Szukaj na tym blogu

niedziela, 13 grudnia 2020

Stara i niestara

Napisałam na swoim profilu, że jestem kobietą, która ma już życia popołudnie. Tak sobie napisałam, bo to ładnie brzmi. Co się będę chwalić, że jestem stara. No jestem i tego nie da się ukryć, ale chwalić się nie ma czym.  Określenie "seniorka" też mi nie leży. A odkąd poszłam na spotkanie w pewnym klubie seniora, to nie leży mi jeszcze bardziej. I nie dlatego, że zapieram się swojego peselu. Co to, to nie. W końcu nieźle się namęczyłam, żeby dożyć do emerytury. Jednak stara być nie zamierzam. Wiem,  brzmi to trochę schizofrenicznie,więc już wyjaśniam jakimi to meandrami płynie moja myśl i jak próbuje złapać kontakt z rozumem.

Posłużę się przykładami, bo tak najłatwiej. A ja "najłatwiej" kocham, chociaż nie zawsze praktykuję. Za przykłady posłużą mi dwie kobiety, które znam osobiście od kilkudziesięciu lat. Na potrzeby tego wpisu nazwę je: Staraniestara i Starastara.


 Zacznę od Starejniestarej, bo jest krócej i przyjemniej. Staraniestara jest starsza ode mnie o osiem lat, ale w życiu nie pomyślałam o niej, że jest stara. Znamy się grubo ponad 30 lat i nie widzę, żeby czas jakoś bardzo ją zmienił. Staraniestara wciąż ma jakieś plany, wciąż coś robi i umie cieszyć się swoim życiem. Podkreślam "swoim", bo to ważne. Ona ma swoje życie, więc nie wisi na dzieciach, które nie mają obowiązku jej uszczęśliwiać. Z dobrymi radami się nie pcha, choć ma dużą wiedzę i doświadczenie. Respektuje to, że każdy ma prawo popełniać swoje błędy, chociaż czasami te błędy bolą także ją. Nie traci energii na naprawianie wszystkich dookoła, ale za to zawsze jest pomocna, gdy może pomóc. Ma bardzo wielu znajomych i pielęgnuje te znajomości, więc towarzystwa jej nie brakuje. Ludzie ją lubią także za to, że nie uszczęśliwia innych swoimi problemami,  narzeka umiarkowanie i ma fajne poczucie humoru. Przyjemnie jest z nią pogadać, bo nie wygłasza "prawd objawionych", biorąc pod uwagę, że może się mylić. Stara się też, żeby inni mieli z nią jak najmniej kłopotu, więc dba o siebie pod każdym względem. Zamiast utyskiwać na zdrowie chodzi na badania kontrolne, leczy się, ćwiczy i rehabilituje. Problemy związane z gorszym funkcjonowaniem organizmu obśmiewa zamiast wzorem wielu swoich rówieśniczek robić z nich żałobny rapsod. Jacyków by się na niej nie dorobił, bo ubiera się dość tradycyjnie, ale nie chodzi ubrana wg schematu "co mi z szafy wypadło to se wsadziłam". Nie zrezygnowała z bycia atrakcyjną kobietą, więc robi makijaż, dba o fryzurę i paznokcie. Lubi biżuterię, więc ją nosi. Wciąż ciekawi ją świat, ma młodą głowę i często się śmieje, z siebie również. Starzeje się, jak każdy kto żyje, ale nie robi ze starości alibi na byle jakie życie.   

Starastara  jest ode mnie rok młodsza, ale ona według siebie jest taka stara, że bardziej stara już chyba nie będzie. Koleguję się z nią od lat, ale coraz bardziej męczy mnie patrzenie na to, co ona sobie robi. Nie raz i nie dwa rozmawiałyśmy o tym, jak sobie radzić będąc w wieku mocno nastoletnim, ale ona woli się skarżyć zamiast dać sobie szansę. Starastara  manifestuje starość na różne sposoby i z manifestowania starości za nic chce zrezygnować.  Zacznę od najmniej istotnej rzeczy, ale strasznie rzucającej się w oczy. Wizualnie Starastara wygląda tak, jakby z premedytacją chciała dodać sobie ze 40 lat i do rasowej babinki brakuje jej już tylko chusteczki i laseczki. Od lat nosi te same sfilcowane, workowate swetry, do tych samych wysiedzianych spódnic za kolanko i obowiązkowo rozczłapanych butów wyglądających jak trepy pierwszych osadników. Abnegacja co dzień mówi jej dzień dobry, ale Starastara nie odcina się od tej znajomości. Starastara nie jest osobą ubogą, która przytłoczona biedą i problemami nie ma głowy do dbania o siebie. Ona te stare ciuchy donasza tak  z oszczędności, bo po co jej nowe, jak ona jest stara. Sama obcina sobie włosy, bo w jej wieku to szkoda pieniędzy na fryzjera. A włosy ma piękne tylko krzywo obcięte i byle jak uczesane. Makijażu nie robi, bo po co, jak ona jest stara. Nie mówię, że makijaż jest konieczny w dbaniu o siebie, ale kiedyś się malowała. Starastara robi wiele, żeby się oszpecić i wszystko zasłania szyldem z napisem "Jestem stara". Jednak starość nie przeszkadza jej całkiem aktywnie zajmować się swoimi dorosłymi dziećmi. Siłowych rozwiązań w stosunkach z dziećmi Starastara opracowała całą listę. Począwszy od obiadów, a skończywszy na jedynie słusznych opiniach i najlepszych planach na życie. Życie dzieci oczywiście, bo Starastara swoje życie oddała walkowerem. Na pytanie, dlaczego dorosłe dzieci miałyby się jej słuchać, ma jedną odpowiedź: bo ona jest stara to wie.  Jej dzieci najwyraźniej mają na ten temat inne zdanie, bo się nie słuchają i tym robią jej przykrość. W odpowiedzi na skargi Starejstarej nie raz mówiłam, że jak nie chce cierpieć, to powinna przestać się wtrącać i zająć się sobą. Jednak ona woli pocierpieć, więc sobie cierpi. Urobiona jest po pachy, bo ludzie ją wykorzystują. Nie raz pytałam, dlaczego się na to godzi. W odpowiedzi słyszałam, że ona jest stara, więc nikt się z nią nie liczy. Poza tym, ona musi być potrzebna, bo inaczej zwolnią ją z pracy i dzieci się od niej odwrócą. No taką ma tezę i robi wszystko, żeby przeprowadzić dowód na na jej prawdziwość. Nie ma czasu dla siebie, bo praca, bo działka, bo coś, bo ktoś. Umęczona swoim życiem coraz bardziej gorzknieje, ale nie chce nic zmienić. Bo po co, skoro ona już jest stara. I tak sobie dogorywa w tej przykrej starości z wyboru, usadzając się coraz wygodniej w roli męczennicy. 

Nie mam recepty na życie. Nie mam też zwyczaju naprawiania innych młotkiem. Niech każdy żyje, jak chce. Nic mi do życia koleżanki, ale starość nie jest znowu taka fajna, więc nie ma po co iść w nią jak nóż w masło. Koleżanka idzie i  tylko narzeka. A ja mam ze sobą taki kłopot, że jak mnie pytają, to odpowiadam zgodnie z prawdą, swoją prawdą, bo ktoś może mieć inną. Dlatego w kontaktach ze mną trzeba brać pod uwagę, że nie o wszystko trzeba mnie pytać, jak się nie chce usłyszeć, co myślę. Starastara to wie, bo zna mnie kobita jak zły szeląg, ale i tak lubi sobie przy mnie ponarzekać. Moje gadanie wpisuje sobie chyba w koszty, więc za ten wpis też się nie obrazi i dalej będziemy się kolegowały. Może tylko częściej zamiast narzekać będziemy gadały o książkach, bo obie wciągamy słowo pisane jak narkoman kreskę. A jak jesteśmy już przy książkach, to Starastara jest bardzo mądrą i gruntownie wykształconą kobietą. I nie rozumiem, dlaczego nie wykorzystuje dla siebie tej mądrości, urody i pracowitości. 


Żeby nie było, że jedną obgaduję, a drugiej się wrednie czepiam, to na koniec sobie jeszcze pofilozofuję. Wiadomo, że od początku mi o to chodziło))) No co? Tak już mam, to co się będę zapierać. Lubię popatrzeć na wszystko szerzej i przerabiać to co widzę na swoje widzimisię. I mam taką refleksję, że jak traktujemy siebie tak jakbyśmy znalazły siebie na śmietniku, to natura dążąc do równowagi gdzieś to musi odrobić. I jak nie zajmujesz się sobą, to nadmiernie skupiasz się na innych. Wtedy albo o innych za bardzo dbasz albo  za bardzo się ich czepiasz, a najczęściej obie te rzeczy naraz. Takie postępowanie dewastuje człowieka i relacje.  

Inni ludzie nas edukują, jeżeli tylko uważnie się im przyglądamy i wyciągamy wnioski. Z obserwacji Starejniestarej i Starejstarej wychodzi mi taki wniosek, że jedni żyją do końca życia, a inni do końca życia w starości wegetują. Dlatego, jeżeli chodzi o mnie, to dojrzałości mówię tak zaś starości rozumianej jako rezygnacja z troski o siebie,  urządzanie życia innym zamiast sobie i pospolite tetryczenie, mówię stanowcze nie. 

Na koniec dwie piosenki, żeby było coś miłego. Dla dodania energii piosenka Maryli Rodowicz "Ech mała". I trochę lirycznie "Wesoła dumka o starości" w wykonaniu mojego  niezmiennie ulubionego Andrzeja P. I na dzisiaj to by było na tyle.

 

 I na dzisiaj to by było na tyle.



16 komentarzy:

  1. Co za madry i piekny post Basiu - ja tez znam takie Stareniestare i Starestare - jedna taka moja dobra przyjaciolka , ktora po wyjsciu za maz i urodzeniu dwojki dzieci w wieku 35 lat wygladala juz na 60... Jej tekstu sprzed 20-tu lat nigdy nie zapomne : ' No bo my teraz to juz stare jestesmy , to nareszcie nie musze sie starac' . O ja prdle! Majac 35 lat czulam sie jakbym byla " on top of the world" - a ona mi wyjechala ze staroscia ! I najlepsze bylo to, ze ona sobie te starosc w wieku 35 lat sama zafundowala : wiecznie zarobiona, wiecznie w starych spranych rozciagnietych lachach, wiecznie w tlustych wiszacych strakach zamiast wlosow i wiecznie cos mielaca w gebie dla pocieszenia ( jej waga rosla z miesiaca na miesiac). Z tylu raz wzielam ja za jej matke.. Starosc zaczyna sie i konczy w naszej glowie - mam na to niezbite dowody 👍😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To święta prawda, że starość to bardziej stan umysłu aniżeli kalendarzy. Niektórym łatwiej odpuszczać sobie dbanie o swoje życie i wszystko tłumaczyć starością. Tylko że takie życie nie daje szczęścia.

      Usuń
  2. Chrzanic kalendarze i metryki! Kazdy ma sie czuc tak mlodo jak chce.
    Kiedy tato zmarl, mama zaczela chodzic do dziennego domu pobytu dla seniorow, choc najpierw nie chciala, bo "co ja bede robila wsrod tych starych bab?", a miala wtedy 84 lata. Tymczasem jest najstarsza wsrod tamtejszych seniorow, ale koleguje sie z 60-latkami, bo z nimi ma wiecej wspolnych tematow i zajec niz z blizszymi wiekowo babciami. Czesto robia wypady do miasta albo umawiaja sie u ktorejs w domu. Cale szczescie, ze ma to towarzystwo, bo my jestesmy tak daleko, a teraz przez te pandemie nie jezdze do Polski. Czasem mam wrazenie, ze moja mama jest mlodsza ode mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko jest sprawą wyboru i zaczyna się w naszej głowie. Jak ktoś się uprze, żeby tylko narzekać to zawsze znajdzie powód. Twoja mama stara się żyć pełnią życia, więc dba o to, żeby czerpać z życia ile się da. Każdy może się o siebie zatroszczyć, ale nie każdemu się chce. Narzekanie i wycofanie się
      z aktywnego życia wydaje się prostsze.

      Usuń
  3. Oczywiście przymierzył się do dwóch przedstawionych przez Ciebie wzorców. I odnalazłam się gdzieś pomiędzy. Szczęśliwie bliżej mi do starejniestarej, ale i ta druga wciska mi niektóre swoje cechy. Tylko nie wiem, czy mam ochotę je wykorzeniać, bo mi z nimi wygodnie. A zresztą nie ma ideałów.;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przymierzyłam- komórka zeżarła mi końcówkę ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja mama za punkt honoru miała poświęcanie się dla rodziny, więc całkowicie rezygnowala z siebie. Ja wyciągnęłam wnioski i nie powtarzam jej błędów. Kocham swoją córkę i jej rodzinę, ale ja i moje życie jest jednakowo ważne. To, że mam 61 lat nie zwalnia mnie z troski o siebie i moje sprawy. Właśnie dlatego, że kocham swoich bliskich zbieram się do kupki, gdy nic mi się nie chce i dbam o siebie najlepiej jak umiem. Nie urządzam życia dzieciom, bo mam dość zajęcia z urządzaniem swojego. Uważam, że troska o swoje życie jest obowiązkiem, z którego nie powinniśmy się zwalniać.

      Usuń
  5. Mysle, ze sa osoby, ktore po prostu lubie byc stare. Sama czesto lubie sobie ze starosci odpuscic to czy owo, ale nie bra buk pazury czy fryzure, jesli juz to raczej makijaz, zwlaszcza tu na wsi:))
    Wczoraj mialam przygode seksualna ze schodami u sasiadki:)) Widowisko dalam na pol wsi!!!
    A bylo tak.... Wies zorganizowala parade swiateczna, ktora miedzy innymi na trasie miala ulice naszej sasiadki Sandy. Sandy w zwiazku z tym zadzwonila do mnie i zaprosila nas na jej taras gdzie moglismy sobie spokojnie parade obejrzec nawet na siedzaco. Przyjelismy zaproszenie z radoscia i pomaszerowali zaopatrzeni w skladane krzeslo dla mojej starej dupy:)) Owszem o krzeselku pomyslalam tylko mi sie zapomnialo o nausznikach, rekawiczkach i szaliku a tu akurat jak na zlosc dulo jak za cara. Zdajac sobie sprawe z faktu, ze Wspanialy nie ogarnie potrzebnego mi sprzetu postanowilam na moment wrocic do domu i zaopatrzyc sie w atrybuty do dalszego siedzenia w wietrze i ciemnosci:) Jak schodzilam ze schodkow to Sandy powiedziala "uwazaj zebys nie upadla, bo ja to znam tu kazda nierownosc" na co ja radosnie zawolalam "oj tam jak upadne to bedzie slychac". I wszystko szlo fajnie, w domu skompletowalam brakujace czesci garderoby i juz... juz bylam prawie na tarasie... jeszcze tylko ostatni schodek... i nagle ups........... jeb**lam (w tym wieku sie juz nie upada) jak dluga na tarasie. Towarzystwo rzucilo sie na pomoc bo tak wypada jak kobieta upadla jest stara, a ja z pozycji kleczacej upadajac (ponoc z gracja) przerzucilam odwlok siadajac na brzegu tarasu z nogami na tym nieszczesnym ostatnim schodku.
    Pomogli mi wstac mimo moim zapewnieniom, ze moge to zrobic sama... oczywiscie wszyscy dopytujac czy na pewno nic mi nie jest a ja na to smiejac sie "serio nic mi nie jest, ja po prostu wiem, ze w moim wieku nie jest latwo o zdobycie uwagi mezczyzn wiec robie co moge". I wtedy jeden z sasiadow powiedzial "oj cos mi mowi, ze nie musisz jeszcze stosowac takich chwytow".
    Mielismy z tego mojego upadku ubaw przez reszte wieczora.
    I teraz nie wiem czy to starosc, czy zwykla nieznajomosc schodow w domu Sandy, bo tam ten ostatni schodek ma taka zupelnie niepotrzebna wypustke doslownie na 5 milimetrow i ja nieswiadoma tego zaczepilam czubkiem buta wlasnie o te wypustke.
    Pomijajac starosc to mialam szczescie, ze nie upadlam do tylu bo to mogloby sie skonczyc gorzej.
    Sandy jeszcze dzis zadzwonila upewnic sie czy naprawde nie uczynilam sobie zadnych szkod tym upadkiem, a jak ja zapewnilam, ze wszystko jest OK to sie jeszcze raz smiala, ze ja z taka gracja upadajac w ostatniej sekundzie przerzucilam cialo upadajac na dupsko a nie np. pyskiem na plask. Na co jej powiedzialam "widzisz ja mam nowe stawy biodrowe wiec musze o nie dbac, jak bym tak zlamala jeden to do NYC daleko i Wspanialy reperowalby mnie za pomoca narzedzi kupionych w tutejszym sklepie z narzedziami".
    Nie wiem, moze powinnam skarzyc sie na starosc, a ja sie tylko ucieszylam, ze zrobilam niezla konkurencje wiejskiej paradzie:))) A parada byla super, jak zobaczylam plugi do odsniezania to sie wystraszylam, bo widzialam juz przeciez plugi sniezne, ale to co posiada moja obecna wies TO JEST prawdziwy sprzet. Plugi sniezne jakie znam z NYC wygladaja w porownaniu jak zabawki:)))
    No to sie rozpisalam... wygon mnie Basiu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ani myślę Cię wyganiać. Uśmiałam się. Przypomniało mi się, jak kiedyś opisałaś na czym polega różnica w poruszaniu się w młodości i w naszym wieku. Kiedyś wdzięcznie się kucało kręcąc bioderkami, a teraz się po prostu wypina dupsko, bo w krzyżach trzeszczy. Ale grunt to robić co się da, a obśmiewac to co już za trudne. Jakiś czas temu wpadłam w autobusie na kolana mocno starszego pana, bo samochód szarpnął, a ja nie utrzymałam równowagi. - Przepraszam, że tak na Pana lecę - powiedziałam. Niech się Pani nie krępuje, cała przyjemność po mojej stronie. Lubię jak kobiety na mnie lecą,nawet jak to tylko przypadek- powiedział że śmiechem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boska scenka w tym autobusie!! Lubie ludzi reagujacych blysktoliwie i szybko.

      Usuń
  7. Starość czy młodość to raczej stan umysłu, a ciało robi nieprzyjemne niespodzianki...

    OdpowiedzUsuń
  8. Racja, na ciało mamy ograniczony wpływ, ale to co mamy w głowie to w największej mierze sprawa wyboru. Dlatego bardzo się staram, żeby ze starości nie robić sobie alibi i nie tetryczeć. Trzeba żyć aktywnie do końca, bo jak się gnuśnieje, to starość jest jeszcze trudniejsza.

    OdpowiedzUsuń
  9. Starą koleżankę można sobie czasami odpuścić,gdy nie mamy na nią nastroju.A ja mam u siebie na co dzień takie egzemplarze. Na szczęście zakontraktowałam sobie tego Nie-Starego na życie,i sprawdza się wspaniale.Wciąż ma nowe pomysły na aktywność (fizyczną i umysłową),chęć eksperymentowania i fajne poczucie humoru. Natomiast szwagier,który mieszka z nami,właściwie już w młodości odpuścił sobie życie,tylko wegetuje.Nie miał nigdy przyjaciół,nie uczestniczył w żadnych imprezach (nawet rodzinne starał się omijać z daleka).Podczepiony najpierw do rodziców,teraz do nas - w zasadzie jest obserwatorem życia,nie uczestnikiem.Chodzi w dziurawych i obłachanych ciuchach i nie chce się ich pozbyć,mimo że ciągle otrzymuje nowe od nas i naszych dzieci.Z szaf się sypie,a nie wyrzuci nic. "To na gorsze czasy".Gdy mamy go już dość,to jedziemy sobie na wycieczkę i ładujemy akumulatory z dala od takiego toksycznego człowieka. Na szczęście mamy z mężem siebie nawzajem,i podobne poczucie humoru,więc mamy nadzieję,że nie zestarzejemy się psychicznie tak szybko. Dzięki za blog,z przyjemniścią tu zaglądam,bo jest "nienarzekający". Pozdrawiam serdecznie Hanna Tołczyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuję szwagra, bo to duże obciążenie mieć na codzień taką osobę. Ja od unikam ludzi, którzy dużo narzekają, wciąż mają komuś coś za złe albo z upodobaniem ćwiczą się w cierpiętnictwie. Dbam o higienę psychiczną, bo życie jest wystarczająco trudne i bez etatowych narzekaczy. Często słyszałam, że ja to mam dobrze, bo radzę sobie z problemami. A ja sobie radziłam, bo nie chciałam wieszać się na innych, wychodząc z założenia, że każdy ma swoje bolicosie, więc nie potrzebuje moich. My z mężem też ratujemy się śmiechem i ładujemy akumulatory robiąc ulubione rzeczy. Inaczej byśmy nie wytrzymali ze sobą tyle lat, a w sylwestra minie 45 lat jak jesteśmy razem. Miło mi, że czytasz bloga. Lubię dawać innym uśmiech i pozytywne emocje, więc cała przyjemność po mojej stronie. Wpadaj jak najczęściej. Serdecznie pozdrawiam.

      Usuń
  10. Potrafimy z siebie uczynić fightera albo życiową pierdołę, wysiłek jest taki sam. Obie panie go wykonują tyle, że jedna wybrała życie, a druga wegetację.

    OdpowiedzUsuń
  11. Właśnie, unikanie wzięcia odpowiedzialności za swoje życie i szczęście jest obciążające, ale nie daje dobrych rezultatów. No chyba, że ktoś bardzo chce się unieszczęśliwiać, to tak, jest na dobrej drodze.

    OdpowiedzUsuń