Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą cytat. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą cytat. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 13 września 2020

Jak to u mnie jest z tą mądrością

Jak wiecie, albo i nie, zbieram sobie różne złote myśli, które zapisuję przy pomocy  Painta, tworząc zgrabne obrazeczki. Dzisiaj porządkowałam laptopa,  bo wciąż coś zapisuję i już trochę za wiele nazbierałam. Grzebiąc w folderze ze złotymi myślami trafiłam na obrazek z cytatem o mądrości i głupocie.  I tak się zadumałam, jak to u mnie jest z tą mądrością. Zadałam sobie pytanie, czy ja umiem znosić głupotę innych? A wiadomo, jak kto się pyta, to się dopyta i to nawet wtedy, gdy gada sam ze sobą. No i wyszło mi, że wg Pitagorasa mądrością nie grzeszę. Ale co zrobić, jak ja swojej głupoty znieść nie mogę i nie raz sobie nawymyślam od głupich bab, to chyba nie dziwne, że znoszenie  cudzej głupoty też mi nie wychodzi. No nie mam cierpliwości i już. 

Głupota mnie złości, ale dopóki mogę to głupich nie zaczepiam i się na nich nie obrażam. Bo jak mówiła jedna mądra kobieta, którą miałam przyjemność znać: "Ja sie tam na głupich nie obrażam, bo to strata czasu. Ciągle by sie trza na kogoś obrażać, tyle tych głupich na świecie."

Jak już zaznaczyłam, dopóki mogę to głupoty innych się nie czepiam, ale zdarza się, że tracę cierpliwość. Pamiętam koleżankę z pracy, z którą przez jakiś czas musiałam dzielić pokój. Koleżanka nie należała do moich ulubionych, ale, skoro byłyśmy skazane na swoje towarzystwo, to starałam się grzecznie ją omijać. Ci, którzy mnie znają to wiedzą, że ja dopóki mogę to omijam, bo nie należę do gatunku zaczepnych, ale raczej tych co się bronią. Ale zadatków na świętą nie mam, więc bywa, że się pyrgnę, pysknę i kogoś obrażę. Wtedy też się broniłam, bo już naprawdę nie mogłam dłużej znieść komentarzy koleżanki, która o każdym potrafiła powiedzieć coś niemiłego i wszystkich miała za głupich. Jeszcze się za kimś drzwi dobrze nie zamknęły, a ona już zaczynała nadawanie: to debil, to idiotka, a to głupol jeden, to ostatnia kretynka itp., itd. A na koniec wygłaszała jeszcze deklarację, jak to ona nie znosi głupich ludzi i nie może na nich patrzeć. Długo cierpliwie słuchałam i nie komentowałam, ale w końcu pękłam i czynnie zademonstrowałam brak pitagorejskiej mądrości. 

- Bożena ty to biedna jesteś - powiedziałam, wzdychając głęboko.

- Dlaczego? - spytała z lekkim zdziwieniem.

- No jak to dlaczego? Ty taka mądra i nie wiesz?- powiedziałam kręcąc głową z udawanym niedowierzaniem.

- O co ci chodzi? - spytała wyraźnie już zirytowana.

- Nie złość się. Współczuję ci, że masz tak ciężko.

- Możesz jaśniej - warknęła, bo chyba źle udawałam to współczucie. 

- No czego ty nie rozumiesz? Przecież wciąż mówisz, jak bardzo nie lubisz głupich ludzi, a siebie znosić musisz. To musi być straszne. Ja po ośmiu godzinach z tobą mam dość, a ty bidulo cały czas się ze sobą męczysz ...

- Odczep się ode mnie ty głupia żmijo - przerwała mi wyrażanie współczucia Bożena i wypadła z pokoju. 

Dziesięć minut później zadzwoniła do mnie kadrowa, żeby potwierdzić u źródła czym obraziłam Bożenę. Przyznałam się bez bicia i słowo w słowo powtórzyłam co powiedziałam koleżance. Okazało się, że Bożena w spazmach zażądała, żeby mnie przenieść do innego pokoju, bo ona nie może ze mną pracować, ponieważ ją obrażam. Następnego dnia kadrowa znowu zadzwoniła, żebym przeniosła się z klamotami do sąsiedniego pokoju, bo Bożena grozi strajkiem okupacyjnym kadr. Bardzo mi to było na rękę, więc szybko się spakowałam, żeby nie narażać dłużej koleżanki na moje towarzystwo. W końcu ona i beze mnie miała wystarczająco ciężko. To po co jej druga głupia do towarzystwa.

Histeryczne zachowanie Bożeny pokazało, że ona chyba miała o sobie nie najlepsze zdanie skoro aż tak zabolało ją to, co powiedziałam. Czego mnie to nauczyło? Między innymi tego, że zawsze trzeba pamiętać, że gdy pokazujemy kogoś palcem, to cztery palce skierowane są na nas.  I warto się zastanowić, co wtedy widzimy.  Ja zawsze się zastanawiam, bo inni ludzie są jak lustra i czasami możemy zobaczyć w nich siebie. I na dzisiaj to by było na tyle. 

wtorek, 18 sierpnia 2020

Piękno jest w oku patrzącego

W ostatniej firmie, w której pracowałam, poznałam niejakiego pana Henia. Pan Henio był mężczyzną z gatunku niskopiennych, bo ledwie dobijał do 170 cm wzrostu, ale i tak był przystojny. Swoje niezbyt duże  acz zgrabne ciało ubierał pan Henio w sportowe marynarki, dżinsowe spodnie i obowiązkowo jasnoniebieskie koszule, które pięknie podkreślały kolor jego oczu. Pan Henio był chodzącą, uśmiechniętą życzliwością i dlatego był powszechnie lubiany. Najbardziej lubiły pana Henia kobiety, bo patrzył na nie z takim zachwytem w oku, że każda czuła się wyjątkowa i piękna. Pan Henio na patrzeniu nie poprzestawał i prawił jeszcze komplementy, które były raz bardziej, raz mniej wyszukane, ale zawsze były dalekie od fałszu. I tak, przeraźliwie chudej księgowej, która na głowie miała szopę wyondulowanych złotych loczków,  mówił, że jest smukła i piękna jak młoda brzózka. Grubą Aśkę z administracji, która szybko przemierzała firmowe korytarze,  prosił, żeby na chwilę przystanęła, bo inaczej ominie go szansa i popatrzenia na piękną, energiczną kobietę. Mocno starszą panią Jadzię z działu technicznego komplementował, że ma w sobie tyle piękna i dostojeństwa, co kobiety na obrazach starych mistrzów. Pani Jadzia była szczęśliwa, bo skostniała od lat w staropanieństwie i mocno dojrzałym wieku, czuła się przeźroczysta dla innych ludzi.  I rzeczywiście mało kto zwracał na nią uwagę. Pan Henio był chlubnym wyjątkiem. Bo on miał dla każdej kobiety spojrzenie pełne zachwytu, specjalny komplement i szczery uśmiech. Jednak na tym awanse pana Henia się kończyły, choć wiem, że co najmniej dwie koleżanki miały bardzo dużą ochotę na coś więcej i nie przeszkadzało im, że komplemenciarz był żonaty.    

Kiedyś, po wysypie komplementów pod moim adresem, chciałam przetestować pomysłowość pana Henia. 

- Nic a nic panu nie wierzę, bo pan wszystkim kobietom tak mówi - powiedziałam licząc na dalsze komplementy.

- Pani Basiu, mówię, bo wszystkie kobiety są piękne jak się na nie uważnie patrzy - odparł, ale na dalsze komplementy się jednak nie wysilił.

O tym, że mówił prawdę przekonałam się, gdy w firmie zatrudniono jako magazynierkę żonę pana Henia. On rzeczywiście musiał się jej bardzo uważnie przyglądać, bo, na pierwszy rzut oka, jego żona była bardzo brzydką kobietą. Można powiedzieć, że miała urodę tylko dla konesera. Ale skoro miał z nią pięcioro dzieci, to przymusu żadnego w tym ożenku być nie mogło. Fama niosła, że pan Henio był bardzo dobrym mężem i ojcem. Nie raz ich widziałam, jak wychodzili z pracy. On zawsze kurtuazyjnie pomagał jej wsiąść do samochodu, a dopiero później sam wsiadał. To niby mały szczegół, ale wiele mówiący o tym, z jaką atencją pan Henio traktował swoją żonę.

Na jakiejś delegacji miałam okazję dłużej pogadać z panem Heniem i wypić z nim niemałe co nieco. Tak mi było sympatycznie, że postanowiłam zadeklarować się uczuciowo. Nie na darmo mówią, że wódka ośmiela i rozwiązuje języki.

