Depositphotos Free Files |
Dowiedziałam się, że bliska mi osoba jest w bardzo trudnej sytuacji, dlatego że nie radzi sobie ze sobą i swoim życiem. Właściwie nie ma jej kto pomóc, bo od zawsze bardziej budowała mury i zasieki, niż mosty. Skupiała się przede wszystkim na sobie, ale widocznie nie potrafiła inaczej. Sądziła pewnie, że jak ona zawsze będzie najważniejsza, to nikt jej nie wykorzysta i nie skrzywdzi. Jej postawa nie wzięła się z niczego, ale wybrała złą strategię i teraz płaci za to samotnością. Życie wystawiło wysoki rachunek i musi go spłacić. I to teraz, gdy jest coraz słabsza i bardziej bezbronna.
Kierkegaard napisał, że: Drzwi do szczęścia otwierają się na zewnątrz." i miał rację. Skupianie się wyłącznie na sobie, to prosta droga do izolacji i osamotnienia. Taka postawa zamyka perspektywę i odgradza od prawdziwych relacji, poczucia wspólnoty, zaufania do świata. Bo chcemy, czy nie, każdy najpierw sądzi wg siebie. Prawdziwą biedą jest zatrzymywanie wszystkiego tylko dla siebie, dbanie tylko o siebie, nie dzielenie się z innymi tym co mamy, a czasami też tym co nas boli. Na trudy życia najlepszym lekarstwem są ludzie, którzy są wokół nas. Nic nam nie zastąpi drugiego człowieka. Chociażby dlatego warto dawać siebie innym, nie kalkulując na ile nam się to opłaci. Obdarowywanie innych swoją uwagą, czasem, życzliwością, to także robienie w sobie miejsca na przyjęcie tego, co może nam dać tylko drugi człowiek: poczucie wspólnoty, miłości, opieki, radości z bycia razem. Zawsze warto o tym pamiętać.
W obecnej sytuacji nic nie mogę zrobić, ponieważ od lat nie mam z tą osobą kontaktu. Co nie zmienia faktu, że od kilku dni walczę ze smutkiem. Przeżywam dysonans, bo moje emocje mają się nijak do rozumu. Chociaż od lat uczę się być filtrem, a nie gąbką, to, jak się okazało, bez powodzenia. A już mi się wydawało, że posiadłam umiejętność filtrowania emocji, że przestałam wciągać cudze nieszczęścia jak gąbka. Niestety, jednak nie, więc całkiem niepotrzebnie międlę coś, na co nie mam żadnego wpływu. Złości mnie to, nawet bardzo. Bo to niepotrzebna strata energii. Widocznie za wolno się uczę, skoro wciąż muszę powtarzać stare lekcje. No trudno, jakoś to ogarnę, może jeszcze nie dziś, ale kiedyś na pewno.
Post zilustruję zdjęciem rzeźby Alberta György'a pt. Melancholia, bo, odkąd pierwszy raz ją zobaczyłam, mam ją pod powiekami w momentach smutku, przygnębienia, poczucia bezradności. Poza tym, bardzo pasuje do treści tego posta.
źródło: internet |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz