Szukaj na tym blogu

niedziela, 11 stycznia 2015

Wracam do żywych


 



















Za oknem wiatr goni ołowiane chmury, bezlistne czarne drzewa budzą skowyt duszy, ale nic to, zbieram się do kupy i wracam do żywych. Wirus odpuścił, więc najwyższa pora, żeby wziąć się za bary z życiem i pozałatwiać odwieszone na kołek zaległe sprawy. Cóż, nadchodzący tydzień nie będzie raczej łatwy, ale jakoś sobie poradzę. Najbardziej ciąży mi to, że będę sama, bo Ślubny idzie w poniedziałek do szpitala. Jednak o szarej codzienności pomyślę jutro. Na razie jest niedziela, więc będę świętować, bez fajerwerków, ale rodzinnie i w domowym ciepełku. Po południu wpadnie na pogaduchy Emi, moja krewniaczka z wyboru, więc będzie jeszcze przyjemniej. Czeka mnie miły dzień w moim własnym niebie i mam zamiar się nim cieszyć. Tego samego życzę wszystkim czytającym te słowa, bez wyjątków.



obrazki złowione w sieci

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz