Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dbanie o siebie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dbanie o siebie. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 12 kwietnia 2015

Rejteruję, bo się popsułam


Moje sprawy się poukładały, jest lepiej niż było, pogoda cudna, wiosna w rozkwicie, więc powinnam się cieszyć, ale... 
jakoś trudno mi się cieszyć tak jakbym chciała. Niestety, dokoła mnie jest wysyp mniejszych i większych ludzkich nieszczęść, które rykoszetem trafiają też we mnie.

Chciałabym jakoś pomóc, ale nie mam pomysłu, jak to zrobić, brakuje mi odwagi, żeby się bardziej zaangażować. Nie mam już siły ani fizycznej ani psychicznej, żeby patrzeć na cierpienie. Zgubiłam gdzieś oczko i wszystko się pruje...  

Wizytę w szpitalu u H. przepłaciłam bezsenną nocą i obezwładniającym poczuciem beznadziei. Do G, dziś nawet nie zadzwoniłam, bo bałam się, że usłyszę, że jest gorzej niż wczoraj. Z A. nie rozmawiałam od ponad tygodnia, bo nie wiem, co powiedzieć, jak ją pocieszać, skoro jest z nią coraz gorzej. 

Wolę chować głowę w piach, bo bezradność rozkłada mnie na łopatki. Nie chcę wiedzieć, czuć, myśleć, widzieć... Nie wiem, na jak długo wystarczy mi siły, żeby wyciągać się za grzywkę z ziemskich piekiełek. Dlatego próbuję zachować dystans, trzymać się na uboczu. Nie czuję się z tym dobrze, bo wiem, że nie można na mnie liczyć tak,  jak kiedyś. Trudno. Muszę odpuścić, bo żeby być dla innych trzeba najpierw zadbać o siebie.

Dlatego muszę skupić się na swoim życiu, schować się pod parasol spokojnej codzienności i małych radości. Dopóki nie oswoję się z sytuacją, nie pozbieram się trochę, nie naładuję baterii pozytywną energią i nadzieją, nie stać mnie na nic innego. Darujcie. Muszę zająć się sobą. 



 




obrazek złowiony w sieci

środa, 17 września 2014

Jesienne porządki w szafie i w głowie






















Na dworze piękna pogoda, ale jesień zbliża się wielkimi krokami, więc wzięłam się za porządkowanie szaf. Letnie rzeczy zapakowałam w plastikowe worki i upchnęłam na górnych półkach szafy i w pawlaczach. Okazało się, że niektórych letnich rzeczy ani razu nie ubrałam, więc dojrzałam do tego, żeby przewietrzyć moje szafy. Muszę pozbyć się niektórych ubrań, bo mam ich stanowczo za wiele. Jednak przekładając ciuchy, złapałam się na tym, że jest mi ciężko cokolwiek wyrzucić, bo włączył mi się syndrom dziada od Przydasiów. Cóż, ciągle jeszcze mocno we mnie siedzą czasy, gdy o rzeczy było trudno, więc niczego się nie wyrzucało. Pamiętam szafę, stojącą w sieni mojego rodzinnego domu, wypełnioną po brzegi starymi ubraniami, strych zapchany jakimiś pudłami, sprzętami, komórkę pełną starych mebli, garnków i butów. Wszystkie te rzeczy miały się jeszcze przydać. I rzeczywiście się przydały.

Stare ubrania przerabiałam na modne ciuchy, ucząc się szycia i zaradności. Stare meble wykorzystaliśmy kiedy urządzaliśmy ze Ślubnym nasze pierwsze wspólne mieszkanie. Wystarczył pomysł i trochę pracy, żeby ze starych szafek, półek, etażerek zrobić oryginalne umeblowanie kuchni i dziecinnego pokoju. Biało - zielone meble w niczym nie przypominały gratów wyciągniętych z przydomowego składziku.

Ale, po pierwsze primo, teraz są inne czasy, po drugie primo, życie trzeba upraszczać, a po trzecie primo, nie mam miejsca na kolejną szafę, piwnica zapchana, komórki brak. Wniosek - rzeczy zniszczone i byle jakie najwyższa pora zanieść na śmietnik, bo tam ich miejsce, a te, które są w dobrym stanie trzeba sprzedać.

Porządkowanie szaf, to dobry wstęp do zrobienia porządków w naszej codzienności. Każdemu przyda się mała rewolucja, żeby zrobić miejsce na nowe życie, nowe myśli, nowe rzeczy. A do jesiennych porządków natchnął mnie zamieszczony poniżej demotyw. Szczególnie zdanie: "Przecież nie znalazłaś siebie na śmietniku - masz być zawsze piękna!"











poniedziałek, 28 marca 2011

Podobno mam szczęście. Tak, ale......

„Ty to masz szczęście, bo niczym się nie przejmujesz”, powiedziała mi dzisiaj koleżanka. I jeszcze dodała: „Ja tak nie potrafię i muszę się męczyć.”

A ja? No cóż. Ja się zdziwiłam, nawet bardzo. Bo sama nie wpadłabym na to, że taka ze mnie nieprzejmująca się niczym szczęściara. Jak sobie pomyślę o moich codziennych zmaganiach, żeby odpędzać czarne myśli, o wynajdywaniu haczyków na których wieszam moje marne samopoczucie, żeby nie sięgnęło dna, to trudno mi uwierzyć, że mam aż tak dobrze.

No, ale ja nie muszę się męczyć a koleżanka musi. Musi się męczyć, bo życie ją zawiodło i nie dało tego czego od niego oczekiwała. Teraz ma pięćdziesiąty krzyżyk na karku i co dziennie odprawia swoją osobistą drogę krzyżową. Małżeństwo ma byle jakie, bo mąż trudny w obsłudze. Macierzyństwo smutne, bo dzieci się oddaliły i unikają jej jak diabeł święconej wody. Zawodowo też nie ma powodów do radości, bo pensja mała a na plecach czuje ciężar lat i oddech młodej kadry, która depcze jej po piętach. Z której strony by nie patrzeć, to nie ma się czym cieszyć, więc koleżanka się nie cieszy.

Zgadzam się z nią, że nie ma powodów do hura optymizmu. Jednak nie mogę zrozumieć, dlaczego walkowerem oddaje zadowolenie z życia i trwa bez najmniejszego oporu w sytuacji, która ją przytłacza. Poza ekstremalnymi życiowymi przypadkami zazwyczaj mamy to na co się godzimy.

Wiem, że cudze bóle i rozczarowania zawsze mniejsze od naszych i łatwiejsze do naprawy. Jednak czasami warto spojrzeć na swoje problemy innymi oczami. Przyjrzeć się sobie z dalszej perspektywy. A kiedy pytamy o radę, to nie mówić od razu: „ Tak, ale......” I zamiast mnożyć argumenty na poparcie tezy, że w naszym życiu nic nie da się zmienić, pomyśleć co jednak zmienić można.

Niezadowolenie powinno być sygnałem do zmiany a nie tylko stanem w którym tkwimy. Oczywiście nie wszystko da się zmienić, ale wiele można chociaż trochę poprawić. Od tego mamy rozum, żeby o siebie zadbać zamiast tonąć w marazmie.

Może ja rzeczywiście mam większe szczęście niż moja koleżanka, bo cholernie nie lubię się męczyć. Dlatego ciągle szukam sposobu na swój kulawy los. Dosładzam sobie życie, wynajdując wszystko czym mogę się cieszyć. Uczę się od mądrzejszych ode mnie. Gdy proszę o radę, to przynajmniej staram się z niej skorzystać.


Jednym z moich ulubionych nauczycieli jest ks. Twardowski

* * *
Kiedy mówisz

Nie płacz w liście
nie pisz że los ciebie kopnął
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno
odetchnij popatrz
spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij że jesteś gdy mówisz że kochasz