Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obchody. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obchody. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 11 listopada 2014

Świętowałam...



Obchodziłam Dzień Niepodległości, w przenośni i dosłownie, bo tak się nałaziłam, że nogi wchodzą mi pod pachy. Ponad trzy godziny spędziłam z wnukiem na głównych uroczystościach pod pomnikiem Piłsudskiego na Placu Litewskim. Przemowy włodarzy miasta i delegacje z wieńcami uznałam za stratę czasu, więc pominęliśmy ten punkt programu.

Moim zdaniem jeden wieniec od wdzięcznych Obywateli w zupełności by wystarczył , bo szacunek i pamięć nie ma żadnego związku z ilością badyli złożonych pro forma. Drętwe przemowy „ku czci” też można by ograniczyć na korzyść rozmów z ludźmi przybyłymi na uroczystości. Żeby ułatwić nawiązanie kontaktu pomiędzy rządzącymi a rządzonymi, zaproszonymi honorowymi gośćmi a zwykłymi mieszkańcami, można by zatrudnić osoby działające w charakterze animatorów. W ogóle powinno być mniej pompy a więcej porozumienia, wspólnej zabawy i radości.

Ale, że było jak zawsze, darowaliśmy sobie celebrę i skupiliśmy się na atrakcjach przeznaczonych dla dzieci tj. oglądaniu wozów straży pożarnej, pojazdów straży granicznej, wojskowych wozów bojowych, prezentacja broni. Daniel okazał się być początkującym pacyfistą, bo broń prezentowana przez żołnierzy nie interesowała go wcale. Podobała mu się orkiestra wojskowa i koniecznie chciał obejrzeć z bliska każdy instrument. Podczas defilady piał z zachwytu nad konikami i chorągwiami a na żołnierzy nie zwracał uwagi. Wyjątek stanowiła husaria, na widok której krzyknął zachwycony: „Babciu, babciuuu pats, zielazne … aniołki na konikach i jakie kaski majom...” Najwyraźniej skupił się wyłącznie na srebrnych skrzydłach, bo nie zauważył, że jeden aniołek miał wąsy. Komentarz Daniela zirytował stojącego obok pana, który westchnąwszy głęboko popatrzył na mnie jak na dewotkę, która ciąga dziecko po kościelnych kruchtach, pokazuje mu badziewne aniołki zamiast zaszczepiać w chłopaku męskie zainteresowania. Panu się nie podobało, ale ja się cieszę, że małego najbardziej interesowały szczegóły techniczne samochodów a w karabinach, pistoletach i bagnetach nie widział nic interesującego. Tym bardziej, że Daniel ma bardzo wojowniczą naturę, więc chyba lepiej żeby nie bawił się w wojnę.

A tak na marginesie, kiedy córka zastanawiała się jak nazwać syna, sądziła, że jej dziecko będzie delikatne i zbyt wrażliwe, więc trzeba mu pomóc nadając mocne imię. Zdecydowała się na Daniela, bo hebrajskie znaczenie tego imienia brzmi: sędzią moim jest tylko Bóg. I stało się - choć trudno przesądzić co zadziałało bardziej: geny po dziadkach czy magia imienia - mały Danielek ma mocny charakter i zachowuje się tak, jakby był pierwszy po Bogu. A że jest przy tym czarujący, to niełatwo mu się oprzeć.



 





























Bardzo lubię te nasze spacery i pogaduchy, piosenki śpiewane na całe gardło i śmichy-chichy przy byle okazji... i dzisiaj wszystko to miałam. Cóż, nie da się ukryć, że ten mały otwiera mi lufcik do nieba... Szczególnie kiedy mówi konspiracyjnym szeptem:”Ty kookam babcie. Uhm.”


Jak do tych słodkości dodać jeszcze to, że uczciłam historycznie ważną rocznicę, pokazałam wnukowi kawałek świata i pobyłam klika godzin na świeżym powietrzu, to dzień 11 listopada był bardzo udany.

niedziela, 10 kwietnia 2011

Obchody takie jak dzisiejsze najlepiej obchodzić z daleka

Niedzielny poranek przywitał mnie słońcem, więc szybko odpędziłam resztki snu i nastawiłam się na miły dzień. Miałam ochotę na dobrą herbatę i coś do zjedzenia, bo włączyło mi się ssanie. Odkąd biorę sterydy, to tylko otworzę oczy a już chce mi się jeść.

Przy śniadaniu włączyłam telewizor i trafiłam na kanał informacyjny, a tam relacja z obchodów rocznicy katastrofy smoleńskiej. Jarosław Kaczyński wiecuje w tłumie krzyżowców pod Pałacem Prezydenckim i robi happening polityczny ze ś.p. bratem i bratową w tle. Najwyższe władze z Prezydentem i Premierem też czczą pamięć, składają wieńce i ubolewają w świetle fleszy, pod okiem kamer. W Krakowie na Wawelu bije Dzwon Zygmunta. W wielu miejscach na raz hucznie obchodzi się wydarzenie, któremu powinna towarzyszyć zaduma i refleksja nad kruchością ludzkiego życia. Niestety zamiast godnego uczczenia pamięci zmarłych mamy igrzyska i to w bardzo złym guście.

Życie może ludzi podzielić, ale śmierć wszystkich zrównuje, więc przynajmniej w takich chwilach wypadałoby zachować się przyzwoicie. Może ja mam niedzisiejsze zasady, ale uważam że, jak to się kiedyś mówiło, w majestacie śmierci przyzwoity człowiek zostawia swoje ambicje i pretensje na boku i nawet wrogowi potrafi okazać zrozumienie, nie wykorzystuje sytuacji do załatwiania swoich interesów.

Nic na to nie poradzę, że czuję obrzydzenie, gdy czyjaś śmierć staje się dla kogoś okazją do wykorzystania. Pierwszy raz z taką postawą zetknęłam się na stypie po mojej Teściowej. Brat męża miał w imieniu synów Zmarłej podziękować rodzinie za przybycie. Zaczął dziękować i wtedy jego żona weszła mu w słowo i dała upust swojej niezaspokojonej potrzebie bycia gwiazdą. Stypa stała się dla niej okazją, żeby się popisać i jednocześnie upokorzyć nielubianego szwagra, więc w podziękowaniach skupiła się wyłącznie na sobie i swoim mężu. Znając ją nie oczekiwałam zbyt wiele, ale mimo wszystko nie spodziewałam się, że tak ostentacyjnie pominie mojego męża. Jego udział w tej smutnej okoliczności ograniczy wyłącznie do partycypowania w kosztach zorganizowania stypy. Jednak, jeżeli ktoś prowadzi walkę na wianki, przypisuje sobie zasługi Zmarłej w trosce o grób męża, a po zareklamowaniu się jako jedynej opiekującej się grobem swojego teścia przestaje o niego dbać, to widocznie ma coś z hieny cmentarnej i nie stać jej na inne zachowanie.

Tyle że Jarosław Kaczyński nie jest osobą prywatną i zasięg jego zachowania godzi w większość społeczeństwa. On na trumnie brata chce ponownie wjechać do Sejmu i nie widzi w tym niczego złego. Wygląda na to, że nie ma ceny, której by nie zapłacił za postawienie na swoim i zaspokojenie chorych ambicji. Antagonizuje ludzi, zaniża standardy (nie tylko w polityce), ośmiesza Polskę a jednocześnie twierdzi że kierują nim szlachetne pobudki i prawdziwy patriotyzm. Szkoda że nie myśli o rodzinach pozostałych tragicznie zmarłych uczestników feralnego lotu. Sądzi że ich żałoba jest mniej ważna od jego  straty? Dlatego nie bierze ich uczuć pod uwagę, skazując na cyrk, który urządza wokół tragedii? A może zwyczajnie nikt i nic oprócz niego się nie liczy, nawet pamięć brata. Nie dziwię się część rodzin zrezygnowała z udziału w takich obchodach. Trzeba im współczuć, że ich bliscy i oni sami są tylko elementem czyjejś gry.