Zadzwoniłam,
odebrała, chwilę rozmawiałyśmy, właściwie to ja gadałam, bo
jej się nie chce nawet nic mówić. Znam ten ten stan, kiedy jest
się tak zmęczonym życiem, że nie ma się siły podnieść
głowy. I nie chce się słuchać dobrych rad, szczególnie od tych, którzy mówią: weź
się w garść. A tu nie ma się wystarczająco dużej garści, żeby
móc pozbierać w nią ogrom wciągającej jak bagno beznadziei. I
co wtedy? Każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Czy na przekór
wszystkiemu zdobędzie się na wysiłek, żeby podnieść głowę,
spojrzeć w niebo i uwierzyć, że tam jest gdzieś słońce, nawet
jeżeli w tej chwili zakryte czarnymi chmurami, czy zostanie tam
gdzie jest. Niestety, często najtrudniej jest uwierzyć, że mamy
jeszcze jakikolwiek wybór, postawić sobie cel, choćby najmniejszy. Przykro mi, bo wiem jakie to trudne, bo w niczym nie mogę pomóc.
obrazek złowiony w sieci