Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obserwacja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obserwacja. Pokaż wszystkie posty

sobota, 26 listopada 2011

Sobotni poranek i zdjęcia kolorowej jesieni

Sobotni poranek. Za oknem wiatr gonił szaro białe chmury, przez które przebijało się trochę słońca. Korony drzew chwiały się w lewo, w prawo, zupełnie jak kumy, które oglądają się na boki, żeby zobaczyć, co która robi. A ja leżałam pod ciepłym kocykiem, obserwowałam niebo i myślałam sobie o różnych rzeczach. Fajne zajęcie i wcale nie nudne.

Przed moimi oczami wyświetlał się film ” Chmury w stu odsłonach” a w głowie płynęły myśli, jedna za drugą. Nie skupiałam się na nich, przeciekały jak woda przez sito a ja je obserwowałam. Nagle, uświadomiłam sobie, że to, co się dzieje w moim umyśle, porównałam do wody przeciekającej przez sito i zaczęłam się śmiać.

No tak pani Basiu, masz pani głowę jak przetak, co wpadnie to wyleci – powiedziałam na głos.
- Co mówisz? – spytał mąż, który zainteresował się, co mnie tak rozbawiło a nie dosłyszał, co powiedziałam.
- Prawię sobie komplementy.
- Uhm. To nie przeszkadzaj sobie – skwitował ze zrozumieniem.
No to się nie będę krępować, w końcu trochę autoironii nie zaszkodzi.

Ponieważ na dworze wszystko jest poszarzałe zapragnęłam trochę koloru. Ładny i kolorowy kawałek świata znalazłam na zdjęciach autorstwa „nikoly”. Wklejam je, żeby innym też rozjaśniły listopadowe szarości. 

Kamienny anioł, który schronił się pod drzewem i stamtąd przygląda się światu. 
                                                                                                                                                                             
Samotna brzoza pochylona nad drogą. 
















Brzozowa droga, którą chciałoby się pójść do szczęśliwego końca.                                                                                                                                                     
Złociste plamy, którymi słońce wita się z ziemią.  









Tą drogą można by pójść, żeby zobaczyć, gdzie jeszcze nas nie ma.
Na tej drodze przewodnikiem jest słońce.
Można pojechać na rowerze alejkami magicznego parku.

czwartek, 10 listopada 2011

Niewiele mi trzeba

















Leżę sobie w ciepłym łóżku i obserwuję, co dzieje się za oknem. A za oknem wiatr niesie listopadowe ciemne chmury, strąca ostatnie liście z lipy, której korona zasłania okna sąsiedniego bloku, przygina wiotkie gałązki brzozy i dmucha w skrzydła ptakom siedzącym na balustradzie balkonu.

Słucham „Preludium deszczowego” Chopina, popijając białą herbatę z płatkami róży. Nic nadzwyczajnego a jest tak przyjemnie. Wybrzmiewają ostatnie dźwięki preludium, chwila ciszy i pokój wypełnia smętne „Prelude In E Minor, Op 28”. Idę w rytm muzyki, płynę w chmury, i jeszcze „Nocturne Op. 72”, kołysze mnie i unosi coraz wyżej, i wyżej.


Za oknem wieje coraz bardziej, wiatr rozwiewa chmury, niebo przejaśnia się na chwilę by na powrót zasnuć się kobaltowo-szarą zasłoną. Słońca dzisiaj raczej nie będzie, ale nic nie szkodzi, dzień pogrążony we wszystkich odcieniach szarości też jest ładny. Dopiję herbatę, ciepło się ubiorę i pójdę się poszwędać w jesiennym krajobrazie. Mam luksusy, które nic nie kosztują i szczęście na wyciągnięcie ręki.

wtorek, 19 lipca 2011

Pani N. z sąsiedztwa

Zamknięci w swojej części blokowych segmentów z zewnątrz poznajemy życie naszych sąsiadów. Zza ściany słyszymy rozmowy, nasze drogi krzyżują się w newralgicznych punktach osiedla, więc chcemy czy nie, jesteśmy na siebie skazani. Jednych sąsiadów lubimy, a innych nie Niektórzy są nam całkowicie obojętni.

