Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą twarz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą twarz. Pokaż wszystkie posty

środa, 13 lipca 2011

Ludzie z wadami postawy

Trochę już żyję na tym świecie, więc miałam okazję poznać wielu ludzi, byli wśród nich też ci, z którymi wolałabym nie mieć nic wspólnego. Niestety, ludzie bez moralnego kręgosłupa często wyglądają na przyzwoitych i dopiero przy bliższym poznaniu widać, że to bezkręgowce. Nawet jeżeli ich postawa nie dotyka nas osobiście, to i tak ma na nas destrukcyjny wpływ, chociażby dlatego, że może budzić w nas pogardę czy podrywać zaufanie do ludzi.

Nikt nie jest wolny od potknięć, moralnych kompromisów, ale są przecież granice, których przekroczyć nie można, jeżeli nie chce się być szmatą. Szmacenie się, to wyzbywanie się moralnych zasad, szkodzenie innym, ale także sobie. Nitsche, który robił za filozofa, użył szmaty, do zobrazowania człowieka pozbawionego wartości. Twierdził, że człowiek, który nie ma zasad, własnych ideałów a pozwala, żeby okoliczności decydowały o jego postawie moralnej, jest jak ta szmata, której kształt nadaje wiatr i rzuca ją gdzie chce, nawet w największe błoto.

Dzisiaj przeczytałam doniesienia o prof. psychologii, który szmaci się wprost popisowo. (http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,9934531,Sprawa_Piotrusia__Prof__J____Brak_obecnosci_matki.html). Kolejny „wielkiej szlachetności człowiek”, który dobro bliskich poświęca dla swoich interesów. Chce dokopać matce dziecka, więc używa syna, jako broni. Udowodni swoje ojcowskie prawa nawet kosztem dziecka. Bo on jest tu ważny, nie mały, bezbronny chłopiec. I wystarczy tylko wmówić ludziom, że ojciec robi to wszystko dla dobra syna, opiekuje się nim.

Zetknęłam się z takim rodzajem „opieki”, co prawda, w tym wypadku nie chodziło o dziecko, ale rzecz też rozgrywała się w rodzinie. Miotały mną sprzeczne uczucia, bo trudno mi było pojąć, że tak bardzo pomyliłam się w ocenach. Ktoś, kogo szanowałam, okazał się obrzydliwie interesowną kukłą. Jednak nie można być ślepym na fakty, szczególnie, gdy już się je pozna.

Zastanawiam się, jak to się dzieje, że niektórym do spokoju sumienia, dobrego mniemania o sobie, wystarcza posiadanie kamuflażu: maski twarzy porządnego człowieka, szlachetności na wynos i wygodnej prawdy na każdą okazję.

A co z ich rzeczywistym obrazem? Co wtedy, gdy stają przed lustrem? Kupują elektryczną golarkę, żeby nie patrzeć sobie zbyt długo w oczy? Według wierzeń jednego z marokańskich plemion, do raju pójdą tylko ci, którzy rozpoznają swoje odbicie w studni i nie będą się bali samych siebie. Czy ci co zdradzają bliskich, nie boją się siebie, bo są odważni? Czy może tylko są tylko zbyt głupi, żeby wiedzieć, że działają na własną szkodę?

niedziela, 30 stycznia 2011

Najważniejsze jest to, co widzisz w swoim lustrze.

„Twarz to co wyrosło dokoła nosa.” napisał Julian Tuwim. Do niektórych ta definicja pasuje jak ulał, bo posiadają wyłącznie twarz rozumianą, jako przednią stronę ludzkiej głowy. Co ciekawe, tacy ludzie bardzo dbają o tzw dobre imię, są wręcz przeczuleni na tym punkcie. Kiedy powiesz takiemu prawdę, że widzisz gębę a nie twarz, to się obrazi i znienawidzi cię na wieki wieków amen. Człowiek dla którego twarz nie jest tylko miejscem dookoła nosa nie boi się  aż tak o swoją godność. Cóż, widocznie im mniej godności, tym bardziej trzeba jej bronić. Obiegowe powiedzenia -„wyjść z twarzą”, „zachować twarz” i staropolskie „nie robić z gęby cholewy”- były używane do określenia honorowego zachowania. Dzisiaj w cenie jest mamona, więc takie staroświeckie dyrdymały jak honor i przyzwoitość, straciły na znaczeniu. Kiedyś jak człowiek tracił honor był napiętnowany. Ludzie wśród których żył, odsuwali się od niego, zupełnie jakby brak honoru był pchłą, która przeskoczy i zacznie pasożytować na nowym nosicielu. Coś w tym jest, bo ludzie z którymi przebywamy mogą mieć na nas destrukcyjny wpływ. Dlaczego przy sobocie poruszam taki niewdzięczny temat? Poruszam, bo właśnie dziś dotarła do mnie kolejna informacja, która zniechęca mnie do ludzi. Już od dłuższego czasu mam wątpliwą przyjemność obserwowania sytuacji, w której główni bohaterowie pozbywają się honoru, godności i zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Smutne. Ale chyba nie dla nich, bo wbrew faktom mają o sobie niezmiennie dobre mniemanie. Uważają się za porządnych ludzi. Nieważne, że matkę, która ślepo im ufała, traktowali jak narzędzie do realizacji swoich planów. Nieważne, że chociaż mogli jej oszczędzić przykrej starości to tego nie zrobili, bo im się nie opłacało wyrwanie jej spod władzy domowego tyrana. Nieważne, że poprzestali na wykreowaniu się w roli troskliwych opiekunów i dbaniu o pozory. Nieważne, że inni członkowie rodziny też doświadczyli z ich strony tej szczególnej uczciwości, która pozwala, żeby dla zabezpieczenia sobie maksimum zysku, oszukiwać i krzywdzić. To wszystko jest dla nich nieważne, dlatego spokojnie występują w roli jedynie prawych i sprawiedliwych. I, o ironio, pokrzywdzonych. Przez kogo? No przez tych , którzy powiedzieli jaka jest prawda i nie pozwolili się okraść. Dziwne? Okazuje się, że nie dla wszystkich. Ja tego nie rozumiem, ale spokojnie mogłabym z tym brakiem zrozumienia żyć, gdybym tylko nie spotykała ich na swojej drodze. W końcu nie muszę wszystkiego rozumieć. Nie mam też zapędów, żeby naprawiać innych, bo ze sobą mam wystarczająco dużo roboty. Poza tym, wolę unikać kontaktu z ludźmi, których postępowanie mnie brzydzi, ponieważ nie pasuje mi pogardliwy stosunek do drugiego człowieka. Jednak czasami trudno się odizolować i trzeba się zmierzyć nie tylko z tymi, których się nie lubi, ale też ze sobą. Z tą częścią nas, która krytykuje, ocenia, potępia, pogardza. To nie jest proste, bo co by nie powiedzieć, ocenianie innych przychodzi nam łatwiej niż ocenianie siebie. Stopień trudności wzrasta, gdy krzywdzą nas albo bliskich nam ludzi. Do głosu dochodzi wtedy  nasze ego, które puchnie z dumy, że my „czegoś tam” nigdy byśmy nie zrobili. I to też nie jest dobre, bo grozi popadnięciem w pychę. Od czasu, gdy chcę czy nie, muszę testować na swoim żywym organizmie, jak to jest walczyć z odczuwaniem pogardy i uciekać przed nienawiścią, widzę jakie to trudne. Na szczęście dla mnie jestem praktyczna. Nie lubię zatruwać sobie życia negatywnymi emocjami, więc złość szybko mi przechodzi. Mówię sobie, że dla mnie najważniejsze jest moje odbicie w lustrze. Inni też mają lustra. A co w nich widzą? Nie mój problem. Ich małpy, ich cyrk.