- Panie Heniu, kocham pana za to, że taki fajny z pana mężczyzna - powiedziałam bez cienia skrępowania. 

- Wiem - odpowiedział. 

I tu mnie zaskoczył, bo jednak nie spodziewałam się po nim takiej wiedzy.

- Pani Basiu, pani od razu wyglądała mi nie tylko na piękną, ale też mądrą kobietę - dodał, widząc moje zaskoczenie. No. Skromy pan Henio nie był i znał swoją wartość.

Po takich wyznaniach, to pozostało już tylko wypić brudzia, co też zrobiliśmy. Jak już przeszliśmy na "ty", to mój towarzysz zrobił się jeszcze bardziej rozmowny i jeszcze bardziej zyskał w moich oczach. W tym co mówił o swojej żonie było tyle ciepła, że magazynierka wyładniała również w moich oczach. Także Henio był nie tylko komplemenciarz, ale też prawdziwy mężczyzna, kochający mąż i ojciec, a do tego fajny kolega. 

Woody Allen, którego lubię i z którym często się zgadzam, napisał coś takiego. "(…) dla kochającego osoba kochana jest zawsze czymś najpiękniejszym, co tylko można sobie wyobrazić, nawet jeśli ktoś postronny nie potrafi jej odróżnić od ławicy śledzi. Piękno tkwi w oku patrzącego. Gdyby obserwator miał słaby wzrok, powinien zapytać najbliższą osobę, która dziewczyna ładnie wygląda. (W istocie te najśliczniejsze są niemal zawsze najbardziej nudne, i dlatego niektórzy uważają, że Boga nie ma.)" 

I jak tu się nie zgodzić? No nie da się. Henio, a zaraz po nim mój mąż, obaj potwierdzają tę regułę. Bo mam to szczęście, że mój mąż też nie widzi, co widzi. Dlatego  uważa, że ma najładniejszą żonę, najładniejszą córkę i najpiękniejsze wnuki. Zięć nie załapał się do grona najpiękniejszych, ale chyba mu na tym nie zależało. Ja na ślepotę uczuciową cierpię umiarkowanie, więc podejrzewam, że filtry mi się się zacinają. Bo jak inaczej wytłumaczyć, że kocham siebie coraz bardziej (serio), a nie widzę, żebym była coraz ładniejsza? Szczerze mówiąc, to urody mi ubywa. Dokładam więc sobie koralików, oko maluję, włosy fryzuję, kiecki zmieniam, ale  i tak efekt jest umiarkowany i nie biję po oczach większą ładnością. Postanowiłam więc, że będę się cieszyć, przynajmniej tym, że nie straszę. I się cieszę, bo ja lubię być zadowolona.

TUTAJ  pisałam od czego zależy to, co widzimy, jakby ktoś był zainteresowany wpisami z archiwum.

I na dzisiaj to by było na tyle.

sobota, 15 sierpnia 2020

Myślę tak jak Maria Czubaszek

Dzisiaj sobota i jeszcze święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, więc jest okazja do świętowania. Poza tym, jest jeszcze Święto Wojska Polskiego, a ja coraz częściej wojuję. Zamierzam więc świętować. Tym bardziej, że, moim skromnym zdaniem, też zasługuję na wniebowzięcie, bo mój osobisty małżonek prowadzi mnie prostą drogą do świętości. Ponieważ, albowiem, gdyż, ostatnio życie z nim wymaga świętej cierpliwości i ogromnej miłości bliźniego swego. Zawsze był uparty i wszystko robił po swojemu, ale teraz strasznie mu się to "po swojemu" nasiliło, więc ciągnięty przez nas wózek częściej zgrzyta.  Wczoraj zgrzytnął przy kiszeniu ogórków. 

Jak wszystkim wiadomo, jestem leniwą babą i uprawiam lenistwo jak tylko mogę, ale jak nie mogę, to łapię się za robotę i nie narzekam. Wczoraj złapałam się za kiszenie ogórków, bo kiszone ogórki lubię, a nie było chętnych, żeby za mnie te ogórki ukisić. Poza tym, nikt nie robi takich dobrych jak ja, normalnie jestem "miszczyniom". 

Najpierw nakicałam się przy myciu 25 kg ogórków, potem przygotowałam 50 słoików i siadłam sobie, żeby poćwiczyć cierpliwość przy obieraniu czosnku i chrzanu. Męża wysłałam, żeby urwał trochę liści dębu. Poszedł i wrócił z siatką pełną liści. Przytomnie nie zapytałam po co aż tyle urwał, bo znam człowieka, on cyt.:"robi dobrze albo wcale". Kiedy już wszystkie przyprawy były w słoikach, wzięłam się za upychanie ogórków. I w tedy na scenę wkroczył mój drogi małżonek.

- Dlaczego dałaś tak mało liści i kopru? - zapytał przyglądając się słoikom.

- Tyle ile dałam wystarczy.

- No nie wiem. Daj więcej liści, żeby ogórki nie były miękkie. Czosnku też bym dołożył - konsultował z miną neurochirurga przy operacji mózgu.

Nie odezwałam się, bo miałam kisić ogórki, a nie kłócić się z chłopem.

 - No dodaj trochę liści - nalegał.

- Nie dodam, bo nie kisimy liści tylko ogórki - odpowiedziałam spokojnie, chociaż już czułam, jak sama zaczynam kisnąć. 

Mąż zrobił minę zająca, czyli ścisnął usta w ciup i ruszył przy tym nosem.

- Jak sobie chcesz, ale zobaczysz, że będą miękkie - chrzanił, chociaż akurat chrzanu się nie czepiał.

- Jak ty chcesz doczekać jedzenia tych ogórków, to lepiej daj mi spokój -  powiedziałam z lekka zirytowana, czym zirytowałam męża.

- Jak sobie chcesz. Ty zawsze wiesz najlepiej.

- Nie musisz powtarzać, zrozumiałam za pierwszym razem - syknęłam ostrzegawczo, ponieważ kończyła mi się już cierpliwość. No jak tak można poprawiać "miszczynię"? Mąż wzruszył ramionami i poszedł coś tam mamrocząc, ale nie słuchałam, bo nie mam nerwów z postronków. Drugie starcie było przy zalewaniu ogórków, bo nie taką łyżką odmierzałam sól. 

- Ta łyżka jest za mała, weź tę większą - powiedział, podsuwając mi pod nos dużą łyżkę do nakładania sałatek.

- Coś się czepił? Kto robi te ogórki, ty czy ja?

- Jak się zepsują, to ja nie będę latał do śmietnika - odgrażał się z bardzo niezadowoloną  miną.

Posoliłam wodę i zostawiłam go, żeby skończył robotę, bo ja jednak na świętą się nie nadaję, a kłócić się też nie miałam zamiaru. Co się z tymi chłopami robi na starość, że tak kwitną w upierdliwości? No, nie wiem, jak inni, ale mój bardzo się popsuł. 

Przypomniały mi się słowa Marii Czubaszek o kobiecie, rybie i nartach, więc sięgnęłam do jej książki "Nienachalna z urody":     

"Absolutnie zgadzam się z zasłyszaną gdzieś tezą, że „mężczyzna potrzebny jest kobiecie jak rybie narty”. Mówię tak, chociaż sama mam męża i biorąc pod uwagę mój wiek, zapewne będzie to już ostatni. I uważam, że powinniśmy się kochać, bo inaczej byśmy się pozabijali. Choć do miłości nie zawsze jest potrzebna druga osoba w pobliżu. Czasem nawet jest lepiej, gdy jej nie ma w okolicy."

No. Ma kobieta rację. Chociaż może w młodości lepiej, gdyby ten mężczyzna jednak w okolicy był, ale na starość mógłby bywać tylko czasami. Najlepiej wyłącznie wtedy, gdy będzie w dobrym humorze.

I na dzisiaj to by było na tyle.  

czwartek, 30 lipca 2015

Mam wolne






Witajcie. Nie ma mnie w sieci, bo, zamiast znowu narzekać na brak czasu, wzięłam sobie wolne. Siedzę cicho w swoim grajdołku z dala od świata, ale poza tym u mnie bez zmian. Żyję. Dziękuję Wam za troskę i pamięć. Odezwę się jak zatęsknię za zabawą w blogowanie a na razie serdecznie pozdrawiam i zostawiam Was ze słowami Phila Bosmansa i piękną piosenką, która od jakiegoś czasu codziennie mi towarzyszy.

* * *

Codziennie słyszy się: „Nie mam czasu”.
Jeszcze nigdy nie było tylu zagonionych ludzi.
Wszyscy mamy straszliwie dużo do zrobienia.
Jeszcze nigdy nie było tylu ludzi nie mających czasu,
a także nie było takiej samotności.
Ojcowie i matki czekają często bezskutecznie
na odwiedziny swoich dzieci: Te nie mają czasu.
Chorzy i starzy widzą zdrowych i młodych
mijających ich w pędzie: Ci się spieszą.
Małżonkowie stają się dla siebie obcy:
Nie mają dla siebie nawzajem czasu.

Dlaczego mamy tak mało czasu?
Wciąż myślimy o tym, co chcemy jeszcze mieć,
co powinniśmy jeszcze zrobić, czego dokonać.
W ten sposób nasze życie jest w pełni zaplanowane.
Dlatego proponuję: Uwolnij się od tej presji.
Zrób sobie przerwę, weź wolne.
Raz świadomie nic nie rób! Uspokój się, wycisz.

Z  ciszy wyrastają drobne gesty sympatii,
które wymagają o wiele mniej czasu, niż myślimy:
dobre słowo, słuchanie pełne zrozumienia,
pocałunek wdzięczności, drobny prezent, gest.
Usuń ze swego życia zabójcze „Nie mam czasu”.
Przerwij mordercze tempo.
Znajdź czas, aby być dobrym człowiekiem
dla swych bliźnich.





obrazek złowiony w sieci

niedziela, 31 maja 2015

Słowo na niedzielę



















Powtarzam za Frommem:
 
Najważniejszą dziedziną, w której człowiek może coś dać człowiekowi, nie jest sfera rzeczy materialnych, lecz ściśle ludzkich. Co daje jeden człowiek drugiemu? Daje siebie, to, co jest w nim najcenniejsze, daje swoje życie. Nie musi to oczywiście oznaczać, że poświęca swoje życie dla drugiego człowieka, lecz że daje mu to, co jest w nim żywe; daje swoją radość, swoje zainteresowanie, zrozumienie, swoją wiedzę, humor i swój smutek. W ten sposób, dając swoje życie, wzbogaca drugiego człowieka, wzmaga poczucie jego istnienia, wzmagając zarazem poczucie własnego istnienia. Nie daje po to, aby otrzymać; dawanie samo w sobie jest doskonałą radością.”

Słucham rad  o. Adama Szustaka

Poczytajcie, posłuchajcie i miejcie się dobrze, jako i ja się mam.



obrazek złowiony w sieci

wtorek, 12 maja 2015

Cudze słowa, pod którymi mogłabym się podpisać

 
 

Bo człowiek jest tym, kim się czuje. I nie musi zaraz wszystkiego w sercu nosić.” Wiesław Myśliwski

I na dzisiaj to tyle, bo dzisiejszy dzień zmęczył mnie ponad miarę. Musiałam być taaaka wielka, że aż nie mieściłam się we własnej skórze i pół dnia trzeszczałam w szwach, i bałam się, że pęknę. Nie pękłam, bo nie mogłam sobie na to pozwolić. I to cała moja wielkość. Ale i tak przyznaję sobie nagrodę za dzielność. Należy mi się.Teraz pora na odpoczynek i zbieranie siły na jutro. A jutro będzie lepiej, bo wiem, że sobie poradzę, bo przynajmniej nie będę się denerwować o wyniki badań Ślubnego, bo... na pewno znajdzie się jeszcze kilka pozytywnych „bo”. I tego będę się trzymać.Wy też trzymajcie się dobrych myśli, bo to najpewniejszy punkt podparcia.


 
























 
obrazki złowione w sieci

środa, 6 maja 2015

Maluję




















Jak w tytule; słucham mądrzejszych i maluję. W przenośni i dosłownie. Wiosna dodała mi energii, więc wzięłam się za robienie rewolucji w domu i w życiu. Bo, jak nie ja to kto? Jak nie teraz to kiedy? Z moich kalkulacji wynika że: ja i teraz. Bo  to najlepsza opcja. I tego będę się trzymać. 

niedziela, 26 kwietnia 2015

Wciąż się uczę, jak obchodzić się z czasem




Czas. Ciągle mam z nim problem, bo za szybko płynie, bo mam go coraz mniej, bo boję się, że go marnuję. Wiem jaki jest cenny, więc staram się mądrze go używać. Raz mi idzie lepiej, raz gorzej, jak w życiu. Ale ciągle się uczę, więc nie jest źle. A, kto wie, może będzie jeszcze lepiej... i sprawdzi się to, że czas jest po mojej stronie.

"To są nasze dni i do nas należą. Żyć uważnie, to nie pozwolić przeciekać dniom przez sito niemocy, wychodzić dzielnie ku czemuś nowemu, nie poddawać się przyzwyczajeniom, odświeżać przeżywanie czasu. Pomaga w tym pewna kontrola (co robię i jak długo?), mądry plan, który pozwala uniknąć miotania się na podobieństwo muchy w latarce i siła woli. No, ale czy my mamy czas o tym myśleć? Piąte przykazanie powinno być poszerzone o punkt dodatkowy: „Nie zabijaj…. czasu, bo zabijasz siebie”. - dr hab. Katarzyna Popiołek, prof. SWPS - psycholog, dziekan SWPS Katowice

Więcej przeczytacie tu.























obrazki złowione w sieci

środa, 22 kwietnia 2015

Nasze ludzkie - najśmieszniejsze, ale nie śmieszne
















O tym co najśmieszniejsze, chociaż wcale nie śmieszne, tak napisał w książce „Być jak płynąca rzeka” Paulo Coelho:

Co jest najśmieszniejsze w ludziach: zawsze myślą na odwrót: spieszy im się do dorosłości, a potem wzdychają za utraconym dzieciństwem. Tracą zdrowie by zdobyć pieniądze, potem tracą pieniądze by odzyskać zdrowie. Z troską myślą o przyszłości, zapominając o chwili obecnej i w ten sposób nie przeżywają ani teraźniejszości ani przyszłości. Żyją tak, jakby nigdy nie mieli umrzeć, a umierają, jakby nigdy nie żyli.”
 
Nic dodać, nic ująć, ale śmiać to się akurat nie ma z czego. To raczej smutne, że jesteśmy tacy pogubieni. Cóż, Stwórca nas pięknie wymyślił, ale zamiast dać nam instrukcję obsługi podarował nam wolną wolę. A wolność jest dla mądrych. Głupi nie umieją jej używać. I stąd wszystkie problemy. Jak już donosiłam jestem głupia w granicach normy jednak bardzo staram się mądrzeć, dlatego unikam „myślenia na odwrót”. Szkoda na to życia. Kto się ze mną zgadza, ręka w górę.

Cytat z Coelho specjalnie dla J., z podziękowaniami za miłe popołudnie i wieczór. Następnym razem ja zapraszam na sajgonki i spacer. I obiecuję, że dam Ci dojść do głosu.




obrazek złowiony w sieci 

niedziela, 19 kwietnia 2015

Lubicie siebie? Jeżeli nie, to pora to zmienić




Starsi Panowie śpiewali: 
"I „znaleźliśmy się w wieku, trudna rada,
Że się człowiek przestał dobrze zapowiadać;
Ale za to, z drugiej strony, cieszy się,
Że się również przestał zapowiadać źle”.
 
Ja też sobie tak śpiewam, może nie tak ładnie jak oni, ale z wielką przyjemnością. A do czego piję z tym cytacikiem? Ano do tego, że jakiś czas temu stwierdziłam, że pomimo braku geniuszu i paru innych braków w wyglądzie oraz tzw. charakterze, jestem dobra taka jaka jestem. I tak, zamiast się rozliczać, musztrować i spinać, zaczęłam się doceniać, lubić, rozumieć. Od czasu do czasu idę w rozpustę i kłaniałam się sobie berecikiem do ziemi w uznaniu zasług A co?! 

I pomyśleć, że kiedyś było nie do pomyślenia, żebym tak nachalnie, ostentacyjnie była z siebie zadowolona i miała poniżej krzyża, to, że komuś, ja i moje zadowolenie, może się nie podobać. A dzisiaj, proszę, nie wzrusza mnie to. Czasy kiedy najlepiej wychodziło mi krytykowanie siebie i kiedy prędzej bym się udławiła własnym językiem niż powiedziała o sobie coś pochlebnego już dawno minęły.

Dzisiaj spokojnie mogę powiedzieć, że lubię siebie bo mam za co. A że są tacy, którzy myślą inaczej i chętnie by mnie uświadomili, że się mylę? Niech będą, to nie mój problem. Bo najważniejsze jest co ja o sobie myślę i co myślą o mnie ci, z których zdaniem się liczę. Reszta to pikuś, mały pikuś.

Chciałabym, żeby czytająca tego bloga M., też poszła w moje ślady i sobie odpuściła. Bo lubienie siebie takim jakim się jest, to naprawdę żaden grzech. Wprost przeciwnie, to warunek konieczny do tego, żeby się rozwijać, zmieniać to, co nam nie pasuje, polubić innych ludzi i żyć pełnią życia.

Wnioski? Skoro mnie się udało, to znaczy, że każdemu się uda, bo, jak powszechnie wiadomo, jestem genialna, ale bez przesady))) Przesyłam odwirusowane buziaki i życzę miłej niedzieli.


 

























obrazki złowione w sieci

czwartek, 16 kwietnia 2015

Niestety




Dopadła mnie dziś refleksja, której treść pięknie wyraził mistrz Iwaszkiewicz, w książce "Księżyc wschodzi". Przepisałam więc jego słowa kropka w kropkę, bo dokładniej nie można powiedzieć tego, co ostatnio czuję...
 
"A potem przyjdzie śmierć: wszystko rozwiązując niczego nie wyjaśni. Odejdziemy tak, jakeśmy naprawdę żyli: osobno. Zawsze pomiędzy potwornie wielkim światem i potwornie wielkim niebem, samotni."   Jarosław Iwaszkiewicz 

Co poza tym? Wciąż walczę z wirusem. Czytam. Myślę, usiłując rozkminić o co chodzi w tym życiu, i dlaczego czasem tak boli... 





obrazki złowione w sieci

sobota, 11 kwietnia 2015

Bez budzika, ale z determinacją



Paulo Coelho napisał: „ Szkoda, że nie ma takiego budzika, który dałby znak, że czas kończyć jakiś etap w naszym życiu. Jeżeli uparcie chcemy w nim tkwić dłużej niż to konieczne, traci się radość i szansę poznania tego co przed nami... „

Poradziłam sobie bez budzika, coś skończyłam, coś innego zaczęłam, ale... ciągle muszę się pilnować, bo pokusa powrotu do starych schematów wciąż jest ogromna. Dzisiaj się udało, ale jutro czeka mnie kolejne starcie. Jednak ciągle próbuję na nowo i to jest moja wygrana, bywa że jedyna. Bo jak słusznie przekonuje mój ulubiony bard: "Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy..."




obrazek złowiony w sieci

środa, 8 kwietnia 2015

Cytat i piosenka na dziś



Mój ulubiony autor, Wiesław Myśliwski, napisał: 

„O szczęściu mówiłem. Że szczęścia trzeba szukać w sobie, a nie naokoło. Że nikt go człowiekowi nie da, jak sam sobie go nie da. Że szczęście jest nieraz bliziutko, może w tej ubogiej izbie, gdzie się całe życie żyje, a ludzie bóg wie gdzie go szukają. Że niektórzy w sławie i bogactwie go szukają, ale na sławę i bogactwo nie każdego stać, a szczęście jest jak woda i każdemu chce się pić. Że nieraz jest go więcej w jednym dobrym słowie niż w całym długim życiu.”  

No i jak tu się nie zgodzić, kiedy chłop tak mądrze gada? No nie da się. Zgadzam się więc i praktykuję, najsolidniej jak tylko się da. Słucham też piosenek Anny Marii Jopek, bo są bardzo dobrym akompaniamentem do dobrych nastrojów otwierających drzwi do szczęścia. Posłuchajcie ze mną.



obrazek złowiony w sieci

Oswajam codzienność i uczę się nie dorabiać żmii nóg




Święta, święta i po świętach... A teraz trzeba sobie radzić z codziennością. No, to będę sobie radzić. I postaram się to robić ze stoickim spokojem, bo zmęczona jestem i nie mam siły na walkę z wiatrakami.

Co poza tym? Uczę się od najlepszych, jak nie dorabiać żmii nóg i nie uszczęśliwiać na siłę siebie i bliźnich mych kochanych...

* * *

Mistrz Zen Su radzi: „Nie nadawaj wszystkiemu osobistego znaczenia. Kiedy widzisz niebo – jest ono po prostu niebieskie. Kiedy widzisz drzewo – jest ono po prostu zielone. Kiedy widzisz ścianę – jest ona po prostu biała. Nie dorabiaj żmii nóg. To bardzo ważne słowa. Uwierz, że żmija jest w pełni wystarczająca w tej postaci, w jakiej występuje. Po co chcesz przykładać do żmii swoją miarkę? „Żmijo, nie masz nóg, więc dorobiłem ci nogi i teraz musisz chodzić, a skoro masz nogi, to potrzebujesz jeszcze skarpet i butów”. Jeśli nie potrafisz przyjąć, że żmija jest wystarczająca taka jaka jest, to znaczy, że nie potrafisz też uwierzyć w siebie. Skoro nie możesz ufać swoim oczom, uszom, węchowi, językowi, ciału, umysłowi – to znaczy, że nie możesz ufać niczemu. Twoje intencje są dobre – chcesz pomóc tej żmii, chcesz dać jej nogi, skarpety i obuwie i nadać jej styl. Ale twoje dobre intencje tylko przeszkadzają wszystkiemu, co jest wokół ciebie. Przestań.” 















obrazek złowiony w sieci 

poniedziałek, 30 marca 2015

O tym co trzeba, a co trzeba koniecznie

Początek nowego tygodnia niesie ze sobą huk spraw do załatwienia, więc będę załatwiać. Trzy wizyty, jakieś zakupy, jakieś porządki... A żeby sobie ulżyć i mniej odczuwać ciężary codzienności uciekam w marzenia. Jak mantrę powtarzam słowa mojego ulubionego Jonasza: Żeby coś się zdarzyło /Żeby mogło się zdarzyć” trzeba marzyć...

Obrazek ze specjalną dedykacją dla G., która ma teraz ciężkie dni. Trzymajcie się ciepło, jako i ja będę się trzymać.


































obrazek złowiony w sieci

poniedziałek, 23 marca 2015

Wpis terapeutyczny. Zaklinam los rzucając dupami
















Zaklinam los. Oj losie, losie... Mówią o tobie, że bywasz wredny. Wystawiasz ludzi dupą do wiatru a zapominasz dać skrzydeł. Ale coś się tak na mnie uparł? Staram się, sprostać temu co mi podrzucasz, rzadko się skarżę, więc mógłbyś być do cholery trochę milszy... bo wiesz, ja też mogę być wredna. Wiem, wiem... Gadam coś w stylu:”Gwałt niech się gwałtem odciska rzekła dupa do mrowiska”. Ale... spróbować nie zawadzi, więc wiedz, że jak jutrzejsze badania będą do dupy, to strzelam focha i zrywam współpracę. 

I jeszcze wyjaśnienie dla Kochanych Czytających. Piszę tego bloga głównie dla siebie, więc nie dziwcie się formie i treści, która czasami może wydać się dziwna. Przesyłam buziaki a Wy trzymajcie kciuki, żeby mnie jasny szlaczek w drobną pepitkę jutro nie trafił. I to by było na tyle, jak mawiał taki jeden Jan, którego mniemanologie lubię czytać.

wtorek, 6 stycznia 2015

Stan zawieszenia trwa

Korzystam z pozytywów, które niesie za sobą oderwanie się od normalnego życia, a negatywne powody, dla których jestem w takiej a nie innej sytuacji, ignoruję. To mój sposób na radzenie sobie z rzeczami, na które nie mam większego wpływu. Dlatego, na pohybel smarkom i wirusom wszelakiej maści, staram się nie marnować czasu i mimo wszystko cieszyć się życiem. Nie byłoby to możliwe bez Ślubnego, który troszczy się o mnie tak, że lepiej nie można. Doceniam to, bardzo. W zruszam się podobnie jak wtedy, gdy patrzę na te piękne fotografie. 
























 
 
































Na koniec, wisienka na torcie, pasujące do tematu, mądre słowa, których autorem jest Marek Soból.

„Wszystko biegnie tak szybko, nie doceniamy życia, pozwalamy mu uciekać, a przecież każda chwila jest szczególna, każde spojrzenie na świat, każde mrugnięcie powiek jest jak trzask migawki, pstryk, kolejne zdjęcie, pstryk. Musi być czas, żeby je wywołać, zanurzyć papier w kuwecie i patrzyć, jak sekunda po sekundzie wyłania się cały przeżyty dzień.” 


 
obrazki złowione w sieci