Szukaj na tym blogu

sobota, 16 lipca 2011

Czas, jak Kusociński, szybko biegnie

Patrząc na ostatni wpis trochę się zdziwiłam, że minęły już trzy dni odkąd ostatni raz byłam w sieci. Ciągle brakuje mi czasu. Nie, ja nie narzekam. Dobrze się bawię, ale wieczorami padam i czuję się jak pies Pluto, który naganiał się za własnym ogonem. Nie wiem, może za wiele chcę, ale skoro czasu coraz mniej, to trzeba się spieszyć.

Wczoraj obchodziliśmy urodziny Marty. Aż trudno mi uwierzyć, że mam takie dorosłe dziecko. Kiedy to minęło, ja się pytam? Kiedy i czemu tak szybko? Dopiero byłam młodą matką a już moja Pyza jest matką. Ani się obejrzałam, jak minęło trzydzieści lat.

Gdyby tak można zrobić pętelkę w czasie i chociaż na chwilę wrócić do przeszłości. Przeżyć raz jeszcze dzieciństwo córki, niczego nie zepsuć, niczego nie przeoczyć. Szkoda, że się tak nie da.

Nigdy nie uważałam się za wystarczająco dobrą matkę, zawsze miałam sobie coś do zarzucenia, ale chyba nie byłam taka zła skoro mam fajną córkę. A może, to żadna moja zasługa.

Moja mama często mówiła, że najlepsze dzieci mają złe matki. Na dowód przytaczała przykłady matek, które się poświęcały a dochowały się wyrodnych dzieci oraz takich, które dbały wyłącznie o siebie i mimo to były kochane przez swoje dzieci. Gdy tego słuchałam było mi przykro, bo zastanawiałam się, czy jestem wystarczająco dobrą córką, szukałam w sobie winy. Teraz wiem, że moja mama miała trochę cierpiętnicze pojęcie macierzyństwa. Moim zdaniem, kiedy się kocha to nie ma mowy o poświęcaniu się. Owszem, czasami trzeba zrezygnować z różnych rzeczy, ale to naturalne, bo posiadanie dziecka, to wielkie szczęście, które ma swoją cenę, jak wszystko co wartościowe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz