Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą komplementy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą komplementy. Pokaż wszystkie posty

środa, 8 czerwca 2022

Komplementy od moich chłopaków

 

Komplementy są miłe, podnoszą na duchu, więc rzadko kto ich nie lubi. Ja lubię, szczególnie te, które mają w sobie ziarenko prawdy. Ale... czasami komplementy otwierają nam oczy i nasza próżność pozostaje niezaspokojona. Tak było w opisanych poniżej przypadkach.

wtorek, 18 sierpnia 2020

Piękno jest w oku patrzącego

W ostatniej firmie, w której pracowałam, poznałam niejakiego pana Henia. Pan Henio był mężczyzną z gatunku niskopiennych, bo ledwie dobijał do 170 cm wzrostu, ale i tak był przystojny. Swoje niezbyt duże  acz zgrabne ciało ubierał pan Henio w sportowe marynarki, dżinsowe spodnie i obowiązkowo jasnoniebieskie koszule, które pięknie podkreślały kolor jego oczu. Pan Henio był chodzącą, uśmiechniętą życzliwością i dlatego był powszechnie lubiany. Najbardziej lubiły pana Henia kobiety, bo patrzył na nie z takim zachwytem w oku, że każda czuła się wyjątkowa i piękna. Pan Henio na patrzeniu nie poprzestawał i prawił jeszcze komplementy, które były raz bardziej, raz mniej wyszukane, ale zawsze były dalekie od fałszu. I tak, przeraźliwie chudej księgowej, która na głowie miała szopę wyondulowanych złotych loczków,  mówił, że jest smukła i piękna jak młoda brzózka. Grubą Aśkę z administracji, która szybko przemierzała firmowe korytarze,  prosił, żeby na chwilę przystanęła, bo inaczej ominie go szansa i popatrzenia na piękną, energiczną kobietę. Mocno starszą panią Jadzię z działu technicznego komplementował, że ma w sobie tyle piękna i dostojeństwa, co kobiety na obrazach starych mistrzów. Pani Jadzia była szczęśliwa, bo skostniała od lat w staropanieństwie i mocno dojrzałym wieku, czuła się przeźroczysta dla innych ludzi.  I rzeczywiście mało kto zwracał na nią uwagę. Pan Henio był chlubnym wyjątkiem. Bo on miał dla każdej kobiety spojrzenie pełne zachwytu, specjalny komplement i szczery uśmiech. Jednak na tym awanse pana Henia się kończyły, choć wiem, że co najmniej dwie koleżanki miały bardzo dużą ochotę na coś więcej i nie przeszkadzało im, że komplemenciarz był żonaty.    

Kiedyś, po wysypie komplementów pod moim adresem, chciałam przetestować pomysłowość pana Henia. 

- Nic a nic panu nie wierzę, bo pan wszystkim kobietom tak mówi - powiedziałam licząc na dalsze komplementy.

- Pani Basiu, mówię, bo wszystkie kobiety są piękne jak się na nie uważnie patrzy - odparł, ale na dalsze komplementy się jednak nie wysilił.

O tym, że mówił prawdę przekonałam się, gdy w firmie zatrudniono jako magazynierkę żonę pana Henia. On rzeczywiście musiał się jej bardzo uważnie przyglądać, bo, na pierwszy rzut oka, jego żona była bardzo brzydką kobietą. Można powiedzieć, że miała urodę tylko dla konesera. Ale skoro miał z nią pięcioro dzieci, to przymusu żadnego w tym ożenku być nie mogło. Fama niosła, że pan Henio był bardzo dobrym mężem i ojcem. Nie raz ich widziałam, jak wychodzili z pracy. On zawsze kurtuazyjnie pomagał jej wsiąść do samochodu, a dopiero później sam wsiadał. To niby mały szczegół, ale wiele mówiący o tym, z jaką atencją pan Henio traktował swoją żonę.

Na jakiejś delegacji miałam okazję dłużej pogadać z panem Heniem i wypić z nim niemałe co nieco. Tak mi było sympatycznie, że postanowiłam zadeklarować się uczuciowo. Nie na darmo mówią, że wódka ośmiela i rozwiązuje języki.

- Panie Heniu, kocham pana za to, że taki fajny z pana mężczyzna - powiedziałam bez cienia skrępowania. 

- Wiem - odpowiedział. 

I tu mnie zaskoczył, bo jednak nie spodziewałam się po nim takiej wiedzy.

- Pani Basiu, pani od razu wyglądała mi nie tylko na piękną, ale też mądrą kobietę - dodał, widząc moje zaskoczenie. No. Skromy pan Henio nie był i znał swoją wartość.

Po takich wyznaniach, to pozostało już tylko wypić brudzia, co też zrobiliśmy. Jak już przeszliśmy na "ty", to mój towarzysz zrobił się jeszcze bardziej rozmowny i jeszcze bardziej zyskał w moich oczach. W tym co mówił o swojej żonie było tyle ciepła, że magazynierka wyładniała również w moich oczach. Także Henio był nie tylko komplemenciarz, ale też prawdziwy mężczyzna, kochający mąż i ojciec, a do tego fajny kolega. 

Woody Allen, którego lubię i z którym często się zgadzam, napisał coś takiego. "(…) dla kochającego osoba kochana jest zawsze czymś najpiękniejszym, co tylko można sobie wyobrazić, nawet jeśli ktoś postronny nie potrafi jej odróżnić od ławicy śledzi. Piękno tkwi w oku patrzącego. Gdyby obserwator miał słaby wzrok, powinien zapytać najbliższą osobę, która dziewczyna ładnie wygląda. (W istocie te najśliczniejsze są niemal zawsze najbardziej nudne, i dlatego niektórzy uważają, że Boga nie ma.)" 

I jak tu się nie zgodzić? No nie da się. Henio, a zaraz po nim mój mąż, obaj potwierdzają tę regułę. Bo mam to szczęście, że mój mąż też nie widzi, co widzi. Dlatego  uważa, że ma najładniejszą żonę, najładniejszą córkę i najpiękniejsze wnuki. Zięć nie załapał się do grona najpiękniejszych, ale chyba mu na tym nie zależało. Ja na ślepotę uczuciową cierpię umiarkowanie, więc podejrzewam, że filtry mi się się zacinają. Bo jak inaczej wytłumaczyć, że kocham siebie coraz bardziej (serio), a nie widzę, żebym była coraz ładniejsza? Szczerze mówiąc, to urody mi ubywa. Dokładam więc sobie koralików, oko maluję, włosy fryzuję, kiecki zmieniam, ale  i tak efekt jest umiarkowany i nie biję po oczach większą ładnością. Postanowiłam więc, że będę się cieszyć, przynajmniej tym, że nie straszę. I się cieszę, bo ja lubię być zadowolona.

TUTAJ  pisałam od czego zależy to, co widzimy, jakby ktoś był zainteresowany wpisami z archiwum.

I na dzisiaj to by było na tyle.