Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zajęcia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zajęcia. Pokaż wszystkie posty

środa, 21 września 2011

Cały dzisiejszy dzień...

Cały dzisiejszy dzień spędziłam poza domem; rano byłam u okulisty, w południe odwiedziłam koleżankę, po wizycie u koleżanki poszłam na zakupy, wieczorem byłam na zajęciach jogi. Do domu doczołgałam się ledwie ciepła przed godziną dwudziestą. Jedenastogodzinny maraton dał się we znaki moim kościom i mięśniom, ale nie żałuję, bo fajnie spędziłam czas.

Przed gabinetem okulisty miałam darmowy kabaret w wykonaniu małżeństwa emerytów.
- Po coś ty mnie przywlekła do tego lekarza? - spytał mąż zniecierpliwiony oczekiwaniem.
- Jak po co? Przecież gorzej widzisz - odpowiedziała żona.
- Kto ci powiedział, że gorzej widzę? Dobrze widzę.
- Akurat! Jak dobrze widzisz, to czego włazisz mi w garnki?
- Bo głodny jestem.
- Co ty gadasz? Myślałby kto, że cię głodzę.
- A co, nie? Ciągle w kółko powtarzasz, że się przejadam.
- Powtarzam, bo jesteś głuchy. Powinieneś pójść do laryngologa.
- Nigdzie nie będę chodził. Jak cię nie widzę i nie słyszę, to lepiej się czuję - burknął zirytowany małżonek, któremu najwyraźniej nic, oprócz żony, nie dolegało.
Nie wiem co było dalej, bo weszłam do gabinetu.

Prosto od okulisty pojechałam do Klaudyny, która zaprosiła mnie na pogaduchy i ciasto własnej roboty. Było bardzo miło, więc ani się obejrzałam jak minęło trzy godziny i musiałam się zbierać.

Po drodze na zajęcia jogi zajrzałam do kilku sklepów, bo chcę sobie kupić jakieś wygodne zimowe buty. Niestety, butów jeszcze dla mnie nie wyprodukowali, więc chwilowo wstrzymałam się z zakupem. Zahaczyłam też o księgarnię i wsiąkłam na dobre. Po 30 minutach wyszłam ze zbiorem opowiadań „Wolność. Istota bycia człowiekiem“ i książeczką dla Niutka. Może to głupie kupować 6 miesięcznemu dziecku książki, ale nie mogłam się oprzeć. Ilustracje w książce są cudne a dodatkowo są plastikowe zwierzątka, którymi maluch może poruszać.

Na dzisiejszych zajęciach mantrowaliśmy przy muzyce. Prowadzącą była przemiła dziewczyna o pięknym głosie. Złapałam trochę dobrej energii i cała szczęśliwa wróciłam do domu.

sobota, 16 lipca 2011

Czas, jak Kusociński, szybko biegnie

Patrząc na ostatni wpis trochę się zdziwiłam, że minęły już trzy dni odkąd ostatni raz byłam w sieci. Ciągle brakuje mi czasu. Nie, ja nie narzekam. Dobrze się bawię, ale wieczorami padam i czuję się jak pies Pluto, który naganiał się za własnym ogonem. Nie wiem, może za wiele chcę, ale skoro czasu coraz mniej, to trzeba się spieszyć.

Wczoraj obchodziliśmy urodziny Marty. Aż trudno mi uwierzyć, że mam takie dorosłe dziecko. Kiedy to minęło, ja się pytam? Kiedy i czemu tak szybko? Dopiero byłam młodą matką a już moja Pyza jest matką. Ani się obejrzałam, jak minęło trzydzieści lat.

Gdyby tak można zrobić pętelkę w czasie i chociaż na chwilę wrócić do przeszłości. Przeżyć raz jeszcze dzieciństwo córki, niczego nie zepsuć, niczego nie przeoczyć. Szkoda, że się tak nie da.

Nigdy nie uważałam się za wystarczająco dobrą matkę, zawsze miałam sobie coś do zarzucenia, ale chyba nie byłam taka zła skoro mam fajną córkę. A może, to żadna moja zasługa.

Moja mama często mówiła, że najlepsze dzieci mają złe matki. Na dowód przytaczała przykłady matek, które się poświęcały a dochowały się wyrodnych dzieci oraz takich, które dbały wyłącznie o siebie i mimo to były kochane przez swoje dzieci. Gdy tego słuchałam było mi przykro, bo zastanawiałam się, czy jestem wystarczająco dobrą córką, szukałam w sobie winy. Teraz wiem, że moja mama miała trochę cierpiętnicze pojęcie macierzyństwa. Moim zdaniem, kiedy się kocha to nie ma mowy o poświęcaniu się. Owszem, czasami trzeba zrezygnować z różnych rzeczy, ale to naturalne, bo posiadanie dziecka, to wielkie szczęście, które ma swoją cenę, jak wszystko co wartościowe.