Szukaj na tym blogu

sobota, 15 sierpnia 2020

Myślę tak jak Maria Czubaszek

Dzisiaj sobota i jeszcze święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, więc jest okazja do świętowania. Poza tym, jest jeszcze Święto Wojska Polskiego, a ja coraz częściej wojuję. Zamierzam więc świętować. Tym bardziej, że, moim skromnym zdaniem, też zasługuję na wniebowzięcie, bo mój osobisty małżonek prowadzi mnie prostą drogą do świętości. Ponieważ, albowiem, gdyż, ostatnio życie z nim wymaga świętej cierpliwości i ogromnej miłości bliźniego swego. Zawsze był uparty i wszystko robił po swojemu, ale teraz strasznie mu się to "po swojemu" nasiliło, więc ciągnięty przez nas wózek częściej zgrzyta.  Wczoraj zgrzytnął przy kiszeniu ogórków. 

Jak wszystkim wiadomo, jestem leniwą babą i uprawiam lenistwo jak tylko mogę, ale jak nie mogę, to łapię się za robotę i nie narzekam. Wczoraj złapałam się za kiszenie ogórków, bo kiszone ogórki lubię, a nie było chętnych, żeby za mnie te ogórki ukisić. Poza tym, nikt nie robi takich dobrych jak ja, normalnie jestem "miszczyniom". 

Najpierw nakicałam się przy myciu 25 kg ogórków, potem przygotowałam 50 słoików i siadłam sobie, żeby poćwiczyć cierpliwość przy obieraniu czosnku i chrzanu. Męża wysłałam, żeby urwał trochę liści dębu. Poszedł i wrócił z siatką pełną liści. Przytomnie nie zapytałam po co aż tyle urwał, bo znam człowieka, on cyt.:"robi dobrze albo wcale". Kiedy już wszystkie przyprawy były w słoikach, wzięłam się za upychanie ogórków. I w tedy na scenę wkroczył mój drogi małżonek.

- Dlaczego dałaś tak mało liści i kopru? - zapytał przyglądając się słoikom.

- Tyle ile dałam wystarczy.

- No nie wiem. Daj więcej liści, żeby ogórki nie były miękkie. Czosnku też bym dołożył - konsultował z miną neurochirurga przy operacji mózgu.

Nie odezwałam się, bo miałam kisić ogórki, a nie kłócić się z chłopem.

 - No dodaj trochę liści - nalegał.

- Nie dodam, bo nie kisimy liści tylko ogórki - odpowiedziałam spokojnie, chociaż już czułam, jak sama zaczynam kisnąć. 

Mąż zrobił minę zająca, czyli ścisnął usta w ciup i ruszył przy tym nosem.

- Jak sobie chcesz, ale zobaczysz, że będą miękkie - chrzanił, chociaż akurat chrzanu się nie czepiał.

- Jak ty chcesz doczekać jedzenia tych ogórków, to lepiej daj mi spokój -  powiedziałam z lekka zirytowana, czym zirytowałam męża.

- Jak sobie chcesz. Ty zawsze wiesz najlepiej.

- Nie musisz powtarzać, zrozumiałam za pierwszym razem - syknęłam ostrzegawczo, ponieważ kończyła mi się już cierpliwość. No jak tak można poprawiać "miszczynię"? Mąż wzruszył ramionami i poszedł coś tam mamrocząc, ale nie słuchałam, bo nie mam nerwów z postronków. Drugie starcie było przy zalewaniu ogórków, bo nie taką łyżką odmierzałam sól. 

- Ta łyżka jest za mała, weź tę większą - powiedział, podsuwając mi pod nos dużą łyżkę do nakładania sałatek.

- Coś się czepił? Kto robi te ogórki, ty czy ja?

- Jak się zepsują, to ja nie będę latał do śmietnika - odgrażał się z bardzo niezadowoloną  miną.

Posoliłam wodę i zostawiłam go, żeby skończył robotę, bo ja jednak na świętą się nie nadaję, a kłócić się też nie miałam zamiaru. Co się z tymi chłopami robi na starość, że tak kwitną w upierdliwości? No, nie wiem, jak inni, ale mój bardzo się popsuł. 

Przypomniały mi się słowa Marii Czubaszek o kobiecie, rybie i nartach, więc sięgnęłam do jej książki "Nienachalna z urody":     

"Absolutnie zgadzam się z zasłyszaną gdzieś tezą, że „mężczyzna potrzebny jest kobiecie jak rybie narty”. Mówię tak, chociaż sama mam męża i biorąc pod uwagę mój wiek, zapewne będzie to już ostatni. I uważam, że powinniśmy się kochać, bo inaczej byśmy się pozabijali. Choć do miłości nie zawsze jest potrzebna druga osoba w pobliżu. Czasem nawet jest lepiej, gdy jej nie ma w okolicy."

No. Ma kobieta rację. Chociaż może w młodości lepiej, gdyby ten mężczyzna jednak w okolicy był, ale na starość mógłby bywać tylko czasami. Najlepiej wyłącznie wtedy, gdy będzie w dobrym humorze.

I na dzisiaj to by było na tyle.  

24 komentarze:

  1. Dlatego bardzo się dziwię, gdy któraś z koleżanek (powtórnie wolna) zabiera się znowu na starość za mieszkanie z jakimś obcym chopem. Mieszkać osobno, spotykać się - to rozumiem. Ale trzymać stale nad głową, bez możliwosci pozbycia się choć na parę godzin (emeryt!) - to już zakrawa na masochizm! :)))
    Czubaszek uwielbiam od zawsze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę podobnie i za nic nie chciałabym przymierzać się do obcego starego chłopa, a na młodszego nie liczę, bo ja samokrytyczna wielce jestem))) Ze swoim mężem przeżyłam 40 lat i jest duża szansa, że przed kolejną rocznicą ślubu nie utłukę go patelnią, ale obcego marudy emeryta bym nie zniosła, więc mógłby nie przeżyć. Czubaszek miała rację, że czasem lepiej, gdy obiektu miłości nie ma w okolicy. No mądra kobieta z niej była, wiec wiedziała, że najłatwiej kochać na odległość. A już na starość, to im większa odległość tym łatwiej kochać.

      Usuń
  2. Przydają się chwile wolności od własnego chłopa do odzyskania równowagi psychicznej. Małżeństwo to bardzo wyczerpujący kontrakt.;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyczerpujący, ale, jak wszystko, ma swoje plusy i minusy. W młodości człowiek myśli, że pewne wady przeczeka. A co zrobić na starość, kiedy nadzieja na "przeczeka" słabnie? Na domiar złego wychodzą felery wcześniej niewidoczne. Intensywnie szukam odpowiedzi na to pytanie, ale jakaś głupia jestem, bo nic wymyślić nie mogę. A tu chłop mi się psuje. Dobrze że nie śmierdzi, ale to jednak marna pociecha)))

      Usuń
  3. ...bo aż zdębiałam (i wcale nie od tych Twoich liści!)...
    przeczytawszy notkę pobiegłam sprawdzić, czy mój chłop na pewno dzisiaj nigdzie nie wyjeżdżał. No nie - fotel zajęty.
    Brata bliźniaka też nie ma...

    No bo wczoraj kisiłam ogórki.
    - Dlaczego dałaś tak mało liści i kopru? - zapytał wchodząc do kuchni w przerwie meczu.
    Hmm... to może ja też zostanę świętą?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popatrz jakie te chłopy podobne))) Mój mąż długo dał się lubić, ale teraz bywa trudny do zniesienia, bo jakiś stary dziad z niego wyłazi))) Zawsze nie chciał się mnie słuchać, ale wliczyłam to w koszty i dawałam radę się przystosować. Ale on teraz chce, żebym ja się go słuchała, a ja nie jestem do tego przyzwyczajona i ani myślę się przyzwyczajać. I całkiem nie wiem, jak to rozwiążemy, bo ja coraz mniej ugodowa jestem.

      Usuń
  4. A czy on nie w znaku Barana czasami?
    By ogóry były twarde gorczycy dodaję:-)
    Mój ślubny zrzędliwy się robi, jak tetryk z Mupetów.
    O ten koper wszyscy się czepiają, mój tez, to trzeba zbadać naukowo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może panowie gdzieś wyczytali, że koper jest rodzimym afrodyzjakiem?

      Usuń
    2. No tak, Baran z 4 kwietnia. Jak jestem zła, to mówię pod nosem, że trafił mi się baran z urodzenia i z zachowania. Dzikim uporem mógłby ten mój chłop obdzielić kilka osób i jeszcze by mu zostało. Ale taki czepialski jak teraz to nigdy nie był. Ja też daję gorczycę, sporo czosnku i chrzanu, koper dla zapachu i dwa liście dębowe albo z porzeczki na słoik. Dorzucam jeszcze parę ziarenek ziela angielskiego i kilka listków laurowych. Zalewam gorącą wodą posoloną czubatą łyżką soli kamiennej na litr wody. Ogórki są pycha i do późnej wiosny smakują jak małosolne.

      Usuń
    3. Mój Baran z 9 kwietnia!

      Usuń
  5. Mój akurat nie staje się bardziej upierdliwy. Mało tego, coraz więcej pomaga mi w domowych czynnościach. Hmmmmmm.....Koper to chyba tylko do smaku. Liście dębu, albo winorośli powodują, że ogórki są twarde. Czubaszek to Czubaszek i tyle w temacie, jak gadają młodzi:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To masz szczęście, że mąż Ci nie tetryczeje. Mój mąż zawsze dużo robił w domu i na to nigdy nie narzekałam. Zawsze się uzupełnialiśmy i nie pamiętam ani jednej kłótni o codzienne domowe obowiązki. Jednak teraz mąż zaczął mi narzucać, żebym robiła tak jak on uważa. To są niby takie drobiazgi, jak te przy kiszeniu ogórków, ale i tak niepotrzebnie szarpią nam nerwy. Przez te 40 lat małżeństwa ani ja go nie przerabiałam, ani on mnie. I wolałabym, żeby tak zostało. Ja daję do słoika dwa liście dębu, niewielką gałązkę kopru, sporo czosnku i chrzanu,trochę gorczycy, parę ziarenek ziela angielskiego, kilka listków laurowych i ogórki zawsze są jędrne i nie przekiszone.

      Usuń
  6. Mam wrazenie ze mezczyzni generalnie nie lubia jak kobieta ma racje, a z wiekiem sie to chyba nasila:)
    Ja mam teraz jazde bez trzymanki, bo ja mam wyobraznie, ktorej chyba Wspanialemu brakuje i tak w wiekszosci przypadkow nie ma problemu bo wiadomo ze lozko musi stanac w sypialni a nie np. w kuchni. Ale padlo pytanie gdzie postawic biblioteczke na ksiazki. Ja od razu mowie "w livingroom tu na tej scianie". Nie bo NIE, zaparl sie rogami i kopytami wiec mowie "OK kochanie postaw tam gdzie chcesz". Po kiego grzyba mam sie klocic:))))
    20 minut pozniej slysze jak sie przekomarzaja z Juniorem i wreszcie Wspanialy widzi, ze ta szafa-biblioteka nie pasuje tam gdzie sie uparl ja postawic. Przyszedl do mnie i pyta "to gdzie chcesz te biblioteke?" bez dodatkowego komentarza powtorzylam to co mowilam od poczatku i jest jak chcialam. Z drugiej strony wkurwia mnie jak pyta o wszystko, cos robi, a robi bardzo duzo i ciagle wola "zobacz czy tak chcesz". Ale jak pomysle, ze mialabym sama robic to nic nie mowie, zagryzam zeby i chwale:))) To sie bardziej oplaca;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest, że mężczyźni zawsze chcą mieć rację, a na starość im się to nasila. Mój mąż zawsze i wszystko robił po swojemu, bo przecież on wie najlepiej. Ja się nie wtrącałam za bardzo, bo jak on robi, to mnie to nie obchodzi jak. Ale ta zasada ma obowiązywać obie strony. Nigdy nie zgodzę się, żeby mąż mną rządził, nawet w kwestii kiszenia ogórków. Bo zacznie się od takiej drobnostki, a potem może zechcieć, żebym słuchała się w ważniejszych sprawach. A ja nie po to pracuję od lat na status wrednej baby, żeby teraz wracać do bycia potulną.

      Usuń
    2. Siostro wyznajemy te same zasady:)) Jak on cos robi to ja sie nie wtracam, denerwuje mnie jak pyta "dwa centymetry w lewo czy osiem w prawo?" zawsze mowie "zrob jak Ci pasuje to ty robisz i mnie nic do tego" ale sie uparl jednego dnia o szafki pod oknem i na konie rzucil "bo ja nie chce zebys miala pozniej pretensje i kazala mi poprawiac" no to grzecznie zapytalam czy przez te 18 lat kiedy sie znamy moze podac jeden przyklad kiedy cos musial poprawiac na moje zyczenie? Nie bylo odpowiedzi:))) bo ja kuzwa jak mi bardzo zalezy to od razu mowie o co mi biega a jak nie to sie nie wtracam ani przed ani po fakcie.
      Junior przed wyjazedm zegnajac sie z nami powiedzial "tylko sie nie pozabijajcie" na co Wspanialy zareagowal "za bardzo sie kochamy" a ja dodalam "mow za siebie":))))

      Usuń
    3. Ja też chętnie się godzę, jak mi na czymś niezbyt zależy, niech się chłop cieszy. Ale na ręczne sterowanie na pewno się nie zgodzę. Ja sobie ten mój mąż chce dziwaczeć, to proszę bardzo, ale niech sobie znajdzie taką formę dziwaczenia, która będzie dla mnie do przyjęcia. Ja nie wiem, jak to jest, że ci nasi mężowie tacy podobni. Artur jak widzi, że ja się nie wtrącam, to 10 razy dopytuje, czy będzie dobrze, ale jak mam jakieś uwagi nie po jego myśli, to od razu głuchnie.

      Usuń
  7. Dziś zakisiłam, ale nie na zimę. Nawet nie miałabym tego gdzie trzymać. Daję tylko: sól, koper, czosnek,1łyżkę soli ma 1 litr i zalewam świeżo zagotowaną, gorącą jeszcze wodą. I nie są nigdy miękkie. Tak samo kisiłam kiedyś owe 52 słoiki na zimę- po 1 na tydzień.Mojemu to nawet nigdy na myśl nie wpadło,żeby mi coś w sprawach kuchennych doradzić- chyba kuchnia to było coś poniżej jego godności;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla odmiany mój mąż odwrotnie. Zawsze uważał, że obnoszenie się przez mężczyzn, że oni do kuchni nie zaglądają, bo nawet wodę przypalą, że to nie najlepiej o nich świadczy. Dlatego potrafi zrobić wszystko. Jak byłam chora, to nie tylko gotował obiady, ale też piekł pierniki, bo lubi. Jak jego kolega dociekał, jak on to robi, to powiedział mu, że to proste. Skoro umie się czytać i ma się dostęp do przepisów, to trzeba być kretynem, żeby sobie nie poradzić z gotowaniem, a on za kretyna się nie uważa.

      Usuń
  8. Jak mi mój raz w gary wlazł z "dobrymi radami" i walnęłam patelnią o glebę i ciężkim słowem. Nienawidzę, jak ktoś 'chce dobrze' i udziela rad niepytany, robię się od tego wredna bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj, to mamy tak samo. Ja też zamiast wdzięczności mam ochotę zdzielić doradcę patelnią przez łeb. Na razie nie walczę patelnią, ale mówię, wiesz lepiej zrób sam. Parę razy dzięki temu wymigałam się od mieszania w garach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha moj ma patelnie obiecana i to nie byle jaka patelnie ale zeliwna:)))

      Usuń
    2. Ja na razie też obiecuję, ale na miejscu mojego chłopa, to byłabym czujna, bo ja słowna jestem)))

      Usuń
  10. U mnie jest tak, że jak ja gotuję, to mąż nie ma prawa się wtrącać, jak on gotuje, a robi to naprawdę świetnie, to ja nawet nie wchodzę do kuchni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mój mąż gotuje, to też się nie wtrącam, bo wiem, jakie to wkurzające mieć za plecami dyrygenta. Moja Mama mnie tak uczuliła, bo potrafiła stać mi za plecami i mówić, że nie w tę stronę łyżką mieszam. Do tej pory mąż respektował zasadę, że się wzajemnie nie przerabiamy. Ale ostatnio za bardzo chce się rządzić, a ja nie zamierzam się stosować, bo ja tam za wolnością jestem i w razie czego patelnią będę wolności bronić.

      Usuń