Szukaj na tym blogu

niedziela, 6 stycznia 2013

W drodze - Święto Trzech Króli

-->






-->
                                
Święto Objawienia Pańskiego, popularnie zwane Świętem Trzech Króli. Ulicami mojego miasta, tak jak w wielu innych miast Polski, przeszedł orszak, którym podążali królowie w asyście tłumu wiernych i gapiów. Ten przemarsz, rozpoczęty na Zamku a zakończony w lubelskiej Archikatedrze, dla katoloków miał mieć znaczenie religijno-symboliczne zaś dla reszty mieszkańców kulturowe, ot taki kolorowy happening z kolędową oprawą muzyczną.

Niestety nie mogę powiedzieć jak się udało to przedsięwzięcie, bo nie byłam i nie widziałam. Zostałam w domu, bo moja religijność ma znikomy pierwiastek tradycji. Nic na to nie poradzę, że wolę bardziej refleksyjne podejście do wiary i nie kręcą mnie ludyczno-tradycyjne sposoby jej manifestowania. Tak mam i już.

W to święto, dla katolików trzecie pod względem ważności po Bożym Narodzeniu i Wielkanocy, ograniczyłam się do udziału we mszy świętej i rozważaniu jaki ma dla mnie sens to, że przed tysiącami lat na niebie zajaśniało światło, które wskazywało drogę do Boga.

Starotestamentowy prorok Izajasz widzi, jak do wielkiej Światłości idą królowie zaś dla ewangelisty św. Mateusza za gwiazdą podążają magowie tj. mędrcy. Oczywiście pomiędzy królami i mędrcami jest duża różnica. Królowie mają władzę i bogactwo a mędrcy tylko mądrość, która w świecie nie jest tym, co powszechnie uważa się za najcenniejsze.

Czym więc dla mnie jest dzisiejsze Święto? Okazją, żeby po raz kolejny wejść na drogę, którą  będę szła do Boga, żyjąc -najlepiej jak umiem- wśród ludzi. Wiem, że jak chcę iść tą drogą, to muszę się pogodzić z tym, że nie będzie łatwo. Ale spróbuję. Tak, jak próbowałam już wiele razy. Wierzę, że z każdą próbą jestem bliżej celu i zmieniam się w lepszego człowieka. I tej nadziei będę się trzymać.
Na koniec tego wpisu polecam ten tekst: http://wojciechlemanski.natemat.pl/45819,oswietlic-droge  Jak dla mnie – bomba.

czwartek, 3 stycznia 2013

Nowy rok się zaczął a stare licho wciąż nie śpi

Trzeci dzień 2013 roku zaczęłam od mocnej herbaty, żeby w ogóle przejrzeć na oczy. Za oknem szaro-buro i ponuro. Wiatr szarpie gałęziami i pędzi drobne chmurki po wyblakłym niebie. Pogoda zupełnie nie dla mnie, więc serducho ogłosiło pogotowie strajkowe i dygoce, jak uschnięte liście na czubku rosnącej za oknem lipy. I jak w takich okolicznościach realizować noworoczne postanowienia? Cóż, na razie odpowiedzi brak.

 
Żeby nie marnować czasu wzięłam się za pisanie urzędowego pisma dla koleżanki. Przy tej okazji podniosło mi się ciśnienie, bo pismo dotyczy sprawy z gatunku tych, co podnoszą ciśnienie i odbierają wiarę w człowieka. Wychodzi na to, że oszust w Polsce ma się dobrze i nie straszne mu żadne konsekwencje prawne, bo nie ma chętnych żeby go rozliczyć i ukarać. Politycy wciąż zajęci sobą a obywatel ma sobie ze wszystkim radzić sam. Polski standard.

Dla poprawienia nastroju zrobiłam internetową prasówkę, ale tam też nie znalazłam specjalnych powodów do radości. Politycy lecą starą płytą, media nieustannie zajęte nekrocelebrytką zwaną umownie matką Madzi, wszelkiej maści ekonomiści wieszczą koszmary kryzysowej zapaści w gospodarce, więc strach się bać. Co może taki szarak jak ja? Chyba tylko wziąć przykład z dobrego wojaka Szwejka, który wychodził z założenia, że najlepiej siedzieć w gospodzie, popijać piwko i czekać aż szaleńcy sami się uspokoją i sobie pójdą precz.

I jeszcze wiadomość o śmierci Teresy Torańskiej. Dziennikarki, która jest znana każdemu, kto interesuje się literaturą faktu i ludzkimi historiami. Szkoda wielka i żal. Wybitni odchodzą a następców jakoś brak. Torańska pisała o trudnych sprawach, pokręconych ludzkich losach i zawsze robiła to rzetelnie, bez szczucia i obrażania ludzi. Za to szanowali ją również ci, z którymi było jej nie po drodze.

Oj, nie wesoły ten dzisiejszy wpis, ale może jutro będzie lepiej. Póki co, zajmę się sobą i będę pilnowała szczęśliwości na moim kawałku podłogi.

 

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Tłumaczenia i życzenia

-->
Dawno nie zaglądałam na bloga. Oj! Dawno. Przyczyna była prozaiczna – brak czasu. Poza tym, znudziło mnie to ciągłe narzekanie.... nie mam czasu, czas za szybko leci.... itd., itp.
 
Dlatego darowałam sobie kolejne wpisy o tym, z czym nie nadążam albo co zaniedbuję przez to, że doba nijak nie chce mieć więcej godzin a ja więcej siły. 

Co robiłam jak mnie nie było? Skupiłam się na życiu w realu, a miałam się na czym skupiać. Wiele się działo, dobrego i trochę złego też, ale jakoś sobie poradziłam i utrzymałam pion. Dlatego wciąż cieszę się życiem. Tylko, że raz cieszę się mniej a innym razem trochę więcej. 
 
W nowym roku wrócę do pisania bloga, bo... trochę mi tego brakuje, bo parę osób czeka na moje wpisy, bo mam coraz więcej luzów w pamięci a blog może jakoś temu zaradzić. 
 
Wpis inauguracyjny kończę życzeniami udanej zabawy sylwestrowej, szczęśliwego Nowego Roku i pozostałych 364 dni, które nastąpią po nim. Niech w tym nadchodzącym 2013 roku zdrowie Wam dopisuje, pech i kryzys Was omijają a 13 w dacie okaże się jednak wyjątkowo szczęśliwa.

środa, 28 marca 2012

Życie w realu mnie pochłonęło


Życie w realu tak mnie pochłonęło, że coraz rzadziej zaglądam na bloga. Tyle się dzieje, że nie wiem od czego najpierw zacząć pisać, więc nie zaczynam wcale. Poza tym trochę dosyć mam siedzenia przy komputerze a niestety muszę, bo zaczęłam robotę i muszę ją przed świętami skończyć.

No właśnie. Idą Święta. Znowu trzeba przewrócić dom do góry nogami i nagotować mnóstwo żarcia. Niestety jak większość kobiet zwykle ulegam owczemu pędowi i wpadam po uszy w tradycję. A tak okropnie mi się nie chce tego robić... Więc może w tym roku uda mi się przełamać trochę kretyńskie podejście do świąt i nie będę musiała dojadać świątecznych resztek. A co do sprzątania, to z umiarem ale posprzątam, bo wiosenne porządki przydadzą się mojemu domowi.

piątek, 23 marca 2012

Buty na szpili, kręgosłup na szpilkach

Wczoraj umówiłam się z koleżanką na zakupy. Ja chciałam sobie kupić jakieś buty a ona planowała jakikolwiek zakup na pocieszenie, bo miała kiepski humor. Wziąwszy pod uwagę, że mieszka naprzeciw cmentarza pocieszenie należy się jej jak psu miska. Po drodze nie minęłyśmy obojętnie żadnego sklepu, ale było to całkiem niepotrzebne, bo wszędzie ten sam towar. Butów w końcu nie kupiłam, bo miałam do wyboru jedynie baleriny albo czółenka na wielgaśnych obcasach. Trudno. Baleriny już mam a na szczudłach chodzić nie zamierzam, bo dbam o kręgosłup. Jednak, całe hordy młodych dziewczyn i już nie młodych kobiet szlifują nierówne chodniki gigantycznymi szpilami. Zabawnie to wygląda jak idzie taka elegantka na zgiętych kolanach z wypiętym kuprem i z każdym krokiem walczy o utrzymanie równowagi. No, stety czy niestety, na wysokich obcasach trzeba umieć chodzić. A ponieważ nie każdy to potrafi na ulicach mamy całkiem darmową rozrywkę w wykonaniu różnej maści połamańców walczących z grawitacją i przy okazji śmieszących obserwujących je ludzi. Całkiem inną sprawą jest to, że duża część z tych szalenie modnych kobiet będzie musiała zaznajomić się z ortopedą, bo żaden kręgosłup nie zniesie bez szwanku takiej eksploatacji. Kiedyś tak wysokie obcasy nosiło się tylko na okazje a teraz ganiania się na nich po kilkanaście godzin. Często, gęsto wlokąc ogromne siaty albo pchając dziecinny wózek. A to ani zdrowe, ani ładne, ani seksowne.