Odwiedziłam koleżankę, z którą znamy się jeszcze ze szkoły. Na wiele lat straciłyśmy kontakt, ponieważ na początku lat dziewięćdziesiątych wyjechała na Śląsk. Kilka miesięcy temu wróciła na stare śmieci, bo po rozwodzie postanowiła zrobić reset i zacząć wszystko od nowa w rodzinnym mieście. Kupiła małe mieszkanie, znalazła zatrudnienie w firmie kuzyna, a teraz przyzwyczaja się do życia singielki i odświeża stare znajomości. Okazało się, że znowu mieszkamy blisko siebie, prawie po sąsiedzku. Kupiłam wino, prezent na nowe mieszkanie i byłam gotowa na babskie pogaduchy. Nie przewidziałam tylko, że koleżanka po dwóch kieliszkach wina całkiem straci humor i spotkanie będzie przypominało stypę. W roli „drogiego zmarłego” wystąpił eksmąż koleżanki, a „nieodżałowaną zmarłą” była miniona młodość, koleżanki i moja.
Po dwóch godzinach miałam dosyć. Owszem młodości mi żal, ale nie do tego stopnia, żeby do końca życia nad nią płakać. A skoro mąż koleżanki był taką świnią, jak opowiadała, to tym bardziej nie zasługiwał na lamenty. Dlatego usiłowałam zmienić temat, ale koleżanka okopała się na pozycjach i wciąż biadoliła nad swoim parszywym losem. Starałam się wykazać empatią, bo rozumiem, że przykrych przeżyć nie da się szybko wymazać z pamięci a człowiek czasami musi się wyżalić, jednak szło mi coraz gorzej. Nic na to nie poradzę, że nie lubię patrzeć, jak ktoś na własne życzenie komplikuje sobie życie. Po co zrywać strupy i patrzeć ile jeszcze wypłynie krwi?
Kiedy wreszcie udało mi się zmusić koleżankę do rozmowy o przyszłości, ta podjęła temat w taki sposób, że szczęka opadła mi na kolana.
- Jak już urządzę mieszkanie, to zajmę się załatwianiem nagrobka – powiedziała.
- Dla rodziców?
- Nie. Rodzicom pomnik postawiliśmy po śmierci ojca. Muszę coś znaleźć dla siebie, najlepiej tu na Lipowej, blisko domu.
- A co z trumną? Będziesz trzymała w domu czy w garażu?
- No coś ty? Po co mi trumna?
- Jak to po co? Jak już się przygotowujesz, to trzeba o wszystkim pomyśleć. Jeżeli cię przeżyję, to o wianek możesz być spokojna, zorganizuję.
- Żartujesz sobie a ja poważnie myślę o przyszłości. Muszę przecież wreszcie o siebie zadbać.
Organizowanie sobie grobu, jako wyraz troski o siebie i swoją przyszłość. Wymiękłam. Koleżanka mnie przeskoczyła, bo ja organizuję sobie pochówek, ale tylko w snach, gdy rozum śpi. Na jawie planuję jak żyć, a nie jakim kamieniem przykryć się na wieki i na którym cmentarzu spocząć. Widocznie nie jestem zapobiegliwa, ale nie zamierzam tego zmieniać. Amen.
Jestem kobietą, która ma już życia popołudnie, ale starość ignoruję na ile się da. Tytuł bloga odnosi się do tego, że jeżeli popatrzymy na życie jak na górę, to ja już schodzę ze swojej góry, a kto chodził po górach wie, że schodzi się trudniej. Jednak smęcę umiarkowanie, bo wolę się śmiać. A że potrafię się śmiać również z siebie to powodów do śmiechu mi nie brakuje. Na blogu piszę o swoich i nie swoich potyczkach z życiem.
Szukaj na tym blogu
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz