Bądź
współczujący, życzliwy,
wspaniałomyślny a zaznasz szczęścia.
Do takiego wniosku doszedł amerykański psycholog Richard
Davidson, zainspirowany życiem XIV Dalajlamy, propagującego
najdalej rozumianą empatię i życzliwość w stosunku do
otaczającego nas świata.
Z
badań wynikało, że buddyjscy mnisi zaproszeni
do eksperymentu,
którzy podczas medytacji praktykowali nieograniczone współczucie
wobec innych osób, odczuwali
niezakłócone niczym szczęście i radość.
I
pięknie i bardzo optymistycznie, ale jak to zastosować wobec osób,
które działają nam na zęby? Jak współczuć bez fałszywego
altruistycznego zadęcia komuś kto zachowuje się jak szkodnik?
No,
łatwe to nie jest. Ale przecież nie chodzi o to
żeby było łatwo
tylko żeby odczuwać szczęście, niezależne od tego co nas spotyka, więc chyba
warto się wysilić.
Tak
mi przyszło do głowy, że ja w ramach ćwiczenia życzliwości i
współczucia powinnam zacząć praktykować nieograniczone
współczucie wobec pisowskich elit. Łżą biedaczki aż dym leci,
ale skręcają
się przy tym, że aż żal patrzeć. Takie robienie z
siebie głupka, żeby nie odpowiadać na niewygodne pytania, też
przyjemne nie jest. A oni muszą, bo inaczej podpadną prezesowi.
Czasami tylko przegrzany mózg dopuści freudowską pomyłkę, jak
ta, która przydarzyła się prokuratorowi Piotrowiczowi,
gdy zakrzykując w sejmie opozycję zawołał: zawłaszczyliśmy
sejm, ale Trybunału nie oddamy. Ale ulga była krótka, bo za chwilę
sprostował: oczywiście wy
zawłaszczyliście
Trybunał.
No
to idę praktykować, w końcu szczęście jest warte zachodu. Tylko
muszę jeszcze odłączyć się od wszelkich wiadomości, bo w
przeciwnym wypadku będzie to
mission
impossible.
obrazek znaleziony w sieci
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz