Szukaj na tym blogu

piątek, 14 listopada 2014

Mam postulat tzn. propozycję, wniosek, życzenie, żądanie

Nie kupujmy
marzeń
jak mebli,
nie bądźmy
zanadto
przebiegli,
nie wstydźmy się własnej nagości,
tylko dajmy, dajmy, dajmy się zaskoczyć miłości.
Nie paktujmy
z panem Bogiem,
z panem diabłem,
nie mówmy,
że jest głupie,
to co nagłe,
zamknijmy stare życie
na klucz, na dwa,
wystarczy spuścić ze smyczy
to słowo "ja", "ja", "ja"...
Nie kupujmy
nieba
na kredyt,
nie planujmy
szczęścia
ni biedy,
nie grajmy w dwa życia jak w kości,
tylko dajmy, dajmy, dajmy się zaskoczyć miłości.
Niech przyjdzie
zbyt nagle
zdyszana,
niech nie da
dotrwać
do rana,
niech przyjdzie nie na czas,
nie w porę,
niech krzyknie: "Gore... gore, gore, gore..."
Zamknijmy stare życie
na klucz, na dwa, na trzy,
wystarczy spuścić ze smyczy
to słowo, jedno słowo: "my", "my", "my"...
Niech przyjdzie
znienacka
zdyszana,
niech nie da
doczekać
do rana,
niech przyjdzie
nie na czas,
nie w porę,
niech krzyknie:
"Gore, gore, gore, gore! 


Nie kupujmy
marzeń
jak mebli,
nie bądźmy
zanadto
przebiegli,
nie wstydźmy się własnej nagości,
tylko dajmy, dajmy, dajmy się zaskoczyć miłości.
Nie paktujmy
z panem Bogiem,
z panem diabłem,
nie mówmy,
że jest głupie,
to co nagłe,
zamknijmy stare życie
na klucz, na dwa,
wystarczy spuścić ze smyczy
to słowo "ja", "ja", "ja"...
Nie kupujmy
nieba
na kredyt,
nie planujmy
szczęścia
ni biedy,
nie grajmy w dwa życia jak w kości,
tylko dajmy, dajmy, dajmy się zaskoczyć miłości.
Niech przyjdzie
zbyt nagle
zdyszana,
niech nie da
dotrwać
do rana,
niech przyjdzie nie na czas,
nie w porę,
niech krzyknie: "Gore... gore, gore, gore..."
Zamknijmy stare życie
na klucz, na dwa, na trzy,
wystarczy spuścić ze smyczy
to słowo, jedno słowo: "my", "my", "my"...
Niech przyjdzie
znienacka
zdyszana,
niech nie da
doczekać
do rana,
niech przyjdzie
nie na czas,
nie w porę,
niech krzyknie:
"Gore, gore, gore, gore!..." tekst poezja-spiewana.pl

Dajmy się zaskoczyć miłości - jak pisze Agnieszka Osiecka. Szczególnie wtedy, gdy już niewiele się spodziewamy... po życiu, po tych, co są obok i po nas samych. Jak to zrobić? 

Na początek trzeba szerzej otworzyć serce, żeby mogło objąć nas i tych, których chcemy do niego zaprosić. Zauważcie, że serce to jakby dwa rozpostarte skrzydła, ja wierzę, że anielskie.


 
obrazy złowione w sieci

Nie kupujmy
marzeń
jak mebli,
nie bądźmy
zanadto
przebiegli,
nie wstydźmy się własnej nagości,
tylko dajmy, dajmy, dajmy się zaskoczyć miłości.
Nie paktujmy
z panem Bogiem,
z panem diabłem,
nie mówmy,
że jest głupie,
to co nagłe,
zamknijmy stare życie
na klucz, na dwa,
wystarczy spuścić ze smyczy
to słowo "ja", "ja", "ja"...
Nie kupujmy
nieba
na kredyt,
nie planujmy
szczęścia
ni biedy,
nie grajmy w dwa życia jak w kości,
tylko dajmy, dajmy, dajmy się zaskoczyć miłości.
Niech przyjdzie
zbyt nagle
zdyszana,
niech nie da
dotrwać
do rana,
niech przyjdzie nie na czas,
nie w porę,
niech krzyknie: "Gore... gore, gore, gore..."
Zamknijmy stare życie
na klucz, na dwa, na trzy,
wystarczy spuścić ze smyczy
to słowo, jedno słowo: "my", "my", "my"...
Niech przyjdzie
znienacka
zdyszana,
niech nie da
doczekać
do rana,
niech przyjdzie
nie na czas,
nie w porę,
niech krzyknie:
"Gore, gore, gore, gore!tekst poezja-spiewana.pl
Nie kupujmy
marzeń
jak mebli,
nie bądźmy
zanadto
przebiegli,
nie wstydźmy się własnej nagości,
tylko dajmy, dajmy, dajmy się zaskoczyć miłości.
Nie paktujmy
z panem Bogiem,
z panem diabłem,
nie mówmy,
że jest głupie,
to co nagłe,
zamknijmy stare życie
na klucz, na dwa,
wystarczy spuścić ze smyczy
to słowo "ja", "ja", "ja"...
Nie kupujmy
nieba
na kredyt,
nie planujmy
szczęścia
ni biedy,
nie grajmy w dwa życia jak w kości,
tylko dajmy, dajmy, dajmy się zaskoczyć miłości.
Niech przyjdzie
zbyt nagle
zdyszana,
niech nie da
dotrwać
do rana,
niech przyjdzie nie na czas,
nie w porę,
niech krzyknie: "Gore... gore, gore, gore..."
Zamknijmy stare życie
na klucz, na dwa, na trzy,
wystarczy spuścić ze smyczy
to słowo, jedno słowo: "my", "my", "my"...
Niech przyjdzie
znienacka
zdyszana,
niech nie da
doczekać
do rana,
niech przyjdzie
nie na czas,
nie w porę,
niech krzyknie:
"Gore, gore, gore, gore!tekst poezja-spiewana.pl
Nie kupujmy
marzeń
jak mebli,
nie bądźmy
zanadto
przebiegli,
nie wstydźmy się własnej nagości,
tylko dajmy, dajmy, dajmy się zaskoczyć miłości.
Nie paktujmy
z panem Bogiem,
z panem diabłem,
nie mówmy,
że jest głupie,
to co nagłe,
zamknijmy stare życie
na klucz, na dwa,
wystarczy spuścić ze smyczy
to słowo "ja", "ja", "ja"...
Nie kupujmy
nieba
na kredyt,
nie planujmy
szczęścia
ni biedy,
nie grajmy w dwa życia jak w kości,
tylko dajmy, dajmy, dajmy się zaskoczyć miłości.
Niech przyjdzie
zbyt nagle
zdyszana,
niech nie da
dotrwać
do rana,
niech przyjdzie nie na czas,
nie w porę,
niech krzyknie: "Gore... gore, gore, gore..."
Zamknijmy stare życie
na klucz, na dwa, na trzy,
wystarczy spuścić ze smyczy
to słowo, jedno słowo: "my", "my", "my"...
Niech przyjdzie
znienacka
zdyszana,
niech nie da
doczekać
do rana,
niech przyjdzie
nie na czas,
nie w porę,
niech krzyknie:
"Gore, gore, gore, gore!tekst poezja-spiewana.pl

wtorek, 11 listopada 2014

Świętowałam...



Obchodziłam Dzień Niepodległości, w przenośni i dosłownie, bo tak się nałaziłam, że nogi wchodzą mi pod pachy. Ponad trzy godziny spędziłam z wnukiem na głównych uroczystościach pod pomnikiem Piłsudskiego na Placu Litewskim. Przemowy włodarzy miasta i delegacje z wieńcami uznałam za stratę czasu, więc pominęliśmy ten punkt programu.

Moim zdaniem jeden wieniec od wdzięcznych Obywateli w zupełności by wystarczył , bo szacunek i pamięć nie ma żadnego związku z ilością badyli złożonych pro forma. Drętwe przemowy „ku czci” też można by ograniczyć na korzyść rozmów z ludźmi przybyłymi na uroczystości. Żeby ułatwić nawiązanie kontaktu pomiędzy rządzącymi a rządzonymi, zaproszonymi honorowymi gośćmi a zwykłymi mieszkańcami, można by zatrudnić osoby działające w charakterze animatorów. W ogóle powinno być mniej pompy a więcej porozumienia, wspólnej zabawy i radości.

Ale, że było jak zawsze, darowaliśmy sobie celebrę i skupiliśmy się na atrakcjach przeznaczonych dla dzieci tj. oglądaniu wozów straży pożarnej, pojazdów straży granicznej, wojskowych wozów bojowych, prezentacja broni. Daniel okazał się być początkującym pacyfistą, bo broń prezentowana przez żołnierzy nie interesowała go wcale. Podobała mu się orkiestra wojskowa i koniecznie chciał obejrzeć z bliska każdy instrument. Podczas defilady piał z zachwytu nad konikami i chorągwiami a na żołnierzy nie zwracał uwagi. Wyjątek stanowiła husaria, na widok której krzyknął zachwycony: „Babciu, babciuuu pats, zielazne … aniołki na konikach i jakie kaski majom...” Najwyraźniej skupił się wyłącznie na srebrnych skrzydłach, bo nie zauważył, że jeden aniołek miał wąsy. Komentarz Daniela zirytował stojącego obok pana, który westchnąwszy głęboko popatrzył na mnie jak na dewotkę, która ciąga dziecko po kościelnych kruchtach, pokazuje mu badziewne aniołki zamiast zaszczepiać w chłopaku męskie zainteresowania. Panu się nie podobało, ale ja się cieszę, że małego najbardziej interesowały szczegóły techniczne samochodów a w karabinach, pistoletach i bagnetach nie widział nic interesującego. Tym bardziej, że Daniel ma bardzo wojowniczą naturę, więc chyba lepiej żeby nie bawił się w wojnę.

A tak na marginesie, kiedy córka zastanawiała się jak nazwać syna, sądziła, że jej dziecko będzie delikatne i zbyt wrażliwe, więc trzeba mu pomóc nadając mocne imię. Zdecydowała się na Daniela, bo hebrajskie znaczenie tego imienia brzmi: sędzią moim jest tylko Bóg. I stało się - choć trudno przesądzić co zadziałało bardziej: geny po dziadkach czy magia imienia - mały Danielek ma mocny charakter i zachowuje się tak, jakby był pierwszy po Bogu. A że jest przy tym czarujący, to niełatwo mu się oprzeć.



 





























Bardzo lubię te nasze spacery i pogaduchy, piosenki śpiewane na całe gardło i śmichy-chichy przy byle okazji... i dzisiaj wszystko to miałam. Cóż, nie da się ukryć, że ten mały otwiera mi lufcik do nieba... Szczególnie kiedy mówi konspiracyjnym szeptem:”Ty kookam babcie. Uhm.”


Jak do tych słodkości dodać jeszcze to, że uczciłam historycznie ważną rocznicę, pokazałam wnukowi kawałek świata i pobyłam klika godzin na świeżym powietrzu, to dzień 11 listopada był bardzo udany.

poniedziałek, 10 listopada 2014

Patrzę...
















 
Autoportret subiektywny Macieja „Ossian” Kozakiewicza

„Urodziłem się w.... roku. Była zima więc mróz skrzypiał za oknem i było biało. Kiedy nassałem się mleka zacząłem raczkować i podglądać świat przez okno na pierwszym piętrze, był kolorowy. Chodziłem do szkoły, dorastałem w kinie, w bibliotece, w kościele, w domach ciotek i przypadkowych znajomych. Przybywało mi wagi. Rodzice, jak wszyscy rodzice byli zajęci zarabianiem pieniędzy więc spotykaliśmy się w niedziele, przy rosole. Pozostawiony sobie i światu zacząłem buntować się przeciw pozorom. Chciałem za wszelką cenę zerwać z ludzi i świata maskę, ale do dziś nie udało mi się. W piętnastym roku życia nauczyłem się pływać i płynę do dzisiaj. Topiłem się dopiero siedem razy i mam jeszcze wszystko przed sobą ... A więc piłem, jadłem, spałem, kłamałem... Gdzieś po drodze znalazłem czas żeby nauczyć się angielskiego Gdzieś po drodze znalazłem czas żeby zrozumieć teksty Stonesów i Doorsów Gdzieś po drodze znalazłem czas żeby przeczytać Miltona, Plath, Cortazara, Marqueza, Eco, Freuda Gdzieś Gdzieś po drodze znalazłem czas żeby kupić sobie maszynę do pisania i zacząć pisać donosy na świat Gdzieś po drodze znalazłem czas żeby powiedzieć rodzicom co o tym wszystkim myślę Gdzieś po drodze znalazłem czas żeby przestać wierzyć w Boga Gdzieś po drodze znalazłem czas żeby zacząć wierzyć w Boga Gdzieś po drodze znalazłem czas żeby kochać Gdzieś po drodze znalazłem czas żeby nienawidzić Gdzieś po drodze znalazłem czas żeby zobojętnieć Gdzieś po drodze znalazłem czas żeby pomarszczyć sobie serce, rozum nawet twarz Lecz nigdy nie znalazłem czasu żeby dowiedzieć się po co... „

A ja, drepcząc swoją drogą, natrafiłam na obrazy, które wyszły spod ręki tego artysty i posłodziłam sobie nimi dzisiejszy dzień. Dziękuję za magię i przyjemność patrzenia.
































 
 
















 



















Jest dobrze...



 


















Kartezjuszowskie: „Cogito ergo sum” to rzeczywiście jedyny dowód mojego istnienia. Sprawy niecierpiące zwłoki leżą odłogiem i ja leżę odłogiem z cierpiącymi przyszłymi zwłokami. Na więcej mnie nie stać. Ale... jest miło, uśmiecham się do swoich myśli, bo pierwszy raz od wielu dni jest mi dobrze, mimo bolicosiów. Jakiś pstryczekelektryczek przełączył zasilanie mojego mózgu i zamiast melancholii zatopiłam się w błogim spokoju i marzeniach. Czy trzeba więcej? Cieszę się i to jest wszystko, co mam do zrobienia, przynajmniej dziś.































obrazy złowione w sieci

sobota, 8 listopada 2014

Czytam...

































Powoli wracam do żywych, ale na działanie siły brak, więc wykorzystuję czas na czytanie. Skończyłam „Gry małżeńskie”, opowiadające historię pisarki, która zabiła męża i trafiła na dziewięć lat do więzienia. Fabuła tej książki ciekawa, ale  przedstawione postaci jakieś takie przerysowane, wpasowane w sztywne schematy, okrutnie wynaturzone, motyw zabójstwa, jak dla mnie, trochę wydumany, więc trochę mnie ta książka rozczarowała.  Za to „Miłośnica” będąca fabularyzowaną biografią Krystyny Skarbek, szpiega brytyjskiego wywiadu SOE, powaliła mnie na kolana. Przeczytałam ją jednym tchem i uważam, że to jeden z najlepszych utworów Nurowskiej. Dzisiaj zaczęłam czytać „Pożądanie mieszka w szafie” Piotra Adamczyka. To to pierwsza książka tego autora, ale mam nadzieję, że nie ostatnia.
 

Bardzo spodobał mi się ten fragment: „W internecie jest jak w „Państwie” Platona. Człowiek nie widzi prawdziwych rzeczy, ludzi, zjawisk, lecz złudzenia i cienie. U Platona ludzie siedzieli w jaskini i patrzyli na ścianę przed sobą. Za nimi palił się ogień. Między ogniem a nimi działa się rzeczywistość. Nie widzieli jej, bo byli do niej odwróceni plecami. Widzieli tylko cienie, które na ścianę rzucał płonący z tyłu ogień. Układali z nich swój złudny świat, nigdy nie poznając prawdziwego. Tak Platon przewidział istnienie świata wirtualnego, dziś w nim żyjemy jak jego ludzie w jaskini. Internet to współczesna jaskinia Platona. Tworzymy rzeczywistość ze swoich wyobrażeń. Budujemy światy, które nie powstają, wskrzeszamy ludzi, którzy nie istnieją. W świecie wirtualnym możemy być młodzi, piękni i bogaci. Nie mamy krzywych nóg ani cellulitu, próchnicy, kurzajek ani hemoroidów, zmarszczek, pryszczy na nosie, dziurawej skarpety, niewyprasowanej koszuli, nieświeżego oddechu. Nie wydzielamy brzydkich zapachów, lecz pięknie pachniemy. Możemy urosnąć o dziesięć centymetrów, schudnąć o dwadzieścia kilogramów. Możemy latać. A tam, po drugiej stronie klawiatury siedzą mieszkańcy jaskini Platona, którzy nam wierzą.”



Trafione w punkt, mogłabym się podpisać pod tymi słowami. To przerażające jak wielu ludzi jest uzależnionych od internetu i poza wirtualnym światem nie potrafi utrzymywać społecznych relacji. Internet, jak lustro, odbija naszą narcystyczną rzeczywistość, w której dominuje fałszywe self i rozbuchany do granic wytrzymałości konsumpcjonizm. Na różnych portalach społecznościowych można obserwować monidła będące odwrotnością schowanego za zasłoną portretu Doriana Graya. Smutne to wszystko... i jakieś nienormalne. Ludzie zamiast żyć zadowalają się pozorowaniem udanego życia...



obrazy złowione w sieci