Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Po co mi to

Na pierwszych stronach gazet informacje o tym, że ZUS ukisił gdzieś 40 mln. zł, raport Millera nieprawdziwy, więc jedynie prawi i sprawiedliwi chcą ukarania winnych, aptekarze protestują, lekarze też niezadowoleni, ludzie boją się kryzysu a ja głupia o tym czytam i nie wiem już, który raz, zastanawiam się, po co mi to. No, chyba tylko po to, żeby psuć sobie nerwy i budować tasiemcowe zdania.

Wszystko dokoła coraz bardziej skundlone i nienormalne. Świat w przyspieszonym tempie schodzi na psy a siła sprawcza obywatela coraz słabsza. Ruch Oburzonych ma w Polsce mizerne poparcie, bo my, jako naród, lubujemy się w przegranych sprawach, więc wolimy po raz setny pochylać się nad przeszłością zamiast spojrzeć na jutro i coś z tym robić.
Politycy pilnują stołków i mają obywatela tam gdzie kura jajo. Obywatele narzekają, ale poza tym nic nie robią, żeby coś zmienić.

Dlatego ja staram się nie narzekać, a jeżeli już, to jak najmniej. Robię ze swoim życiem to, co mogę a o tym, na co nie mam wpływu staram się nie myśleć. Nie zawsze mi wychodzi, ale przynajmniej się staram.

Gdybym była z natury działaczką, to zorganizowałabym oddolny ruch, skupiający ludzi, którzy są z "czegoś"niezadowoleni . Celem tego ruchu byłaby pomoc w organizowaniu się poszczególnych grup. 


I tak, chorzy by się skrzyknęli, żeby wspólnie złożyć pozew zbiorowy przeciwko państwu, które nie dotrzymuje warunków umowy. Dlaczego nie? W końcu, kiedy państwo przymusowo zabiera pieniądze na składkę zdrowotną a potem trzeba czekać miesiącami na leczenie, to nie dotrzymuje umowy, więc do sądu z takim państwem.


Partia rządowa czy opozycyjna, mająca reprezentować interes ogółu, też może bardziej by się starała, gdyby wiedziała, że naród się zorganizuje i wybierze sobie nowych przedstawicieli. 


A tak to mamy, co mamy. Jedno wielkie szambo, w którym po powierzchni pływają największe śmieci.W psychologi jest takie pojęcie jak "darwinizm społeczny", który zakłada, że przetrwają jednostki najlepiej przystosowane, reszta skazana jest na zagładę albo podporządkowanie. Tylko, ja się pytam, dlaczego cała reszta ma się przystosowywać do sprytnej hołoty, która raz dopchała się do koryta i teraz ma gdzieś tych, co napełniają jej koryto?


Jedynym ratunkiem jest oddolna praca na rzecz państwa obywatelskiego, ale to wymaga działania a nie tylko narzekania. Tylko, komu by się chciało walczyć z wiatrakami, w kraju gdzie Don Kichot mówi o Dulcynei per ta stara k... 


Na koniec tego postu wklejam piosenkę  "Raj"mojego ulubionego J. Wołka.

sobota, 14 stycznia 2012

Wyłowione w sieci

Znalazłam w sieci kilka pięknych zdjęć, których autorką jest jedna osoba Kalina P. Przyda się trochę kolorów i złotości, gdy na dworze  zima, więc wkleiłam je na blog..




















































  
A takie kolory dominowały w dzisiejszym pejzażu, dużo szaro-niebieskiego, trochę czerni i bieli. Wszystko przyprószone drobniutkim śniegiem, który leciał z nieba jak kasza manna. Muzyczną oprawę stanowiły szeleszczące podmuchy wiatru przemieszane z krakaniem wron siedzących na drzewach.

piątek, 13 stycznia 2012

Łapać jelenia - nowa dewiza banku

Trzynastka to dla mnie niezbyt szczęśliwa data i nie dlatego, że jestem jakaś przesądna. 







Tak się złożyło, że trzynastego w piątek przed godziną trzynastą miałam wypadek a dokładniej mówiąc zostałam rozjechana przez pijaka na głównej ulicy mojego miasta. 


Żeby było zabawnie, to powyższe odbyło się to na pasach i przy zielonym świetle. Od tamtej pory ta data mi się źle  kojarzy.

Dzisiejszy poranek też był z gatunku miłych inaczej. Odebrałam telefon od pracownika banku, w którym mieliśmy lokaty, że jestem winna bankowi 1% wartości tychże. Byłam ciekawa, z jakiej to okazji, szczególnie, że na początku tygodnia lokaty zlikwidowałam. Pan wyjaśnił mi, że awizowałam wypłatę gotówki a potem zrobiłam przelew, więc zgodnie z regulaminem banku powinnam zapłacić karę wynoszącą właśnie 1% awizowanych środków. Ponieważ hasłem przewodnim tego banku jest „wyższa kultura bankowości”, więc pan kulturalnie próbował zrobić ze mnie jelenia. 

