Jakiś czas temu trafiłam na bloga
Joanny, mocarnej dziewczyny w ciele elfa. Była piękną kobietą i miała piękne wnętrze.
Staram się unikać
smutnych i tragicznych historii, bo dość mam własnych problemów,
więc zapaliła mi się czerwona lampka – ewakuuj się stąd. A
jednak, gdy przeczytałam pierwsze słowa nie mogłam zmienić
strony. Okazało się bowiem, że blog Joanny wciągnął mnie niczym
wir trąby powietrznej. Było w nim wszystko, wielka miłość,
piękne chociaż bardzo trudne życie, ogromne cierpienie i śmierć.
W takiej właśnie kolejności. Szybko dotarłam do informacji, że
autorka bloga zmarła, przegrywając walkę z chorobą.
Myśląc o życiu (jakie było dane Joannie), przypominam sobie słowa Miłosza. Często je sobie powtarzam, szczególnie wtedy gdy los nie chce być dla mnie łaskawy: "Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna." Kilka razy w życiu dochodziłam do tej granicy i wiem jak bardzo prawdziwe są zacytowane słowa. W swoich zmaganiach z losem, podobnie jak Joanna, nauczyłam się uważnie patrzeć na to co niesie mi życie, doceniać każdą chwilę, pracowicie wyłuskiwać radości, szukać we wszystkim blasku i, na tyle na ile się da, nie skupiać się na jego ciemnych stronach. Wewnętrzna zgoda na to, że z życia nie można całkowicie wyeliminować cierpienia, pozwala łatwiej przez cierpienie przejść. Joanna miała w sobie tę zgodę, więc nie pytała, dlaczego akurat ją dotknęła choroba.
Myśląc o życiu (jakie było dane Joannie), przypominam sobie słowa Miłosza. Często je sobie powtarzam, szczególnie wtedy gdy los nie chce być dla mnie łaskawy: "Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna." Kilka razy w życiu dochodziłam do tej granicy i wiem jak bardzo prawdziwe są zacytowane słowa. W swoich zmaganiach z losem, podobnie jak Joanna, nauczyłam się uważnie patrzeć na to co niesie mi życie, doceniać każdą chwilę, pracowicie wyłuskiwać radości, szukać we wszystkim blasku i, na tyle na ile się da, nie skupiać się na jego ciemnych stronach. Wewnętrzna zgoda na to, że z życia nie można całkowicie wyeliminować cierpienia, pozwala łatwiej przez cierpienie przejść. Joanna miała w sobie tę zgodę, więc nie pytała, dlaczego akurat ją dotknęła choroba.
Po latach heroicznych zmagań Joanna przegrała walkę o życie. Ale śmierć dosięgła Ją tylko w fizycznym aspekcie życia, bo Joanna wciąż jest obecna w tym, co tu i teraz. Żyje w synku, Janku zwanym przez nią Giancarlem, niech mu Bóg błogosławi i prostuje ścieżki, skoro jego mama musiała stąd odejść. Wciąż jest obecna w życiu Piotra-Niemęża. Ma swoje miejsce pamięci tych, którzy się z Nią zetknęli, a odcisnęła swój znak na wielu. Była na ziemi przez chwilę, ale wiele po sobie zostawiła. I właśnie ta scheda zapewni jej miejsce wśród żywych. Jak inni czytelnicy Jej bloga dostałam bardzo cenną naukę i cały ogrom wzruszeń. Czytając bloga, uśmiechałam się i płakałam. Dziękuję Ci Joanno.
Mąż Joanny założył
fundację, która ma być nadzieją dla cierpiących i chorych,
uwalniając ich od bólu. Trzeba tylko dać tej pięknej idei szansę.
Jest okazja wspomóc fundację oddając 1% naszego podatku. To nie
jest dużo. Powiem więcej, to jest zbyt mało, ale od czegoś trzeba
zacząć. Do pieniędzy trzeba dołożyć propagowanie fundacji i jej
przesłania.
Jan Paweł II powiedział: „Człowiek
jest wielki nie przez to, co ma, nie przez to, kim jest, lecz przez
to, czym dzieli się z innymi.” Każdy może być wielki otwierając
swoje serce dla innego człowieka. Dlatego proszę czytających te
słowa, bądźcie wielcy i pomóżcie rozpropagować informacje o
fundacji. Joanna Sałyga już swoje zrobiła, pomagała gdy żyła a teraz pomaga z za grobu. Dochód uzyskany ze
sprzedaży książki, będącej papierową wersją bloga, zasili
konto Fundacji Chustka. Teraz czas na nas, przekażcie wiadomość
dalej, niech dotrze do jak największej liczby ludzi. Nie ociągajcie
się z pomocą, żebyście nie zostali sami, kiedy będziecie
potrzebować pomocy.