Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przekleństwa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przekleństwa. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 6 lipca 2020

Słów kilka o tym, jak się brzydko wyrażam i jeszcze sobie przy tym rymuję




















Skoro doniosłam na moją dobrze wychowaną koleżankę Dorotę, to pora uderzyć się we własne piersi. W końcu nie tylko Dorota się na starość zepsuła. Niestety, ja też się zepsułam. Pocieszające jest tylko to, że obie zepsułyśmy się w dobrym towarzystwie i żadna z nas, choć zepsuta, to jednak nie śmierdzi. My z Dorotką ciągle takie niezdecydowane, czy płakać, czy qrwiać. Bo wychowanie hamuje, a codzienność ciśnie. I bądź tu człowieku mądry. Poza tym, w naszym wieku, to do innego zepsucia jest mało okazji, wiec pozostaje tyko się powyrażać. Jak już zagaiłam, to zaczynajmy te opowieści dziwnej treści.

Jak już nie raz się pochwaliłam, chociaż prawdę mówiąc, to nie ma się czym chwalić, ja się brzydko wyrażam. Kiedyś tak nie miałam, można nawet powiedzieć, że byłam purystką.  Moi rodzice nie używali wulgarnego języka, w moim środowisku wulgaryzmy też były źle widziane, więc długo byłam wstrzemięźliwa w niecenzuralnym wyrażaniu emocji.

Dawniej raziło mnie nawet słowo "dupa" i jak mi się czasem wypsnęło, to zaraz przepraszałam. Jednak do złego mnie ciągnęło. Cóż, natury nie oszukasz. Bardzo podobało mi się takie powiedzenie "Nie widziała dupa słońca" jako krótkie podsumowanie czyiś przechwałek, szczególnie tych bardzo przesadzonych. Ale, jak już wspomniałam, bardzo się pilnowałam, żeby "dupą" nie kalać języka, więc powiedzenia nie używałam. Teraz żałuję, bo mogłam szybko podsumować parę znanych mi osób, a tak bawiłam się w dyplomację i traciłam czas. Jest wiele innych powiedzonek z dupą w roli głównej, ale do mnie najbardziej przylgnęło "mam to w dupie", skrótowo określane jako "wdupiemanie" oraz "nie zawracaj mi dupy", ale to ostatnie używane wyłącznie w stosunku do męża, którego nie mogę mieć w dupie, więc grzecznie proszę, żeby mi rzeczonej dupy nie zawracał. O, jaka ze mnie straszna baba, nawsadzałam kilka dup w jednym zdaniu i nawet nie mrugnęłam. Ale co zrobić, grzeczna już byłam, czas na zmiany. Dlatego, jak ktoś ma wrażliwe uszy, to proszę dalej nie czytać, bo ja dalej będę się brzydko wyrażać, umiarkowanie brzydko, ale jednak.

Jakby ktoś mnie pytał, kiedy najczęściej wyrażam się niecenzuralnie, to powiedziałabym, że wtedy, kiedy mnie coś boli, denerwuje albo bardzo zasmuca. I w tym jestem podobna do większości ludzi. Brzydkie wyrazy najbardziej cisną mi się na usta w takie dni, gdy dusza wyje, dupa boli, a pocieszenia znikąd nie widać. Najupierdliwsze smutki wyłażą wtedy ze wszystkich zakamarków i domagają się uwagi. Za to mój ciężko wypracowany optymizm siedzi wtedy w kącie i na wszelkie próby uruchomienia go odpowiada wulgarnie: spierdalaj babo. I wtedy na nic zdaje się szukanie tych haczyków, na których zawsze zawieszam wszystkie nawet najmniejsze powody do radości, żeby sobie na nie popatrzeć, jak będzie ciężej. Bo te haczyki są dobre, jak człowiek ma chandrę, ale jak boli dusza, to można sobie te haczyki w dupę wsadzić. Od razu mówię, że mnie dupa boli nie dlatego, że nawsadzałam sobie tych haczyków. Nie, to nie od tego. Masochistką nie jestem, żeby się sama okaleczać. Mnie naprawdę boli wszystko, co jest w okolicach rzeczonej dupy i jeszcze trochę powyżej. Żeby tylko bolało, to jakoś bym zniosła, ale to bolenie często łączy się z tym, że nie mogę rzeczonej dupy z łóżka ruszyć i uciec od tych smutków upierdliwych do ludzi, do życia. I wtedy pozostaje mi tylko brzydko się wyrażać.To się wyrażam.

Kiedy rano wstaję i mam awersję do życia, szczególnie po dobrze nieprzespanej nocy, to często do mobilizacji używam wymyślonych przez siebie rymowanek, wulgarnych, ale mnie śmieszą.

Dupa blada u sąsiada,
u sąsiadki blade zadki.
Baśka zbieraj swe pośladki,
w dupie miej życiowe spadki.

Jak nie pomaga, to dodaję jeszcze jedną.

Zamiast płakać, drzeć ubranie, 
praktykuj Baśka wdupiemanie.

Skuteczność tych apeli jest różna, tak jak różne są poranki, ale staram się wszelkimi możliwymi sposobami wracać do żywych.

Osobnym powodem do wyrażania się brzydko jest polityka. Powiem więcej, jak się patrzy na niektórych polityków, to gwałtem na własnym organizmie jest wyrażanie się o nich ładnie. A ja wszelkiemu gwałtowi jestem przeciwna, więc się wyrażam. I nawet nie mam po tym dyskomfortu. Może jednak nie będę tu szczegółowo cytowała, jak się o  niektórych politykach wyrażam, bo ani nie jestem w tym mistrzem, ani nie jestem z tego dumna. Niech wam wystarczy informacja, że nie tylko Wy przeklinacie. Zacytuję tylko jedno przekleństwo, które sobie zapamiętałam, bo bardzo boleśnie brzmi:"kutas jebany w kółko zakręcany, musztardą smarowany". Do którego polityka Wam pasuje takie przekleństwo? Od razu odpowiadam, że mnie do prawie każdego z opcji zawsze nieprawych i niesprawiedliwych. Dodam jeszcze, że tak wyraził się mój znajomy, który z zasady nie przeklina. Co ta polityka robi z ludźmi. Strach się bać.

A wracając do przeklinania, to nie znoszę, jak ktoś używa nazwy źle prowadzących się pań zamiast przecinków. Dla mnie przekleństwo musi być jakoś uzasadnione, bo inaczej nie ma racji bytu i tylko zaśmieca język. Dlatego ja zawsze qurwiam z uzasadnieniem. Nigdy, tak sobie, żeby gębę otworzyć.

Zastanawiało mnie, dlaczego puszczenie pod nosem paru wulgaryzmów przynosi ulgę, bo ja dociekliwa jestem. Poszukałam informacji u wujka Google i trochę się dowiedziałam.

Polacy-klna-jak-szewcy-dlaczego-tak-bardzo-lubimy-wulgaryzmy.read
Przeklianie-jak-stosowanie-wulgaryzmow-wplywa-na-nasz-mozg-i-emocje
 

Temat mnie zainteresował, więc na pewno sięgnę do tekstów źródłowych. Jedno co mi się nie zgadza, to stwierdzenie, że najwięcej wulgaryzmów używają ludzie młodzi, a na starość język łagodnieje. U mnie jest odwrotnie. Ale widocznie ja taka odwrotna jestem we wszystkim, więc z naukowcami sprzeczać się nie będę. Bo ja tak mam, że zawsze słucham mądrzejszych.

Jak się już wyspowiadałam, to pora kończyć. Nie mogę powiedzieć, że więcej grzechów nie pamiętam, ale o tym innym razem. I na dzisiaj to by było na tyle.






Zdjęcia idolki złowione w sieci.

piątek, 3 lipca 2020

Słów kilka o tym, co przeszkadza Dorocie


Moja koleżanka Dorota przez całe swoje nie najkrótsze życie była bardzo grzeczna.  Mama skutecznie wbiła jej do głowy, że dziewczynki zawsze są miłe, ładnie ubrane i nie powinny się brzydko wyrażać. Dorota, która walczyła z matką na wielu innych polach, w kwestii nieużywania brzydkich wyrazów była zgodna. Nie używała. Jednak wszystko się zmienia i bywa, że na gorsze, że tak filozoficznie zagaję.

Dorota odwiedziła mnie, żeby trochę pogadać o tym, co nas cieszy i gniecie. A, że życie lekkie nie jest, to tematów nam nigdy nie brakuje. Poza tym strasznie długo się nie widziałyśmy, więc trzeba było się spotkać. Tym razem umówiłyśmy się na powietrzu, na pięknym skwerku na moim osiedlu. Obie zadeklarowałyśmy, że jesteśmy na diecie, więc przyniosłam skromny poczęstunek tj. słone paluszki i sałatkę wielowarzywną z dodatkiem fety oraz herbatę w termosie.
- O polityce dzisiaj nie rozmawiajmy, bo to nie na moje nerwy - zastrzegła na wstępie Dorota.
- Zgadzam się z tobą, też mam polityki po kokardkę i kucyki - określiłam swoje stanowisko.
- No to jeden problem z głowy - skwitowała Dorota i nawet się uśmiechnęła.
- To co u ciebie dobrego - zagaiłam z nadzieją na jakiś fajny temat do obgadania. 
- Tak właściwie u mnie to niewiele się dzieje, ale za to w pracy - powiedziała konspiracyjnie Dorota.
Ja nadstawiłam uszu i rzuciłam się na paluszki, bo ta dieta jest strasznie okrutna.
- Wiesz, mnie nie zwolnią, bo mam pół roku do emerytury - zaczęła w miarę optymistycznie koleżanka. Jednak szybko poszukała problemów nie swoich, ale zawsze. 
- Ale ci moi to bardzo się boją. Iza sama wychowuje synka i mieszka kątem u rodziców, więc jak straci pracę to nie będzie miała z czego żyć - powiedziała Dorota.
- Może nie będzie tak źle skoro ma rodziców. Pomogą jej - starałam się znaleźć coś pozytywnego, bo ja tak mam, że ciągle szukam pozytywów, zamiast przykładem większości mojego narodu szukać dziury w całym. Inna sprawa, że ten mój naród to sam te dziury w całym robi, żeby później miał czego szukać. Ale tak tylko pomyślałam, Boże broń nie powiedziałam.
- Nie pomogą, bo nie mają z czego, oboje emeryci - wyjaśniła Dorota, która z Izą pracuje od kilku lat i zna sytuację dziewczyny od podszewki.
- To dupa blada -  skwitowałam krótko, bo ja, w przeciwieństwie do Doroty, się wyrażam, chociaż mama też mi mówiła, że to nie ładnie.
- No tak. Za to w telewizji to tylko się seksują i seksują. Oszaleć można - powiedziała Dorota smętnie. 
Nie złapałam wątku, więc czekałam aż się rozwinie.
- Kamil ma nie lepiej, bo ma mieszkanie z hipoteką i jak straci pracę, to bank mu wszystko zabierze - snuła czarne wizje koleżanka, tym razem współczując koledze. Chłopak z nerwów wypija czajnik melisy. Ale przecież nikt się tym nie przejmuje, że ludzie tracą podstawy bytu. W telewizji seksują na całego, a ty człowieku sam sobie radź - powiedziała jeszcze bardziej smętnie i zamilkła.

Już chciałam powiedzieć, że może nie będzie tak źle, ale ugryzłam się w język, bo po minie Doroty było widać, że takie pocieszenie może ją co najwyżej zdenerwować. Czasami człowiek ma fazę na narzekanie i wtedy nie trzeba mu przeszkadzać. Nurtowało mnie jednak, co ona ma do tego "seksowania", bo jak znam Dorotę, to nigdy specjalnie kochliwa nie była, a o polityce miałyśmy nie mówić. Poza tym, trzeba było coś powiedzieć, bo Dorota zasępiła się na dobre i straciła cały zapał do rozmowy.
- Dorota, a co ty tak o tym seksowaniu gadasz?- spytałam. 
Dorota spojrzała na mnie z lekkim zdziwieniem w oku.
- A co? Nie mam racji? - rzuciła zaczepnie.
- No nie wiem, czy masz, bo nie bardzo rozumiem, co ma seks w telewizji do problemów twoich współpracowników - wyjaśniłam.
- Pewnie, że ma. Co ty telewizji nie oglądasz?- spytała ona z umiarkowanym nadęciem.
- Czasami oglądam, ale jakoś nie zauważyłam, żeby było tak, jak mówisz. Zawsze można zmienić kanał i mieć spokój - odpowiedziałam grzecznie i zgodnie z prawdą.
- Co ty głupią ze mnie robisz? Umiem używać pilota. O wiadomościach mówię - powiedziała Dorota mniej grzecznie, za to bardziej napastliwie.
- Aha, o wiadomościach. Wiesz ja ostatnio staram się nie oglądać- przyznałam się bez bicia. Ale też zdziwiłam się, że w biały dzień jest seks w wiadomościach.
- Coś tam usłyszę przez ścianę od głuchego sąsiada, ale nie skupiam się, bo to "Wiadomości", więc wiadomo ile tam prawdy. To, po co się denerwować? - skończyłam retorycznym pytaniem.
- Zacznij oglądać, to zobaczysz. Tam na okrągło pierdolą i pierdolą od rzeczy. Słuchać się tego nie da, nadają jakby żyli na innej planecie - powiedziała zirytowana Dorota, która przestała szyfrować niecenzuralne słowa.
- Nie denerwuj się - powiedziałam, po raz kolejny. 
- Nie da się - zaprotestowała ona - banda nieuków prowadzi nas na manowce, a społeczeństwo bawi się w imponderabilia, czy ktoś pokazał całą dupę, czy pół. Ten szczekający Duda, który pluje na wszystko  co nie po jego myśli, który przymila się do popapranych narodowców, którzy faszyzują, uffff, fujj. I ten Hołownia, robiący taniec gejszy, zamiast jasno powiedzieć, że trzeba ratować Polskę, żeby kraj nie poszedł w ręce autorytarnego Kaczyńskiego, który spowoduje, że wywalą nas z Unii i znowu pójdziemy na dziady. Bo chyba nikt rozsądny nie myśli, że dupa ma coś do powiedzenia,
 - Duda Dorotko- przerwałam jej na pięć minut przed zawałem.
- Co Duda? - trzeźwiała koleżanka.
- Powiedziałaś dupa zamiast Duda - wyjaśniłam. Zamrugała i chwilę zastanawiała się nad tym co powiedziałam.
- Ach tak, no przejęzyczyłam się, ale przecież to żadna różnica skoro Duda to taka dupa, że przez pięć lat robi za podnóżek kulawego prezesa. Popierdolony facet i hipokryta jakich mało - rozkręcała się na nowo Dorota
- Pogadajmy o czymś innym - zagaiłam.
- O czym? - bez entuzjazmu rzuciła  Dorota.
- No to może o diecie - podrzuciłam temat.
- Co ty? Chcesz, żebym znowu się denerwowała? To już lepiej opowiem ci o pogrzebie naszej prezeski - nabrała chęci na opowiadanie Dorota.
Miałam nadzieję, że o polityce już nie będzie, chociaż nic nie wiadomo, bo wcześniej też miało nic nie być.

Wystarczyło tylko wygodnie usiąść i słuchać, ale bez nadziei na coś optymistycznego, bo co może być optymistycznego w pogrzebie. Dorota trochę posmęciła o ceremonii pogrzebowej szefowej, ale na koniec znów wróciła do tego, o czym miała nie mówić. 
- I powiem ci jeszcze, że moja prezeska ciągle podlizywała się tym pisuarom. Na każdej firmowej imprezie był jakiś gamoń z województwa. Jak zmarła, to na regionalnej nawet najmniejszej informacji nie było, a to przecież była znacząca osoba dla regionu. Także widzisz, kogo teraz zatrudnia się w tej telewizji. Buractwo i wieśniactwo -  dodała, chociaż ja od razu się domyśliłam, jaką telewizję miała na myśli.

Ale, że Dorota tak się  wyraża, to jednak się zdziwiłam. Bożeszsz, co ta polityka robi z ludźmi, strach się bać. Mam nadzieję, że to się jej nie utrwali, bo opowiadając o pogrzebie prezeski, głównego celebransa nazwała złamanym chujem. I na dzisiaj to by było na tyle.


Rysunek złowiony w sieci - Dorota jak malowana