Nie znam zbyt dobrze ludzi obok których mieszkam, ale o kilku osobach co nieco wiem. Taką osobą jest starsza pani, którą znam od ponad dwudziestu lat. Przez te lata byłam mimowolnym świadkiem jej zmagań z życiem, a to życie do łatwych nie należało. Ta drobna kobieta musiała przeżyć chorobę i śmierć męża i śmierć trzydziestodwuletniej córki, wychować osieroconego wnuka, wspierać drugą córkę w różnych problemach rodzinnych. Pani N.  była i do tej pory jest dla swojej rodziny ostoją oraz opoką na ruchomych piaskach życia.

Jako sąsiadka Pani N. spełnia wszystkie standardy dobrego sąsiada. Nie utrudnia innym życia swoim zachowaniem, jest życzliwa, ale nie namolna. Nie wtrąca się do cudzych spraw jednak kiedy tylko może pomóc, to można na nią liczyć. Nie obnosi się ze swoją życzliwością, nie oczekuje podziękowań, jest po prostu bardzo ludzka. Bardzo szanuję i lubię Panią N., jak niepoprawnie by to zabrzmiało, za tę „ludzkość” Ją szanuję. To, że są takie osoby jak Ona bardzo poprawia mi nastrój. Dobry człowiek na horyzoncie jest jak latarnia morska dla żeglarza, wskazuje drogę.

piątek, 25 marca 2011

Dwie drogi

Dzisiejszy dzień bardzo szybko mi zleciał, jak na mój gust stanowczo za szybko. Rano zaczęłam czytać przygotowywaną do druku książkę Z. Ryżaka, którą obiecałam zrecenzować z pozycji czytelnika. Jednak po godzinie zrezygnowałam, bo ból głowy skutecznie odbierał mi przyjemność czytania. Na dworze wiał mocno wiatr a moja potłuczona głowa źle znosi wietrzną pogodę.

Bez entuzjazmu wzięłam przeciwbólowego procha i zagapiłam się na widok za oknem. Obserwowałam rozhuśtane gałęzie drzew i nieliczne chmury szybko pędzące po pogodnym niebie. Na dachu bloku naprzeciwko zobaczyłam gołębia.

Siedział nieruchomo z łebkiem przechylonym na bok a wiatr stroszył jego szare piórka. Nie wiem dlaczego, ale wydawał mi się jakiś niezadowolony. Po paru minutach przyleciał drugi gołąb i usiadł blisko tego nastroszonego. Przez moment oba gołębie trwały w bezruchu, ale po chwili nastroszony odsunął się na bok, ustawiając się ogonem w kierunku przybysza. To odejście nastroszonego wyglądało trochę demonstracyjnie, ale przybysz się nie zrażał i przysunął się bliżej. Nastroszony pokręcił łebkiem i schował dziób w pióra. Wtedy przybysz poderwał się lekko w górę, przeleciał nad nastroszonym i usiadł blisko niego. Znowu oba gołębie siedziały łebek w łebek. Z ciekawością patrzyłam co będzie dalej. Nie musiałam długo czekać. Nastroszony rozstawiając śmiesznie nogi, podreptał w przeciwną stronę i znowu pokazał przybyszowi ogon. Przybysz nie ustępował i powoli przesunął się w kierunku nastroszonego. Gdy był już bardzo blisko, nastroszony zamachał gwałtownie skrzydłami i napuszył się jeszcze bardziej. Nie miałam wątpliwości, że nastroszony nie chce żadnego towarzystwa. Przybysz też chyba w końcu zrozumiał, że nie jest mile widziany, bo odskoczył trochę na bok, ale nie odleciał. Znieruchomiał i oba ptaki pozostały w pewnej odległości od siebie. Tkwiły tak na skraju dachu, osobno a jednak w jakimś sensie razem.

Zastanawiałam się co mają ze sobą wspólnego. Dlaczego nastroszony tak się izolował. Zapomniałam o bólu głowy, który w międzyczasie mi przeszedł. Przyglądanie się temu, co wokół mnie, zawsze dobrze mi robi i budzi mój zachwyt. Natura jest cudna i pełna tajemnic. Szkoda że jest za mało czasu, żeby ją głębiej poznać i w pełni zrozumieć. Ale dobrze że można ją przynajmniej obserwować i czerpać z tego przyjemność.

Świetnie ujął to Einstein: „Są dwie drogi, aby przeżyć życie. Jedna to żyć tak, jakby nic nie było cudem. Druga to żyć tak, jakby cudem było wszystko.”
Mnie bliska jest druga droga, bo lubię żyć w zachwycie i jestem życia ciekawa.