktoś szybszy,
silniejszy, mądrzejszy, zdrowszy, ktoś gotów
więcej poświęcić).
Jak
można zdefiniować sukces? To zdobycie, osiągnięcie czegoś
uznawanego za wartościowe, pożądane, cenne. Mogą to być bardzo
różne rzeczy, przez jednych uznawane za drobiazg, dla innych
mające „rozmiar góry”. Sukces może być związany z
jakimś wydarzeniem (np. wygrany mecz) lub też postrzegany,
jako ogólna ocena działań danego człowieka (sukces życiowy,
człowiek sukcesu). Dla przykładu:
-
Dla jednych będzie to świetne stanowisko w firmie – dla drugich własna firma.
-
Trzy kierunki studiów – poświęcenie czasu na wychowanie dzieci.
-
Życie zgodnie z ideą minimalizmu – otoczenie się setkami przedmiotów i ciągłe gromadzenie nowych.
-
Zakup nowego auta – jazda tramwajem, bo to zdrowsze dla środowiska.
-
Wyjazd na drogą, zagraniczną wycieczkę – przetrwania w głuszy, bez wygód.
-
Zorganizowanie akcji przeciw maltretowaniu zwierząt – zakup modnych, skórzanych butów.
-
Posiadanie dzieci – brak dzieci.
-
Zarabianie coraz większych pieniędzy – mniej zasobny portfel, ale więcej czasu dla rodziny.
-
Bycie matką pracują zawodowo – bycie matką pracująca na pełny etat w domu.
-
Dokonanie odkrycia naukowego na miarę światową – pokonanie strachu przed wodą i nauka pływania.
-
Bycie dyrektorem wielkiej firmy – bycie właścicielem domku i górach i prowadzenie agroturystyki.
-
Bycie pilotem – bycie ogrodnikiem.
-
Przebiegnięcie maratonu – zrobienie 2 kroków po wypadku.
Bywa,
że jedne środowiska/grupy ludzi patrzą na inne z
politowaniem – bo ich definicje sukcesu tak się różnią (cenią
inne wartości), że każda z nich uważa, że to oni go
odnieśli, a inni „przegrali życie”. Trzeba do tego zachować
dystans – i „nie iść za tłumem”, dać sobie prawo do
własnego zdania i pomysłu na życie.
Więźniowie
sukcesu – toksyczny sukces
Sukces
potrafi być jak narkotyk. Jeśli postrzega się go np. jako
sens życia i przekłada na realizację
kolejnych opłacalnych projektów, pięcie się po drabinie
kariery, zdobywanie coraz większych pieniędzy, władzy, rzeczy,
tytułów, prześciganie innych – można niechcący zatracić
się w tym do tego stopnia, że cena będzie bardzo wysoka
(utrata zdrowia, rodziny, więzi/relacji z bliskimi, nałogi,
problemy psychiczne, samotność). Ważne jest, by umieć
zachować rozsądek i granice – nie zatracić się w
pogoni za sukcesem (jakkolwiek byśmy go nie definiowali), bo co
będzie jeśli go zabraknie? Gdy zabraknie siły do pracy? Zmniejszą
się dochody? Przyjdzie emerytura, problemy zdrowotne? Co uznasz za
swoją wartość?
Z
drugiej strony – dobrze się zastanów, jaki smak ma sukces,
którego doświadczasz. Może jest w nim gorycz? Może to
wcale nie jest Twój sukces, tylko twoich rodziców, partnera,
koleżanek – sukces do którego dążysz, bo inni tak
robią; mówią, że to ważne, że trzeba, że nie wypada
inaczej, że musisz, że nie można inaczej…
Zapomnij
na chwilę (tak wiem, że to może być trudne) – co znaczy
sukces w Twoim środowisku życia, wśród Twoich znajomych, rodziny.
Zastanów się głęboko, czym jest on dla Ciebie, jaką płacisz za
niego cenę… Do jakiego sukcesu dążysz? Co on dla Ciebie
znaczy? Czy daje Ci wolność? Radość? Poczucie spełnienia? Czy
jest to zdrowy sukces? A może wręcz przeciwnie, czujesz się jak
chomik w kołowrotku, który biegnie już ostatkiem sił; jak
więzień w klatce…, w której sam jest sobie strażnikiem.
Przemyśl swoje pojęcie
sukcesu i jeśli to potrzebne – stwórz takie, które
będzie ubraniem szytym na miarę, a nie unieszczęśliwianiem się i
płaceniem za coś ceny, która w ostatecznym rozrachunku okaże się
dużo wyższa niż to, co za nią kupiłeś.
Autor: Joanna Wilgucka
obrazki złowione w sieci
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz