Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą droga. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą droga. Pokaż wszystkie posty

sobota, 22 października 2011

Droga nie musi być wygodna, droga musi prowadzić do celu

Koleżanka z forum napisała w wątku powitalnym takie słowa: „Każdy człowiek potrzebuje stale pewnej ilości trosk, cierpień lub biedy, tak jak okręt potrzebuje balastu, by płynąć prosto i równo.”

Wielu się oburzy, po co komu cierpienie, po co komu bieda, człowiek powinien być zawsze szczęśliwy. No może powinien, ale wystarczy się trochę rozejrzeć, żeby zobaczyć, że szczęścia doświadcza niewielu.

Powodów, dla których szczęście nas omija, jest wiele, ale z moich obserwacji wynika, że jednym z najczęstszych jest nasze wygodnictwo. Wiadomo nikt nie lubi się męczyć, każdy woli mieć lekko i przyjemnie zamiast ciężko i boleśnie. Nie ma w tym nic dziwnego ani złego, ale jeżeli kierujemy się w życiu przede wszystkim wygodą, to z góry możemy pożegnać się ze szczęściem. Szczęście, jak każda ważna rzecz, ma swoją cenę i żeby je odnaleźć trzeba się trochę postarać. Człowiek, który pójdzie po szczęście tylko wtedy, gdy droga prosta, pogoda ładna a buty wygodne, rzadko jest zadowolony z życia.

Wracając do cytatu, pewna ilość kłopotów i cierpienia uczy człowieka dystansu do siebie i do życia. Co prawda czasami balast jest zbyt duży, statek ociera się o dno a fala zalewa pokład, jednak, gdy wszystko przejdzie człowiek staje się mocniejszy i bardziej docenia życie.

Tak właśnie myślę. Życie nie raz boleśnie mnie doświadczało aż się nauczyłam, że droga nie musi być wygodna, droga musi prowadzić do celu. Teraz mam w sobie wiele pokory. Nie uważam, że wszystko mi się należy, bo wiem, że należy mi się dokładnie tyle ile potrafię wziąć, a i to nie zawsze. Kiedy życie mnie boli, mówię sobie, że wszystko jest po coś i bez sensu jest tracić energię na pretensje do losu. Nie jest mi lekko a mimo to bywam szczęśliwa.

Na koniec coś z mojego śpiewnika (bo bardzo lubię sobie pośpiewać) – tekst piosenki „Czerwonych Gitar” p.t. „Droga, którą idę.
* * *
Droga, którą idę, jest jak pierwszy własny wiersz.
Uczę się dopiero widzieć świat jakim jest;
Uczę się dopiero widzieć świat jakim jest.

Droga, którą idę, czasem błądzi w ciągu dnia.
Kocham, pragnę, tracę, chwytam dzień, póki trwa;
Kocham, pragnę, tracę, chwytam dzień, gdy trwa.

Już tyle słońc wzeszło tylko jeden raz.
Już z tylu stron zapłonęły ognie gwiazd.
Już tyle miejsc zapomnienia pokrył kurz.
Wiem co to jest, lecz się nie zatrzymam już.

Droga, którą idę, czasem błądzi w pełni dnia.
Kocham, pragnę, tracę, chwytam dzień, póki trwa.
Kocham, pragnę, tracę, chwytam dzień, gdy trwa.

Już tyle słońc wzeszło tylko jeden raz.
Już z tylu stron zapłonęły ognie gwiazd.
Już tyle miejsc zapomnienia pokrył kurz.
Wiem, co to jest, lecz się nie zatrzymam już.

Droga, którą idę, nie wybiera łatwych lat.
W czasie, który minie, odbić chcę własny ślad.
W czasie, który minie, swój odbiję ślad.

piątek, 25 marca 2011

Dwie drogi

Dzisiejszy dzień bardzo szybko mi zleciał, jak na mój gust stanowczo za szybko. Rano zaczęłam czytać przygotowywaną do druku książkę Z. Ryżaka, którą obiecałam zrecenzować z pozycji czytelnika. Jednak po godzinie zrezygnowałam, bo ból głowy skutecznie odbierał mi przyjemność czytania. Na dworze wiał mocno wiatr a moja potłuczona głowa źle znosi wietrzną pogodę.

Bez entuzjazmu wzięłam przeciwbólowego procha i zagapiłam się na widok za oknem. Obserwowałam rozhuśtane gałęzie drzew i nieliczne chmury szybko pędzące po pogodnym niebie. Na dachu bloku naprzeciwko zobaczyłam gołębia.

Siedział nieruchomo z łebkiem przechylonym na bok a wiatr stroszył jego szare piórka. Nie wiem dlaczego, ale wydawał mi się jakiś niezadowolony. Po paru minutach przyleciał drugi gołąb i usiadł blisko tego nastroszonego. Przez moment oba gołębie trwały w bezruchu, ale po chwili nastroszony odsunął się na bok, ustawiając się ogonem w kierunku przybysza. To odejście nastroszonego wyglądało trochę demonstracyjnie, ale przybysz się nie zrażał i przysunął się bliżej. Nastroszony pokręcił łebkiem i schował dziób w pióra. Wtedy przybysz poderwał się lekko w górę, przeleciał nad nastroszonym i usiadł blisko niego. Znowu oba gołębie siedziały łebek w łebek. Z ciekawością patrzyłam co będzie dalej. Nie musiałam długo czekać. Nastroszony rozstawiając śmiesznie nogi, podreptał w przeciwną stronę i znowu pokazał przybyszowi ogon. Przybysz nie ustępował i powoli przesunął się w kierunku nastroszonego. Gdy był już bardzo blisko, nastroszony zamachał gwałtownie skrzydłami i napuszył się jeszcze bardziej. Nie miałam wątpliwości, że nastroszony nie chce żadnego towarzystwa. Przybysz też chyba w końcu zrozumiał, że nie jest mile widziany, bo odskoczył trochę na bok, ale nie odleciał. Znieruchomiał i oba ptaki pozostały w pewnej odległości od siebie. Tkwiły tak na skraju dachu, osobno a jednak w jakimś sensie razem.

Zastanawiałam się co mają ze sobą wspólnego. Dlaczego nastroszony tak się izolował. Zapomniałam o bólu głowy, który w międzyczasie mi przeszedł. Przyglądanie się temu, co wokół mnie, zawsze dobrze mi robi i budzi mój zachwyt. Natura jest cudna i pełna tajemnic. Szkoda że jest za mało czasu, żeby ją głębiej poznać i w pełni zrozumieć. Ale dobrze że można ją przynajmniej obserwować i czerpać z tego przyjemność.

Świetnie ujął to Einstein: „Są dwie drogi, aby przeżyć życie. Jedna to żyć tak, jakby nic nie było cudem. Druga to żyć tak, jakby cudem było wszystko.”
Mnie bliska jest druga droga, bo lubię żyć w zachwycie i jestem życia ciekawa.