Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą natura. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą natura. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 13 czerwca 2022

Zielono mi - kwiatki i rodzinne anegdoty

Widok z okna na mój kawałek świata

Na świecie dużo się dzieje, ale niestety nic dobrego. Dlatego, na ile mogę, ignoruję apokaliptyczne wiadomości. Uciekam w swój mały i bardzo osobisty kawałek świata. Zajmuję się tym na co mam bezpośredni wpływ i próbuję najlepiej przeżyć czas, który mi został. Nie jestem obojętna. Jestem bezsilna wobec ogromu zła zalewającego świat, więc ratuję trochę normalności wśród najbliższych mi ludzi. Staram się dawać innym to, co sama chciałabym dostać: życzliwość, uśmiech, pomoc, zrozumienie. To wszystko co dziś  mogę zrobić, na tyle mnie stać. Pewnie zauważyłyście, że moje wpisy dotyczą głównie mnie i moich bliskich, że coraz rzadziej poruszam trudne tematy, że unikam polityki. Robię tak, bo chcę gromadzić energię potrzebną do życia zamiast spalać się analizując nieludzkie poczynania polityków, którzy prowadzą świat ku zagładzie. Czy komuś moje wynurzenia są do czegokolwiek potrzebne? Nie wiem. Myślę, sądząc po sobie, że mogą się przydać. Mnie odnajdywanie kawałka siebie w innych ludziach daje poczucie wspólnoty, a dzięki doświadczeniom innych ludzi łatwiej mi zrozumieć też moje. Nie jestem unikatem, wiec może inni też tak mają. Jeżeli moja pisanina do czegoś się przyda to będę zadowolona, że na coś się przydałam. Po tej obszernej dygresji pora zacząć wreszcie pisać na temat podany w tytule posta.

poniedziałek, 20 grudnia 2021

O rany, poseksowały mi się plany, więc zajęłam się seksem


Ostatnia prosta przed świętami, a ja grzeję szanowną na poduszce elektrycznej, bo mój kręgosłup ogłosił strajk okupacyjny. No tak. Zaaferowana świątecznymi przygotowaniami  straciłam na chwile czujność,  sięgnęłam tam, gdzie wzrok nie sięga i mnie wygło. Uprzejmie donoszę, że jakkolwiek by nie zabrzmiało poprzednie zdanie, to do szanownej se nie zaglądałam. Upewniłam się jednak, że nadaję się już tylko do rozrywek, bo co się wezmę za robotę, to zrobię sobie jakieś kuku. Mimo wszystko mam nadzieję, że ból szybko mi przejdzie, bo biorę jakieś cudowne tabletki przeciwzapalne, które podobno nawet umarlaka stawiają do pionu. Tylko mój żołądek dopytuje: "Zgłupiałaś babo?" Jednak jak mus to mus i żołądek musi wytrzymać. Żeby nie wejść w tryb: nieutulona w żalu (broń bożżż nie z tęsknoty za robotą, ale za normalnością) poszłam w rozrywkę.

poniedziałek, 6 września 2021

Na spacerze w plenerze

W kalendarzu jeszcze późne lato, ale pogoda już jesienna. Namówiłam męża na spacer, żebyśmy złapali trochę słońca i nacieszyli oczy kolorami. Jeszcze dominuje zieleń, ale coraz więcej żółci i pomarańczy. Zrobiliśmy sobie zdjęcie i mamy nasze cienie na jesiennym portrecie. 

Aparat uchwycił też słonecznego anioła w czerwono-zielonej sukience. Widzicie go? Ja widzę.

poniedziałek, 25 maja 2020

Wiosna, nie taka jak miała być, ale ciągle wystarczająco dobra

Pięknie kwitnie akacja


















Czekałam na nią z utęsknieniem i wreszcie przyszła, nawet trochę wcześniej niż zapowiadały ją kalendarze. Cudnie zielona, ukwiecona narcyzami, konwaliami, żonkilami, tulipanami, , kolorowymi bratkami. Zasypana płatkami forsycji, magnolii, jabłonek. Rozśpiewana głosami setek ptaków. Pachnąca cudnie wiatrem niosącym zapach ziemi, bzu, akacji, kasztanowców, owocowych drzew i pierwszej skoszonej trawy. WIOSNA, taka jaką kocham.
 
Ale też niespodziewanie i boleśnie inna, bo to pierwsza wiosna z ukoronowanym wirusem. Przyroda bierze wysokie „C”, a tu nie ma jak podziwiać, bo życie przerosło ją o głowę. Ludzie przemykają zamaskowani, przygięci do ziemi strachem o to, jak będzie wyglądało ich życie po epidemii. A to, że nie będzie dobrze, wiadomo już dziś. I jak tu cieszyć się z wiosny, jak namawiać na podziwianie cudów natury? Zestresowany człowiek ma gdzieś kwiatki i ptaszki, gdy życie mu się sypie. Ja jednak namawiam, bo natura leczy nie tylko ciało, ale przede wszystkim duszę. Nasze korzenie są w naturze i natura uczy mądrości, więc tak jak ona mamy siłę, żeby się odradzać. Na świecie dzieje się coraz gorzej, ale „co pan zrobisz, jak nic pan nie zrobisz”. W pojedynkę wielkiego świata nie zmienisz, ale swój mały możesz. W każdym razie ja nie odpuszczam i próbuję.

Cieszę się cudownością małych rzeczy, żeby mieć siłę mierzyć się z tymi niezbyt cudownymi dużymi. Einstein mawiał, że „Życie można przeżyć tylko na dwa sposoby: albo tak, jakby nic nie było cudem, albo tak, jakby cudem było wszystko.” Zgadzam się z nim i stanowczo wybieram ten drugi sposób. Nie stać mnie na nic innego. Tylko tak mam szansę zachować choć trochę radości. Zdaję sobie sprawę, że będąc na emeryturze mam pewien komfort, bo nie martwię się o pracę. Co najwyżej mogę przeżywać, że inflacja zżera mi oszczędności, ale nie przeżywam, bo to nic nie zmieni. Martwienia się o córkę i jej rodzinę nie mogę zwalić na Covid-19, bo mam tak od zawsze, to moja wada konstrukcyjna i wiele matek ją ma. Ale cierpkość martwienia się rekompensuję sobie radością, jaką mam z kontaktów z nimi, co prawda na odległość i przez ekran laptopa, ale może już niedługo to się zmieni. Póki co, jest wiosna i jest dobrze. I dzisiaj to by było na tyle.

Ładujemy w lesie akumulatory


 

































Rozłożysty, piękny symbol matur, ale nie tej wiosny

Na wietrze tańczą gałązki brzozy

Pięknie kwitną kasztany
Drzewko, które kapie  złotem i cieszy oczy
Delikatnie i pięknie się nam rozkwieciło 
Cudnie pomarańczowy krzaczek

Ach jak malinowo i na trzech nóżkach
































































































Te drzewka wyglądają, jakby popiły denaturatu

poniedziałek, 7 listopada 2011

Jesienią łatwiej o zadumę

















Znowu byłam sama na niedzielnym spacerze. Tym razem mąż nie miał czasu, bo przygotowywał się do jutrzejszego egzaminu. Pogoda była ładna a widoki jeszcze ładniejsze.

Cieszę się, że mieszkam w pięknej okolicy. Kilka kroków od domu i już jestem wśród drzew, nad rzeką, która wije się malowniczo tworząc niewielkie rozlewiska. Po rzece pływają dzikie kaczki, wśród traw uwijają się wrony, sroki, kawki, małe wróbelki. Żałowałam, że nie wzięłam aparatu fotograficznego, żeby zatrzymać na dłużej trochę piękna, które natura tak hojnie daje oczom.

Jesienne pejzaże odkładają się na duszy i łatwiej o zadumę nad przemijaniem, więc idąc po zwiędłych liściach, przyglądając się nagim gałęziom, myślałam o tym co nieuchronne, przed czym nie ma ucieczki. Jednak w listopadowym entourage’u odchodzenie staje się jakieś takie naturalne i łatwiejsze do przyjęcia.

W drodze powrotnej przypominałam sobie wiersze, które od zawsze traktuję jak plasterki z opatrunkiem na obolałą duszę. Chociaż nie tylko, bo z poezję lubię na każdą okazję, także tę radosną. Poniżej wpisuję kilka wierszy, które traktują o jesieni i oddają moje dzisiejsze emocje.

* * *
Jesienna zaduma J. Harasymowicz

Nic nie mam
Zdmuchnęła mnie ta jesień całkiem
Nawet nie wiem
Jak tam sprawy z lasem,
Rano wstaję, poemat chwalę
Biorę się za słowa, jak za chleb
Rzeczywiście, tak jak księżyc
Ludzie znają mnie tylko z jednej
Jesiennej strony
Nic nie mam
Tylko z daszkiem nieba zamyślony kaszkiet
Nie zważam
Na mody byle jakie
Piszę wyłącznie, piszę wyłącznie
Uczuć starym drapakiem
Rzeczywiście tak jak księżyc
Ludzie znają mnie tylko z jednej
Jesiennej strony

* * *
Tyle smutku... Sergiusz Jesienin

Tyle jest smutku w naszym wzroku,
Zbyt gorzko przyznać, zbyt boleśnie,
Że tylko i miedziany spokój
Pozostał nam w tym późnym wrześniu.

Inny odebrał mi spłoszenie
I dreszcz, i ciepło twego ciała ...
W sercu, jesiennym nieskończenie,
Cisza się deszczem rozszemrała.

To nic. Przywyknę. Jak pociecha
Zrodziła się ta prawda prosta,
Że nic mnie w życiu już nie czeka,
Tylko ten deszcz i żółty rozkład.

A przecie byłem też zrodzony
Do świeższych barw, do czystych dźwięków...
Jak mało widzę dróg schodzonych,
Jak wiele popełnionych błędów.

Życie... ból... szczęście - mija wszystko...
Śmieszny fatalizm doczesności.
Ogród, jak nieme cmentarzysko,
Usiały brzóz odarte kości.

I my zamrzemy, przeszumimy
Na podobieństwo drzew ogrodu.
Próżno więc pragnąć pośród zimy
Kwiatów, co giną z przyjściem chłodu.

* * *

Jesień - Maria Jasnorzewska Pawlikowska

Już jesień
rodzi się w moich oczach .
Króluje
przez kilka miesięcy
i odchodzi
Jestem jak jesień
złota ,
szczera
ciepła
zimna .
Kocham jesień
Kiedyś przysypie mnie
liśćmi
Jestem jesienią...
Widzę , że przemijam

* * *

Listopady - Władysław Broniewski

Cale życie zrywam się i padam,
jakbym w piersi miał wiatr na uwięzi,
i chwytają mnie złe listopady
czarnymi palcami gałęzi.

Ja upiłem się tym tchem, tym szumem,
niepokojem, który serce zatruł
to dlatego śpiewać już nie umiem,
tylko wołam wołaniem wiatru,
to dlatego codziennie się tułam
po wieczornych, po czarnych ulicach
i prowadzi mnie wilgotny trotuar
w mgłę wilgotną, która bólem nasyca.
Acetylen słów płonie na wargach,
płonie we mnie bolesna maligna,
chodzę błędny, jak ludzie w letargu,
zewsząd, zewsząd niepokój mnie wygnał.
Nie ma wyjścia, nie ma wyjścia, nie ma wyjścia,
muszę chodzić coraz dalej, coraz dłużej.
Jestem wiatr szeleszczący w liściach,
jestem liść zagubiony w wichurze.
Tylko w oczach mgła i oczy bolą,
tylko serce bije coraz częściej.
Jak błękitny płomień alkoholu,
płoniesz we mnie moje nieszczęście.
Muszę chodzić, muszę męczyć się wiecznie,
w mgle za włosy mnie wloką wieczory,
lecą za mną, nieprzytomne, pospieszne,
moje słowa, moje upiory.
Muszę wiecznie zrywać się i padać,
jakbym w piersi miał wiatr na uwięzi.
Pochwyciły straconą radość
nagie gałęzie.
Przelatują, wieją przeze mnie
listopady chwil, których nie ma...
To - tylko liście jesienne.
To - pachnie ziemia.