Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przeszłość. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przeszłość. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 27 grudnia 2015

Poświąteczny remanent






Święta, święta i po świętach - od jutra wraca szara rzeczywistość i trzeba ją ogarnąć. Ostatnie dni tego roku zamierzam wykorzystać na załatwienie kilku spraw.

Najważniejsza - zamknąć rachunki z bliską mi osobą, bo w każde święta wraca do mnie smutek i żal. Zbyt długo pozwalałam, żeby daleka przeszłość kładła się cieniem na mojej teraźniejszości.

Dawno temu zostałam skrzywdzona, ale nic z tym nie zrobiłam. Zamiast nazwać rzeczy po imieniu, protestować, bronić się, zwinęłam się z bólu i odeszłam. Nie chciałam walczyć i nie chciałam mieć nic wspólnego z kimś kto tak mnie zranił. Ale gorycz zawodu wzięłam ze sobą na lata.

Ostatnio, przez przypadek a może właśnie nie przez przypadek, trafiłam na słowa Fredericka Buechnera, które skłoniły mnie do głębszej refleksji:
Spośród siedmiu grzechów głównych gniew jest tym, który może przynieść Ci najwięcej radości. Lizanie swoich ran, międlenie w ustach krzywd z odległej przeszłości, smakowite mlaskanie na myśl o gorzkich konfrontacjach, które mnie czekają, rozkoszowanie się ostatnim kęsem bólu, który sprawiłem oraz tego, którym się odwzajemniłem - toż to prawdziwa królewska uczta. Jedyny minus jest taki, że podczas tej uczty pożerasz samego siebie. Obgryziony szkielet, który zostanie po tym obżarstwie, to Twój szkielet.

Skorzystam z nauki, bo już najwyższy czas darować sobie ten żal i  zostawić za sobą ten bolesny epizod. Co było minęło.


obrazek złowiony w sieci

środa, 15 czerwca 2011

Wizyta u koleżanki, która zamierza o siebie zadbać

Odwiedziłam koleżankę, z którą znamy się jeszcze ze szkoły. Na wiele lat straciłyśmy kontakt, ponieważ na początku lat dziewięćdziesiątych wyjechała na Śląsk. Kilka miesięcy temu wróciła na stare śmieci, bo po rozwodzie postanowiła zrobić reset i zacząć wszystko od nowa w rodzinnym mieście. Kupiła małe mieszkanie, znalazła zatrudnienie w firmie kuzyna, a teraz przyzwyczaja się do życia singielki i odświeża stare znajomości. Okazało się, że znowu mieszkamy blisko siebie, prawie po sąsiedzku. Kupiłam wino, prezent na nowe mieszkanie i byłam gotowa na babskie pogaduchy. Nie przewidziałam tylko, że koleżanka po dwóch kieliszkach wina całkiem straci humor i spotkanie będzie przypominało stypę. W roli „drogiego zmarłego” wystąpił eksmąż koleżanki, a „nieodżałowaną zmarłą” była miniona młodość, koleżanki i moja.

Po dwóch godzinach miałam dosyć. Owszem młodości mi żal, ale nie do tego stopnia, żeby do końca życia nad nią płakać. A skoro mąż koleżanki był taką świnią, jak opowiadała, to tym bardziej nie zasługiwał na lamenty. Dlatego usiłowałam zmienić temat, ale koleżanka okopała się na pozycjach i wciąż biadoliła nad swoim parszywym losem. Starałam się wykazać empatią, bo rozumiem, że przykrych przeżyć nie da się szybko wymazać z pamięci a człowiek czasami musi się wyżalić, jednak szło mi coraz gorzej. Nic na to nie poradzę, że nie lubię patrzeć, jak ktoś na własne życzenie komplikuje sobie życie. Po co zrywać strupy i patrzeć ile jeszcze wypłynie krwi?

Kiedy wreszcie udało mi się zmusić koleżankę do rozmowy o przyszłości, ta podjęła temat w taki sposób, że szczęka opadła mi na kolana.
- Jak już urządzę mieszkanie, to zajmę się załatwianiem nagrobka – powiedziała.
- Dla rodziców?
- Nie. Rodzicom pomnik postawiliśmy po śmierci ojca. Muszę coś znaleźć dla siebie, najlepiej tu na Lipowej, blisko domu.
- A co z trumną? Będziesz trzymała w domu czy w garażu?
- No coś ty? Po co mi trumna?
- Jak to po co? Jak już się przygotowujesz, to trzeba o wszystkim pomyśleć. Jeżeli cię przeżyję, to o wianek możesz być spokojna, zorganizuję.
- Żartujesz sobie a ja poważnie myślę o przyszłości. Muszę przecież wreszcie o siebie zadbać.

Organizowanie sobie grobu, jako wyraz troski o siebie i swoją przyszłość. Wymiękłam. Koleżanka mnie przeskoczyła, bo ja organizuję sobie pochówek, ale tylko w snach, gdy rozum śpi. Na jawie planuję jak żyć, a nie jakim kamieniem przykryć się na wieki i na którym cmentarzu spocząć. Widocznie nie jestem zapobiegliwa, ale nie zamierzam tego zmieniać. Amen.

czwartek, 14 kwietnia 2011

Korzystam z doświadczeń, ale życie buduję na nadziei i bliskości z ludźmi

Lubię być z ludźmi i trudno mi wyobrazić sobie samotne życie, ale był taki czas kiedy się odseparowałam. Nie było mnie stać na nic innego, bo życie wywróciło mi się do góry nogami. Choroba, utrata pracy, utrata bliskich a wszystko to w dość krótkim czasie. Czułam się jak na ruchomych piaskach, więc kiedy znieruchomiałam, to przynajmniej wolniej się zapadałam. Poza tym, jeżeli zawiodą najbliżsi, to trudno oczekiwać czegoś dobrego od tych, do których było nam dalej.

Nie nadawałam się do niczego, więc też niczego nie chciałam od innych. Zamknęłam się w sobie i trawiłam poczucie bezsilności i krzywdy. Miałam pretensje do losu, do siebie i bardzo chciałam, żeby czas się cofnął. Niestety, życzeniowe myślenie nie ma siły sprawczej, więc czas się nie cofnął, biegł dalej i tylko ja tkwiłam w przeszłości. Z głową zwróconą do tyłu przeżywałam ponownie wszystkie żale i zdrapywałam strupy z gojących się ran. Bo co by nie mówić, to jednak czas bywa czasami naszym sprzymierzeńcem i zasnuwa cierpienia mgłą niepamięci. Jednak nawet czas nie ma z nami szans, gdy się uprzemy żyć bolesną przeszłością.

Bywam głupio uparta, ale nie do tego stopnia, żeby całkiem odrzucać racjonalne myślenie. W końcu pogodziłam się z tym co mnie spotkało i powoli zaczęłam układać się z życiem. Przełknęłam gorzką pigułę rozczarowania i byłam gotowa konfrontować się z rzeczywistością.

Nie było lekko i przyjemnie, ale byłam już na tyle dojrzała żeby wiedzieć, że najgorzej mają ci, którzy za wszelką cenę chcą mieć zawsze wygodne życie. Tak się nie da. Trzeba zaakceptować, że życie czasem boli. Akceptacja nie jest równoznaczna z poddaniem się, to raczej świadome przyjęcie tego co niesie życie i podjęcie racjonalnego działania w ramach posiadanych możliwości, bez nierealnych oczekiwań.

Bez względu na to co nas spotkało zawsze mamy wybór, jak wykorzystamy życiowe doświadczenia. Czy wyciągniemy wnioski i pójdziemy dalej czy zawiesimy się, jak przeładowany komputer, na tym co się w nas zapisało i z czym nic już nie możemy zrobić.

Ja pogodziłam się ze swoim życiem i teraz staram się żyć najlepiej jak umiem. Jak pisała Safona: „Wiem, że moje ręce nie dotkną nieba. Nie wszystko w życiu można zdobyć. Trzeba raczej wybierać.” Wybrałam życie, tu i teraz. Wróciłam do ludzi, bo byli i są dla mnie ważni. Korzystam z doświadczenia, ale życie buduję na nadziei i bliskości z ludźmi.

Jest taka modlitwa o pogodę ducha, w której jest dobry przepis na życie.
* * *
Użycz mi pogody ducha,
abym godził się z tym,
czego nie mogę zmienić.
Odwagi, abym zmieniał to,
co mogę zmienić.
I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.
Pozwól mi co dzień
Żyć tylko jednym dniem
i czerpać radość z chwili, która trwa;
i w trudnych doświadczeniach losu ujrzeć
drogę wiodącą do spokoju;
i przyjąć – jak Ty to uczyniłeś
- ten grzeszny świat takim,
Jakim on naprawdę jest,
a nie takim jak ja chciałbym go widzieć;
i ufać, że jeśli posłusznie poddam się Twojej woli,
to wszystko będzie jak należy.
Tak bym w tym życiu osiągnął umiarkowane szczęście,
a w życiu przyszłym, u twego boku, na wieki posiadł
szczęśliwość nieskończoną.

wtorek, 12 kwietnia 2011

Wspomnienia, jak stare fotografie

Przeglądałam dziś stare fotografie, na których czas zatrzymał się kilkadziesiąt lat temu. Moi rodzice na ślubnym portrecie, ja w szkolnym fartuszku, moje rodzeństwo siedzące z babką przed domem, którego już dawno nie ma, ławka pod orzechem, na której siedziałam czytając książki. Każde zdjęcie to kropelka nostalgii, która rozlewa się po sercu budząc łagodny smutek. W moich wspomnieniach wszystko jest takie żywe, obecne, a przecież bezpowrotnie minione. Nawet gdyby jeszcze była ta ławka pod orzechem i mogłabym na niej usiąść, to nie byłoby już tak samo, bo ja taka jak wtedy jestem już tylko wspomnieniem. Tamte dni są jak zapach floksów i piwonii rosnących w ogrodzie za domem, kiedy zamykam oczy wciąż go czuję, ale nie mogę go przywrócić, rozpłynął się z wiatrem, który wtedy niósł go do moich nozdrzy.

Niedaleko mojego rodzinnego domu był park, po którym często spacerowałam. Moją uwagę zwrócił pewien starszy pan, który od wczesnej wiosny do późnej jesieni, siadał zawsze na tej samej ławce i nieobecnym wzrokiem patrzył przed siebie. Tkwił tak nieruchomo przez kilka godzin zatopiony w myślach. Zastanawiałam się wtedy, jak może tak długo bezczynnie siedzieć. Bardzo mnie to dziwiło, bo nie miałam pojęcia, że w myślach można podróżować przez całe swoje życie. Teraz wydaje mi się, że wiem, dlaczego starzy ludzie wciąż wspominają minione lata. W ten sposób szukają wytchnienia przed teraźniejszością i utrwalają swoje życie, które wraz z nimi przeminie.

Pewnej jesieni starszy pan przestał przychodzić do parku. Zastanawiałam się z jakiego powodu już nie siaduje na swojej ławce. Któregoś dnia, idąc ze szkoły, zobaczyłam klepsydrę przyklejoną na drzwiach kamienicy tuż obok parku. Przeczytałam imię, nazwisko, wiek i byłam pewna że klepsydra dotyczy starszego pana. Zawróciłam i poszłam do parku, żeby upewnić się, że ławka jest pusta. Do dziś nie wiem dlaczego odczułam taką potrzebę, skąd wzięła się moja pewność, że chodzi o starszego pana. Ławka nie była pusta – leżało na niej dużo zeschłych liści opadłych z klonu pod którym stała. Starszego pana już nigdy nie widziałam.

piątek, 21 stycznia 2011

Dzień Babci, Dzień Dziadka...

Jutro Dzień Babci, pojutrze Dzień Dziadka. Mnie te święta nie dotyczą. Babcią dopiero będę a moi Dziadkowie od dawna są w lepszym świecie. Nawet moja córka nie ma już z kim świętować. Jednak, tym, co się nie zmienia, jest nasza pamięć o tych, którzy kiedyś z nami byli. Obecni we wspomnieniach wciąż uczestniczą w naszym życiu. Kiedy kalendarz przypomina nam o ich święcie wracamy do nich, przynajmniej myślą.

Tak się składa, że kiedy ja byłam młoda takiego święta nie było. Babcie i dziadków szanowało się, z zasady, bo tak uczyli rodzice. Swoich dziadków nie znałam zbyt dobrze, bo jeden umarł kilkanaście lat przed moimi narodzinami a drugi, gdy miałam siedem lat. Najwięcej o nich wiem z opowiadań rodziców. Tylko moje babcie dożyły sędziwych lat, więc miałam okazję dobrze je poznać.

Moją ulubioną babcią, była babcia Antonina, mama mojego taty. Była łagodna i piękna. Wychowała sześcioro swoich dzieci i córkę średniego syna. Dla wszystkich wnuków była jednakowo serdeczna. Z dziadkiem Michałem, do końca życia byli sobie bardzo bliscy. W mojej pamięci są ludźmi, których mogę lubić, szanować a nawet podziwiać.

Babcia Józefa, moja druga babcia, nie była przeze mnie lubiana. Miałam jej za złe, że jest złośliwa, ciągle się czepia i strasznie dokucza mojej mamie. Wtedy nie wiedziano co to Alzheimer, więc uważałam że babcia jest po prostu złośliwą staruchą. Chociaż moja mama mówiła, że babcia jest szorstka, bo miała ciężkie życie, w którym nie było radości tylko ciężka praca, Trudno mi było przekonać się do babci Józefy. Za to dziadka Władysława od razu obdarzyłam sympatią. W opowiadaniach mamy był dobrym, serdecznym człowiekiem, który zbyt ciężko pracował i zmarł na gruźlicę.

Myśląc o moich dziadkach, często się zastanawiam, co po nich odziedziczyłam w genach, czego nauczyłam się na przykładzie ich życia, w czym jestem do nich podobna. Chińskie przysłowie mówi: „Przeszłość, jeśli jej nie zapomnisz, stanie się drogowskazem w przyszłości.” Kiedy moi dziadkowie szli po swoich życiowych drogach zapisywali jednocześnie kod, który dostałam w spadku wraz z genami rodziców. A słuchając opowieści o życiu dziadków, nauczyłam się odbierać świat według określonych wzorców. To kim jestem, zawdzięczam też, w pewnej mierze, moim dziadkom.

Po nie lubianej babci Józefie odziedziczyłam zaradność i umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach. W spadku po dziadku Michale mam wstręt do mazgajenia się i dystans do siebie. Babcia Antonina i dziadek Władysław przekazali mi pewien rodzaj uległości, dzięki któremu, nie zapierając się siebie, potrafię dogadywać się z ludźmi. To tylko kilka podobieństw, które wiążą mnie z moim dziadkami. Za wszystko jestem wdzięczna, ale teraz mogę dać moim dziadkom tylko serdeczną pamięć.