Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą żal. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą żal. Pokaż wszystkie posty

środa, 21 października 2020

Wszyscy tacy źli, a ja taka dobra

Jak często słyszałyście takie historie, w których ktoś opowiada, jak bardzo pomagał, dawał serce na dłoni, użyczał ostatniej koszuli, a w zamian spotkał się z wykorzystaniem i czarną niewdzięcznością? Ja słyszałam nie raz.  Bo rzeczywiście często tak bywa, że ktoś kogoś wykorzystuje. No, ludzie tak już mają, że jak się daje bez stawiania granic to biorą, a potem często zapominają nawet podziękować. Ale. Wcale nie mało jest też kobiet, bo to kobiety dzierżą palmę pierwszeństwa w byciu męczennicą, które lubują się w byciu tą biedną, bo przez wszystkich wykorzystywaną. Żeby przyjemność z wykorzystania była  jeszcze większa, to opowiadają o tym wykorzystaniu na prawo i lewo, ale nie wyciągają wniosków.  A potem to już trzeba tylko przyczesać loczki, żeby korona cierniowa i wieniec laurowy dobrze na głowie leżały.

Nie różnię się bardzo od innych, więc też dawałam się wykorzystywać. I też było mi źle. Dziś wiem, że zupełnie niepotrzebnie przeżywałam ten żal i te pretensje skoro wcześniej bredziłam o aptekarskiej wadze, którą nie należy odmierzać, tylko dawać ile ten ktoś bliski potrzebuje. A trzeba było posłuchać męża, który czasami mądrze gada i zachować zasadę wzajemności zamiast robić za służącą uruchamianą na dźwięk dzwonka. Robiłam, bo chciałam, więc pretensje powinnam mieć do siebie. No, ale do takich wniosków to ja doszłam dopiero po latach. Widocznie dość wolno mądrzeję. 

Ale teraz nikt mnie nie wykorzysta, bo nie daję się wykorzystywać. Daję tylko tyle, ile chcę dać i nie oczekuję wdzięczności. Ci, którzy zechcą być mi wdzięczni, będą wdzięczni i bez moich oczekiwań. Tym, którzy mając powód do wdzięczności, wdzięczni jednak nie będą, ja będę wdzięczna, że dzięki nim mogłam zrobić coś dobrego. Pamiętacie Tewje Mleczarza, jak dziękował Perczykowi za to, że ten przyjął od niego mleko? No. I tak trzeba robić. Dla siebie i dla zachowania równowagi na świecie.  A czemu akurat dzisiaj o tym piszę? Bo dzisiaj wysłuchałam gorzkich żalów znajomej i coś mnie tak w sercu zakuło. I znowu niepotrzebnie. To zapisałam, żeby lepiej pamiętać, że tę lekcję już przerobiłam i nie ma co do tego wracać. Dobrze jest też pamiętać, że ani wszyscy tacy źli, ani my tacy dobrzy.  A zawsze mamy to, na co się godzimy. 

Kiedyś już poruszałam podobny temat, cytując bardzo mądre SŁOWA  Fredericka Buechnera.  Wychodzi na to, że się powtarzam, ale niektóre trudne lekcje trzeba przerobić wiele razy zanim człowiek porządnie się nauczy. Może niektórym wystarcza jedna lekcja, ale człowiek pod tytułem "ja" czasami musi zaliczyć repetę. 

I na dzisiaj to by było na tyle.         

 

 

Cytaty złowione w sieci.

niedziela, 27 grudnia 2015

Poświąteczny remanent






Święta, święta i po świętach - od jutra wraca szara rzeczywistość i trzeba ją ogarnąć. Ostatnie dni tego roku zamierzam wykorzystać na załatwienie kilku spraw.

Najważniejsza - zamknąć rachunki z bliską mi osobą, bo w każde święta wraca do mnie smutek i żal. Zbyt długo pozwalałam, żeby daleka przeszłość kładła się cieniem na mojej teraźniejszości.

Dawno temu zostałam skrzywdzona, ale nic z tym nie zrobiłam. Zamiast nazwać rzeczy po imieniu, protestować, bronić się, zwinęłam się z bólu i odeszłam. Nie chciałam walczyć i nie chciałam mieć nic wspólnego z kimś kto tak mnie zranił. Ale gorycz zawodu wzięłam ze sobą na lata.

Ostatnio, przez przypadek a może właśnie nie przez przypadek, trafiłam na słowa Fredericka Buechnera, które skłoniły mnie do głębszej refleksji:
Spośród siedmiu grzechów głównych gniew jest tym, który może przynieść Ci najwięcej radości. Lizanie swoich ran, międlenie w ustach krzywd z odległej przeszłości, smakowite mlaskanie na myśl o gorzkich konfrontacjach, które mnie czekają, rozkoszowanie się ostatnim kęsem bólu, który sprawiłem oraz tego, którym się odwzajemniłem - toż to prawdziwa królewska uczta. Jedyny minus jest taki, że podczas tej uczty pożerasz samego siebie. Obgryziony szkielet, który zostanie po tym obżarstwie, to Twój szkielet.

Skorzystam z nauki, bo już najwyższy czas darować sobie ten żal i  zostawić za sobą ten bolesny epizod. Co było minęło.


obrazek złowiony w sieci

poniedziałek, 14 listopada 2011

Wszyscy potrzebujemy zrozumienia i wybaczenia

ultramaryna82






















Wczoraj obejrzałam film Ingmara Bergmana „Jesienna sonata”. Lubię jego filmy chociaż zwykle są przygnębiające. Wczorajszy film oglądałam chyba po raz trzeci, ale nie nudziłam się. Fabuła „Jesiennej sonaty” zasadza się na trudnych relacjach matki z córką. Eva, grana przez Liv Ullman, ma ogromny żal do matki za samotne dzieciństwo. Nie potrafi się pozbyć złych emocji i wciąż przeżywa je na nowo. W jej stosunku do matki niechęć miesza się z miłością, podziw z zazdrością a wszystko to zalewa olbrzymia tęsknota za byciem kochaną i akceptowaną.

Obie kobiety są poranione i niosą ze sobą bagaż człowieka, któremu zabrakło w dzieciństwie miłości.

Matka nie potrafi zdobyć się na szczerość, więc wciąż coś gra. To jest jej metoda, żeby wyciszyć strach przed odrzuceniem i negatywną oceną. Z tego samego powodu ucieka przed bliskością.

Córka widzi emocjonalne kalectwo matki, która nie zaznała czułości w relacjach ze swoimi rodzicami, ale nie potrafi jej wybaczyć, że matka jest taka jaka jest. Obwinia ją o swoje smutne dzieciństwo i nie dość udane życie.

Obie tkwią w klinczu, z którego może ich wyzwolić tylko śmierć, ale i to nie jest pewne.

Relacje matka-córka są według psychologii jedną z najtrudniejszych i najbardziej skomplikowanych więzi międzyludzkich. I wcale nie trzeba być matką potworem, żeby bardzo skrzywdzić swoje dziecko. Coś o tym wiem z własnego doświadczenia.

Moja Mama była naprawdę dobrym człowiekiem, który całe swoje życie podporządkował rodzinie i dzieciom. A jednak coś było nie tak, skoro w dzieciństwie czułam się bardzo samotna i emocjonalnie zaniedbana. W dorosłe życie weszłam z garbem na plecach, który był niechcianym prezentem od mojej matki.

Nigdy nie wykrzyczałam swoich pretensji, tak jak zrobiła to bergmanowska Eva. Bałam się, że wypowiedzenie na głos moich żalów, mi nie pomoże a Mama będzie cierpiała. Nie chciałam tego, więc nic nie mówiłam. Właściwie to dopiero kilka lat po Jej śmierci nazwałam rzeczy po imieniu i pozwoliłam sobie na pretensje i złość. Trudno jest przyznać nawet przed sobą, że osoba, którą kochamy jakoś nas krzywdziła.

Sama jestem matką, więc czasami zastanawiam się, co ja zrobiłam nie tak, bo mam świadomość, że chociaż bardzo starałam się nie popełniać błędów mojej Mamy, to na pewno popełniłam wiele swoich. Emocje, to bardzo delikatna materia, więc łatwo ją uszkodzić. Nigdy nie możemy być do końca pewni, jak zostaną odebrane nasze czyny i słowa. Trzeba być gotowym na wybaczanie tym, którzy nas jakoś skrzywdzili, bo sami też potrzebujemy wybaczenia.

Ja wybaczyłam mojej Mamie, bo wiem, że nie miała złych intencji i mam nadzieję, że moje dziecko też daruje mi wszystko, co zrobiłam nie tak. To jest chyba jedyna metoda, żeby nie hodować w sobie złości albo poczucia winy.

Przypomniał mi się taki wiersz Agnieszki Osieckiej.

* * *
Modlitwa Szalonej Bronki

Boże łagodny,
opiekunie dziecinnych pokoi,
Boże bezdomny,
powiedz mi, co to tak boli?
Wysłuchaj moich szeptów i jęków
i wyjmij mnie z ramion obłędu.

Ja cię widziałam w oczach rumianków,
słyszałam cię w ptasich rozmowach,
czemu moja miłość pękła jak szklanka
ze śniegu wybucha pożar?
Ty mnie uczyłeś zbierać kasztany,
nastawiać bezsenne zegary...
Ja nie chcę o Boże,
ja nie chcę do mamy!