Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą życzliwość. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą życzliwość. Pokaż wszystkie posty

środa, 25 sierpnia 2021

Niewiele potrafi zmienić wiele

Dzielenie się dobrym słowem i uśmiechem, który udowadnia, że czyjś widok nas cieszy albo że jesteśmy za coś wdzięczni, niewiele kosztuje. Nie trzeba do tego specjalnych okazji, można to praktykować na co dzień. To co stoi na przeszkodzie, że znakomita większość Polaków tego nie praktykuje? Nie wiem i nie rozumiem tego.

czwartek, 17 grudnia 2015

Jak pomóc szczęściu




Bądź współczujący,  życzliwy,
wspaniałomyślny a zaznasz szczęścia. 

Do takiego wniosku doszedł amerykański psycholog Richard Davidson, zainspirowany życiem XIV Dalajlamy, propagującego najdalej rozumianą empatię i życzliwość w stosunku do otaczającego nas świata.

Z badań wynikało, że buddyjscy mnisi zaproszeni do eksperymentu, którzy podczas medytacji praktykowali nieograniczone współczucie wobec innych osób, odczuwali niezakłócone niczym szczęście i radość.

I pięknie i bardzo optymistycznie, ale jak to zastosować wobec osób, które działają nam na zęby? Jak współczuć bez fałszywego altruistycznego zadęcia komuś kto zachowuje się jak szkodnik? 
 
No, łatwe to nie jest. Ale przecież nie chodzi o to żeby było łatwo tylko żeby odczuwać szczęście, niezależne od tego co nas spotyka, więc chyba warto się wysilić.
 
Tak mi przyszło do głowy, że ja w ramach ćwiczenia życzliwości i współczucia powinnam zacząć praktykować nieograniczone współczucie wobec pisowskich elit. Łżą biedaczki aż dym leci, ale skręcają się przy tym, że aż żal patrzeć. Takie robienie z siebie głupka, żeby nie odpowiadać na niewygodne pytania, też przyjemne nie jest. A oni muszą, bo inaczej podpadną prezesowi. Czasami tylko przegrzany mózg dopuści freudowską pomyłkę, jak ta, która przydarzyła się prokuratorowi Piotrowiczowi, gdy zakrzykując w sejmie opozycję zawołał: zawłaszczyliśmy sejm, ale Trybunału nie oddamy. Ale ulga była krótka, bo za chwilę sprostował: oczywiście wy zawłaszczyliście Trybunał.

No to idę praktykować, w końcu szczęście jest warte zachodu. Tylko muszę jeszcze odłączyć się od wszelkich wiadomości, bo w przeciwnym wypadku będzie to mission impossible.


obrazek znaleziony w sieci

sobota, 1 października 2011

Nie chcę już być ścianą płaczu

Od rana wisiałam na telefonie, bo moje znajome odczuły nieodpartą potrzebę wygadania się. Suma summarum spędziłam kilka godzin przypięta do słuchawki. Lubię moje koleżanki i lubię pogadać, ale mam coraz mniejszą odporność na cudze kłopoty, zwłaszcza te, w których nie mogę nic pomóc, więc czuję się przymulona.

Każdy musi czasem się wygadać, ponarzekać, rozczulić się nad swoim trudnym losem, ale dobrze jest zachować umiar i nie eksploatować nadmiernie życzliwości osób drugich. Jeżeli ciągle traktujemy swoich znajomych, jak ścianę płaczu, to w końcu zaczną nas unikać, bo każdy ma jakąś granicę absorbowania cudzych smutków, rozczarowań i żalów. Przyznam, że, mimo najszczerszych chęci, ja mam coraz mniej cierpliwości do celebrowania cudzych problemów. Problemy trzeba rozwiązywać, bo samo narzekanie nie zmieni sytuacji na lepszą. Owszem można się czasami poużalać nad sobą, sama to robię, ale trzeba wiedzieć, kiedy przestać. Dlatego, jak ktoś chce całe życie jęczeć to nie w moim towarzystwie. Moje pokłady empatii już się wyczerpały i teraz wystarcza mi jej tylko dla tych, którzy starają się sobie pomóc, ale życie ich przerasta.

W dalszym ciągu dobrze życzę wszystkim i kieruję w ich stronę dobre myśli, ale nie mam zamiaru międlić w kółko cudzych kłopotów i niezadowoleń. Myśl niesie za sobą energię a tylko dobra energia pomaga, więc pielęgnuję tylko te myśli, które ją niosą. Oczywiście rzeczy metafizycznych nie da się udowodnić, zmierzyć fizycznymi miarami, ale jestem przekonana, że można pomóc sobie i innym kierując do nich dobrą energię, zamiast grzęznąć z nimi w bagnie niezadowolenia.

Dobrą energię można kierować m.in. poprzez modlitwę, w końcu modlitwa to też myśl, tyle, że kierowana do Boga. Pośrednio zyskałam dowód na to, że to działa. Ania, moja znajoma, jest bardzo uduchowioną i głęboko wierzącą osobą, która chętnie pochyla się nad każdym, kto potrzebuje pomocy. Ta właśnie Ania pracowała z dziewczyną, która miała bardzo poważne kłopoty osobiste. Ania, wiedząc, że w żaden inny sposób nie jest w stanie pomóc koleżance postanowiła się za nią modlić. Tu muszę dodać, że Ania nie informowała koleżanki o swoich zamiarach ani też nie namawiała jej do modlitwy, bo wiedziała, że dziewczyna deklaruje się jako osoba niewierząca a ona nie należy do ludzi obnoszących się ze swoją wiarą. Ania zaczęła odmawiać nowennę do Matki Bożej w intencji koleżanki. Ostatni dzień nowenny wypadał w sobotę. I wtedy wydarzyło się coś dziwnego. Przed południem do domu Ani zadzwoniła koleżanka z pracy.
- Pani Aniu- powiedziała- czy u pani wszystko w porządku?
- Tak. A o co chodzi?
- Miałam bardzo dziwny sen. Śniło mi się, że byłam u pani w domu, pani siedziała w kuchni i modliła się pani, a za pani plecami stała Matka Boska. Wie pani, ja jestem niewierząca, więc ten sen, jakoś mnie przestraszył, bo nigdy w życiu nie miałam takich snów. Przestraszyłam się, że coś pani się stało. I dlatego do pani zadzwoniłam – wyjaśniła dziewczyna.

Wtedy Ania przyznała się, że chcąc jej pomóc modliła się za nią. Obie były jednakowo poruszone. Po pewnym czasie sytuacja życiowa koleżanki odmieniła się na dobre, chociaż na początku wszystko wyglądało beznadziejnie, więc można założyć, że „coś” pomogło. Można wierzyć, można nie wierzyć, ja wierzę. Wychodzę z założenia, że skoro wszystko jest energią, to modlitwa jako dobra energia może być pomocna.

piątek, 16 września 2011

A to się porobiło...

A to się porobiło... Mój ostatni wpis zaniepokoił kilka osób, więc informuję, spokojnie kochani nie planuję umierać a opisana przeze mnie akacja to nie ja. Owszem mam login „akacja”, ale to nie o sobie pisałam.

Rzeczywiście mam poważne kłopoty ze zdrowiem jednak to dla mnie nic nowego, więc mam nadzieję, że jakoś sobie poradzę. Na razie staram się korzystać z życia i odsuwać czarne myśli. Odsuwanie czarnych myśli nie jest prostą czynnością, ale próbować trzeba. Poza tym, przecież każdy człowiek zmaga się z jakimś rodzajem egzystencjalnego lęku, więc nie jestem odosobniona. Wyrażając swoją postawę (w partyjnej nowomowie) mówię tak: Tak więc, stoję na stanowisku, że dopóki nie jest całkiem źle to jest dobrze, towarzysze i towarzyszki. I tego będę się trzymać, jak pijany płotu.

A'propos pijany, nie da się ukryć, że jestem z lekka odurzona, bo żyję w stanie zakochania. Za ten stan odpowiedzialność ponoszą moi bliscy, w szczególności wnuk, ale także serdeczni ludzie i piękna pogoda. Wiele miłych rzeczy przytrafiło mi się w ostatnim czasie, więc jestem pełna wdzięczności i cieszę się bardzo. Już to chyba mówiłam, ale raz jeszcze powtórzę - mam szczęście do ludzi, bo spotykam na mojej drodze wielu życzliwych.

Życzliwość jest sprawą nie do przecenienia a czasami tak niewiele trzeba, żeby ją dać drugiemu człowiekowi, więc nie ma powodu, żeby tego nie zrobić.

Ja się staram, chociaż niektórych łatwiej byłoby udusić aniżeli polubić. Ostatnio praktykowałam na panu z kiosku. Pan jest wiecznie niezadowolony i bez skrępowania manifestuje to swoje niezadowolenie. Na „dzień dobry” nie odpowiada, patrzy niechętnym okiem a zamiast mówić warczy. Przedwczoraj chciałam kupić gazetę z płytką do obrabiania zdjęć, więc odwiedziłam kilka okolicznych kiosków. Niestety gazety z płytką nigdzie nie było. Pomyślałam wtedy o kiosku prowadzonym przez „pana niezadowolonego”, bo tam zagląda najmniej klientów. Weszłam do środka, pożyczyłam panu dobrego dnia i zapytałam o gazetę z bonusem. Sprzedawca, jak zwykle, spojrzał z niechęcią a potem warknał: „Nie ma.” Jednak tego dnia był chyba niezadowolony bardziej niż zwykle, bo na tym nie poprzestał. Patrząc na mnie z pretensją dowarczał ciąg dalszy: „Pogłupieli ci ludzie, ciągle im mało, gratisów im się zachciewa. Zawracanie dupy." Wygłosiwszy tę cenną uwagę, puścił głośno powietrze przez nos i jeszcze raz spojrzał na mnie z jawną wrogością. Nie pozostało mi nic innego, jak szybko wyjść, zanim jad ze sprzedawcy przelezie na mnie.

A, w czym zamanifestowała się ta deklarowana przeze mnie życzliwość? No choćby w tym, że nie dołączyłam do pana i nie powiedziałam mu, że swoją miną i zachowaniem może odstraszać komary, jest wstrętnym tetrykiem, który całkiem niepotrzebnie siedzi w tym kiosku, bo każdy kto może omija go z daleka. Nie powiedziałam tego wszystkiego a mogłam. Niby niewiele a zawsze coś.

czwartek, 4 sierpnia 2011

Przyjemnie popatrzeć.......jak się postarzała

K. Sienkiewicz i B. Wrzesińska mają w swoim repertuarze taki skecz. Rozmawiają dwie koleżanki.
-Wiesz kochana, widziałam wczoraj na mieście Kryśkę.
- I co? Rozmawiałaś z nią?
- Nie. Ale aż przyjemnie było popatrzeć jak się postarzała.

Wredne nie. No wredne, ale też tak mam, bo wczoraj byłam z córką na zakupach i spotkałam znajomego babona. Babon wlepił we mnie oczęta i obdarzył mnie szyderczym uśmiechem takim od ucha do ucha. Nie wiem, co babona tak ucieszyło - mój widok czy to, jak mierząc spodnie, walczyłam z własnymi nogami. Tak czy inaczej babon uradowany był bardzo i dobitnie to okazywał, żebym, broń Boże, nie przeoczyła jego reakcji. Mnie spotkania z babonem aż tak nie uszczęśliwiają, ale nie będę narzekać - też miałam radochę.

Kiedy babon tak się do mnie szczerzył, miałam okazję obejrzeć go w całej okazałości i stwierdziłam z mściwą satysfakcją, że wygląda coraz gorzej. Próbując ukryć upływ czasu, sama się oszpeca zbyt mocnym makijażem i wyczesanym na głowie hełmofonem. No i jeszcze to ubranie we wszystkich rodzajach niebieskości naraz, łącznie z tandetnymi koralikami. Trzeba jej przyznać, bardzo się postarała, żeby wyglądać jak amerykańska pensjonariuszka domu spokojnej starości, a ma przecież dopiero 54 lata, może nawet niecałe.

Nie będę hipokrytką i nie powiem, że mi jej żal, ale coś w rodzaju współczucia poczułam. Czas mija nieubłaganie, niestety. Jeszcze nie tak dawno obie byłyśmy młodymi kobietami a teraz powoli schodzimy ze sceny. Na to, jak czas obejdzie się z naszym ciałem wpływ mamy ograniczony, ale to nie zmarszczki i zdeformowana figura są największym problemem babona. Urodę odbiera jej to, że coraz bardziej widać po niej charakter. Lata nadęcia zostawiły na jej twarzy stempel, którego nie przykryje żaden fluid.

Nie wiem kto to powiedział, że na to, jak wyglądamy na starość, pracujemy przez całe życie, ale w 100% miał rację. Nasze zmarszczki są mapą naszych emocji, dlatego do kremu na twarz trzeba koniecznie dołożyć trochę życzliwości i uśmiechu. Nie wiem, skąd miałabym wziąć życzliwość dla babona, ale jeszcze to sobie przemyślę i się postaram, bo bardzo nie chciałabym być do niej podobna.

niedziela, 20 lutego 2011

Ludzie i ludziska

Sobota, więc minął kolejny tydzień. U mnie znowu powtórka z rozrywki, rano z trudem udało mi się usiąść na łóżku. Na szczęście w dyżurnej przychodni trafiłam na ludzi, którzy wiedzą co to bezinteresowna życzliwość i dobra praca. Przez telefon załatwiłam potrzebne recepty i skierowanie na zastrzyki w domu pacjenta. Jestem ogromnie wdzięczna, bo wcale nie musiało tak być. Mogłam być potraktowana tak, jak pacjentka, której historię opisałam jednym z poprzednich postów.

Do czego nie mam szczęścia to nie mam, ale do dobrych ludzi szczęście mam. Wielu ich spotkałam w swoim życiu. I wcale nie jest tak, że ci dobrzy zawsze wyglądają na dobrych. Czasami są szorstcy, czasami bardzo wymagający a nawet krytyczni, ale najistotniejsze, że mają serce a nie tylko mięsień. Kiedy spotykam takich ludzi od razu lżej mi się oddycha, życie nabiera urody, przybywa nadziei.

W swoim życiu spotkałam też takie ludzkie egzemplarze, którym najwięcej zadowolenia przynosiło obrzydzanie życia innym. W młodości się ich bałam i schodziłam im z drogi. Teraz też ich omijam, ale robię to z innego powodu. Unikam ich nie dlatego, że czuję się słabsza, wiem że potrafię się bronić, ale wolę ich ignorować, bo to wygodniejsze i zdrowsze.

Tyle, że to nie jest takie łatwe, bo niektórych trudno ominąć. Poza tym, często korci mnie, żeby odpłacić pięknym za nadobne. Nie jest to trudne, bo mam cięty jęzor a że jestem zodiakalną lwicą, to potrafię pokazać pazury. Jedną taką, która przez 20 lat sądziła, że jestem za głupia, żeby się jej postawić, tak wyprowadziłam z błędu, że teraz żyć beze mnie nie może. A przecież powiedziałam tylko, co o niej myślałam przez te wszystkie lata. To nie moja wina, że taka z niej kołtunka.

Stanowczo wygodniej jest omijać śmieci a szukać tego co wartościowe. Mam koleżankę, która stanowi niedościgły dla mnie wzór. Ania nigdy nie mówi źle o innych. I to wcale nie jest udawane. Staram się brać z niej przykład – mówić dobrze, albo wcale. Jednak samokrytycznie muszę stwierdzić, że wychodzi różnie i trochę się staczam z wytyczonej drogi. Ot tak , jak w wierszu Jonasza Kofty.

***
Staczać się trzeba powoli

Kiedy codzienność zmęczy ci oczy
A skrzydeł nie masz, by odfrunąć
Narasta w tobie chęć, by się stoczyć
Wypoczynkowo obsunąć
Nie ma powodu się niepokoić
Gdy sens tej zasady uchwycicie
Staczać się trzeba powoli
Żeby starczyło na całe życie

Być wzorem dla samego siebie
Modelem opiewanym w pieśniach
Bardzo chwalebne, ale sam nie wiesz
Kiedy sam siebie zaczniesz przedrzeźniać
Życie to nie jest jeszcze życiorys
Życie powstaje w brudnopisie
Tylko staczać się trzeba powoli
Żeby starczyło na całe życie

Kiedy już wlazłeś pod górę
Nerwy ci drgają napiętą struną
Czas spuścić z tonu, trochę się stoczyć
Wypoczynkowo obsunąć
Pora balladkę w morał ustroić
Więc - chociaż bywa rozmaicie
Staczać się trzeba powoli
Żeby starczyło na całe życie