Szukaj na tym blogu

niedziela, 6 grudnia 2020

O prezentach i skąpym Mikołaju

Dzisiejszy post miał być mikołajkowy, ale zabrakło mi czasu na napisanie wspomnień z dzieciństwa. A wszystkiemu jak zwykle winny jest mąż, jakżeby inaczej. I nawet nie mogę mieć do niego pretensji, bo chciał dobrze i bardzo się o to "dobrze" starał. Zaczął od tego, że postanowił uszczęśliwić mnie nowym laptopem. Moim zdaniem staremu laptopowi nic nie brakowało, ale przecież mój mąż wie lepiej, o czym skrycie marzę. Wyszło na to, że marzyłam o laptopie, więc w prezencie imieninowym dostałam laptopa. Mąż był szczęśliwy. Ja trochę mniej, ale przecież ja wydziwiam, ja się nie znam. No nie znam się, więc nie wiem, dlaczego Dell miałby być gorszy od jakiegoś Vaio i po co bez sensu wydawać pieniądze.

Poziom mojej szczęśliwości podniósł się dopiero wtedy, gdy mąż wyjaśnił, że zakup sfinansował z zaskórniaków, które kitrał w skarpecie przez cały rok. Jednak nie wyglądałam chyba na wystarczająco szczęśliwą, bo mąż podrapał się po głowie, rzucił komendę: "poczekaj" i poleciał do swojego pokoju. Jezu, chyba nie ma drugiego laptopa, pomyślałam z niepokojem, bo tyle szczęścia na raz to bym nie zniosła. 

- Miałem ci to dać w sylwestra, ale nie ma co czekać, to będzie taki prezent mikołajkowo-rocznicowy - powiedział, wręczając mi czerwone pudełeczko z pierścionkiem. - Powinien być dobry, ale w razie czego można zmniejszyć u jubilera. No właśnie, gdzie ty masz pierścionki, bo nie mogłem żadnego znaleźć?

- Schowane, bo ja teraz nie noszę pierścionków - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, chociaż niezbyt dyplomatycznie.

- Dlaczego??? - zdziwił się mąż unosząc brwi niemalże w okolicę potylicy.

- Palce mi puchną, więc noszę tylko obrączkę - odpowiedziałam i od razu pożałowałam, że jestem taka szczera do bólu. - Ładny, dziękuję bardzo - poprawiłam się szybko.

- Trudno, najwyżej dasz Marcie albo będzie na lokatę kapitału - powiedział smętnie mąż, bo on tak się starał, a ja taka oporna. I teraz mi głupio, a on ma abolicję na wszelkie przewinienia, bo przecież tak chciał mnie uszczęśliwić.

- Ten pierścionek też z zaskórniaków? - zrobiłam wstęp do ewentualnego zwrotu pierścionka.

- Też.

- Skąd ty masz tyle pieniędzy? - spytałam, starając się maksymalnie unaocznić zdziwienie poszyte podziwem.

- Mam. Z pracy - wyjaśnił dumnie mój osobisty Rockefeller, rozsiadając się przy laptopie. 

I jak siadł, tak przez następne dwa dni nie dał mi się dotknąć do laptopa, bo coś tam doinstalowywał i sprawdzał. Żebym nie miała za dobrze, to zabrał mi starego laptopa. Nic nie mówiłam, bo trzeba było jakoś zatrzeć to nie najlepsze zachowanie przy przyjmowaniu prezentów. Także stan na dzisiaj jest taki, że jestem szczęśliwą posiadaczką nowego laptopa i nowego pierścionka. A że nie potrzebowałam żadnej z tych rzeczy, to już nieistotny szczegół. W końcu liczą się intencje, więc nie będę narzekać.

Mam nadzieję, że ja bardziej wstrzeliłam się z mikołajkowymi prezentami. Córka dostała piżamę i życzenia, żeby miała okazję wreszcie się wyspać. Zięciowi kupiłam torbę i życzyłam mu, żeby nasz kochany rząd nie puścił go z torbami. Mąż na tegoroczne mikołajki będzie mógł się wypachnić zapachem, który mi się podoba. Wnuki dostały po jednym prezencie, bo rodzice starają się temperować materialne oczekiwania synów. Popieram, bo dzieci obrastają teraz w zabawki i coraz trudniej im cieszyć się z tego co mają. Nie mam wątpliwości, że moje wnuki nie będą bardzo uszczęśliwione z prezentu ode mnie, ale niech się chłopaki hartują, bo ani się obejrzą jak będą dostawać od żon na Mikołaja skarpety albo slipy. Babka posłuchała rodziców i zamiast wypasionych prezentów wydłubała dla Adasia czapkę, komin i getry, a dla Daniela tylko komin. Normalna sknera z tej babki jest, ale dobre wychowanie dzieci ważniejsze niż chęci babki.

To się jeszcze babka pochwali tym co wydłubała, bo babka dłubiąca była i teraz wraca do dłubania.

Mam nadzieję, że Wy dostałyście same fajne prezenty i miło spędziłyście mikołajkową niedzielę. I na dzisiaj to by było na tyle.


23 komentarze:

  1. U nas nie ma zwyczaju mikolajkowania, prezenty dostajemy i dajemy na wigilie, a teraz najwyzej jakis drobiazg slodyczowy dla dzieci.
    A swojego meza to powinnas nosic na rekach, gloryfikowac i rozpieszczac, a Ty jeszcze marudzisz :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No trochę marudzę, ale to wynika z tego, że mąż coraz częściej uważa, że on wie lepiej czego mi trzeba. I to mi się nie podoba. Ale, co prawda to prawda, chłop jest dobry z kościami.

      Usuń
  2. Jeszcze przed slubem nauczylam mojego meza, ze ja nie lubie niespodzianek. Nic na to nie poradze, po prostu nie lubie i tyle, nigdy zaden prezent nie sprawil mi autentycznie czystej radosci, zawsze bylo jakies "ale" o ktorym nie wypadalo mowic. Postanowilam wiec ze nie bede katowac ani siebie udawaniem, ze jestem zachwycona, ani ewentualnych ofiarodawcow glowkowaniem co tez moze mi sie spodobac i zarzadzilam, ze "nie ma prezentow":))
    Co nie znaczy ze ich naprawde nie ma, bo one sa, ja po prostu mowie "kup mi...." i on kupuje. Na poczatku pytal "ale to ma byc z okazji....?" ale ja niezmiennie odpowiadalam "nie, nie bedziemy czekac na okazje, kup mi teraz":)
    Poniewaz on jest wyjatkowo pojetny i przy tym pewnie leniwy albo co najmniej wygodny to ta zasada dziala przy obopolnym zadowoleniu:))) Dziwne tylko, ze on nie ma zadnych potrzeb/zachcianek do spelnienia przeze mnie... no dobrze, czasem mowi "moze bys ugotowala/upiekla..." Latwo, lekko i przyjemnie.
    Wiem, wiekszosc ludzi tego nie rozumie, bo maz ma zaskakiwac prezentami, komplementami, kwiatami... ja tam wole, zeby nie zaskakiwal niczym :P Jak czasem zaloze cos nowego i on mowi "ladnie w tym wygladasz" to ja mowie "ja zawsze ladnie wygladam, bo najzwyczajniej w swiecie jestem ladna":)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skleroza nie boli... zapomnialam z tego wszystkiego napisac, ze jestes bardzo zdolna w tym dzierganiu. Sliczne cudenka udziergalas dla wnukow!!!

      Usuń
    2. Ja lubię niespodzianki, nawet kosztem tego, że niektóre mogą być rozczarowujące. Nie lubię za to uszczęśliwiania mnie na siłę, co akurat teraz się Arturowi udało. Jeżeli chodzi o dzierganie, to kiedyś robiłam dużo i naprawdę ładnych rzeczy, ale mi się przejadło. Wiesz, jak się robi na zarobek, to zamiast czerpać przyjemność myśli się tylko, żeby szybciej skończyć. Teraz jak będę coś dłubać to tylko dla przyjemności.

      Usuń
    3. No masz, znow mamy cos wspolnego:)) Ja tez dawno temu (40-45 lat) dziergalam na zamowienia. Pamietam mialam taka "wredna" kbitke, ktora wymyslala najtrudniejsze wzory chyba z nadzieja ze kiedys powiem "tego nie potrafie zrobic". A ja zawsze zrobilam i tylko odpowiednio podwyzszalam cene wyrobu i baba dala sobie spokoj:))
      Prenumerowalam Burde i tam bylo naprawde mnostwo wspanialych wzorow... hmmm.... moze warto do tego wrocic w dlugie zimowe wieczory, ale oczywiscie tylko dla przyjemnosci.

      Usuń
    4. Dzierganie mi obrzydło, bo było też sposobem na łatanie biedy. Teraz będę robić dla przyjemności. Ostatnio więcej robiłam na szydełku. Wypłatałam różne kwiatkowe ozdoby,koszyczki,czapeczki. Wyciągnę z szafy co tam jeszcze mi zostało i pokażę na blogu.

      Usuń
    5. Wczoraj przy obiedzie powiedzialam do Wspanialego, ze chce jechac do Michaels (taki sklep dla hobbystow roznej masci). Nie dosc ze mu widelec z reki wypadl to i oczy wyskoczyly przed okulary:))) chrzaknal trzy razy jak by sie chcial odpowietrzyc i wyjakal "ale PO CO??"
      Basiu myslalam, ze zejde ze smiechu, ale staralam sie wytlumaczyc, ze skoro mnie tu wywiozl i zrobil ze mnie wiejska babe to takie sa skutki:) No to zapytal czy ta paczka na strychu opisana jako "Marla's project" to nie sa jakies nieskonczone robotki:))) Przemadrzalec, oczywiscie, ze to sa moje nieskonczone robotki:)))

      Usuń
    6. Teraz to mi tez widelec wypadl z reki 😬To wy obie dziergacie?? Jestem pelna podziwu i czapka zamiatam - ja nie wyszlam poza robienie szalika szydelkiem, najprostszym wzorem i w dodatku to tez juz zapomnialam 😂 Tylko mnie sie dzierganie kojarzy z wyszywaniem - ale chyba juz mi sie wszystko dokladnie pomerdalo ... Z robotek recznych mialam piekne Trzy Minus w podstawowce, ale obecnie podciagnelam sie , bo dwa razy otapicerowalam i opinezkowalam dwa zabytkowe stolki pod pianino...to moje szczytowe osiagniecie w tej dziedzinie 😂

      Usuń
    7. Star, to znowu mamy podobnie. Przy przeprowadzce wybebeszyłam wszystkie skrytki i pawlacze i okazało się, że mam zapasy włóczek, wiec teraz mam z czego robić. Są też jakieś zaczęte robótki. No to teraz będę robić. A za chwilę skrobnę posta i pokażę dłubanki, które znalazłam na dnie szafy. Może Cię zainspirują.

      Kitty, nie wszyscy muszą wszystko lubić. Przy dzisiejszym dostępie do informacji, to bardzo wiele rzeczy jest bardziej kwestią chęci, polubienia aniżeli talentów. Ja zawsze lubiłam prace ręczne, więc dłubię, szyję i maluję. Najmniej cierpliwości miałam do wyszywania, więc nie wyszywam.

      Usuń
  3. Slowo “babka” oznacza dla mnie zawsze babke swiateczna, babke piaskowa, cytrynowa, kakaowa itp. Zupelnie nie uzywam tego slowa w odniesieniu do babci,
    a juz do Ciebie mi w ogole nie pasuje. Jesli juz to “babunia , bunia, babcia, albo babcik “ – to gwoli tego, ze pieknie Babciu “ majsterkujesz szydelkiem i drutami”.
    Z prezentami mam dylemat jak w tym kawale o zieciu , tesciowej i nowym mercedesie ...Ratowac mercedesa z tesciowa znad tej przepasci , czy nie ratowac?
    Bardzo lubie dostawac prezenty , ale choc zawsze jestem zaskoczona tym , co dostaje, najczesciej w zyciu bym czegos takiego sobie nie kupila – to zawsze potem przytulam do serca i latami sprawia mi to przyjemnosc... Takie ustalone bez niespodzianki, to nie to – owszem fajnie, ale to nie to !
    Moj chlop musze przyznac ma dar do robienia prezentow , wszystkim. On zawsze trafia w dziesiatke i w czuly punkt obdarowywanego, a sam obdarowywany nawet nie wie, ze tego chcial! Ale cieszy sie jak gwizdek. Kiedy przyszla pora na nowego laptopa, wymarzylam sobie czerwony.... a dostalam srebrny. Najpierw mi bylo troche zal – ale pozniej blogoslawilam go za wybor koloru! Teraz by mnie ten czerwony wkurzal do bialosci, czerwony to piekny kolor, ale nie w przesycie.
    Zawsze jak dostaje prezent od MM to robie oczy ze zdziwienia – najpierw mysle : a po co mi to ? A pozniej dostrzegam walory. Jeszcze sie nie zawiodlam.
    Mam tez wszystkie drobiazgi i prezenciki, ktore dostalam lata temu od przyjaciol czy rodziny. Drobiazgi , a ja zawsze pamietam okazje i od kogo to cos dostalam – bo pamietam emocje, radosc, wzruszenie , te specjalna okazje...
    Nie lubie robic prezentow mojej mamie. Ona zawsze najpierw cieszy sie radosnie jak dziecko , a pozniej... rozdaje wszystko innym. Nie tylko moje prezenty tak koncza, ona rozdaje wszystko co jej sie znudzi, albo uwaza, ze przeszkadza , ze po co z tego kurze wycierac , albo ktos pochwali, ze takie cos by chcial ... – cud , ze niektorym nie zwrocila ich wlasnych! Wkurzala mnie co roku jak przyjezdzala do nas ciotka ze Szwecji na wakacje i robila mojej mamie przeglad inwentarza.
    A to masz fajne, to mi daj, a to perfumy z lazienki, a to posciel, a to wazon, a to piekny serwis , a to jakas ciekawa bizuteria – wyciagala wszystko co lepsze i ladniejsze, a mamusia nie umiala jej powiedziec NIE! Byla totalnie nieasertywna , no przeciez nie wypada szwagierce odmowic, a mnie szlag trafial na miejscu, no ale jako dziewczynka nie mialam wtedy nic do gadania.
    Najbardziej bolalo, jak mamusia lekka reka oddawala prezenty ode mnie, czy taty , czy takie ktore dostala od zyczliwych osob.

    A Twojemu Mikolajowni nalezy sie wielki wielki slodki buziak !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak urodził się mój pierwszy wnuk, to Artur mówił do mnie per babeczka, żeby nie było że z babką sypia. No taki wredny seksista z niego wylazł. Teraz już się przyzwyczaił. Daniel jak był mały nazywał mnie "mamu". Adaś mówi do mnie "baciabasia".
      Że też w każdej rodzinie znajdzie się taka ciotka pijawka. Moja Mama też była taka rozdająca i nigdy nie chciała nic dla siebie. Ja lubię dawać i dostawać prezenty, bo w przyrodzie trza dbać o równowagę.

      Usuń
    2. Baciabasia brzmi cudnie 👌🤗Tez bardzo lubie dawac, a jak widze ze ktos sie autentycznie z prezentu cieszy , to sama sie ciesze. Masz racje z ta rownowaga...Moze mama tak rozdawala , bo tyle otrzymywala? Faktem jest, co oddala, to natychmiast wlazlo cos innego:))

      Usuń
    3. Adaś w ogóle jest cudny i zawsze uśmiechnięty. Zjadłabym go bez łyżki. Ja też bardzo lubię dawać prezenty i cieszę się przy tym jak dziecko, bo wiadomo że kto bierze tylko ma pełne ręce a kto daje ma pełne serce. Serdeczności dla Ciebie trzymaj się ciepło.

      Usuń
    4. Ooo dawac prezenty to ja tez lubie. Ja tylko nie lubie dostawac takich co to sa niespodzianka. Nawet pierscionek zareczynowy sama wybralam wzor a tylko zgodzilam sie na wypelnienie diamentami takiej wielkosci jak on tam uwazal. I tu mnie zaskoczyl, bo ja osobiscie kupilabym skromniejszy:))) Ale caly wzor musial byc taki jak ja sobie wydumalam, skoro mam go nosic do konca zycia to musi mi sie podobac:))) I tak nie nosze, bo najpierw jak pracowalam to musialam ciagle zdejmowac i stres czy gdzies nie zostawie byl wiekszy od radosci. Kupilam wiec podrobke i to nosilam bo nawet jak bym zgubila to niewielka strata.
      Teraz z kolei nie nosze, bo mi przeszkadza w np. gotowaniu. Jak gedzies jedziemy/idziemy to zakladam... jak pamietam:) ale mam taki jak chcialam.

      Usuń
    5. A wiesz, ja pierścionek zaręczynowy kupiłam sobie sama. No taka zapobiegliwa byłam. Kolega z pracy jeździł do ZSRR i szmuglował złoto, więc kupiłam od niego pierścionek z turkusami. Tanio mi policzył, bo pierścionek był mały i nie pasował na żadną koleżankę. Jak Artur powiedział, że wypadałoby się oświadczyć skoro chcemy brać ślub, to pokazałam mu pierścionek i od razu się zaręczyliśmy. Ale ma chłop od tego czasu jakiś kompleks, bo lubi mi kupować pierścionki w prezentach rocznicowych.

      Usuń
  4. Ja tez ciągle walczę z zakusami mojego na usilne uszczęśliwianie, a wpadkę z prezentem zaliczyłam również, oj niewdzięczne istoty jesteśmy.
    Ale dziergasz ślicznie!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, jak u Ciebie, ale mój Artur im starszy tym bardziej uważa, że on lepiej wie, czego mi potrzeba do szczęścia. A ja się na takie coś nie godzę.

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. Kiedyś to ja dziergałam, teraz to już idę na łatwiznę. Nie lubię robić z gotowych wzorów, bo to trzeba trzymać się schematów, a to zmniejsza mi przyjemność z dziergania. Przy przeprowadzce znalazłam trochę wełen upchanych na pawlaczu, więc pewnie coś jeszcze wydłubię.

      Usuń
  6. Ale przecież mężowie lepiej wiedzą, co nam jest potrzebne i nas uszczęśliwi, niż my same 😉. Wydziergane prezenty piękne 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I niech sobie wiedzą, ale my wiemy swoje. Dzięki za miłe słowa.

      Usuń