Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 13 grudnia 2021

Słów kilka o tym czego nie robię i jak zrobiłam z męża kastrata

Początek grudnia to czas wypełniania adwentowych kalendarzy, wywracania domów do góry nogami w poszukiwaniu kurzu i uśpionych pająków, bo to przecież nasza świąteczna tradycja. Mnie te rzeczy nie dotyczą, bo jakiś czas temu wrzuciłam na luz i odtąd żyję sobie jako nieperfekcyjna pani domu.

Kurzem się nie przejmuję, bo po półkach z książkami nie łażę, to nie ma obawy, że się o niego potknę, więc niech se leży. Okna umyłam w listopadzie, ponieważ zmieniałam rolety i zasłony, więc kicać po parapetach z okazji zbliżających się świąt na pewno nie będę. Reszta chałupy jest we względnym ładzie-nieładzie i tak zostanie, bo nie spodziewam się wizyty Sanepidu tylko gości. Garnki i pościel mam czyste na co dzień, więc święta czy nie to żadna różnica.


Jeżeli chodzi o kicanie po kuchni w celu zapchania do granic wytrzymałości lodowki, a w dalszej perspektywie także świątecznych gości, to na mnie liczyć nie można. Niech inne panie walczą o palmę pierwszeństwa w byciu najbardziej umęczoną gospodynią, taką która nagotowała jedzenia jak dla pułku wojska, żeby potem przeżywać, że rodzina nie docenia starań, bo nie daje się karmić na siłę. Doceniam pracowitość tych pań, ale jestem za leniwa i za wygodna, żeby pójść w ich ślady. Zachowam więc umiar w gotowaniu. Coś upiekę, bo święta bez słodkości to żadne święta. W planach mam sernik, makowiec, piernik i budyniowiec z owocami, bo wszyscy lubimy słodkie i mam z kim się podzielić się ciastem. Od przyrządzania ryb mam fachowca, więc nie będę wchodzić mu w drogę.  Ograniczę się do jedzenia i chwalenia.

Jak już mowa o moim mężu, to przypomniała mi się historia z piernikiem. Nie dlatego, że święta piernikowe i mąż mi spierniczał. Chociaż, uczciwie mówiąc, to Artur trochę pierniczeje. Jednak historia, o której chcę opowiedzieć, miała miejsce dobre kilkanaście lat temu, więc pierniczenie dotyczyło wyłącznie ciasta, nie męża.  

Od kiedy Artur został wegetarianinem zaczął eksperymentować w kuchni. Nie wtrącałam się ani do jego nowej diety, ani do kulinarnych eksperymentów. Prawdę powiedziawszy myślałam, że szybko mu przejdzie. Sądziłam, że on za bardzo lubi mięso, żeby jeść tylko nabiał i badyle. Ale go nie doceniłam, bo od kilkudziesięciu lat nie tyka mięsa. Kilka lat temu zrobił odstępstwo i ku mojej wielkiej radości zaczął znowu jeść ryby. A wracając do jego kulinarnych eksperymentów, to jednym z nich był wegetariański piernik.

Którejś soboty Arturowi zachciało się czegoś słodkiego. Akurat nie byłam kuchennie usposobiona, bo czytałam na wyścigi książkę, którą w niedzielę musiałam oddać. Na delikatne sugestie, że może bym jednak coś upiekła, zdecydowanie odparłam, że niech zrobi sobie coś sam albo poczeka do niedzieli. Wiedząc jaką ma żonę, sam wziął się za robotę. Z książki z wegetariańskimi przepisami wybrał piernik pieczony bez jajek. Nie wtrącałam się, bo ja już tak mam, że jak mi nie każą czegoś robić, to jestem bardzo zgodna. Gdy piernik się upiekł zostałam poproszona o przełożenie go powidłami. Chętnie pomogłam, bo robota żadna, a zaradność męża wymagała docenienia. Ciasto było trochę krzywe, ale to nie problem, bo przecież nikt z niego strzelać nie zamierzał. Piernik z domowymi powidłami śliwkowymi smakował wyśmienicie i został jednym z naszych ulubionych ciast.

Jednak przez ten piernik popsułam mężowi opinię i naraziłam się jego koledze. A było to tak. 

W sobotni wieczór niezapowiedzianie wpadł do nas kolega Artura. Artura nie było, bo pojechał na wycieczkę rowerową, ale goście męża są też moim gośćmi, więc zaprosiłam kolegę do domu. Trochę się wzbraniał, że nie chce przeszkadzać, ale przekonałam go, że Artur niedługo wróci i na pewno ucieszy się z towarzystwa. Tradycyjnie zapytałam czego się napije i pokicałam do kuchni. Gdy wróciłam z kawą, zapytałam czym mogę go jeszcze poczęstować i zaproponowałam ciasto albo sałatkę. Na słowo "sałatka" kolega prawie poderwał się z krzesła, więc zostawało tylko ciasto.


- Grzechu, może jednak zjesz piernika Artura bez jajek - namawiałam. Grzechu wytrzeszczył oczy i lekko poczerwieniał.

- Pokłóciliście się? - bardziej stwierdził niż zapytał.

- Nie. Dlaczego tak myślisz?

- No sam pojechał na rower, ty go wyzywasz, to chyba coś jest nie tak - wyjaśnił Grzechu, ale ja dalej nie rozumiałam.

- To żeby samemu gdzieś pojechać trzeba się pokłócić? I jak niby wyzywam  Artura? - drążyłam temat, bo jednak lubię wiedzieć co i dlaczego mi zarzucają.

- Dobra, nieważne możemy o tym nie gadać - powiedział ugodowo, ale ja nie miałam zamiaru się godzić, skoro nawet nie zdążyłam się pokłócić.

- Grzechu, możesz mi powiedzieć o co ci chodzi? Nic złego nie zrobiłam, a ty mi wmawiasz...

- Nic ci nie wmawiam - przerwał mi. Ale gdyby moja żona mówiła o mnie, że nie mam jaj, to bym się obraził - powiedział źle ukrywając irytację.

Chwilę trwało zanim synapsy w moim mózgu złapały się za rączki i zrozumiałam tok rozumowania kolegi.

- Nie zaperzaj się. Ten piernik naprawdę jest bez jajek, a Artur swoje ma na miejscu - uspokoiłam Grzecha.


To bardzo miłe, że Artur ma takiego oddanego kolegę, który chce go bronić nawet przed żoną, ale czemu ci faceci są tacy wyczuleni na punkcie tego czegoś co majta się im w spodniach? W końcu to był tylko piernik i lapsus językowy, więc o co ten krzyk? No nie wiem.


A tak całkiem poważnie, to bardzo polecam "piernik Artura bez jajek", bo jest pyszny i bardzo szybko się go robi.


Na ciasto potrzebujemy: 3 szklanki mąki tortowej, pół litra mleka, pół szklanki oleju albo oliwy, pół szklanki cukru, 2 łyżki przyprawy do pierników, 2 łyżki kakao, 1 łyżeczkę proszku do pieczenia, pół łyżeczki sody oczyszczanej, 3 łyżki powideł śliwkowych.

Ciasto robi się piorunem, bo wystarczy przesiać mąkę z dodatkiem kakao, przyprawy piernikowej i spulchniaczy, dodać mleko, olej, powidła, wymieszać, przelać do keksówki i piec w temperaturze 180 stopni C przez godzinę. Po wystygnięciu kroimy ciasto na 2 albo 3 części i smarujemy kilkoma łyżkami kremu czekoladowego i powideł. Po przełożeniu oblewamy ciasto polewą zrobioną z roztopionej czekolady i śmietany kremówki 30%, tak pół na pół.

I na dzisiaj to by było na tyle.

37 komentarzy:

  1. O rany, ales mi smaku narobila, jak mi chlop powie, ze lubi piernik to ja go upieke z tego
    przepisu Artura bez jajek👏🤗! Nigdy nie pieklam, wiec nie wiem czy lubi 😂😂😂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kitty Ty mysl co piszesz bo tez sie mozesz narazic jak Basia:)) Powinnas moim zdaniem napisac, ze upieczesz piernik bez jajek z przepisu Artura z jajkami.
      NO tak bedzie prawidlowo 🤣🤣🤣

      Usuń
    2. Bede uwazac:)) Dzisiaj wywiad zrobilam, okazuje sie, ze na wiesc o potencjalnym pierniku slina mu poszla prawie ze z ust , wiec klamka zapadla. Jedynej rzeczy, ktorej nie mam w domu to powidka sliwkowe i forma do keksa. Pierwsze zakupie jutro , ale bez drugiwgo musze sie obejsc - ma wiesc o nastepnym kuchennym gadzecie chlop zagrozil, ze nie zje piernika, mam upiec w tym co mam - bedzie wiec piernik okragly z tortownicy :))😂No chyba ze mi ktos powie , ze w tortownicy nie wyjdzie??

      Usuń
    3. Oj tam piernik to mozesz upiec i w doniczce na kfiotka tylko czeba dziure w dnie zakryc:))) albo w pudelku po butach:)))
      Brak keksowki to maly pikus.

      Usuń
    4. No szkoda , bo juz myslalam ze kurka w koncu kupie sobie keksowke😂😂😂

      Usuń
    5. Jak to szkoda? Duniczka praktyczniejsza, kfiotka tylko trzeba wyciagnac na kilka godzin a potem wsadzic z powrotem:)))

      Usuń
    6. Widzisz Kitty, nasza psiapsióła ma rozwiązanie każdego problemu, więc się nie migaj tylko piecz piernika))) Nie musisz mieć powideł śliwkowych. Równie dobrze może być jakikolwiek dżem np. wiśniowy albo porzeczkowy. W czasach kiedy miałam ambicje bycia dobrą gospodynią robiłam powidła, dżemy i różna inne przetwory. Teraz mam licencję baby próżniaka i bardzo sobie to chwalę, więc powidła będą ze sklepu. A piernik ma same zalety, bo roboty mało i dobrze smakuje.

      Usuń
    7. A wiesz Basiu, ze przeszukalam komorke i znalazlam cos co przypominalo powidla?! Wzielam to pod lupe i okazalo sie ze to jezyna z gruszka! Cos przepysznego. Jeszcze bardziej rozczulilam sie , jak mi chlop powiedzial, ze to jeszcze zrobila jego s.p. mama. A ona zmarla w 2012 roku. Oczywiscie powidlom nic , to moze stac i dwie dekady. Tak wiec na przelozenie piernika bedzie to, a do srodka chyba kupie te powidla , bo to jednak daje ten smak. A smak swiayeczny musi byc, inaczej po co sie meczyc? 😂

      Usuń
    8. Wole jednak tortownice niz doniczke😂 cobym nie musiala denka wybijac mlotkiem. 😉

      Usuń
    9. Star, i powiedz Wspanialemu ze bedziemy jesc powidla z 2012 roku - ciekawa jestem jego miny 😬😬😬

      Usuń
    10. Kitty, powidel to on sie nie boja jesli sa w canning jar:)) On sie tylko trzesie na widok przetworow w sloikach np. po dzemie kupionym w sklepie:))

      Usuń
    11. I to dokladnie jest taki sloik 👍😁I juz otwarty i sprobowany organoleptycznie i jest git👍

      Usuń
    12. To w takim razie Wspanialy poczeka czy przezyjesz:)))

      Usuń
    13. Kitty datami się nie przejmuj, bo skoro otwarty nie spleśniał, to znaczy, że dobrze zakonserwowany.

      Usuń
    14. O rany , nie byl otwarty, jakby byl otwarty to by splesnial! Byl zamkniety przez 9 lat! Otworzylam i stwierdzialm , ze jest w doskonalym stanie :)) Spokojnie zostanie zjedzoby w pierniku albo i bez :)

      Usuń
    15. Kitty ja zrozumiałam, że słoik był otwarty i mimo to się nie zepsuł. Widocznie zamieniłam się z głupim na rozum, a może nie musiałam się zamieniać)))

      Usuń
    16. No nie, 9 lat otwarty i nie splesnialy to wlasnie takiego bym i kijem nie ruszyla:)) musialby miec w sobie tone roundup'u i posypke z arszeniku w sobie:)) A wlasnie a propos, Kupilam w Aldiku zestaw szesciu nalesnikow zapakowanych hermetycznie ( bo chlop lubi a mnie sie nie chxe robic ma zawolanie), i tak sobie lezaly juz pol roku po terminie mija , wiec mysle, moze by to trzeba zezrec? Otworzylam , bo ja zawsze sprawdzam , wacham, macam , testuje na sobie - sa git. Wcisnelam w lodowke i ... zapomnialam o nich. Po dwoch tygodniach znajduje , wyciagam, wacham ... a one nadal git! No tu juz sie zezlilam i wywalilam ten naboj do smieci. Jak tych nalesnikow nic sie nie ima, to wyobraz sobie czym one musza byc zakonserwowane.... 😱

      Usuń
    17. Kitty, takiego zarcia co to wpadnie za szafe i po 7 latach jest ciagle dobre u nas jest dostatek:))) Co gorsze ludzie to jedza..........

      Usuń
    18. Dziewczyny ja kiedyś miałam w lodówce wiecznie żywe winogrona. Kilka owoców leżało ukrytych za pojemnikiem na warzywa. Kiedy je znalazłam przy myciu szuflady postanowiłam sprawdzić ile jeszcze dadzą radę być takie "świeżutkie". Pół roku później straciłam cierpliwość do eksperymentu, ale winogrona wciąż wyglądały dobrze. I to ostatecznie mnie zniechęciło do kupowania zagranicznych winogron. Te nasze nie są tak pyszne i słodkie, ale póki co nie zamierzam świecić, więc tych pyszniutkich jadła nie będę.

      Usuń
  2. Uśmiałam sie Basiu! Świetna ta jajcano-piernikowa historyjka z życia wzięta!:-))
    Poza tym ja też z tych nieperfekcyjnych! Staram sie na co dzień zachować jako taki porządek (co przy czterech liniejących wiecznie i wnoszących do domu błoto psach jest prawie niemożliwe) i tyle. Na szczęście mieszkam w takich rejonach, że zimą mało sie tu kurzy, to i okien myć nie zamierzam. Może przed Wielkanocą, jak będę miałą czas i siły (ale jako iż mam 22 okna, wiec na samą myśl mi sie odechciewa i zwykle poumywam kilka najbardziej widocznych a resztę zostawiam do świetego nigdy!:-)))
    A co do piernika bez jajek, to na samą myśl sie obśliniam, bo wszystko, co pachnie mi piernikiem uwielbiam. Trzeba będzie cosik w tym stylu upiec. Tyle, że u mnie inne wygibasy konieczne, nie bezjajkowe, ale bezmąkowe i bezcukrowe. I to jest też nie lada wyzwanie!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olgo, ja pierniki lubię umiarkowanie, ale mąż za nimi przepada, więc czasami piekę. Zawsze lubiłam sobie ułatwiać życie, dlatego unikałam bardzo skomplikowanych i czasochłonnych potraw. Jednak od jakiegoś czasu tak mi to unikanie weszło w krew, że jakbym mogła to ograniczałabym się wyłącznie do jedzenia. Niestety, tak się nie da, więc robię co muszę, bo ja jednak dość obowiązkowa jestem. Ale żadne świąteczne maratony kulinarne mi nie grożą.

      Usuń
  3. Ja nawet piec nie zamierzam, kupię po kawałku tego i owego.
    Przepis zapiszę, może kiedyś się przyda.
    takie zabawne opowieści przechodzą do historii:-)
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś też tak robiłam, że większość ciast kupowałam w cukierni. Rodzinie wmawiałam, że w moim piekarniku najlepiej wychodzą zakalce, więc lepiej kupić. Jednak odkąd mam nową kuchenkę, to muszę się męczyć, bo zakalce mi nie wychodzą)))

      Usuń
  4. Basiu ja wiem, ze Ty sobie w kasze nie dasz dmuchac, ale zeby chlopa wykastrowac?? Mnie tez czasem lapki swedza zeby chlopu cos urwac, ale sie w pore opamietywam, ze przeciez on jeszcze przydatny:)))
    Ja robie piernik dojrzewajacy, znaczy taki co to dojrzewal na patio przez 4 tygodnie, upieklam w niedziele z niego cztery blaty i teraz jak zmiekna beda przelozone powidlami sliwkowymi z dodatkiem czekolady (wlasnej produkcji) oraz kremem migdalowym. Wyjdzie mi z tego 3 pierniki wielkosci keksowki kazdy. Dwa jak znam zycie rozdam:))) Albo jeden rozdam bo przeca Wspanialy i Tatek sa tacy zdolni, ze moga pozrec kazda ilosc slodkiego.
    A od niedzieli tez pieke ciostki:))) Mam juz 5 roznego rodzaju i w planie jeszcze trzy inne. Pieke te ciostki, robie balagan, Wspanialy myje roboty kuchenne po 3 razy dziennie i zlorzeczy, ze produkuje brudne gary:))
    A ja na to "querwa nie marudz, bo ty tylko myjesz a ja pieke te ciostki i sama nie wiem po co bo przeciez ja nie lubie jesc ciostkow".
    A pieke na rozdajki, bo tu we wsi taki zwyczaj o czym nie wiedzialam ale juz w ubieglym roku dostalismy od trzech roznych osob wlasnie ciostki, no to nalezy sie odwzajemnic.
    Wspanialy popaczyl na mnie i pyta "a nie moglas wymyslic czegos innego na te rozdajki, czegos co nie wymaga tyle roboty?" Pomyslalam i rzeklam "masz swieta racje chlopie, w przyszlym roku bedziemy rozdawac kutlety schabowe"
    I taka mam przedswiateczna atmosfere.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście na starość zmądrzałam i lepiej ze mną wojny nie zaczynać. Ale Ty kochana ostatnio strasznie się psujesz i coraz bardziej od Ciebie odstaję. Jak patrzę na Twoje kulinarne osiągnięcia, to wpadam w kompleksy. No trudno, jakoś będę musiała z tym żyć. Byłoby mi łatwiej, pogodzić się z tym odstawaniem, gdybyś bliżej mieszkała. Chętnie bym pomogła, żeby te dobroci się nie zmarnowały))) Moja przyjaciółka robi za małą przetwórnię owocowo-warzywną, a ja bardzo jej pomagam, więc wprawę mam))). Tobie też bym pomogła, bo apetyt mi służy, a robota niekoniecznie. Prawdziwy piernik to ten długo dojrzewający, ale ja taki piernik piekłam tylko raz, bo zwykle za późno przypominałam sobie, że trzeba wcześniej zagnieść ciasto.
      Ubawiłaś mnie, ale w kwestii kastracji bardzo się z Tobą zgadzam. Kastrować go nie będę, bo jestem głupia umiarkowanie, więc krzywdy sobie nie zrobię. Poza tym, on by się nie dał, bo nie musi zdejmować spodni, żeby udowodnić, że ma jaja. Na szczęście Artur nie nastaje na moją wolność i nie zmusza mnie do roboty. Od początku tak było, że robiłam tyle ile chciałam. On nigdy nie oczekiwał, że będę go obsługiwała. Zawsze dobrze się dogadywaliśmy w kwestiach obowiązków domowych. Bardzo to doceniam, zwłaszcza, że w jego rodzinnym domu kobieta była od słuchania się i służenia. W ogóle ten mój chłop jest kochany, bo jemu męskość nie kojarzy się z posiadaniem osobistej służącej, a raczej z opiekuńczością i szacunkiem do kobiety, którą wybrał. To mentalny brat Wspaniałego, więc obu nam się udało. Ty, a może to jednak prawda, że faceci kochają zołzy)))

      Usuń
    2. Musi cos w tym jest znaczy z tym kochaniem zolz:))) Moj sie nie nadaje na kucharza ani nie daj buk piekarza, ale za to zmywa, sprzata, szoruje:)) Ja z kolei wole gotowac czy piec dla armii niz wziac scierke do reki.
      Nie wiem czy uwierzysz ale mnie to robienie przetworow latem sprawialo ogromna frajde i Wspanialy sie do tego nadaje, wiec tu akurat robilismy wszystko razem. W nidziele mielismy niespodziewana wizyte sasiadki z 2.5 roczna coreczka. Mala jest zakochana we Wspanialym:)) Gdzie on to za nim ona. Mialam juz czesc ciastek upieczonych i mala Theo upodobala sobie cytrynowe, pozerala je zywcem w rekordowym tepie. Z tym, ze biegala po calej chalupie z ciastkami w rekach. Oczywiscie upitolila czesc scian:)) Jak poszly to Wspanialy bez slowa wzial sie za sprzatanie... Podobno jego matka nalezala do bardzo niezaleznych kobiet i ojciec mogl sobie krecic nosem, ale po cichutku:))) Slowem przeszlo z ojca na syna, tak samo ma syn Wspanialego wiec raczej ten gen przechodzi z pokolenia na pokolenie.

      Usuń
    3. Artur jest wielofunkcyjny, ale z niektórym rzeczami radzi sobie gorzej, dlatego ja prasuję, piorę, pilnuję żeby miał w co się ubrać, bo jemu nigdy nic z ubrania nie jest potrzebne. Wiem, że Ty nie tolerujesz facetów, których trzeba pilnować w kwestiach ubraniowych, ale jakieś wady ten mój chłop mieć musi. Twój Wspaniały sprząta, a mój ma ręce na gumkach i gdzie sięgnie tam coś zostawi. Dobrze przynajmniej, że jak mu zwracam uwagę to posprząta. Podziwiam Twój zapał do przetwórstwa, bo ja robiłam przetwory tylko z poczucia obowiązku. Z upływem lat tak mi się porobiło, że najbardziej lubię robić to, czego robić nie muszę. Artur nie protestuje, bo on nigdy nie oczekiwał, że będę robiła to co teściowa. Wzięłam sobie męża, który jest podobny do mojego Taty. Mama była bardzo pracowita i miała ambicje, żeby być dobrą gospodynią, ale nie raz słyszałam jak Tata mówił:"Janeczka nie rób za służącą." Z domu wynosi się dużo, ale mój Artur jest zupełnie inny niż jego ojciec. Teściowa sama nie miała lekko, ale może dlatego nie wychowała syna na pana i władcę. Nigdy też nie miała do mnie pretensji, że nie matkuję jej synowi i nie robię za służącą. To, że Artur nie ma dwóch lewych rąk, to też jest jakaś jej zasługa. Jednak najwięcej Artur zawdzięcza sobie, bo to jego wybór, że chce, żeby nam obojgu było dobrze. Bardzo doceniam, że jest takim dobrym człowiekiem. I tylko dlatego jak mi w czymś podpadnie nie wychowuję go patelnią)))

      Usuń
    4. Nie wiem jak to z tym wynoszeniem z domu ale w moim rodzinnym domu to wlasnie Tato robil wszystkie przetwory, Mama nie miala o tym pojecia:)
      Generalnie rzecz biorac to Mama tylko gotowala i robila lekkie sprzatanie czyli odkurzanie mebli. Tato myl okna, podlogi, trzepal dywany, robil pranie... OK Mama prasowala. Zakupy najczesciej robili razem bo oczywiscie trzeba je bylo przyniesc a jak ciezkie to juz potrzebne bylo meskie ramie.
      Wady kazdy ma jakies, my tez je mamy ale o tym nie mowimy glosno bo i po co:)))
      Wspanialy ma upierdliwa wade, ze nie slucha. Nawet jak sam zada pytanie to i tak nie slucha.
      Ale ja sie przyzwyczailam i teraz jak jest zdziwiony, ze cos tam sie dzieje to mowie "mowilam ci o tym ale jak zwykle nie sluchales to nie moja wina":)))

      Usuń
  5. Przepis bardzo fajny:)))i bardzo zabawna historia:))ja też nie szaleje przed świątecznie już od dawna:))z wyjątkiem dekorowania domu na tym punkcie mam bzika:))))Pozdrawiam serdecznie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reniu, witaj w klubie. Ja też mam hopla na punkcie dekorowania chałupy. Bożżżesz jak ja to lubię. Duża buźka siostro.

      Usuń
  6. To ja czeka na otwarcie pojown2 bloga, a on otwarty😀 ja na Święta w Polsce robię tylko to, co lubimy jesc, a nie co powinno być na stole. Jest wiec zawsze sernik z wiśniami, wafle i tarta cytrynowa. U teściów za to nic nie robię tylko jem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Repciu, wróciłam na bloga jak tylko pozgłaszałam gdzie trzeba, że ktoś za bardzo mnie lubi. Sernik z wiśniami kocham, ale dawno nie robiłam, więc w tym roku zrobię. Dzięki za przypomnienie. Wafle zawsze robiła moja Mama i jeszcze takie ciastka z maszynki. Poza tym serniki, makowce, strucle, racuchy. Szkoda, że chociaż raz w roku nie można przenieść się na dzień do dzieciństwa. To by dopiero były święta.

      Usuń
    2. O tak, dopiero teraz, jak prawie wszystkich nie ma, doceniłabym w tym jednym dniu tamta świąteczna atmosferę. To bylo takie oczywiste i, według mnie, niezmienne,że są dziadkowie, druga babcia, rodzice...

      Usuń
    3. Niestety, nie da się wrócić do tego co było. Wczoraj oglądałam stare zdjęcia i tak mi się zrobiło smutno, że tak pusto zrobiło się koło mnie. Na fotografiach więcej tych, którzy już po tamtej stronie.

      Usuń
  7. Ciekawy przepis. Może nawet spróbuję?... Pozdrawiam przedświątecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Matyldo. Również serdecznie Cię pozdrawiam.

      Usuń