Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wymówkoza. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wymówkoza. Pokaż wszystkie posty

środa, 8 lutego 2012

O tym, jak się nie dałam wymówkozie i jak się skutecznie reklamuje pewna pizzeria

















Dzisiejszy dzień spędziłam bardzo pracowicie, chociaż z rana miałam początki wymówkozy. Bo gardło mnie bolało i miałam gile do brody a przez zatkane uszy mało co do mnie docierało. Jednak, kiedy zrobiłam inhalacje, trochę mnie odetkało, więc jeden argument, żeby się lenić sam mi odpadł. Przemogłam się więc i potem było już z górki. To jednak prawda, że: „Aby skończyć pracę musisz ją cały czas rozpoczynać”.

Moja druga prawda na dziś, to to, że nie można za dużo brać sobie na głowę. Pewnych rzeczy się nie przeskoczy, więc trzeba mądrze wybierać, co człowiek robi i czym się przejmuje. Dlatego ze stoickim spokojem przyjęłam fakt, że przez następne kilka miesięcy, nie będę mogła popchnąć jednej sprawy, której mam już po dziurki od nosa.
Cóż, staram się, żeby moje powiedzonko –poszłam po rozum do głowy, ale go nie zastałam – było jak najmniej aktualne.

Z miłych wiadomości, to mój wnuk skończył wczoraj jedenaście miesięcy. Z tej okazji i urodzin jego ojca zrobiliśmy sobie wieczorem małą imprezkę. Było też trochę śmiechu, jak chcieliśmy zamówić pizzę. Na kolana powaliła nas wiadomość, że zamówiona pizza może być dostarczona następnego dnia po godzinie 12, bo pizzeria tak się rozreklamowała, że nie nadąża z zamówieniami. No po prostu szczyt skutecznej reklamy.

Na koniec link do mojej ulubionej malachitowej łąki .Gdyby ktoś chciał się przed zbliżającymi się Walentynkami wprowadzić w romantyczny nastrój. I jeszcze jedno zdjęcie pięknego malachitu.


niedziela, 29 stycznia 2012

Dopadła mnie dzisiaj „wymówkoza”


„Wymówkoza”, to choroba, na którą zapadają tylko ludzie, bywa zaraźliwa a jej głównym objawem jest nadprodukcja wymówek. 

Dzisiaj i mnie dopadła mnie lekka postać wymówkozy. Dlatego od samego rana tłumaczyłam się, że nie będę robić tego, co sobie wczoraj zaplanowałam, bo nie mam siły, brak mi ochoty i zdrowie mi nie sprzyja. Jednak znam się na tej chorobie, jak zresztą na wielu innych, więc jakoś sobie z nią poradziłam i udało mi się połowicznie dotrzymać planów. Jak to zrobiłam? Po prostu, przeprowadziłam kolejną rozmowę pod kołderką.

- Nic dzisiaj nie robię, bo nie mam siły. Poleżę i poczekam aż mi przejdzie. Jak lepiej się poczuję, to może coś zrobię, ale nie wcześniej.
- Oj, to możesz się nie doczekać. Z twoim talentem do chorowania, to do wiosny może ci nie przejść…
- Nie kracz. Muszę odpocząć.
- Musisz? A kto ci kazał?
- Sama sobie kazałam. A co nie mogę?
- Możesz, możesz, ale nie jęcz, że musisz skoro chcesz.
- Nie jęczę. A ty nie bądź taka wredna, jakbyś się czuła tak paskudnie, jak ja, to dopiero byś zobaczyła.
- To twoim zdaniem ja mam lepiej? Mylisz się kochana, obie mamy te same bolące kości, tylko, że ja używam jeszcze mózgu.
- Małpa z ciebie.
- Jak sobie życzysz. Chcesz się wyzywać od małp proszę bardzo, ale mogłabyś wykopać się spod tej kołdry i wziąć się za robotę.
- Sama się weź.
- Nie mogę, bo ty i ja to ta sama małpa.
- Zamknij się, rzeczywiście wolę wstać niż ciebie słuchać. Bożeee, że też trafiło mi się takie wredne alter ego.