Sprawa rzeczywiście wyglądała tak, że chciałam wypłacić pieniądze w gotówce, bo miałam je ulokować na korzystniejszy procent w innym banku. Jednak, kiedy okazało się, że bank „A” nie wypłaci mi moich pieniędzy od ręki, bo zgodnie z regulaminem banku, taka kwota musi być awizowana na dwa dni przed wypłatą, a termin promocji lokaty w banku „B” kończy się następnego dnia, wróciłam (po 15 minutach) do banku „A”, który preferuje wyższą kulturę bankowości, i dokonałam przelewu środków na swój ROR.

Niestety pracownik, który awizował wypłatę gotówkową był już nieobecny, więc przelewu dokonałam u innego pracownika, któremu wyjaśniłam sutuację. Nie przewidziałam jednak, że pracownik, który przyjął dyspozycję przelewu, nie wykasuje z mojego konta rezerwacji pieniędzy na wypłatę gotówkową. No nie przewidziałam, ale bić się w piersi nie będę, bo nie jestem od tego, żeby organizować pracę pracownikom banku.

I tu powstała różnica, stanowisk i interesów, pomiędzy mną a bankiem. Pan z banku tłumaczył mi, że powinnam zapłacić koszty transferu gotówki, bo bank nie może być stratny. Ja z kolei powiedziałam panu, że jak chcą ze mnie zrobić jelenia, to muszą się najpierw postarać o prawomocny wyrok sądu, że mogą mnie odstrzelić. A potem kulturalnie się pożegnaliśmy, sądzę, że na zawsze.

Nie mam nic przeciwko jeleniom, ale nie zamierzam zostać jednym z nich.



środa, 11 stycznia 2012

Obejrzane w necie


wywiorski














Czasami oglądam sobie zdjęcia dostępne w Internecie i podziwiam umiejętności autorów. Sama mam zamiar nauczyć się robienia zdjęć, ale nie wiem czy technicznie podołam, bo w obsłudze urządzeń jestem utalentowana inaczej.

Wklejam kilka obrazów, które mi się spodobały i nawiązują do pogody, jaka jest dzisiaj. No, zima to to nie jest.


maik krzysztof



maik krzysztof
s3km3t


















ultramaryna






























wtorek, 10 stycznia 2012

Nie ma zimy, nie ma butów, a mężów nie ma po co brać na zakupy

No i gdzie ta zima, aż chce się zapytać, bo w kalendarzu 10 styczna a na dworze późny listopad. 








Mimo bólu kości powlokłam się na spacer a po drodze wstąpiłam do sklepu, bo mam fantazję, żeby kupić sobie nowe kozaczki. Fantazja może pospolita, ale kto powiedział, że muszę mieć bardzo oryginalne fantazje.

Niestety, ja wiem, jakie chcę mieć buty, a handlowcy nie wiedzą, więc butów nie kupiłam.
Ale za to popatrzyłam sobie na klientów.

Scenka małżeńska w obuwniczym.

Piękniejsza połówka siedziała obstawiona kilkoma parami butów a szanowny małżonek stał nad nią z miną męczennika, który właśnie usłyszał, że do świętości brakuje mu jeszcze kilku spektakularnie ciężkich przeżyć.
- Wituś, to które mam wziąć?
- Może te – zaproponował niepewnie Wituś.
- No co ty? Na takim obcasie, przecież nogi na lodzie połamię.
- A gdzie ty widzisz lód – powiedział z zrezygnowany Wituś.
- Ale będzie – upierała się małżonka.
- To weź te – wskazał na brązowe oficerki.
- Eee, ty to ze skrajności w skrajność. Najpierw każesz mi chodzić na szczudłach a teraz robisz ze mnie dżokeja.
- Przecież sama te buty wybrałaś – wymamrotał Wituś, któremu już tworzyła się nad głową mała aureolka.
- Nie wybrałam tylko oglądałam – sprostowała małżonka siląc się na spokój.
- To, które w końcu bierzesz? Sklep zaraz będą zamykać – Wituś tracił cierpliwość.
- Nie wiem, doradź mi – poprosiła małżonka.

Jakby mnie pytali, to radziłabym, żeby szanowna małżonka sama chodziła na zakupy albo zmieniła Witusia na geja, bo po co męczyć siebie i chłopa. Kto nie widział podobnej scenki ręka w górę. No, las to to nie jest.