Jestem kobietą, która ma już życia popołudnie, ale starość ignoruję na ile się da. Tytuł bloga odnosi się do tego, że jeżeli popatrzymy na życie jak na górę, to ja już schodzę ze swojej góry, a kto chodził po górach wie, że schodzi się trudniej. Jednak smęcę umiarkowanie, bo wolę się śmiać. A że potrafię się śmiać również z siebie to powodów do śmiechu mi nie brakuje. Na blogu piszę o swoich i nie swoich potyczkach z życiem.
Szukaj na tym blogu
poniedziałek, 22 sierpnia 2011
Dieta? To nie moja specjalność
Dobiega końca sierpniowa niedziela, leżę sobie pod kocykiem, popijam mocną herbatę i odpoczywam. Dzisiejszy dzień był bardzo przyjemny, ale czuję go w kościach, bo przed południem obściskiwałam Niutka a po obiedzie ślubny wyciągnął mnie na spacer. Poszliśmy piechotą na Starówkę a że ślubny jest jak zły duch, to zawlókł mnie na deser do Akwareli, gdzie zgrzeszyłam naleśnikami w sosie pomarańczowym ze świeżymi owocami. A miałam uważać na dietę. Gdy już mieliśmy iść do domu napatoczyli się znajomi, więc zostaliśmy. Skutek był taki, że poszłam w obżarstwo - zjadłam pyszne placki ziemniaczane w sosie z zielonego pieprzu i podlałam to piwem. Fajna dieta, nie ma co. W życiu się nie odchudzałam, więc nie mam wprawy a ubrania coraz ciaśniejsze. Muszę zacząć się pilnować, bo nie mam kasy na zmianę garderoby a jak tak dalej pójdzie to całkiem przestanę mieścić się w ciuchy. Nie spodziewałam się, że kiedyś będę się odchudzać, ale wielu innych rzeczy też się nie spodziewałam a teraz mnie dotyczą. Nie ma co labidzić. Od jutra spróbuję ograniczyć dogadzanie sobie a teraz skubnę jeszcze kawałek placka ze śliwkami. Raz się żyje... raz się tyje.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz