Przysłowie mówi, że nie miała baba kłopotu, to kupiła sobie prosię. Ja też chyba miałam za wygodnie, bo zachciało mi się remontu. Chciałam to mam za swoje. Pokój przypomina pobojowisko a końca nie widać. Samokrytycznie muszę przyznać, że trochę w tym mojej winy, bo zmieniła mi się koncepcja. Musiałam zmienić kolor farby, bo ta, którą kupiłam, okazała się nie taka, jaka miała być. Poza tym trzeba było trochę przerobić gotowe już półki. Nic nie poradzę, że najlepsze pomysły przychodzą mi do głowy ostatnie. Jest jak jest.
Jednak Ślubas nie rozumie i wznosi oczy do nieba, zgrzyta zębami, skarży się kumplom a na mnie patrzy spode łba. Trudno, niech się patrzy, jakoś to zniosę. Za to po remoncie będziemy oboje zadowoleni.
Niech się cieszy, że jestem tylko trochę podobna do mojej cioci Helenki. Ona to dopiero miała fantazję. Pamiętam, jak z wersalki własnoręcznie zrobiła dwa fotele. A łóżko z baldachimem, które się jej znudziło, obiła siatką i zrobiła kurom ekskluzywny kojec. I to nie były jej jedyne nowatorskie pomysły, bo miała duszę artystki i nie widziała przeszkód. Zawodowo zajmowała się kwiaciarstwem, ale układanie bukietów nie wyczerpywało jej potrzeby upiększania wszystkiego wokół. W ogóle, to ciocia Helenka urodziła się trochę za wcześnie i nie pasowała do reguł siermiężnego socjalizmu. Dzisiaj miałaby o wiele większe pole do popisu.
I na tym kończę ten wpis, bo muszę iść udobruchać Ślubasa.
Jestem kobietą, która ma już życia popołudnie, ale starość ignoruję na ile się da. Tytuł bloga odnosi się do tego, że jeżeli popatrzymy na życie jak na górę, to ja już schodzę ze swojej góry, a kto chodził po górach wie, że schodzi się trudniej. Jednak smęcę umiarkowanie, bo wolę się śmiać. A że potrafię się śmiać również z siebie to powodów do śmiechu mi nie brakuje. Na blogu piszę o swoich i nie swoich potyczkach z życiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz