Szukaj na tym blogu

środa, 18 listopada 2020

Ciut, ciut samokrytyki i donos na męża

Niestety mam jak ta pani z powyższej ilustracji - latek przybywa a klepek ubywa. Kiedyś byłam stateczna, poukładana, zawsze na miejscu i zawsze zgodne z metryką. Już nie jestem,  bo na starość zaczęłam się psuć. Niestety albo właśnie jak najbardziej stety.  Wiem, wiem starość to żadne wytłumaczenie ani sprawa kalendarzy, bo jak mówił poeta: "jedni są wiecznie młodzi, drudzy wiecznie starzy". Ale, to właśnie z wiekiem tak mi się porobiło, że mówię rzeczy, które kiedyś były nie do pomyślenia i czasami zachowuję się niepoważnie. I nawet nie bardzo się tym przejmuję. Nie psuję się sama, bo do towarzystwa mam męża, który też coraz bardziej popsuty. No, ale przecież wiadomo, że kto z kim przestaje, takim się staje. A mój mąż jest narażony na moje towarzystwo od 44 lat, to miałam dużo czasu, żeby go popsuć. Na dokładkę jeszcze ten wirus, który nie robi nam dobrze pod każdym względem.

Sytuacja epidemiczna sieje w naszej chałupie olbrzymie spustoszenie, bo jesteśmy na siebie skazani przez 24 h , więc musimy nieustannie wprowadzać się w hahaha, bo inaczej byśmy się pozabijali. I tak z mniejszym, czy większym powodzeniem obalamy z chłopem mity, że na starość człowiek mądrzeje.

Najwyraźniej nas statystyki nie obejmują, bo jakoś mądrzejsi się nie czujemy. Za to często gadamy od rzeczy i śmiejemy się jak głupi do sera.

Mówi się, że człowiek mądry najpierw pomyśli, a potem mówi. I kiedyś tak właśnie miałam. Czasami myślałam tak długo  (rozważając co mam powiedzieć, analizując, czy kogoś tym co powiem nie urażę), że nie było sensu się odzywać, bo sprawa stawała się nieaktualna. Teraz mam odwrotnie, zanim pomyślę i się zastanowię, to już mówię. Mało tego, tak jak mam teraz bardziej mi pasuje. Chociaż bywa, że wzięta z zaskoczenia jednak nie zdążę kłapnąć dziobem, ale przynajmniej nieładnie sobie pomyślę. Ostatnio taka sytuacja przydarzyła  mi się podczas wieczornego spaceru. Chodziłam sobie dokolusia wokół skwerku, żeby nie mijać się z ludźmi na osiedlowych alejkach. Na uszach miałam słuchawki, a maseczkę opuszczoną na brodę, bo nie po to wyszłam się dotlenić, żeby w maseczce wdychać to co wydycham. 

Nagle jakieś trzy metry ode mnie pojawił się dziadek, który wymachując laską coś krzyczał. Nie dam głowy, czy nie ten sam, który wojował ze mną o drogę. Wyrwana z nokturnów Szopena w pierwszym odruchu zdjęłam słuchawki, żeby usłyszeć, czego ode mnie chce.  

 - A pani to co?! Gdzie ma maseczkę?!!! Gdzie! - wrzeszczał  w swoją maseczkę co sił w płucach.

Zrobiłam w tył zwrot i szybko się oddaliłam, żeby nie ryzykować, że dziadka ze złości trafi szlag albo przygrzmoci mi laską. Jednak zaraz odezwała się moja wredna natura, więc odpowiedziałam w myślach: A pani to twoje krzyki i maseczkę ma w dupie złośliwy dziadku. Łażę w kółko jak więzień na spacerniaku, żeby nikomu w drogę nie wchodzić, to dziad przylazł, żeby się kogoś czepić. Jak chciał spacerować po skwerku, to mógł trzymać dystans albo pójść na skwerek obok. A może właśnie nie mógł, bo następny skwerek był pusty, więc tetryk nie miałby kogo się czepić. Niewykluczone, że to był jakiś ormowiec, który przypomniał sobie stare czasy i chciał po obywatelsku porządzić. Nieważne, po raz kolejny przekonałam się, że nie lubię emerytów. I to nie jest specjalnie normalne, bo sama jestem emerytką i mam w domu emeryta, ale ja nigdy nie upierałam się przy tym, że jestem normalna. Żeby nie przesadzać za bardzo z samokrytyką, to dla odmiany doniosę na męża. Bo jak powszechnie wiadomo, mężczyzna im starszy, tym bardziej winny... wszystkiego. 

Mój mąż przez wiele lat robił za rycerza i bronił mnie jak umiał. Niestety teraz się zepsuł. W lecie to nawet komara nie chciał zabić, żeby ten bzyczący dziad mnie w nocy nie gryzł. A że komara z chałupy wyprosić się nie da, to sama musiałam z gazetą latać. 

- Wiesz co Artur, nie spodziewałam się, że kiedyś komar będzie dla ciebie ważniejszy niż mój spokój. Chyba muszę się na ciebie obrazić - powiedziałam lekko wkurzona, bo kicanie po krzesłach nie robi dobrze moim kolankom, a komary przezornie siadają wysoko. Jednak bardziej niż komary irytuje mi utrata rycerskości u męża.

- Nie wiem, o co masz pretensje. Jak ty brzęczysz, to też za tobą z gazetą nie latam - odpowiedział mąż wzruszając ramionami. 

No to strzeliłam focha, ale żeby było sprawiedliwie, to muszę przyznać, że covid bardzo uruchomił mi brzęczenie, śrubki w mózgu mi się chyba poluzowały. No, ale jak tu nie brzęczeć, jak wieści ze świata przygnębiające, kontakty towarzyskie w zaniku i chłop kręci mi się cały czas po chałupie. I jakby tego było mało, że wciąż po chałupie łazi posuwistym krokiem emeryta, to jeszcze łazi nieogolony.

- Artur, dlaczego ty się nie golisz? - spytałam któregoś dnia.

- Pod maseczką nie widać, że jestem nieogolony.

- W domu maseczki nie nosisz, wiec ja widzę.

- Ale przecież my się znamy, to nie musisz mi się przyglądać.

- To może przestań się myć, to  będziemy się jeszcze poznawać po zapachu.

- Chyba żartujesz.

- No popatrz, a ja myślałam, że ty na poważnie chcesz robić za dziada.

I na tym rozmowa się skończyła, ale na drugi, trzeci i czwarty dzień sytuacja była constans i mąż zarastał włosiem coraz bardziej. Pomyślałam wiec, że trzeba jakoś ogarnąć ten temat bez otwartej wojny o golenie brody, bo na prowadzenie wojen to ja jestem jednak za leniwa.

- Artur, jak nie chcesz się golić, to chociaż podgól delikatnie zarost przy policzkach, żeby nadać kształt brodzie - zaproponowałam kompromisowe wyjście z sytuacji.

- Po co? - zapytał głupio mąż, bo widocznie chwilowo cała mądrość poszła mu w brodę.

- Po to, żebyś wyglądał jak facet z brodą, a nie zarośnięty dziad. Ogarnij się chłopie, bo ty nie jesteś Rumcajs, a ja nie Hanka. Nie masz też Rzacholeckiego Lasu, więc musisz mieszkać ze mną, a ja zaniedbanych dziadów nie lubię - powiedziałam, podając mu maszynkę do golenia. Bo ja mogę iść na ustępstwa, ale on też powinien. 

Jednak to nie koniec tematu, bo mąż owszem brodę podgolił, ale z zemsty napuścił na mnie sąsiada. Sąsiad ma 84 lata, jest wścibski, lubi sobie porządzić i ma zerowe poczucie humoru.

- Sąsiad brodę zapuszcza? - zaczepił Artura na schodach. 

- No zapuszczam.

- Panie, po co panu broda? Człowiek z brodą to staro wygląda - straszył sąsiad.

- Widzi pan, żona oszczędza i nie daje mi pieniędzy na żyletki.

-To niedobrze. Ale nożyki nie są takie drogie, a z brodą to paskudnie się wygląda - powiedział sąsiad patrząc na mnie krytycznie. 

Już chciałam powiedzieć, że paskudnie można wyglądać też bez brody, wiem po sobie, ale mąż mnie ubiegł i odezwał się pierwszy.

- No źle, ale co pan zrobisz? Na żyletki pieniędzy nie daje, golić się przy pomocy benzyny i mokrego ręcznika nie pozwala, to człowiek zarasta.

- Jak żeś pan  chciał się golić benzyną i ręcznikiem? - zainteresował się sąsiad, bo pal sześć broda jak pożar w bloku można zrobić.

- Normalnie. Smarujesz pan gębę benzyną, nachylasz się nad palnikiem kuchenki i gasisz mokrym ręcznikiem.

Sąsiad tylko pokręcił z niedowierzaniem głową zaś ja wciągnęłam męża do domu, bo przez czas tej  sąsiedzkiej konwersacji zdążyłam otworzyć drzwi.

- Artur, ty chyba zgłupiałeś. Przecież on to twoje gadanie bierze na serio.

- I dobrze. Jak będę chciał ci założyć Niebieską Kartę, to będę miał świadka, że stosujesz wobec mnie przemoc ekonomiczną.

- A jak ja będę chciała, to żaden świadek ci nie pomoże, jak zastosuję przemoc fizyczną - zagroziłam. Mąż znowu wzruszył ramionami i sobie poszedł. Zastanawiam się czy on tymi ramionami tak często wzrusza, bo na starość ma problem z argumentacją, czy może wymyślił sobie taki wkurzający rodzaj gimnastyki. Bo na to, że się mnie boi niestety liczyć nie mogę. Całe życie był nieusłuchany, a na starość jeszcze to nieusłuchanie mu się pogłębia.

Następnego dnia spotkałam sąsiada przed blokiem.

-  Sąsiadko, niech sąsiadka da sąsiadowi pieniądze na maszynkę do golenia - powiedział sąsiad przystając, bo najwyraźniej liczył się z tym, że potrzeba czasu, żeby mnie przekonać. I tu się przeliczył.

- Dobrze, dam - powiedziałam i szybko weszłam do klatki. 

- Co sąsiad chciał? - zapytał mąż, który widział nas przez okno.

- Nic takiego. Zastanawiał się, jak będzie z tym goleniem. Uspokoiłam go, że jak się zapalisz przy goleniu, to zamknę cię w łazience, żeby się chałupa nie zajęła.

- I co on na to? 

- Powiedział, żebym cię nie gasiła.

- W konia mnie robisz. Nie powiedział tak - wykazał się resztkami logiki mąż.

- Nie wierzysz mi, to zapytaj sąsiada, w co cię własna żona robi, będziecie mieli przynajmniej o czym pogadać - zamknęłam temat sięgając po książkę.  Mąż oddalił się do swojego pokoju i znowu żyliśmy spokojnym emeryckim życiem. Jednak zło nie śpi i tylko czeka kiedy zaistnieć, ale o tym opowiem następnym razem. I na dzisiaj to by było na tyle.

 

Rysunek złowiony w sieci.


11 komentarzy:

  1. Lubię te Twoje żartobliwe notki a słowne przepychanki z mężem- przezabawne! Zdrówka dla obojga! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ubawiłam się w ten pochmurny dzień.
    Podobno w pewnym wieku też robimy głupstwa tylko wolniej i świadomie:-)
    Z tym opalaniem brody to przypomniał mi się humor sytuacyjny: żona opalała kaczkę denaturatem, resztę płynu wylała do sedesu, mąż chodził na tron z papierosem, a niedopałek wrzucał tez do sedesu, w ten sposób podpalił sobie jajka, gdy przyjechało pogotowie i ratownicy usłyszeli co się stało, to ze śmiechu upuścili nosze i delikwent złamał dodatkowo biodro...

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, jak zaraziłam Cię śmiechem. Tę historię z poparzonym facetem słyszałam i też uśmiałam się do łez. Śmiejmy się, bo trzeba jakoś równoważyć ten zalew smutków.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba kazdy chlop psuje sie mniej lub bardziej na starosc. To tylko nam kobietom bozia pozostawia rozum na swoim miejscu, za to im powoli odbiera. I pamiec odbiera tez. Jak tak dalej pojdzie, uzyje siekiery. Cos mowie, on kiwa madrze glowa, a za 5 minut pyta o to samo. No nie slucha, nie uwaza i jest gorszy od przedszkolaka, a ja mam z wiekiem coraz mniej cierpliwosci, wiec dobije, zamiast sie meczyc. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popatrz, mam podobne zdanie. Może to zabrzmi seksistowsko, ale kobiety są fajniejsze, a już na pewno lepiej się starzeją. Gdyby nie to, że mąż potrafi mnie rozśmieszyć, to już dawno wzięłabym się za wychowywanie go patelnią. Ale nie wiem, jak długo jeszcze będę się tym zadowalać, bo cierpliwość mam na wykończeniu.

      Usuń
  5. Czytając Twoją notkę przypomniałam sobie dowcip: Mąż poczytał poradnik asertywności, wszedł do kuchni i ogłosił od dzisiaj ja tu rządzę, ja decyduję kiedy jemy i kiedy śpimy, a teraz proszę przygotować mi kąpiel, i nie muszę dodawać kto mnie po niej ubierze i uczesze.
    Żona popatrzyła z politowaniem i skomentowała: Jak to kto? Zakład pogrzebowy😂
    Uwielbiam Twoje opowieści małżeńskie😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobre. Dotychczas egzystowaliśmy z mężem na zasadzie paktu o nieagresji i wzajemnej pomocy, ale widzę, że z upływem czasu chłop zaczyna mieć ciągoty do podważania mojej suwerenności i chciałby sobie porządzić. Ale za każdym razem mówię mu, że on się ożenił z niewłaściwą kobietą i sam sobie jest winien wszystkiemu co ze mną ma. W końcu ja mu żony nie wybierałam, wiec jak chce mieć pretensje to do siebie. Kiedyś stwierdził przytomnie, że ta zasada chyba powinna działać w obie strony. To mu wyjaśniłam, że przecież działa - ja nie zmieniłam się tak jak on, wiec ja mogę mieć do niego pretensje, a on też może mieć do siebie pretensje, ja nie zabraniam. Powiedział, że to nielogiczne. No to mu odpowiedziałam, że jak chce się czepiać logiki, to niech się czepi swojej, bo mnie się wszystko zgadza. Niech naprawia ten komu coś szwankuje.

      Usuń
    2. 😂😂😂 cudowna logika. Muszę zacząć stosować😉

      Usuń
  6. To sobie wyobraz, ze ja mam teraz dwoch:))) meza i tescia. Na szczescie jest w tym domu osobne mieszkanie dla tego drugiego. Wspanialy jest jak maz Pantery, nie slucha... ale ja sie nie przejmuje, mowie czyli informuje, a jak on potem pyta to mowie "przeciez mowilam, powtarzac sie nie bede" i sprawa zakonczona. Ta metoda "przeciez mowilam" mozna chlopom wmowic nawet to czego sie nie mowilo i nie maja argumentu na obrone:))
    Moj kilka dni temu jak psioczylam na swiat i takie tam rozne siedzial cierpliwie (nie wiem czy sluchal, bo tego sie stwierdzic nie da) i w koncu zapytal "czy ja juz do konca zycia musze sluchac jak ty sie o wszystko wsciekasz?" na co ja spokojnie odpowiedzialam "byles bardziej niz wystarczajaco dorosly kiedy sie ze mna ozeniles, wiec teraz znos to z godnoscia". Rozsmieszylo nas to oboje... na szczescie dla nas obojga okazji do smiechu nam nie brakuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Star, podziwiam, bo dwóch emerytów na raz to jednak wyższa liga. Uśmiałam się z Twojej riposty, jesteś mistrzynią. Rzeczywiście, Wspaniały był mocno dorosły, jak się żenił, na dodatek był i jest inteligentny, więc wiedział co robi, a jak wiedział i chciał, to uwagi może mieć tylko do siebie. Zawsze to powtarzam mojemu Arturowi, co se wybrał to ma i niech nie narzeka, bo mógł trafić gorzej.

      Usuń