Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą relacje kobieta - mężczyzna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą relacje kobieta - mężczyzna. Pokaż wszystkie posty

piątek, 30 października 2020

"Aha", relacja kobieta - mężczyzna

To co dzieje się dookoła jest tak frustrujące i przygnębiające, że czuję, jak zaczynają mi się przepalać styki. Dlatego zaszyłam się w domu i w ramach odreagowania zrobiliśmy sobie dziś z mężem powtórkę ze skeczów Poniedzielskiego. Jak wiecie, jestem jego fanką, bo nikt, tak jak on, nie operuje naraz śmiechem i melancholią. Jego piosenki i monologi są przepełnione humorem i refleksją. Poetycko i dowcipnie bawi się słowem. Twórców takich jak Poniedzielski jest coraz mniej, a takich kabareciarzy, to już prawie nie ma wcale.

sobota, 15 sierpnia 2020

Myślę tak jak Maria Czubaszek

Dzisiaj sobota i jeszcze święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, więc jest okazja do świętowania. Poza tym, jest jeszcze Święto Wojska Polskiego, a ja coraz częściej wojuję. Zamierzam więc świętować. Tym bardziej, że, moim skromnym zdaniem, też zasługuję na wniebowzięcie, bo mój osobisty małżonek prowadzi mnie prostą drogą do świętości. Ponieważ, albowiem, gdyż, ostatnio życie z nim wymaga świętej cierpliwości i ogromnej miłości bliźniego swego. Zawsze był uparty i wszystko robił po swojemu, ale teraz strasznie mu się to "po swojemu" nasiliło, więc ciągnięty przez nas wózek częściej zgrzyta.  Wczoraj zgrzytnął przy kiszeniu ogórków. 

Jak wszystkim wiadomo, jestem leniwą babą i uprawiam lenistwo jak tylko mogę, ale jak nie mogę, to łapię się za robotę i nie narzekam. Wczoraj złapałam się za kiszenie ogórków, bo kiszone ogórki lubię, a nie było chętnych, żeby za mnie te ogórki ukisić. Poza tym, nikt nie robi takich dobrych jak ja, normalnie jestem "miszczyniom". 

Najpierw nakicałam się przy myciu 25 kg ogórków, potem przygotowałam 50 słoików i siadłam sobie, żeby poćwiczyć cierpliwość przy obieraniu czosnku i chrzanu. Męża wysłałam, żeby urwał trochę liści dębu. Poszedł i wrócił z siatką pełną liści. Przytomnie nie zapytałam po co aż tyle urwał, bo znam człowieka, on cyt.:"robi dobrze albo wcale". Kiedy już wszystkie przyprawy były w słoikach, wzięłam się za upychanie ogórków. I w tedy na scenę wkroczył mój drogi małżonek.

- Dlaczego dałaś tak mało liści i kopru? - zapytał przyglądając się słoikom.

- Tyle ile dałam wystarczy.

- No nie wiem. Daj więcej liści, żeby ogórki nie były miękkie. Czosnku też bym dołożył - konsultował z miną neurochirurga przy operacji mózgu.

Nie odezwałam się, bo miałam kisić ogórki, a nie kłócić się z chłopem.

 - No dodaj trochę liści - nalegał.

- Nie dodam, bo nie kisimy liści tylko ogórki - odpowiedziałam spokojnie, chociaż już czułam, jak sama zaczynam kisnąć. 

Mąż zrobił minę zająca, czyli ścisnął usta w ciup i ruszył przy tym nosem.

- Jak sobie chcesz, ale zobaczysz, że będą miękkie - chrzanił, chociaż akurat chrzanu się nie czepiał.

- Jak ty chcesz doczekać jedzenia tych ogórków, to lepiej daj mi spokój -  powiedziałam z lekka zirytowana, czym zirytowałam męża.

- Jak sobie chcesz. Ty zawsze wiesz najlepiej.

- Nie musisz powtarzać, zrozumiałam za pierwszym razem - syknęłam ostrzegawczo, ponieważ kończyła mi się już cierpliwość. No jak tak można poprawiać "miszczynię"? Mąż wzruszył ramionami i poszedł coś tam mamrocząc, ale nie słuchałam, bo nie mam nerwów z postronków. Drugie starcie było przy zalewaniu ogórków, bo nie taką łyżką odmierzałam sól. 

- Ta łyżka jest za mała, weź tę większą - powiedział, podsuwając mi pod nos dużą łyżkę do nakładania sałatek.

- Coś się czepił? Kto robi te ogórki, ty czy ja?

- Jak się zepsują, to ja nie będę latał do śmietnika - odgrażał się z bardzo niezadowoloną  miną.

Posoliłam wodę i zostawiłam go, żeby skończył robotę, bo ja jednak na świętą się nie nadaję, a kłócić się też nie miałam zamiaru. Co się z tymi chłopami robi na starość, że tak kwitną w upierdliwości? No, nie wiem, jak inni, ale mój bardzo się popsuł. 

Przypomniały mi się słowa Marii Czubaszek o kobiecie, rybie i nartach, więc sięgnęłam do jej książki "Nienachalna z urody":     

"Absolutnie zgadzam się z zasłyszaną gdzieś tezą, że „mężczyzna potrzebny jest kobiecie jak rybie narty”. Mówię tak, chociaż sama mam męża i biorąc pod uwagę mój wiek, zapewne będzie to już ostatni. I uważam, że powinniśmy się kochać, bo inaczej byśmy się pozabijali. Choć do miłości nie zawsze jest potrzebna druga osoba w pobliżu. Czasem nawet jest lepiej, gdy jej nie ma w okolicy."

No. Ma kobieta rację. Chociaż może w młodości lepiej, gdyby ten mężczyzna jednak w okolicy był, ale na starość mógłby bywać tylko czasami. Najlepiej wyłącznie wtedy, gdy będzie w dobrym humorze.

I na dzisiaj to by było na tyle.