Szukaj na tym blogu

wtorek, 3 stycznia 2012

Zebrało mi się na wspomnienia



Ludziska wymieniają się informacjami o noworocznych postanowieniach a mnie się zebrało  na wspominki i jak Jerzy Stuhr w „Spisie cudzołożnic” wspominałam sobie dzisiaj swoich chłopaków. Kiedyś już pisałam, że do mnie bardziej pasuje reumatyzm aniżeli romantyzm, ale coś mnie wzięło na sentymenty.  

Pierwszy był Piotrek przystojny brunet ze śmieszną łatką jasnych włosów na skroni. Zawrócił mi w głowie w ekspresowym tempie. Poznałam go rano, gdy całą paczką pojechałam na żagle nad Zalew Zeborzycki. Kiedy wieczorem mnie odprowadzał do domu, zaczął mnie całować, a ja się nie broniłam, bo zaskoczył mnie swoją śmiałością. Kolorowy zawrót głowy trwał trochę ponad miesiąc. Potem otrzeźwiałam, bo choć Piotrek wciąż bardzo mi się podobał, to nie był to chłopak dla mnie. Coś narozrabiał, potem miał problemy z milicją, a ja nigdy nie byłam amatorką mocnych wrażeń.

Drugiego chłopaka poznałam na dyskotece w LDK. Na imię miał Robert, ale nazywałam go Orzeszkiem, bo oczy i włosy miał w kolorze laskowych orzechów. W ogóle taki był ładny, że nie mogłam od niego oderwać oczu. Gapiłam się na niego przez całe wakacje, bo od rana do wieczora byliśmy razem. Pod koniec września całe zauroczenie szlag trafił, bo Robert miał wolną chatę i zażądał dowodu miłości. Niczego nie miałam zamiaru udowadniać, bo, po pierwsze, on miał 18 lat, ja 16, a po drugie, byłam bardziej tchórzliwa niż romantyczna. Tak się pokłóciliśmy o „dowód”, że nie chciałam go dłużej znać. 

Trzeci był Andrzej, który chodził do tej samej szkoły, tyle, że on był w szkole pomaturalnej a ja w drugiej licealnej. Poznaliśmy się w szatni. Skarżyłam się właśnie koleżance na wrednego germanistę Bolka, któremu nie podobał się mój akcent, gdy do rozmowy wtrącił się nieznajomy chłopak i zaproponował pomoc. A ponieważ był miły i przystojny zgodziłam się na korki i na jakiś czas przestałam mieć awersję do „niemca”. Po kilku spotkaniach zostaliśmy parą i słuchałam Goethego w oryginale, bo Andrzej naprawdę świetnie znał niemiecki i był romantykiem.

Nie byliśmy ze sobą zbyt długo, chociaż Andrzej był bardzo fajnym, wartościowym chłopakiem. Na przeszkodzie stanął nam sport i kolega mojej przyjaciółki.

Kolega przyjaciółki kręcił się koło mnie po koleżeńsku (jeszcze zanim poznałam Andrzeja), ale nie zwracałam na niego uwagi, bo po pierwsze, nie szukałam chłopaka, a po drugie, podobał się mojej przyjaciółce, więc dla mnie był nietykalny.

Jednak kolega Artur się nie zniechęcał. Gdy Andrzej, który trenował szermierkę, wyjeżdżał na turnieje, to Artur zawsze był w pobliżu. Dobrym pretekstem do spotkań były też korki z matmy, których Artur, jako student matematyki, chętnie mi udzielał. Spotykaliśmy się często, mieliśmy wspólnych znajomych, więc, kiedy Andrzej z powodu wyjazdu nie mógł pójść ze mną na sylwestra, nie miałam specjalnych oporów, żeby przyjąć zaproszenie Artura. 


I tak się jakoś złożyło, że na zabawę sylwestrową poszłam z kolegą a Nowy Rok 1977 przywitałam z chłopakiem. Od tamtej pory jesteśmy razem. Straasznie długo, jednak ja nie narzekam. Co prawda nie dla mnie przesłodzone wyznania, ale Artur to mój drugi but od pary, najlepszy przyjaciel. Miłość nie kojarzy mi się z wyświechtanym tekstem z stylu żyć bez ciebie nie mogę, ale byłoby mi strasznie źle gdyby go zabrakło. Artur daje mi miłość, wolność, opiekę, wsparcie we wszystkim co robię, bo jemu męskość kojarzy się przede wszystkim z dbaniem o tych, których się kocha. Żeby nie było za słodko to Artur ma całe mnóstwo wad, które doprowadzają mnie do szału. Jednak mniejsza o nie, skoro po 32 latach małżeństwa mogę powiedzieć, że nikomu nie ufam tak jak mojemu mężowi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz