Bliżej nieznany mi Zbigniew Różanek powiedział coś, pod czym mogłabym się podpisać obiema rękami:” Wiara plus nadzieja to furtka dla możliwości.” Tak to już jest, że najpierw trzeba uwierzyć, żeby móc pójść dalej i odnaleźć możliwości.
Spraktykowałam to na sobie, kiedy po półrocznym bezrobociu szukałam pracy. Trafiłam na ogłoszenie firmy kredytowej, która szukała pracowników. Podczas wstępnej rozmowy, po kilkunastu pytaniach na temat moich umiejętności, zapytano mnie jak u mnie z obsługą komputera. Ciarki przeszły mi po plecach, bo ja komputer widziałam na kursie trwającym osiem godzin. Dla wyjaśnienia dodam, że było to wiele lat temu, kiedy komputery nie były tak wszechobecne. Ale. Chciałam dostać tę pracę, więc uwierzyłam, że dla chcącego nic trudnego i odpowiedziałam, że potrafię obsługiwać komputer. W ten sposób przeszłam pierwszą selekcję i dostałam skierowanie na dalszy etap rekrutacji do centrali firmy. Jadąc wiele godzin pociągiem, uczyłam się z kartki, jak wygląda klawiatura komputera i jakie funkcje mają poszczególne klawisze.Miałam nadzieję, że jakoś sobie poradzę.
Gdy dotarłam na miejsce byłam napięta a w głowie miałam totalną pustkę. Baśka, nie napinaj się jak gumka w majtkach, bo pękniesz i będzie wstyd – mówiłam do siebie. Nie wiem, czy to gadanie ze sobą mi pomogło, ale przed komisją kwalifikacyjną wypadłam na tyle dobrze, że zakwalifikowano mnie do końcowego egzaminu weryfikacyjnego. Po nieprzespanej nocy prosto z hotelu pojechałam na egzamin. Do dziś nie wiem, jak ja to zrobiłam, ale siadłam do komputera i sprawnie obsługiwałam program, który pokazał mi jeden z pracowników firmy.
Pracę dostałam. Po prostu nie bałam się otworzyć sobie furtki. W firmie przepracowałam kilka lat i bardzo dobrze tę pracę wspominam. Byli tam fajni ludzie, zarabiałam dobre pieniądze, a potem awansowałam na kierownicze stanowisko. A wszystko dzięki temu, że byłam wystarczająco zdeterminowana, żeby dać sobie szansę.