Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą krajobrazy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą krajobrazy. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 30 sierpnia 2020

Życie trwa właśnie teraz

Życie trwa właśnie teraz, nie wczoraj i nie jutro. Wszyscy to wiedzą. Wiem i ja. Ale często tak trudno tę wiedzę przełożyć na życie. Dzisiaj złapałam się na tym, że kolejny dzień odkładałam dłuższy spacer. Nie, że tak bez powodu. Powód zawsze się znajdzie. Nie poszłam, bo kręgosłup mnie bolał, bo w kolanie strzykało, bo jakoś tak mi się nie chciało, bo trochę za bardzo wiało, bo słońce za mocno grzało, bo ..... , pójdę jutro. A przecież dobrze wiem, że życie jest dzisiaj i trwa bez względu na to, czy podobają mi się okoliczności w jakich się toczy. To co, ja głupia jakaś jestem? Co to ja nie wiem, że jutro może dołożyć do bolącego kręgosłupa, kolana i zwykłego niechciejstwa coś, co na dobre zatrzyma mnie w domu?  No, wiem, bo nie raz tak było. A wtedy o spacerze mogłam tylko pomarzyć. Niby siedzenie w domu to też życie, ale taki sposób spędzania czasu trzeba sobie umiejętnie dawkować, bo inaczej się pierniczeje. Nie mogę też wykluczyć, że jutro niełaskawie pozbawi mnie wszystkich problemów, bo tych co leżą na cmentarzach nic nie boli i nawet pogoda im w niczym nie przeszkadza. 

Dlatego poszłam po rozum do głowy i taka wybrakowana wespół w zespół z mężem wybrałam się na spacer. Kilka razy przystanęłam, żeby odpocząć i pstryknąć fotkę. Spodobała się Wam moja ostatnia fotorelacja, więc zapraszam na spacer w okolice mojego domu.

Tą alejką wyruszamy na spacer.
A tu proszę wycieczki mamy wielki iglaczek i malinowy krzaczek, śmietnik nieproszony ustawił się do zdjęcia.

Jakbym chciała pobiegać dokolusia, to mam wytyczoną trasę. Nawet ósemki mogę robić.

Jodły mają swój dywanik z kwiatków, bo kto bogatemu zabroni. .


Cudnie płacząca stara wierzba i ławeczka do popłakania, jakby ktoś chciał.

Wąwóz z pomnikiem upamiętniającym mieszkańców Lublina, którzy zostali  rozstrzelani w tym miejscu w czasie II Wojny Światowej.


Tą drogą aż się chce iść przed siebie, to poszłam.

Można usiąść na trawie i posłuchać szumu drzew.

Widok wąwozu w drodze powrotnej. Słońce cudnie wyzłociło korony drzew.

Widok na lasek i morze traw, którym litościwie oszczędzono spotkania z kosiarką.

Zadrzewione i ukwiecone zbocza wąwozu.







Jakby zabrakło słoneczka to jest słonecznik. 
Cudnej urody łączka.

Dwa słoneczka naraz pochylają się nad jednym ze złamaną nóżką.

Komuś rozsypały się kwiateczki.

Po drodze mijałam drzewka co się opiły denaturatu.


Pięknie wyglądające i cudnie pachnące drzewko.

Ogródek przed blokiem cieszy oko różyczkami.

Drugi ogródek przed blokiem, tylko ten się zażółcił.


Moja ulubiona kulawa brzoza, którą obserwuję od małego patyczka.

Skwerek z fontannami, którym chwilowo brak wody.

Skwerek przed moim blokiem z rozłożystym krzakiem, w którym chowają się jeże.








Alejka z drugiej strony mojego bloku, ta na powroty.


Mąż przyśpieszył, ale ja nigdzie się nie śpieszyłam.

Piękna stara akacja chowa się za jodłą

Tą drogą idziemy nad rzekę. 

Rodzinka lip.

Stara wierzba, której urody nie odbiera to, że taka wielka.
Smutne stare drzewo, które stoi sobie bez kory, całkiem nagie.

Mosteczek nie taki zielony, ale pięknie położony.
Pod wielką sosną ptaki mają kolorowy domek.

Na skarpie nad rzeką przysiadła rozłożysta wierzba.

Droga wije się jak zakola Bystrzycy.

Siądź babo, powiedziało kolanko, to siadłam.
Rzeka się wije, słońce świeci, żyć nie umierać.

Zakolami, zaroślami rzeka płynie.

Zachód słońca różowi niebo.

Ostatnie złoto na niebie, nadchodzi zmierzch.

Droga powrotna do domu i znowu wierzby.

Słońce powoli zachodzi, zmierzch nadchodzi.

Droga wśród wierzb i topól, dom coraz bliżej.

Pospacerowałam, dotleniłam mózg i ucieszyłam oczy. Przyznacie, że ładny ten mój kawałek świata. Niby w środku miasta, a tak zielono i pięknie. Dziękuję za spacer. Mam nadzieję, że kolanka Was nie bolą. I na dzisiaj to by było na tyle.

sobota, 26 listopada 2011

Plasterki na duszę


Od samego rana serce rozpychało mi się w klatce z piersiami i nijak nie chciało się uspokoić.  Przyjęłam poranną dawkę leków i czekałam aż poczuję się lepiej. Niestety czekałam na próżno, bo tabletka, która wg mojego lekarza rewelacyjnie reguluje pracę serca, mojego serca jakoś nie chciała uregulować. Zaszkodziła mi za to na wątrobę, bo wątroba mi puchnie na samą myśl, że wydaję miesięcznej 290 zeta na lek, który mi nie pomaga.

Zanim zdążyłam się rozczulić nad swoim marnym losem, zadzwoniła córka z wiadomością, że musi uśpić królika. Królik nazwany Ziutą, który potem okazał się być Ziutkiem, zachorował tydzień temu. Badania wykazały, że ma kompletnie rozwalony metabolizm i guza na wątrobie. Ostatecznie specjalista od gryzoni doradził uśpienie zwierzęcia. Po ciężkiej nocy Marta nie mogła już patrzeć jak się zwierzak męczy i podjęła decyzję, że trzeba to zrobić jak najszybciej.                                   


Przez resztę dnia robiłam za pocieszycielkę, bo mieliśmy żałobę po Ziutku. Nie da się przejść obojętnie nad taką sprawą, gdy człowiek się przywiązał.  Tym bardziej, że Ziutek był naprawdę fajny,lgnął do ludzi i dał się lubić.  

Z powyższych powodów nie tryskałam humorem, więc żeby poprawić sobie nastrój wieczorem ładowałam akumulatory; trochę sobie pośpiewałam , powspominałam , pooglądałam . 
Przykleiłam na duszę kilka plasterków przeciwbólowych. Zamieszczam linki, gdyby ktoś jeszcze potrzebował plasterka.