Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zadowolenie z życia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zadowolenie z życia. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Powtarzam się? Nie szkodzi



W drodze ze sklepu przyglądałam się przechodniom. Gdyby sądzić po minach to większość mijających mnie ludzi nie była specjalnie szczęśliwa. Grymas niezadowolenia na twarzy, zacięte usta, smutne oczy, zupełna obojętność wobec tych, którzy są obok, i ani śladu uśmiechu. Odruchowo przejrzałam się w wystawowej szybie, czy też tak wyglądam. Uspokoiłam się, bo choć nie wyglądałam na bardzo szczęśliwą, to na nieszczęśliwą też nie.

Nie sądzę, żebym miała lepiej niż inni, ale mimo to wyglądam na bardziej zadowoloną. Nie jestem hurra optymistką, bo widzę wiele ciemnych stron życia, a moja refleksyjna natura przyciąga do mnie niczym magnes smutki duże i małe. A jednak bilans końcowy wychodzi mi na plus.

Może powodem mojego zadowolenia jest brak wygórowanych wymagań? Bo rzeczywiście, staram się żyć szczęśliwie w tych warunkach jakie mam. Natura nie obdarzyła mnie dobrym zdrowiem, los poskąpił bogactwa, moje pięć minut szybko się skończyło, z głupoty zaprzepaściłam kilka talentów i możliwości, ale... mimo to nie jest źle.

Żyję. Mam wokół siebie ludzi, których kocham i którzy mnie kochają. Mam ciepły i spokojny dom. Bogata nie jestem, ale stać mnie na płacenie rachunków i mogę sobie pozwolić na drobne przyjemności. Czy to mało? Moim zdaniem nie. A bez willi z basenem, konta z wielką ilością pieniędzy, ekskluzywnego samochodu, urlopu na egzotycznych wyspach, mogę żyć. Niechętnie, ale jednak. Więc co miałoby mnie unieszczęśliwiać i pozbawiać radości życia? Jak bym chciała, to bym coś znalazła, ale nie chcę. Wolę się skupiać na tym, co dobre. Zamiast analizować jakich luksusów los mi poskąpił doceniam to, co mi dał.

Kiedyś zastanawiałam się jacy ludzie mają w życiu najgorzej. Oczywiście nie chodziło mi o to, żeby jak najszybciej do nich dołączyć, ale przeciwnie, nie pójść tą samą drogą, która prowadzi do rozgoryczenia. I tak, moje rozmyślania doprowadziły mnie do wniosku, że najgorzej mają ludzie, którzy chcą zawsze mieć łatwo, lekko i przyjemnie.

Nie odkryję Ameryki, jak powiem, że każdemu człowiekowi towarzyszy jakiś rodzaj cierpienia, bo życie nie jest linią prostą, wznoszącą się wprost do nieba. Ludzie na ogół to wiedzą, jednak nie chcą przyjąć do wiadomości, że wykres ich życia może być sinusoidą i trzeba się z tym pogodzić. Obraz świata jest dualistyczny, więc spotykają nas rzeczy dobre i złe, pogodna aura przechodzi w burzową, radość miesza się z cierpieniem, spokój z niepokojem, itd.

Unikanie za wszelką cenę nieprzyjemnych aspektów naszego życia prowadzi najczęściej do większego cierpienia, rozczarowania sobą i swoim życiem. A drogi na skróty najczęściej prowadzą na manowce. Drzwi do szczęścia dają się otwierać tylko kluczem, więc stratą czasu i sił jest szukanie wytrycha.

Dlatego coraz rzadziej wybieram to co łatwiejsze zamiast tego co ważniejsze. Nauczyłam się żyć pełniej w takich warunkach jakie w danej chwili mam, co nie oznacza rezygnacji z dążenia do dobrostanu. Ale gdy trafiam na drodze na wyboje, to mówię sobie, jak niezapomniany Kobiela w roli trenera narciarstwa:”Jak się nie przewrócis to się nie naucys. Łoo!”.

Strasznie się rozpisałam, ale rzadko zaglądam na bloga, więc może jakoś zniesiecie moje wywody. W ubiegłym tygodniu dużo czasu poświęciłam sobie – joga, pogaduchy z Przyjaciółkami, zabiegi kosmetyczne, badania kontrolne – więc teraz powinnam się skupić na obowiązkach. Dzisiaj mają mi przywieść maliny, więc pobawię się w kuchni. 






czwartek, 19 stycznia 2012

Każdy ma jakiś talent

graphicarea
Każdego ranka poświęcam pół godzinki na to, co można w skrócie nazwać rozwojem osobistym. 

Robię w tym celu różne rzeczy; czytam, ćwiczę, medytuję, słucham wykładów. Dziś wysłuchałam wykładu eksperta w dziedzinie rozwoju osobistego Krzysztofa, Litwińskiego. Wykład był poświęcony talentom.

Definicja talentu wg Gallupa, którą posługiwał się wykładowca, brzmi następująco: Talent, to każdy powtarzalny wzorzec: myślenia, odczuwania, zachowania, który może znaleźć praktyczne zastosowanie.

Powszechnie panująca opinia na temat talentów jest taka, że jest to jakaś ponadprzeciętna umiejętność, najczęściej w dziedzinie artystycznej. Tak jednak nie jest, bo talenty mogą dotyczyć bardzo różnych sfer naszego życia. Trzeba je tylko w sobie odnaleźć.

Kiedyś też uważałam, że nie mam żadnego talentu i jestem baaardzo przeciętnym egzemplarzem człowieka. Dzisiaj już tak nie myślę, bo wiem, że mam wiele talentów. Spokojnie, nie popadam w megalomanię, nie sądzę, żebym była geniuszem i nie rozglądam się za jakimś cokolikiem, na którym mogłabym sobie stanąć, jak wzór cnót. Dostrzegłam po prostu swoje możliwości i staram się je wykorzystywać. A to kilka przykładów.

Mam talent manualny, więc wykorzystywałam go robiąc różne rzeczy; szyłam, robiłam na drutach i szydełku, malowałam, robiłam dekoracje. Jednak kiedyś nie uważałam, że to jest coś, nad czym warto się zatrzymać. Pamiętam, że gdy wylądowałam na bezrobociu, zajęłam się produkcją stroików. Znajoma miała otworzyć kwiaciarnię i potrzebowała kogoś, kto robiłby stroiki ze sztucznych kwiatów. Bardzo to lubiłam, chociaż nie sądziłam, że to jakiś talent.

Mam łatwość nawiązywania kontaktów i ta umiejętność pomogła mi znaleźć nową pracę. Świetnie czułam się w roli marketingowca i szybko awansowałam na kierownicze stanowisko, ale też do głowy by mi nie przyszło, że mam do tego talent. Uważałam raczej, że moje umiejętności nie są niczym ważnym i nie starałam się za bardzo, żeby je rozwijać.

Potem moje życie się skomplikowało i musiałam zaczynać wszystko od nowa. Mimo trudności jakoś sobie poradziłam, bo umiem się szybko przystosowyważ do zmieniającej się sytuacji. Jednak do głowy by mi nie przyszło, że radzenie sobie z przeciwnościami losu, to też jakiś talent.

Od jakiegoś czasu wykorzystuję moją dużą wyobraźnię i zamiłowanie do pisania, ale wcześniej tego nie robiłam, bo przecież nie miałam talentu. Dlaczego to się zmieniło? Powód jest prosty, teraz jestem na tyle świadoma siebie, że pozwalam sobie na robienie tego, co lubię i nie obawiam się negatywnej oceny. Znam swoje miejsce w szeregu, nie aspiruję do bycia literatką, po prostu wykorzystuję to, czym obdarzył mnie los i zarabiam pieniądze.

Dlatego, robię co mogę, żeby rozwijać swoje talenty i ćwiczyć się w byciu zadowolonym czlowiekiem. Każdemu polecam takie podejście do siebie, bo dzieki niemu można mieć lepsze życie i trochę satysfakcji.

piątek, 11 lutego 2011

Orzeł czy kura – nie wszystko zależy od ciebie

Współczesny świat nastawiony jest na sukces, więc powszechnie obowiązuje jeden model „lepiej – szybciej – więcej”. Trwa ciągła rywalizacja, która doprowadziła do tego, że przeciętny człowiek prawie nie daje sobie prawa do życia. Rzadko kto chce być sobą, jeżeli nie jest jednocześnie najlepszy, najzdolniejszy i najpiękniejszy.

W dążeniu do sukcesu nie ma niczego złego. Trzeba tylko wziąć pod uwagę, że ludzie mają różne predyspozycje i w związku z tym, jedni mają zadatki na bycie orłem a inni kurą. Niestety, często tracimy  rozeznanie, kim jesteśmy, na co nas stać, czego naprawdę pragniemy, a wtedy z determinacją próbujemy się  przerobić na inny model.

Tylko, co zrobić, jeżeli mimo usilnych starań wciąż do ideału daleko, a próby zmienienia siebie przynoszą jedynie zniechęcenie, rozczarowanie i brak energii? Są co najmniej dwa wyjścia. Można pogodzić się ze swoimi ograniczeniami albo poszukać pomocy fachowca.

Fachowców nie brakuje. Cała armia psychologów organizuje różne kursy, szkolenia, warsztaty, których celem jest nauka jak żyć i działać, żeby osiągnąć sukces. Niestety wśród specjalistów od naprawiania ludzi są też ci mniej uczciwi, którzy przekonują, że każdy może zostać, kim tylko zechce, że zawsze chcieć to móc i wystarczy tylko skorzystać z ich usług, by potem rozwinąć skrzydła i polecieć w chmury. I właśnie tacy fachowcy najlepiej prosperują na rynku usług psychologicznych, bo ludzie lubią wierzyć w cuda.

Tylko że, osoba, która z natury jest kurą i nie ma predyspozycji do latania, choćby wypociła się do dziesiątych potów, motywowała się i stosowała afirmacje nie przeskoczy wszystkich swoich ograniczeń. I co ma wtedy robić? Ma nie dopuszczać do świadomości, że chcieć nie zawsze znaczy móc i pójść na następny kurs albo przeczytać kolejny poradnik? Co wtedy, gdy próby zmiany siebie owocują wyłącznie frustracją? Znienawidzić swoje życie? Zgorzknieć, skwaśnieć i dziobać ze złości wszystkich, którzy polecieli wyżej? Czy może skrócić swój marny żywot i na własne życzenie skończyć w rosole?

Ja tam nie wiem, co inni powinni zrobić, nie mam gotowej recepty na udane życie, ale mam swoje przemyślenia i całkiem bezpłatnie chcę się nimi podzielić.

Nie mam nic przeciwko doskonaleniu się, pracy nad swoim rozwojem na różnych warsztatach, korzystaniu z pomocy psychologów, stosowaniu różnych form stymulacji. Sama to robiłam. Jednak nie polecam bezkrytycznego przyjmowania cudzych opinii i wiary w to, że wystarczy zastosować jakąś technikę i już z kury zmienimy się w orła. Takie podejście nie doprowadzi do sukcesu, ale do frustracji na pewno.

Znam siebie i nie sądzę, żebym była orłem. Ambicji wystarcza mi tylko na to, żeby być najlepszą kurą, jaką być mogę. Dążąc do rozwoju biorę pod uwagę wykorzystanie wszystkich danych mi przez naturę przymiotów, ale uwzględniam też wszystkie ograniczenia, których nie przeskoczę, choćbym nawet pękła z wielkiej ochoty. Nie aspiruję do ról, do których się nie nadaję, tylko dlatego że inni to robią. Nie stroję się w cudze piórka, bo wolę zadbać o swoje.

Łażę po swoim podwórku, prowadząc kurze życie, i ulepszam siebie na swoją miarę, ale za to najlepiej jak umiem. Z podziwem spoglądam na orły, ale nie łudzę się, że będę jednym z nich, nie zielenieję z zazdrości, nie usycham z zawiści i wcale nie czuję się gorsza. Patrzę, co z doświadczeń orłów mogłabym wykorzystać w swoim kurzym życiu, ale wiem też, że orłowi trudno byłoby dreptać po moim podwórku, drapiąc pazurem ziemię za każdym najmniejszym robakiem, wypatrując ukrytego w piachu ziarenka. Bo tak się składa, że z daleka wszystko jest łatwe, a tak naprawdę, to wszystkiego trzeba się nauczyć i każdy nadaje się do czegoś innego.

Nie mówię, że nie marzy mi się lot w chmury. Od czasu do czasu i ja podskoczę sobie wyżej, podfrunę kawałek, złapię trochę wiatru w skrzydła. Jednak nie mam pretensji do siebie i świata, że nie gniazduję w górach tylko siedzę na grzędzie. Mam to szczęście, że potrafię cieszyć się swoim życiem i lubię siebie taką jaka jestem. Można powiedzieć, że jak ślepej kurze ziarno, tak mnie trafiło się trochę mądrości i dobrze rozumianej pokory. Pokory, która pozwala godzić się z własnymi ograniczeniami, bez utraty szacunku do siebie. A zamiast zaprzeczać temu kim jestem, wolę rozumnie rozwijać to, czym obdarzył mnie los.

Na koniec mam odezwę, bo jak każda kura, lubię trochę pogdakać. No lubię i już, to pewnie przez ten kurzy móżdżek.

Kochane Kury, nie starajcie się na siłę przerobić, doskonalcie się wedle swoich możliwości. Żeby prowadzić szczęśliwe i twórcze życie nie musicie zostać orłem. Kura to też ptak, tylko innego rodzaju, też może być szczęśliwa i osiągać swoje szczyty.