Obejrzałam właśnie na HBO GO film „Litość” w reżyserii Babisa Msrkidisa. Jest to historia 45 letniego prawnika, którego żona zapadła w śpiączkę. On jest raczej typem hermetycznie zamkniętego introwertyka, który nawiązuje bliższe relacje z ludźmi, dopiero wtedy, gdy ci okazują mu współczucie i życzliwość po wypadku żony. Dostęp do własnych uczuć i zainteresowane obcych ludzi podoba mu się do tego stopnia, że gdy żona zdrowieje główny bohater traci sens życia. Okazuje się, że bez tragedii on znów staje się przezroczysty, nikt się nad nim nie lituje, nikt o niego nie zabiega. A on zostaje ze swoim wewnętrznym smutkiem, ze swoim wewnętrznym dramatem, który nikogo nie obchodzi. A on tak bardzo pragnie, żeby ten smutek wylał się z niego i spowodował ludzką życzliwość i zainteresowanie.
Film był przypisany do kategorii czarna komedia, czyli gatunku, który lubię. Chociaż bardzo się starałam, niestety niczego zabawnego w filmie się nie dopatrzyłam. No chyba, że kogoś śmieszy, że można tak się zapamiętać w przeżywaniu bólu, że gdy przyczyna bólu znika, to pozostaje totalna pustka, którą bohater zastępuje zbrodnią. I wtedy znów może płakać, i znów ludzie będą mogli się nad nim litować, i znów zazna odrobiny życzliwości. Samotność głównego bohatera jest porażająca, a jego próba poradzenia sobie z nią kuriozalna i wyniszczająca.
Mnie film się podobał, ale ja uwielbiam melancholijne historie o ludziach, a o dziwnych ludziach szczególnie. I to by było na tyle.
zdjęcie z sieci
zdjęcie z sieci
To się często zdarza. Może scenarzysta znalazł dość oryginalny sposób na pokazanie jak można karmić się ludzkim współczuciem, ale zjawisko jako takie jest mi znane. Znam trzy osoby i czwartą ze słyszenia, które pławią się we własnej "świętości". Jedna jest żoną alkoholika. Utrzymuje go od trzydziestu lat, karmi, opiera i pomaga pić. Jak on ma kilkudniowy okres abstynencji, to kupuje mu piwo w nagrodę. Jakby on przestał pić, to ona straciłaby sens życia.
OdpowiedzUsuńDrugi przypadek to ojciec, który samotnie wychowuje niepełnosprawnego syna. Ach, jak wszyscy mu współczują. Podziwiałam też. Do momentu w którym się nie zorientowałam, że tatulek robi wszystko, żeby się syn brąboże nie usamodzielnił.
Też spotkałam parę takich osób, które z masochistycznym oddaniem poświęcały się głównie po to, żeby zasłużyć na brawa. Takie męczeństwo jest równie irytujące, co smutne. Trzeba mieć w sobie straszny głód uwagi, żeby tak rezygnować z siebie dla poklasku. Jeżeli chodzi o film, to jest w nim taka scena, gdzie główny bohater odkrywa, że może płakać i ten płacz staje się przyjemny, bo uwalnia ogromne pokłady smutku, jakie tkwią w tym człowieku. Ten płacz jest prawdziwym odkryciem zakopanych głęboko emocji i początkiem poszukiwania przez bohatera ludzkiej uwagi i współczucia. I on potem szuka wszędzie tej ulgi. Chce być zauważany, przytulany, a jedyny sposób, żeby to osiągnąć wiąże z litością i tym samym wchodzi na równię pochyłą.
OdpowiedzUsuń