Szukaj na tym blogu

piątek, 6 stycznia 2012

Postanowienia w sprawie: niejedzenia

Nie wiem, czy początek roku to dobry czas na robienie postanowień, ale większość ludzi, w tym i ja, właśnie wtedy planuje zmiany. Z badań wynika, że mnóstwo noworocznych postanowień dotyczy przejścia na dietę w celu zgubienia kilku zbędnych kilogramów. I w większości przypadków na postanowieniach się kończy, bo odmawianie sobie jedzenia nie jest prostą sprawą, wyjątek stanowią anorektyczki. W tym roku dołączyłam do postanawiających i też podjęłam postanowienie, że będę jadła tylko zdrowe rzeczy i tylko w rozsądnych ilościach.

O ile z wielkością posiłków nie mam problemów, o tyle z jedzeniem tylko tego co zdrowe, już tak prosto nie jest. W zdrowej diecie nie mieszczą się duże ilości cukru a ja kocham słodycze. Cukierków nie jadam, ale uwielbiam ciasta, czekoladę, lody, kandyzowane owoce, galaretki. Poza tym słodzę herbatę - dziennie wypijam 6-8 szklanek- a to już daje 12-16 łyżeczek cukru. 

Zawsze byłam szczupła, ale teraz jestem szczupła mniej i muszę zacząć uważać, żebym za chwilę nie została grubaską. Stanowczo wolę zostać taka jaka jestem, bo tylko tłuściutkie dzieci wyglądają zabawnie a ja od dawna dzieckiem nie jestem.
Żeby się zniechęcić do jedzenia słodyczy poszukałam w Internecie informacji, jak szkodliwy jest cukier i jak skutecznie ograniczyć jego spożycie. Tyle że nie spodziewałam się, że trafię na coś takiego:”
naukowcy z Gettysburg College odkryli ostatnio ciekawy związek między łasuchowaniem a zachowaniami prospołecznymi. Okazuje się, że im więcej ktoś jada słodyczy, tym słodszy się staje dla innych. Miłośnicy czekolady chętniej zgłaszali się na ochotnika do sprzątania miasta po powodzi i chętniej wspomagali innych.”

No i masz babo placek, zamiast argumentu „przeciw”, mam argument „za”. I jak tu zrezygnować ze słodyczy, jak może się okazać, że moją życzliwość dla ludzi zawdzięczam objadaniu się słodyczami? No, nie wiem, nie wiem.

Z kolei jedzenie mięsa podobno pobudza agresję i powoduje gnuśność. Nie wiem, co powoduje moją okresową gnuśność, ale z agresją problemów nie mam, bo jestem za leniwa, żeby ciągle się złościć. 

Czasami jestem agresywna słownie, ale tylko wobec wrednych ludzi, którzy wchodzą mi w paradę. Ostatnio dałam upust słownej agresji, gdy jedna taka moherowa chrześcijanka zaczęła mnie nawracać i pouczać, że powinnam zrobić z mojego męża katolika. Wtedy rzeczywiście szlag mnie trafił i powiedziałam jej cyt: „Niech się pani wypcha wigilijnym siankiem, to będzie pani nie tylko świętsza, ale też mniej próżna.” Jednak nie wiem, czy moja reakcja to wpływ mięsa czy może mojej kąśliwej natury, osobiście stawiam raczej na to drugie.

Gdyby jednak ktoś zamierzał ograniczyć spożywanie mięsa, to mam przepis na dobry wegetariański pasztet, który piekę mężowi.

Składniki: 0.5 kg grochu (może być łupany), 0.5 kg pieczarek, 0.5 kg cebuli, 25 dkg marchwi, 25 dkg selera, 4 jajka, 3 ząbki czosnku, olej do smażenia, przyprawy: świeżo mielony pieprz czarny i zielony, papryka ostra i słodka, szczypta czarnuszki, kminu rzymskiego i kozieradki, sporo majeranku, sos sojowy ciemny,.
Wykonanie: groch ugotować do miękkości, pieczarki zesmażyć z posiekaną cebulą i czosnkiem, dorzucić starte i uduszone na oleju warzywa. Po wystudzeniu dodać jajka i doprawić przyprawami a następnie wszystko zmiksować. Przełożyć do formy i piec godzinę w temperaturze 180 stopni C.

Pasztet jest równie smaczny na ciepło jak i na zimno. Kanapka z takim pasztetem jedzona z kiszonym ogórkiem jest pyszna i zdrowa. Ale czy poprawia charakter tego nie wiem. W razie co, zawsze można przegryźć czekoladą. 

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz